P. CLXXXIII / NOWY NAWYK CHUUYI
Rose cicho zamknęła za sobą drzwi i podeszła do łóżka Nakahary, siadając na jego brzegu i delikatnie gładząc go matczynym gestem po ramieniu, uśmiechnęła się zachęcająco. Wiedziała, że chłopak nie spał. Widziała, jak podniósł głowę żeby zobaczyć, kto wchodzi, po czym wrócił do pierwotnej, skulonej pozycji. Gdyby to był ktokolwiek ważny zapewne usiadłby na łóżku i udawał, że wszystko jest w porządku. Gdyby to był byle pionek, pewnie wydarłby się na niego, a w najgorszej wersji pewnie posłałby biedaka szybkim lotem na ścianę. Skoro jednak weszła Rose to nie musiał robić niczego. Nie musiał maskować strachu gniewem, nie musiał sztucznie i na siłę zbierać się w sobie żeby udawać, że wszystko było w porządku. Mógł Rose pokazać się w dokładnie takim stanie, w jakim był. I to sprawiało, że dwa razy bardziej chciał za to wszystko Dazaiowi podziękować.
- Wiem, że nie śpisz skarbie - oznajmiła matczynym tonem kobieta. - Jak się czujesz?
- Trochę lepiej - przyznał cicho Nakahara, odwracając się tak, by leżeć przodem do kobiety. - Bardzo źle jest z Shuujim? Jest bardzo zły? Pewnie nie będzie chciał mnie już więcej widzieć - założył ze smutkiem w głosie.
- Shuujiemu nic nie jest - uspokoiła go z miejsca Rose. - Słowo honoru. Sam zresztą mówił, że wychodził z bójek w barach z gorszymi obrażeniami. I twierdzi, że rozumie, że nie zrobiłeś tego celowo, więc w ogóle się tym nie stresuj, dobrze?
- Spowodowałem duże straty? - spytał chłopak niepewnie.
- Cóż, zniszczyłeś jeden całkiem ohydny wazon, parę roślinek i kilka książek, ale myślę, że nikt nie będzie miał problemów z takim poniesieniem kosztów - odparła z lekkim uśmiechem de Luca. - Ale kiedyś będziesz musiał za to podziękować Seiiyi. Gdyby nie jej szybka reakcja i Zdolność to straty pewnie byłyby o wiele gorsze. Powiedz mi Chuu, zdarzało Ci się już coś takiego kiedyś?
- Nie. Nigdy - odparł rudzielec, mocniej zaciskając palce na poduszce i uśmiechając się karykaturalnie. - Nawet śmiałem się z tego powodu z Dazaia, wiesz? On miał taki moment w swoim życiu, gdzie nie był do końca pewien swojej Zdolności i chciał się ode mnie odsunąć, bo nie wiedział, czy nad nią zapanuje. A ja to zbyłem, jakby to było nic. I przekonałem, że nie musi trenować, że nie musi się izolować. Jakimś cudem to zadziałało. Ale sam nigdy tak nie miałem. W sensie, ja wiem, że nie mogę ufać swojej Zdolności do końca. Nie panuję nad swoim Drugim Źródłem. Nigdy nie panowałem. Potrafię je wyzwolić, ale to zawsze Dazai musiał dezaktywować moją Zdolność żebym mógł odpocząć, bo inaczej skończyłoby się to moją śmiercią. Ale nad podstawową formą zawsze panowałem. Także cała ta akcja to dla mnie absolutna nowość.
- A atak paniki? Taki zwyczajny, bez Zdolności? - spytała delikatnie Rose.
- Parę się zdarzyło. Parę większych nawet ostatnio. Ale Dazai zawsze był przy mnie i potrafił mnie uspokoić, niezależnie od tego, jak źle było - odparł z lekkim uśmiechem Nakahara. - Ale zgaduję, że gdyby nie on to parę razy mogłoby się skończyć podobnie, jak dzisiaj.
Chuuya co rusz zaciskał i prostował palce, jakby nie mógł się zdecydować, co chciał zrobić z poduszką, do której się przytulał. Doceniał Rose jak cholera. Doceniał to, że nie oceniała go tylko podchodziła do niego z ciepłem, spokojem i otwartością. Prawie w dokładnie ten sam sposób, w który robił to Osamu, gdy Chuuya się czegoś bał. Może dlatego tak łatwo przyszło mu zaufanie jej i otworzenie nawet najbardziej wrażliwych części siebie.
