P. CLXXXIX / ZWIĄZKI, ŻABY I ŚLUBY

Chuuya jęknął przeciągle budząc się. Ostatniego takiego kaca to zafundował sobie chyba po piciu z de Lucą, a i tak wydawało się, jakby to wydarzyło się wieki temu, a nie raptem parę miesięcy. Chłopak przeciągnął się i ze zdziwieniem zauważył, że jest we własnym łóżku. Rozejrzał się, mrużąc oczy, bo światło i tak wydało mu się zbyt ostre mimo absolutnie pozaciąganych zasłon i powoli spróbował połączyć fakty. Pamiętał jak przez mgłę, że był z kolegami w opuszczonej fabryce. I że prawie pozwolił się pocałować Rinowi. Później pamiętał zimny wiatr i przejście się gdzieś, ale nie miał pojęcia gdzie. Tak jak nie miał pojęcia, jakim cudem znalazł się we własnym łóżku. Spojrzał tylko absolutnie zrezygnowany na własne ubrania, ubrudzone ziemią i brudną od nich pościel, którą będzie musiał zmienić.

Zanim jednak zdążył załamać się nad własną głupotą, wyszedł do salonu, gdzie przywitała go Sachiko i Shuuji. Nakahara już chciał o coś spytać, ale poczuł się wybitnie źle, więc tylko biegiem rzucił się do łazienki, a tuż za nim ruszył jego starszy brat. Dziwnie było mieć kaca tak wielkiego, że powodował wymioty. Dziwnie, odwadniająco i zdecydowanie męcząco. Ale cóż, najwidoczniej taka kara za brak umiejętności w piciu bądź w opanowaniu ilości alkoholu, którą się w siebie wlewa.

- Wyglądasz prawie tak źle, jak Twoi towarzysze z miejsca, w którym Cię znaleźliśmy - oświadczył ze śmiechem Shuuji, delikatnie trzymając głowę brata, gdy ten zwracał wszystko, co tylko mógł do wnętrza toalety.

- A gdzie mnie znaleźliście? - spytał, praktycznie leżąc na desce klozetowej Chuuya.

- Na cmentarzu Smarku - odparł Shuuji, wybitnie dumny z tego, że udało mu się zażartować z tego, że jego brat wygląda tragicznie.

Nakahara nie potrafił jednak powstrzymać lekkiego uśmiechu i tylko gestem wygonił brata z łazienki żeby mógł przemyć twarz i umyć zęby. A potem udawać, że wcale nie spędził pierwszych minut tego dnia z głową w kiblu. Chuuya spojrzał na siebie zaskoczony. Był blady i lekko trzęsły mu się ręce. Miał też cholernie podkrążone oczy i po raz pierwszy od śmierci Dazaia zżerały go wyrzuty sumienia. Sprzedał sobie jednak mentalnego policzka, nie wiedząc jeszcze, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Nie wiedział, czego chciała od niego rodzina, z którą nie rozmawiał od ich ostatniej kłótni. A już na pewno, z którą się nie widział od tego czasu. Rudzielec niepewnie wyszedł z łazienki wciąż wycierając twarz ręcznikiem i obserwował uważnie dwójkę ludzi rozgaszczającą się w jego mieszkaniu. Shuuji szturmem zajął kanapę i zajął się oglądaniem jakiegoś przypadkowego serialu, a Sachiko królowała w kuchni.

- Chodź Chuu, zrobiłam Ci śniadanie - oznajmiła Sachiko patrząc na syna z lekkim uśmiechem i absolutnym niedowierzaniem.

- Myślałem, że ze sobą nie rozmawiamy - zauważył, Nakahara posłusznie siadając po drugiej stronie kuchennej wyspy i dziękując za posiłek.

- Cóż, takie sprawiałeś wrażenie. Jakbyś nie chciał żebyśmy się kręcili gdzieś przy Tobie. Więc daliśmy Ci trochę czasu i miejsca żebyś mógł zebrać się w sobie, ale nie chcemy Cię zostawiać samego. Raz zrobiliśmy ten błąd i więcej go nie powtórzymy. Zresztą, Dazai przecież też go zrobił, a jemu jakoś wybaczyłeś - odparła jego matka, sprzątając w kuchni i nawet na niego nie patrząc. - No wcinaj, jesteś pewnie trochę osłabiony po tym wczorajszym piciu. Bogowie, miałam nadzieję, że znajdziesz sobie przyjaciół i zaczniesz się trochę socjalizować, ale to wczoraj to już była przeginka.

