P. CVI / TO BĘDZIE DŁUGI DZIEŃ

~ Hej Miśki! Króciutkie odautorskie - bardzo Was przepraszam za tak długi brak rozdziału, mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie ♥♥  Niemniej chcę Wam powiedzieć, że jesteście wszyscy szaleni, jak wszyscy diabli. Wczoraj zrzuciłam opowiadanie do jednego wordowskiego pliku i wyszło prawie 470 stron i prawie 290 000 wyrazów. Że Wam się chce to czytać to ja Was z całego serca podziwiam ♥  Nie przedłużam, miłego czytania Miśki!


Pojawienie się jednocześnie pełnego radości, jak i zmartwienia Hayato w drzwiach nie wróżyło niczego dobrego. Zwłaszcza, że nawet jeśli wieści, które przynosił, były ogromnej wagi, Dazai i tak chwilowo nie mógł niczego w związku z nimi zrobić. Nie dopóki stan Ren się nie ustabilizuje, nie dopóki lekarze nie skończą wszystkich potrzebnych badań i dopóki nie sprawdzą jej ran i nie zaszyją głębszych. I tak dziewczyna była na granicy paniki i Osamu doskonale wiedział, że gdyby nie jego obecność, Shizuki w ramach strachu zaczęłaby atakować zbliżających się do niej ludzi, prawie jak ranne, dzikie zwierzę. Koniec końców, po czasie, który wydawał się brunetowi wiecznością, lekarze podali jej środki uspokajające, dzięki którym dziewczyna bardzo szybko zasnęła, co Dazai wyczuł, gdy uścisk na jego dłoni znacząco się zmniejszył. Szef Portowej Mafii postał jeszcze przez dłuższą chwilę, upewniając się, że na pewno nie będzie tu już więcej potrzebny i wyciągając telefon by wybrać numer do jednej z najpozytywniejszych i najbardziej zaufanych mu osób. Nim jednak zdążył nacisnąć zielony przycisk, w drzwiach pojawiła się zmachana Kaguya, która najwidoczniej biegła, powiadomiona o zaistniałej sytuacji przez Hayato. Dazai uśmiechnął się na ten widok i schował telefon do kieszeni spodni. Dziwnie było mu bez płaszcza, ale w całym fermencie nawet nie pamiętał, gdzie i kiedy go zostawił.

- Pojawiasz się zanim w ogóle do Ciebie zadzwonię, zaraz zaczniesz stukać trzy razy obcasami i się teleportować - zażartował Dazai cicho, powoli odchodząc od łóżka, na którym leżała Shizuki. Kaguya spojrzała na niego ciężko i podniosła stopę tak żeby po kazać czarne buty na koturnie.

- Żal byłoby mi tych cudeniek, ale oczekiwania mogę prześcigać - odparła równie żartobliwym tonem, po czym natychmiast spoważniała. - Herszt Ozaki przydzieliła po cztery osoby do pilnowania każdego, kto brał udział w walce z naszej strony, więc nie musisz się o nic martwić. Nawet wewnątrz budynku, choć naprawdę czekam na dzień, w którym skończysz te cholerne przesłuchania i takie akcje nie będą konieczne.

- Takie akcje zawsze będą konieczne Kags - odparł z niejakim smutkiem Dazai, po czym poczochrał jej włosy i wyszedł z pomieszczenia.

Osamu skinąwszy głową na znak przywitania ze strażnikami, którzy pojawili się przed pokojem Shizuki, zanotował mentalnie, że musi wypytać lekarza o jej stan, a później przysłać jej porządnego psychiatrę. Tylko nie Kamiko, która będzie miała na głowie inny, bardziej rudy problem. Dazai pamiętał, kto leczył Ren nim ta trafiła do więzienia, jednak w wyniku dość nieszczęśliwego zbiegu okoliczności tamta lekarka zainwestowała swoją wiedzę dość niefortunnie, co kosztowało ją najwyższą możliwą cenę. Zza grobu nie mogła więc pomóc dziewczynie w potrzebie, nawet jeśli bardzo by chciała. No chyba, że włączyliby do akcji Nekromantę. Gość pozostawał jednak na liście oczekujących na przepytkę, mimo że Dazai ogromnie chciał wcielić go na jedno z wielu wciąż pustych miejsc w Eleven. Nie mógł jednak pozwolić sobie na zaciąganie długów u ludzi, którym wciąż nie wiedział, czy może ufać. Dlatego z ogromną dawką ulgi zobaczył zbliżającą się w jego stronę Ashidę, która stukając cieniutkimi obcasami, trzymając w dłoniach odpowiednie papiery, zbliżała się w jego stronę.