- Chuu, Twoja mama i Twój brat czekają na korytarzu. Masz ochotę się z nimi zobaczyć? - zapytała de Luca poważnie. - Pamiętaj, że możesz odpowiedzieć "nie". A nawet jeśli się zgodzisz to możesz wyprosić ich jeśli tylko poczujesz się zmęczony.
- Shuuji pojechał po mamę? - spytał absolutnie zszokowany Chuuya, siadając i przesuwając się tak, by mógł oprzeć się plecami o zagłówek łóżka. - I ona przyjechała? Jaki ma nastrój?
- Martwi się o Ciebie. Prawie pokiereszowała Haradę, gdy powiedział, że jej nie wpuści tak z ulicy - odparła z lekkim uśmiechem Rose.
- To brzmi jak mama - przyznał z lekkim uśmiechem Nakahara, ale głos zaczął mu się łamać. - Ale jesteś absolutnie pewna, że chce mnie zobaczyć?
- Jestem absolutnie pewna - potwierdziła Włoszka, nie dopytując, dlaczego miałoby być inaczej. - Pójdę po nią i dam Wam trochę czasu i przestrzeni. W razie czego napisz to przyjdę, dobrze?
- Tak w sumie to wolałbym żebyś została - uznał chłopak. - Jeśli to nie problem oczywiście. Po prostu Twoja obecność mnie uspokaja. I nie do końca jestem w stanie teraz przewidzieć zachowanie mamy, swoje i własnej Zdolności, więc to będzie mieszanka wybuchowa.
Rose obiecała mu, że zostanie i wyszła tylko na chwilę, by ściągnąć rodzinę Chuuyi do jego pokoju. Sachiko wcisnęła Shuujiemu miskę słodkiej papki do rąk i niemal rzuciła się żeby przytulić syna, który w pierwszym momencie zamarł, jakby nie wiedział, co ma zrobić. Jakby nie patrzeć, gdy ostatnio rozmawiał z matką, ta uznała, że nie chce go więcej znać, więc miał pełne prawo do niewłaściwej reakcji. Po zdecydowanie zbyt długiej chwili wahania odwzajemnił uścisk, a jeszcze parę momentów później Sachiko usiadła na łóżku, delikatnie odgarniając włosy chłopaka i przyglądając mu się dokładnie. Miał parę mniejszych ranek na twarzy i jedną ogromną, o którą kobieta chciała spytać, ale Shuuji dał jej dyskretnie znak, że to zły pomysł, więc odpuściła.
Stanęło na tym, że Sachiko poprawiła wszystkie poduszki na łóżku Nakahary, Rose zajęła się popcornem i przekąskami, a Shuuji zbudował niezbyt stabilnie wyglądającą konstrukcję z książek żeby postawić na niej laptopa. Tak czy siak wszyscy przyłożyli się do przygotowania niewielkiego kina domowego i Chuuya nawet dał radę lekko uśmiechnąć się przez łzy.
- To jaki film chcesz obejrzeć Smarku? - spytał Shuuji, kucając przy gibiącej się konstrukcji.
- Footlose'a - oznajmił Chuuya. - To był ulubiony film Dazaia z tych wszystkich, do których obejrzenia go zmusiłem.
Chuuya oparł policzek o ramię starszego brata, pozwalając się chłopakowi lekko objąć, jakby miał się rozpaść od samego dotyku. Bliżej krawędzi łóżka wylądowały Sachiko i Rose, przy czym to Rose przypadło zaszczytne miejsce po prawicy młodszego Nakahary, który przez cały czas trwania filmu delikatnie ściskał jej dłoń.