- Nie wierzę, że porównałaś się do Dazaia - prychnął Chuuya z niedowierzaniem, ściągając na siebie uwagę matki. - Nie masz prawa się do niego porównywać. Nikt nie ma. Dazai nie zostawił mnie przeze mnie. Nie zostawił mnie dlatego, że mnie nie akceptował czy się mnie bał, jak zrobiliście to Wy. Zostawił mnie, bo bał się o mnie. Bo bał się, że mnie pogrąży i bał się, że zginie z powodów, których Ty nigdy nie zrozumiesz. Jego odejście złamało mi serce, ale z czasem uświadomiłem sobie, że było szlachetne. Bo gdyby nie odszedł to może z miesiąc czy dwa byłbym dalej jego partnerem, a później mógłbym tylko odwiedzać jego grób. Ty i Shuuji uciekliście, bo się mnie przestraszyliście.

- Długo nam tego nie zapomnisz, prawda? - spytała tylko Sachiko, nie kłócąc się z synem.

- A Ty byś zapomniała, gdyby role się odwróciły? - odpowiedział pytaniem na pytanie Chuuya. - No właśnie. Więc nie wymagaj tego ode mnie. Zwłaszcza teraz, gdy wszyscy wiedzą, że moja stabilność psychiczna to żart.

- Chcemy to naprawić. Chcemy jakoś Ci pokazać, że możesz na nas polegać i że to była jednorazowa wpadka - kontynuowała kobieta.

- Może umówmy się tak, że więcej nie będziemy poruszać tego tematu i ja po prostu udam, że się z Tobą zgadzam, co? Bo naprawdę miło jest mieć wspierającą i kochającą matkę. Ale w głębi duszy wiem, że nie mogę na Was polegać. Nie we wszystkim. Więc po prostu udawajmy, że jest między nami dobrze, Ty nie będziesz mnie oceniać przez pryzmat tego, jak żyję, a ja nie będę przychodził do Ciebie z moimi problemami, o których nie chcesz słyszeć. A już tym bardziej zawalony cudzą krwią. Możemy się tak umówić? - spytał Chuuya, popijając herbatę trzęsącą się ręką.

- Możemy - zgodziła się Sachiko, uśmiechając się smutno. - Napisałam do Sumawary, że nie czujesz się najlepiej i masz wolne przez cały weekend. Pomyślałam, że mógłbyś teraz trochę odpocząć, bo wciąż jesteś strasznie blady, ale że wieczorem moglibyśmy wsiąść w auto i pojechać sobie połazić po górach Rokko? Auto jest już spakowane, łącznie z namiotem. Jedna nocka w głuszy z dala od problemów, co Ty na to?

- Brzmi dobrze - uznał Chuuya. - Tylko się ogarnę i możemy jechać.

Sachiko i Shuuji poczekali na niego w salonie, gdy Nakahara szybko się wykąpał i wrzucił brudne ubrania oraz pościel do prania. Po prysznicu chłopak poczuł się nieco mniej martwy fizycznie, chociaż wciąż był blady i zamierzał solidnie ograniczyć jedzenie tego dnia. I picie tak w przyszłości, ale to powtarzał sobie za każdym razem, gdy przeholował z alkoholem. Już przed dwunastą siedzieli w samochodzie, a przed trzynastą byli już na szlaku, nawet tegoż samochodu nie widząc w oddali. Chuuya miał ze sobą lekki plecaczek z zapasami jedzenia oraz wody, Sachiko niosła najpotrzebniejsze drobiazgi, a Shuujiemu przypadł w udziale namiot, na który chłopak niewymiernie narzekał.

Pochodzenie po niemal pustych szlakach, oddychając czystym powietrzem i żartując sobie z rodziną było dla Nakahary absolutnym resetem, którego tak psychicznie potrzebował. Początkowo trochę się obawiał, że nie będzie w stanie zbyt długo iść, ale nogi same go poniosły i nawet widmo złego poczucia oddaliło się jakoś tak samoistnie. Zrobili kilka postojów na najbardziej znaczących punktach trasy, spoglądając na Kobe z góry. Jasne, ten widok nie mógł się równać z Wielkim Kanionem czy Monument Valley, ale też był na swój sposób piękny, bo jakby nie patrzeć to właśnie patrzyli na swój dom.