- Czasami naprawdę chciałabym się spotykać z ludźmi w przyjaźniejszych okolicznościach. I bezpieczniejszych dla nich - oznajmiła spokojnie, tuż po przywitaniu się i na szczęście powstrzymując się od komentowania stanu Osamu, który szczerze mówiąc nie wyglądał najlepiej.

- Świat nie bywa łaskawy dla ludzi, taka już jego natura - odparł tylko na to Dazai, powstrzymując się od zbędnych gestów, z których każdy, nawet najmniejszy, w jakiś sposób go bolał. W końcu on też nieźle przeholował, nawet nie chciał myśleć o tym, jak ogromnym zniszczeniom uległo jego ciało. - Muszę wejść jeszcze na chwilę do Nakahary nim oddam go w Twoje profesjonalne ręce, ale mam też ogromną prośbę. Potrzebuję trzech kobiet. Najlepiej z zawodu psychiatra, psycholog może sobie nie pogardzić. Powinnaś kogoś znać po fachu, prawda? Mamy tu dość ciężki przypadek. Myślałem, że dziewczyna poradziła sobie z traumą, bo miała na to dwa lata, ale jak doskonale wiesz, nie jestem znawcą w tej kwestii i mocno się pomyliłem. A dziś owa dziewczyna została przypadkowo narażona na czynnik, który wyzwolił traumatyczne przeżycia i mamy dość spory problem.

- Rozumiem, że trzy, bo selekcja? - dopytała Kamiko, choć bardziej było to stwierdzenie faktu. - Do kogo mają się udać?

- Dokładnie tak. Niech odmeldują się w recepcji, wyślę do nich Hayato najszybciej, jak będzie mógł się tam zjawić - odparł Dazai, z nawyku wybierając ludzi, którym ufał od wielu lat.

- Jestem na miejscu, a Ty potrzebujesz chwili z Nakaharą, dlaczego nie mogłabym tego załatwić od ręki? Skoro już tu jestem i mam odpowiednie uprawnienia i wiedzę? - spytała kobieta nim młodszy od niej chłopak, w ubraniu prawie całkowicie pokrytym krwią, odwrócił się i odszedł w swoją stronę.

- Bo Twoim priorytetem i jedynym zadaniem jest właśnie Nakahara. I nikt więcej z tej organizacji. Czy nawet nikt spoza moich ludzi. Twoim priorytetem zawsze ma być Chuuya. Czy to jasne? - spytał, pozornie spokojnie, ale Ashidę przeszedł taki dreszcz strachu, że miała ochotę na wszelki wypadek odwołać wszystkie sesje, które miała umówione do końca miesiąca. Zwłaszcza, że Portowa Mafia nie skąpiła grosza, gdy szło o zdrowie jej członków.

- Jak słońce - odparła, choć nie było takiej konieczności, bo Dazai po prostu ruszył w stronę pokoju Nakahary, wiedząc, że tam będzie na niego czekał Hayato, stojąc jak słup soli z tabletem w dłoniach i listą rzeczy, które wymagały uwagi Szefa. Osamu czasami miał wrażenie, ze zginąłby gdyby nie ten chłopak.

Dazai znalazł się w miejscu docelowym najszybciej, jak tylko zdołał. Nie dawał jednak jeszcze znaku Nakaharze, że już się pojawił, choć przywitał się z jego strażnikami klasycznym skinięciem głowy. Hayato spojrzał na niego z wyższym poziomem zmartwienia niż dotychczas.

- Szefie naprawdę uważam, że powinieneś dać się opatrzyć. Nikomu nie wyjdzie na dobre, jak zemdlejesz z upływu krwi czy od samych ran i osłabienia - zauważył delikatnie chłopak, na chwilę odrywając wzrok od niegdyś białej, zabarwionej obecnie na ciemnoczerwony kolor koszulki bruneta. - Zwłaszcza, że Twój stan w przeciągu ostatnich miesięcy też nie był najlepszy i powinieneś nieco zwolnić obroty - dodał, nie wygadując zbyt wielu szczegółów, ale Dazai i tak zrozumiał, co chłopak miał dokładnie na myśli.