Do wielkiej michy wszystkiego, co było słodkie w domu Nakaharów wbito cztery łyżki, choć widząc składniki dania, de Luca grzecznie podziękowała, wymigując się tym, że ma uczulenie na cukier i czekoladę, więc niestety musi zrezygnować. Chuuya przytulił więc miskę najbardziej ze wszystkich uczestników seansu i sam zjadł z połowę przygotowanej przez jego rodzinę papki. I dopiero, gdy w misce nie pozostało nic, poza samymi brudnymi łyżkami, dopiero wtedy młodszy Nakahara zorientował się, że przecież tyle razy wcinał z Rose słodycze we Włoszech. Kobieta spojrzała na niego z niewinnym uśmieszkiem, a chłopak w ramach gestu dobrej woli został jej cichym współwinnym, nie wyjawiając na jaw jej jakże wielkiego sekretu. Trochę pożartowali, trochę sobie poprzeszkadzali, ale ogółem atmosfera była stosunkowo radosna i delikatnie nawet udzieliła się Nakaharze, który udawał, że wszystkie jego łzy są związane z filmem, a nie z tęsknotą za ukochanym.
Chuuya zdawał sobie sprawę z tego, że jego rodzinę czekają lata rozmów i prawdopodobnie terapii. Rzeczy, takich, jakie powiedzieli sobie tak po prostu się nie zapomina. Doceniał jednak, że Shuuji sam z siebie pojechał po ich mamę i jakimś cudem przekonał ją do przyjazdu. Tak, jak doceniał fakt, że Sachiko potrafiła odłożyć ich niesnaski i kłótnie na bok w momencie, gdy naprawdę jej potrzebował. Z takim wsparciem rudzielec prawie miał wrażenie, że może dać radę. I tylko ciągle sięgał wolną dłonią do rzemienia, na którym miał zawieszony pierścionek zaręczynowy by chwilę poobracać go w palcach, nim zorientował się, co robi. Gdyby Dazai był z nimi pewnie wybuchłaby popcornowa wojna, puściliby Gwiezdne Wojny, a Osamu i Shuuji chwyciliby kije od szczotki żeby udawać, że są to miecze świetlne i zacząć ze sobą walczyć. Oczywiście zrobiliby to wbrew ostrzeżeniom spokojniejszej części widowni i oczywiście skończyłoby się dziurą w ścianie, gdzie obaj staliby na baczność, chowając kije za plecami i udając, że to wina tego drugiego.
Nakahara odpłynął myślami w stronę tego, jak mogłoby wyglądać ich życie. Jak pełne szczęścia, głupot i miłości mogłoby być. Nikt wcześniej nie sprawił, że Chuuya czuł się tak mocno kochany, jak kochał go Dazai. I chłopak szczerze wątpił, by kiedykolwiek miało się to zmienić. Ale musiał zmienić swoje nastawienie i był tego doskonale świadom. Wiedział, że nie wolno mu zapomnieć o przeszłości. Że nie może pozwolić żadnej chwili, którą spędził z Osamu, uciec z jego pamięci. Ale nie mógł też dla niej pogrzebać przyszłości. Musiał sobie zaufać, że da radę, tak, jak Dazai w niego wierzył.
Film bardzo szybko się skończył. Zdaniem Chuuyi aż za szybko. Choć może to i lepiej, bo nawet po raptem trzygodzinnym spotkaniu Nakahara czuł się wypluty z emocji. Pożegnał się więc z rodziną, przytulając ich i wrócił do łóżka. I zaciskając dłonie na obrączce, zasnął sam z siebie pierwszy raz od śmierci Dazaia bez koszmarów i bez budzenia się co kilkadziesiąt minut. Rose spała na kanapie tuż obok, będąc gotową w każdej chwili poderwać się i pomóc młodszemu bratu, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, gdy chłopak wyglądał tak spokojnie, gdy spał.
Następnych kilka dni było ciężkich dla wszystkich. Rany Nakahary powoli zaczęły się goić, przynajmniej te fizyczne. Na samo wspomnienie imienia czy nazwiska Dazaia, chłopak podskakiwał, jakby brunet miał za chwilę wyłonić się zza rogu. Rudzielec nie potrafił się też powstrzymać przed rozklejaniem się w najróżniejszych elementach. Bo jak mógłby nie? Skoro nawet durne przygotowanie posiłku przypominało mu o tym, jak świetnie współpracowali z Dazaiem w kuchni i jak bardzo Dazai śmiał się, że kucharza z Nakahary nie będzie. Łóżko dalej wydawało się zbyt puste, a ludzie schodzili mu z drogi, gdy tylko mogli.