Dopiero wieczorem, gdy zaczęło się już ściemniać, znaleźli względnie płaską polankę niedaleko głównego szlaku, na której leżał kamienny okrąg sugerujący, że ktoś już wcześniej w tym miejscu robił ognisko i nawet przy tym nie zginął. Zachęceni tym, rozbili tam namiot, a Sachiko zaczęła przygotowywać im coś do jedzenia, gdy Shuuji zniknął na skraju polany żeby znaleźć trochę gałęzi i innych łatwopalnych pierdół, łącznie z szyszkami, które zamierzał wrzucać do ogniska żeby dać rodzinie niewielki zawał.

-Poznałem kogoś - oznajmił Chuuya, ogrzewając dłonie nad niewielkim ogniskiem, które przygotował im Shuuji.

- Opowiadaj - oświadczył muzyk, natychmiast siadając przy nim i otaczając go ramieniem żeby na chwilę przyciągnąć go na siebie i potargać mu włosy, a ich matka tylko spojrzała na nich, jakby znowu byli dziećmi, które nie potrafią się zachować.

- Na uczelni - kontynuował rudzielec, gdy już wyplątał się z uścisku brata i przeczesał krótkie włosy palcami. - To jeden z chłopaków ode mnie na roku. Jest starszy ode mnie. To jego drugi kierunek. Zrobił licencjat na filologii, ale mu się znudziło, więc uznał, że pójdzie na coś, co go interesuje i wylądował na historii sztuki.

- Jaką jest osobą? - spytała Sachiko ciepło.

- Nieodpowiedzialną - prychnął ze śmiechem Nakahara. - Jest zupełnie inny, niż Dazai. Niczego nie planuje, robi wszystko, co mu się podoba. Ale jest szczery i otwarty i ma takie prostolinijne spojrzenie na świat, że zawsze widzi w ludziach to, co najlepsze.

- Brzmi nudno - skomentował to Shuuji. - Zwłaszcza po Dazaiu.

- Nie znajdę drugiej takiej osoby jak Dazai - uświadomił go cierpko Chuuya.

- Brzmi jak ktoś, z kim możesz być szczęśliwy - oznajmiła Sachiko, mierząc muzyka morderczym spojrzeniem.

- No właśnie. I na tym się kończy. Bo to tylko brzmi dobrze - odparł Nakahara, wzruszając lekko ramionami i wpatrując się w płomienie. - Bo nie sądzę, że to ma jakiekolwiek szanse na wypalenie. Nie jestem debilem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla Was to pewnie byłoby wybawienie. Że pewnie zaczęlibyście myśleć, że zostawię Portową Mafię, skoro już mam alternatywę. Skoro mam studia i kogoś, na kim może w przyszłości mogłoby mi zależeć, a kto nie jest nijak powiązany z nielegalnymi interesami. Kamień spadłby Wam z serca, co? Wyszedłbym na prostą i nie musielibyśmy się więcej kłócić o to, kim jestem.

- Nie możesz być na nas zły za to, że życzymy Ci normalnego, udanego życia - zaoponowała delikatnie Sachiko, doskonale wiedząc, że narusza umowę, którą zawarli tego ranka. - Jesteśmy Twoją rodziną, najzwyczajniej w świecie trzymamy za Ciebie kciuki.

- Ale normalnością dla mnie jest Portowa Mafia - zauważył Chuuya. - To zawsze będzie część mojego życia. Tam czuję się sobą. Tam nie muszę nikogo udawać a ludzie i tak mnie akceptują. I lubię tę część siebie. Nie tylko dlatego, że tam coś znaczę i mam realną władzę, choć nie zaprzeczę, że dlatego też, ale po prostu podoba mi się atmosfera, która tam panuje. A nie mogę na przykład moim kolegom z roku powiedzieć, że hej, no fajnie się z Wami studiuje, ale jestem Szefem Portowej Mafii, więc no. To kiedy kolokwium z przyrki? - skończył swoją wypowiedź prześmiewczo Nakahara i zamilkł na chwilę. - Ale wracając. Prawie mnie ten chłopak ostatnio pocałował. Po pijaku. Odsunąłem się w ostatniej chwili, ale i tak mam wrażenie, że zdradziłem Dazaia i że nie powinienem się tak zachowywać.