- Jak będę się gorzej czuł to poproszę któregoś strażnika o eskortę do pielęgniarek - Osamu zbył troski chłopaka, nie chcąc skupiać się na sobie i swoim stanie.

- Mnie Szefie. Mnie dasz znać i Cię odprowadzę - poprawił go z automatu Hayato, wyszukując coś na tablecie.

- Ty będziesz niestety zbyt zajęty, ale naprawdę doceniam troskę. Psychiatra dla Ren. Przeleć wszystko szybko, co powinienem wiedzieć, bo naprawdę chcę już sprawdzić, jak czuje się Nakahara, dobrze? - spytał wyjątkowo łagodnie.

- Przyjdzie trójka? - odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak i widząc lekkie skinięcie głowy Dazaia, kontynuował zdobywanie potrzebnych mu informacji. - Ja, Kaguya, Poughi i Ty, tak? W tej kolejności? Okay, ściągnę go i załatwię zastępstwo u Shizuki za Kags. Pasuje Ci Szefie Sawao? Jest na miejscu - widząc kolejne skinięcia głową, chłopak naskrobał szybko wiadomość do odpowiednich ludzi i zajął się organizacją wszystkiego. - Dobra, to z głowy, ogarnę wszystko - obiecał Szefowi, któremu na dobrą sprawę obiecywać nic nie musiał, bo Dazai wierzył w niego bezgranicznie. - Pojawił się mały problem. Wakana Kobayashi zaczyna się nam odgrażać, że jeszcze nie wyciągnęliśmy jej z Alcatraz. Zwłaszcza, że dowiedziała się o zniknięciu Shizuki i kogoś o nazwisku Kenichi Dazai. Cóż za zbieg okoliczności z nazwiskiem Szefa tak swoją drogą - zauważył z lekkim uśmiechem chłopak, jednak widząc, jak wszelkie pozytywne emocje w ułamku sekundy znikają z twarzy jego rozmówcy, natychmiast spoważniał.

- To nie jest zbieg okoliczności. Musimy się dowiedzieć, co Alcatraz ma w papierach w sprawie zniknięcia Kenichiego. Tylko zrób to po cichu, tak żeby Nakahara się nie dowiedział. I zdobądź mi plany tego pieprzonego więzienia. Ten idiota zaraz rzuci się na głęboką wodę, a nawet nie wie jeszcze, którędy ma wejść czy wyjść - zarządził szybko Osamu. - Co z resztą spraw?

- Ludzie zaczynają narzekać na przetrzymywanie u nas Kunikidy, nawet nie nasi, Zbrojna rozpuściła wici. Fukuzawa chce się z Tobą również spotkać, bo Araki odezwał się, że ma już cały kosztorys na oba nasze budynki. Swoją drogą Araki też chce z nami omówić parę rzeczy. Harada ma już skompletowany Oddział Specjalny, cokolwiek by to nie było i też oczekuje spotkania. Ta dziewczyna od Yakuzy odmawia rozmowy z kimkolwiek poza Tobą i jednocześnie nie daje się ruszyć z przydzielonego jej pokoju i broni jej wariatka z zabójczymi wachlarzami, co byłoby zabawne w mandze czy anime, ale w rzeczywistości jest zbyt kuriozalne. No i Rodzeństwo wróciło z Meksyku. Chcą zdać raport i upewnić się, że wciąż są jednymi z nas.

- Jakieś wieści od naszych pozostałych podróżowiczów? - spytał Dazai spokojnie, chcąc mieć pełen obraz.

- Na razie żadnych wieści. Rozmawialiśmy o tym dość niedawno z Herszt Ozaki i doszliśmy do wniosku, że już może najwyższy czas ogłosić te misje niepowodzeniami? Wiem, że mieli zdobyć ważne informacje, ale mieli na to pół roku, a niedługo miną trzy lata od ich wyjazdów. Cud, że Rodzeństwo przeżyło, ale to może być jednostkowy przypadek - uprzedził go delikatnie Hayato.

- Pamiętaj nasze motto Hayato - odparł Dazai, uśmiechając się lekko. - Nie ma ciała, nie ma trupa.

- To raczej wiązało się w tę drugą stronę Szefie. Taka przestroga żeby z dokładnością i ostrożnością pozbywać się zabitych przez nas ludzi. Tak żeby nas policja nie złapała - odparł chłopak z ewidentnym powątpiewaniem, przekazując jednak tablet w ręce Dazaia, który nie przestawał się uśmiechać, mimo że uśmiech ten zaprawiony był jednak lekkim smutkiem.

- Myślę, że jeśli odpowiednio przyjmiemy Rodzeństwo to nagle reszta też zacznie wracać do domu - odpowiedział Osamu. - Jak wszystko poogarniam to oddam Ci tablet, dzięki za wszystko Hayato. Zadzwoń też do Akiko, myślę, że nie będziemy potrzebować jej medycznych usług, ale dziewczyna wystarczająco się naczekała na swoje pięć minut.

- Nie ma sprawy Szefie - odparł radośnie chłopak. - Sprawdzę co u Kags i lecę na dół do recepcji.

Dazai przez chwilę stał jeszcze z ręką na klamce, nie wiedząc dokładnie, co ma powiedzieć Nakaharze. Bał się też zobaczenia, w jakim stanie był ukochany. A jednak nie potrafił zwlekać z wejściem do tego pokoju i w końcu spotkaniem się z nim. Dlatego też, zaznaczając, że nikt ma nie wchodzić do środka, sam wszedł i zamknął za sobą drzwi. Z miejsca odłożył tablet na wolne łóżko stojące obok tego, które zajmował Nakahara i podszedł do ukochanego.

- Jak się czujesz Chuu? - spytał ciepło, stając przy łóżku rudzielca i delikatnie splatając swoje palce z jego. Widok chłopaka otoczonego całym tym szpitalnym sprzętem, ciała owiniętego bandażami i poprzykrywanego plastrami, razem z pewnością, że nabawił się kolejnych blizn nie był zbyt przyjemny, bo Dazai po prostu się o Chuuyę martwił.

- Na pewno lepiej niż Ty - oświadczył chłopak, ściskając nieco palce bruneta, jakby w niemym znaku, że przecież wszystko jest okay. - Ale możesz mieć rację z tym, że potrzebujemy trochę treningu. Chociaż jeśli powiesz "a nie mówiłem" to złamię Ci rękę, przysięgam gnido - zagroził rudzielec, na szczęście Osamu nie do końca poważnie.

- Jakby to był pierwszy raz - prychnął brunet, uśmiechając się szczerze. Bo skoro Nakaharę stać było na głupie tekściki to znaczy, że chłopak czuł się naprawdę dobrze. - Powiedz mi proszę, że nie chcesz się dzisiaj wypisać. Nie idźmy zgodnie z tradycją.

- Oczywiście, że nie zamierzam tu siedzieć - odparł niemal oburzony rudzielec. - Aczkolwiek możemy zostać na obserwacji przez najbliższe dwadzieścia cztery jeśli dasz się teraz opatrzyć siostrze Chinatsu - zaznaczył Chuuya, rozpoczynając negocjacje.

- Doskonale wiesz, że jeszcze nie mogę - oznajmił Dazai, pochylając się tak by złożyć na czole Nakahary krótki pocałunek. - Jak ogarnę wszystko to ją poproszę, dobrze? Ale zostaniemy w szpitalu. Zostałeś postrzelony Chuu. Nie marginalizuj tego.

- A bo Ty nagle możesz? Widziałem, co i kiedy Cię trafiło. Już nie mówiąc o tym, że masz na sobie więcej krwi niż wtedy, gdy zszywałeś mnie pod prysznicem - zaznaczył rudzielec, podnosząc się tak, by usiąść, opierając się o szpitalne poduszki i zagłówek. - Załatw co musisz jak najszybciej i wróć tutaj. Od dłuższego czasu zbiera nam się na poważną rozmowę i ona musi w końcu dojść do skutku. Dzisiaj sobie uświadomiłem jak ważne jest, żeby odbyć ją jak najszybciej - skończył Chuuya, patrząc Dazaiowi prosto w oczy.

- Tak, Chuu, zestresuj mnie bardziej. W końcu wszyscy kochają złowieszczy teksty "musimy porozmawiać" - przedrzeźnił go nieco Dazai, ale prawdą było, że jego serce na chwilę jakby przestało bić.