- Smarku, chyba trochę przesadzasz - zaczął z lekkim uśmiechem Shuuji. - Po pierwsze, Dazai nie żyje. Nie możesz zdradzić zmarłego. Po drugie, nie znałem go zbyt długo ani zbyt dobrze, ale nawet ja wiem, że przedstawiał Twoje szczęście ponad wszystko inne. Byłby ostatnią osobą, która obraziłaby się o to, że ogarnąłeś własne życie i sobie kogoś znalazłeś. Ba, sądzę nawet, że byłby pierwszą, która obraziłaby się, że tego nie zrobiłeś. A jeśli sądzisz, że ten chłopak może dać Ci szczęście to dlaczego miałbyś sobie na to nie pozwolić?

- Bo trochę nie do końca wierzę w to, że to da mi szczęście - przyznał się szczerze Chuuya. - Już odstawiając chwilowo Dazaia na bok, bo on sam to dobry milion powodów dlaczego by tego nie robić. Ale po prostu mam wrażenie, że za bardzo się z Rinem różnimy. I jakby nie patrzeć, nie będę mógł mu powiedzieć o sobie. Nie będę mógł na nim polegać. Nie będę mógł się przed nim otworzyć tak, jak otworzyłem się przed Dazaiem. Zaczną się tajemnice, kłamstwa, wykręty i prędzej czy później to wszystko trafi szlag. I nie sądzę żeby to było fair wobec niego, że ja już nie potrafię tak mocno się zaangażować w związek. Bo nikogo nie pokocham tak mocno, jak Dazaia i wiem to nawet teraz. I wiem, że gdyby Osamu nagle jakimś cudem pojawił się na horyzoncie, to nieważne, czy umawiałbym się z kimkolwiek innym przez tydzień, miesiąc czy był rok po ślubie i tak rzuciłbym wszystko żeby do niego wrócić.

- Może po prostu musisz dać sobie szansę? - spytał Shuuji. - W końcu masz dwadzieścia trzy lata Smarku. Większość życia przed Tobą. Masz teraz czas żeby się zakochiwać, odkochiwać i łamać ludziom serca albo łapać jakieś jednorazowe przygody. Może musisz przez to przejść żeby zauważyć, że potrafisz na nowo czuć i że kiedyś dzięki temu dasz radę się zakochać? To, że się do kogoś przytulisz, pocałujesz czy potrzymasz za rączki nie oznacza nagle, że musisz spędzić z nim życie. Może kiedyś będziesz tego chciał, ale nie rozwalaj sobie teraźniejszości myśleniem o przyszłości. I kto wie? Może uznasz któregoś chłopaka, czy to Rina, czy kogokolwiek innego za godnego choć części Twoich sekretów?

- Tia, a potem mnie zostawi tak jak Wy - zauważył logicznie Nakahara. - Nie wydaje mi się, że mógłbym być w związku z kimś, kto jest spoza świata, w którym żyję. A w świecie, w którym żyję wszystko za bardzo przypomina mi Dazaia. Już nie wspominając o tym, że jednak jestem romantykiem i takie rzeczy po prostu nie są w moim stylu.

- Więc daj szansę Rinowi. Nie traktuj tego jako związku. Nie planuj Waszej wspólnej starości. Niech to będzie dla Ciebie odskocznia i sposób żeby na nowo zacząć czuć. A kto wie, może za jakiś czas Twoje serce się uspokoi i znajdziesz sobie kogoś w Twoim mafijnym otoczeniu i wtedy będziesz gotowy na nowy poważny związek - uznał Shuuji.

- Wiesz, że to skrzywdzi tego chłopaka, prawda? - spytał tylko Chuuya.

- No i? Zacznij myśleć trochę bardziej egoistycznie Smarku. Kiedy jak nie teraz? - odparł Shuuji jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i przytulił brata.

Porozmawiali jeszcze chwilę o wadach i zaletach ewentualnych związków i o tym, czego chciałby albo nie chciałby Dazai, ale ostatecznie Sachiko zmyła się do spania, zostawiając swoich synów absolutnie samych.

- Słyszałem Twoją rozmowę z rana z mamą - oznajmił cicho Shuuji.

- Dziwnie by było gdybyś jej nie słyszał - zauważył logicznie Nakahara.