- Leć. Tylko znowu się nie spóźnij - ostrzegł go Chuuya ignorując pełne niepewności spojrzenie Dazaia i pełną ironii podszytej lękiem wypowiedź, przyciągając do siebie na chwilę, zupełnie z zaskoczenia żeby pocałować go czule. Rudzielec mógłby przysiąc, że jedną z nielicznych rzeczy, które nigdy w życiu mu się nie znudzą, było czucie uśmiechu Dazaia na własnych ustach. Tak, jak nie mógł mu się znudzić sposób, w który Dazai delikatnie wplatał palce w jego włosy żeby niejako odgrodzić mu możliwość odsunięcia się. Tak, jak kochał to, że nigdy nie kończyło się na jednym pocałunku, niezależnie od pozycji. Tak, jak spodobało mu się to, że gdy przyciągnął do siebie bruneta za koszulkę, Osamu posłusznie usiadł na łóżku obok niego, całkowicie poświęcając czas tylko im, jakby nic innego się nie liczyło. Tym, czego Nakahara naprawdę nie cierpiał w ich pocałunkach było jedynie to, że zawsze kończyły się zbyt szybko.

- Ja się nie spóźniam. To inni przychodzą za wcześnie - oznajmił Osamu z uśmiechem i chwytając w dłonie po drodze tablet, zniknął za drzwiami pokoju Chuuyi, w progu posyłając mu jeszcze buziaka, tym razem o niebo spokojniejszy, że chociaż z rudzielcem wszystko jest względnie w porządku.

Szef musiał w jakiś sposób wyznaczyć sobie hierarchię tego, co miał do zrobienia. Bo miał tego na razie rzeczywiście dość sporo. Wakana mogła podburzać ludzi w Alcatraz, nie stanowiło to dla nich żadnego zagrożenia. Dazai doskonale wiedział, że Shizuki nie sprzedałaby dziewczynie żadnych bardziej znaczących informacji, więc czego żona Kobayashiego by nie powiedziała, Portówka była bezpieczna. Gorzej, że tego samego nie można było powiedzieć o Wakanie. Dziewczyna, która tak głośno kłapała językiem musiała w pewnym momencie podpaść, a jej mąż był stosunkowo nowy w gangsterskim świecie i prędzej czy później jego cierpliwość musiała się skończyć, a to z niemal stuprocentową pewnością owocowało zleceniem zabicia jej, gdy przyjdzie odpowiednia chwila. Osamu wyjął telefon i wybrał numer do jednej z Nowych Hersztów.

- Yuriko? Dazai z tej strony - oznajmił spokojnie, będąc świadomym, że to ich pierwsza telefoniczna rozmowa i mając szczerą nadzieję, że dziewczyna nie zacznie sypać bezsensownymi frazesami i formalnościami, których tak nie lubił. - Mam dla Ciebie zadanie. Skontaktuj się z Herszt Ozaki, jej pomoc na pewno Ci się przyda. To po pierwsze. Po drugie znajdź wszystko, co dasz radę o Wakanie Kobayashi, z tym również Ozaki powinna Ci pomóc. I Izaki, jeśli skończył już tworzyć bazę danych. Może nawet któreś użyczy Ci ludzi. Musisz jutro pójść z niewielkim Oddziałem i spróbować wyciągnąć dziewczynę legalnie. Znajdź jakiegoś kruczka prawnego czy cokolwiek. Tylko to musi być zrobione czysto i jednorazowo. Nie masz czasu na nieudane próby, nie masz nawet po prostu czasu. Jakbyś potrzebowała więcej ludzi to dzwoń.

Dziewczyna pełnym przerażenia głosem odmeldowała, że rozumie i wzięła się do pracy. Taką przynajmniej nadzieję miał Dazai, nawet jeśli kolejny telefon wykonał do Harady, tworząc plan zapasowy.

- Potrzebuję kilku ludzi, mały Oddział. Jeśli Yuriko zawiedzie w sprawie Kobayashi musicie wziąć więzienie szturmem, podstępem, jakkolwiek. Ważne jest tylko to żeby wyszła stamtąd cała i zdrowa. I nie zróbcie za dużej zadymy. Ma nie być o tym głośno. I przysięgam, że osobiście skręcę kark komuś, kto choć tknie kogokolwiek z Salvatruchy - oznajmił Dazai z chłodnym uśmiechem, którego Harada nie mógł przecież zobaczyć, ale potrafił sobie doskonale wyobrazić.

~ Dazai, wiem, że pewnie wolałbyś odłożyć to na później, więc się nie narzucam - zaczął mężczyzna po drugiej stronie słuchawki, gdy zakończyli pierwszą część rozmowy - ale musisz wiedzieć, że przygotowałem Oddział, o który prosiłeś. Puściłem informację do Hayato, wiem, że on ogarnia Twój grafik z Kaguyą. Niemniej, sądzę, że im szybciej wprowadzisz swój plan w życie, tym lepsze to będzie miało dla nas efekty. Kiedy możemy się spotkać? Chcesz poznać tych ludzi? Chcesz żeby oni znali siebie nawzajem czy wolimy tego uniknąć?