- Po prostu chcę żebyś wiedział, że wiem, że zjebałem. I że nie musisz traktować mnie z matką w jednej kategorii. Możesz przyjść do mnie z każdym problemem. Czy to coś z uczelni, czy chłopak, czy mafia. Możesz nawet przyjść oblany cudzą krwią, a ja Ci pomogę. Więcej nie zawalę - obiecał Shuuji. - Obiecuję, że więcej nie wystawię Twojego zaufania na szwank. 

- Wszyscy mi to obiecują Shuu - oznajmił ze smutnym uśmiechem Chuuya. - Wszyscy obiecują mi takie niestworzone rzeczy, że prawie mam ochotę w to uwierzyć. Że jestem najważniejszy. Że mnie kochają. Że mnie wspierają. Że mnie nigdy nie zostawią czy nie zdradzą, czy nie okłamią. A potem wszyscy mnie zawodzą. Chyba już przestałem wierzyć w takie obietnice. Przestałem wierzyć w słowa. I zaczynam wierzyć w czyny. Więc jeśli chcesz kiedykolwiek odbudować naszą relację na takim poziomie, na jakim była zanim uznałeś mnie za potwora to dobrze radzę Ci wziąć przykład z rodziny de Luca. Bo chwilowo to oni są mi bliżsi, niż Wasza dwójka - zakończył swoją wypowiedź Nakahara, delikatnie klepiąc brata po ramieniu na odchodne i skierował się do namiotu żeby pójść spać, zostawiając zielonowłosego samego przy ognisku.

Chuuyę obudził dźwięk wibrującego telefonu, więc natychmiast wygrzebał się ze śpiwora i zabrawszy telefon, wyszedł na zewnątrz namiotu, klnąc na cholerne zimno, które uderzyło w niego zupełnie niespodziewanie. Nic zresztą dziwnego, skoro Shuuji też pewnie nie za długo siedział i zgasił ognisko żeby przypadkiem nie wywołać pożaru. Trzęsąc się i narzekając, Chuuya odszedł kawałek żeby na pewno nie obudzić rodziny i westchnął ciężko.

- Adsy, czy Ty się z żabą na mózgi zamieniłaś? Jest czwarta w nocy - oznajmił zaspany Nakahara bluźniąc pod nosem i odbierając telefon od Włoszki, natychmiast włączając też widok z kamerki, mimo że początkowo światło ekranu absolutnie go oślepiło.

- Po pierwsze od narzekania robią się zmarszczki - odparła Włoszka, wzruszając ramionami. - Po drugie, żarty o żabach są denne. Nie mówiąc już o tym, że pasują do Francuzów debilu. Nie do Włochów. A po trzecie to mam do Ciebie ogromną prośbę.

- Nie może poczekać do rana? - spytał tylko zrezygnowany Chuuya, ale i tak w pełni się już rozbudził. - Co tam potrzebujesz mały potworze?

- Chcę żebyś odprowadził mnie do ołtarza razem z moim ojcem - oświadczyła Adsy, wstrzymując oddech i czekając na decyzję rudzielca.

- Do ołtarza? W kościele? W sensie na ślubie? - spytał chłopak w odpowiedzi, nie ogarniając przez chwilę rzeczywistości.

- Tak debilu. Na ślubie. Na moim ślubie w przyszłą sobotę. Będziesz? Zawsze zakładałam, że Dai odprowadzi mnie razem z papą, ale chyba za długo się ociągałam z decyzją. A nie wyobrażam sobie mieć tylko jednej osoby przy sobie w tak ważnym momencie. Rose będzie szła z dzieciakami i niosła poduszkę z obrączkami, więc ona nie może. A poza tym, jest moją główną druhną, nie chcę dorzucać jej kolejnego zadania. Więc jak? - spytała niecierpliwie dziewczyna.

- Jasne, że będę. Jestem zaszczycony, że o mnie pomyślałaś - odparł z szerokim uśmiechem Nakahara, czując jak ogromne ciepło rozlewa mu się po sercu i obserwując, jak Włoszka rumieni się.

- Zamknij się debilu - oznajmiła tylko. - Masz tu być w piątek o dziesiątej najpóźniej albo wrzucę Cię pod koła nadjeżdżającego samolotu, jasne? Masz sporo do ogarnięcia.

- Będę w czwartek - obiecał Nakahara uspokajająco i gdy Włoszka rozłączyła się, poszedł spać w o wiele lepszym humorze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top