- Wiesz Harada, to zależy, jak bardzo ufasz tym ludziom - odparł Dazai z nutką ironii, przemierzając kolejne korytarze żeby odbębnić kolejne zadanie z listy, trzymając telefon między barkiem, a uchem, w dłoniach trzymając tablet i przeglądając notatki, które zostawił mu Hayato. Przynajmniej dopóki w pewnym momencie prawie nie zderzył się z osóbką, której nie zauważył aż do ostatniej chwili. - Poczekaj chwilę Harada- oznajmił, podnosząc wzrok i niemo pytając sterczącą przed nim Sayori, o co chodzi i dość sugestywnie i z ogromną rezygnacją patrząc na jej poharatany brzuch, chwilowo ukryty pod typową, mafijną, grubą i ciepłą bluzą.

- Musisz iść do młodej de Luki - oznajmiła dziewczyna spokojnie, machając ręką na zmartwiony wzrok Szefa, że nic jej przecież poważnego nie było. - Mówię serio Szefie. Laska jest absolutnie roztrzęsiona po dzisiejszych wydarzeniach. No i odstawiłeś przy niej całkiem niezłą rzeź.

- Załatwię Rodzeństwo i przyjdę do niej, upewnij się, że cały czas będzie z nią lekarz. A sama musisz iść do Izakiego i przegadać z nim, najlepiej też z Kaguyą, gdy tylko będzie wolna, bo na razie ma masę na głowie, co poszło nie tak z słuchawkami. No i trzeba zakwaterować Adsy gdzieś w Biurowcu, myślę, że stary apartament mój albo Nakahary się nada. Raczej mój, bo bogowie tylko wiedzą, jakim pedantem czasem bywa Chuu. Jesteś pewna, że czujesz się dobrze? Zaraz ogarnę Wasze kwestie medyczne i pogadam z lekarzami, ale może powinnaś się położyć? Ta rana nie wyglądała na drobną - zauważył ze szczerym zmartwieniem Dazai.

- Szefie, ta rana to naprawdę nic wielkiego. Miewałam gorsze za Twoich czasów. Nie wspominając czasów Moriego. Wyliżę się, po prostu na razie muszę darować sobie większą akrobatykę - zapewniła go dziewczyna enty raz, wiedząc jednak, że troska Osamu była prawdziwa i znając go na tyle by wiedzieć, że chłopak będzie sobie wypominał jej rany. - To jest właśnie ten problem. Słuchawki nie zawiodły. Powstrzymały każdego, kto miałby złe zamiary przed wejściem. Ściany i kuloodporne szkło też wytrzymało. Aż w pewnym momencie czas jakby zamarł i wszystko praktycznie implodowało.

- Chciałbym mieć nadzieję, że nikt z naszych wrogów nie odkrył Zdolności - oznajmił ciężko Dazai, wiedząc jednak, że jest to marzenie ściętej głowy. - Zabezpiecz proszę moje mieszkanie. Trupami zajmie się jednostka Fujimoto. Im też podrzucimy stworzenie oficjalnego oświadczenia, co tam się stało. Nie możemy odrywać na razie Yuriko od sprawy Wakany, więc to jedyna opcja.

Gdy dziewczyna tylko skinęła głową na znak, że rozumie i odwróciła się by zniknąć w gąszczu korytarzy, Dazai pozwolił sobie ciężko westchnąć, rozglądając się po chwilowo pustym korytarzu.

- To będzie długi dzień - oznajmił cicho, mając szczerą nadzieję, że uda mu się załatwić wszystko nim padnie z wycieńczenia, które odczuwał. Wiedział jednak, że jego obowiązki miały pierwszeństwo nad jego zdrowiem. Tak, jak jego obawa o ludzi, na którym mu zależało miała pierwszeństwo przed dosłownie wszystkim. Osamu szybko napisał krótką wiadomość do Fujimoto, prosząc kobietę o przyniesienie mu jakichkolwiek czarnych ubrań na zmianę i o spotkanie się z nim, by razem mogli odebrać wstępny raport Rodzeństwa. W końcu to byli jej podwładni. - Kontynuuj Harada, ufasz im?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top