Ale minęły dwa tygodnie od kiedy zobaczył śmierć ukochanego i powoli wracał do życia, otoczony rodziną i przyjaciółmi. To Harada wpadł na pomysł, by wyciągnąć ich wszystkich do restauracji, więc skończyli w jakiejś przypadkowej knajpie, w której serwowali zadziwiająco dobre jedzenie i musieli zsunąć cztery stoliki razem żeby jakkolwiek się razem pomieścić. I może wypili trochę za dużo, a Nakahara upił się tak na smutno, że Poughi musiał go później na plecach odnosić do jego pokoju, gdy Rose trzymała Chuuyę za rękę i co rusz powtarzała, że nic się nie stało i że każdemu zdarza się czasem przesadzić z alkoholem, bo Nakahara już po pijaku miał wyrzuty sumienia, że tyle wypił.
Po pewnym czasie Nakahara zaczął nawet względnie normalnie jeść. Jasne, wciąż był duchem samego siebie, ale nie miał już kolejnego ataku paniki, choć parę razy obudził się w środku nocy z krzykiem z koszmaru, wciąż na nowo przeżywając tę jedną scenę, która wyryła mu się w pamięci do końca życia. Przy niektórych takich momentach trwała przy nim Rose, przy innych Sachiko, która wspierała syna, jak tylko mogła. Niemniej Rose musiała wreszcie wrócić do domu, bo urlop, który sobie wzięła dobiegał końca. Nakahara wymusił na niej obietnicę, że będą regularnie rozmawiać i kobieta pocałowała go w czoło jak młodszego brata, który boi się, że widzi siostrę po raz ostatni. Pożegnanie się z de Lucą okazało się zadziwiająco ciężkie, ale Chuuya uśmiechnął się i pomachał kobiecie, gdy znikała mu z pola widzenia na lotnisku.
Przygotowanie się do egzaminów też szło mu całkiem nieźle. Tak naprawdę na spotkaniu Cuppoli był raz, tłumacząc się, że nie jest w stanie na razie przełamać się i przejrzeć planów Dazaia, a do odbudowy Portówki go nie potrzebują. Wszyscy wykazali się ogromnymi pokładami cierpliwości i zrozumienia, za co był im ogromnie wdzięczny. Chuuya wybrał na swojego Zastępcę Haradę, ale mężczyzna wiedział, że to tylko chwilowa sytuacja. Wszyscy tylko czekali aż Ozaki stanie na nogi żeby objąć tę pozycję. Niemniej zwolniło się jedno wolne hersztowskie miejsce, więc Chuuya bez ustalania tego z kimkolwiek uznał, że obsadzi na nim Ranpo, który cudem przeszedł ich testy. Ostrzegł oczywiście chłopaka, że czeka go sporo pracy i że będzie musiał nadrobić pod pewnymi względami, ale uznał, że skoro Dazai potrafił mu zaufać ze swoim życiem, on może zaufać mu z Portową Mafią. I w takich właśnie momentach dokładnie widać było, ile dla wszystkich dookoła znaczyło to jedno proste zdanie. Sam fakt, że Osamu komuś ufał otwierał przed nim takie możliwości, że było to niemal niewyobrażalne.
Harada z Poughim zajęli się rozkwaterowaniem ludzi do ostatniego członka Portowej Mafii i dokończeniem budowy obiektów, które mieli w posiadaniu. Obiektów, które obsadzono ludźmi, stworzono nowe miejsca pracy dla mieszkańców Kobe i które w założeniach ogólnych miały bardzo szybko przynieść znaczne zyski. Tori z siostrą zostali wysłani na kolejną misję. Mieli odnaleźć parę, która została wysłana do Afryki, a która jeszcze nie powróciła, mimo że minęło tyle czasu. Początkowo Rodzeństwo burzyło się, ale wystarczył jeden komentarz Nakahary, że Dazai wierzył, że reszta też żyje i ma się dobrze, by zamknęli usta i poszli się spakować.
Przez większość czasu w ciągu dnia Nakahara siedział otoczony książkami, z długopisem wetkniętym za ucho i robiący notatki jak szaleniec. Z jednej strony czuł, że ma potrzebną wiedzę, bo w końcu potrafił Dazaia godzinami zanudzać opisami obrazów czy dzieł w muzeach, które zwiedzili, ale z drugiej strony martwił się, że poprzeczka była strasznie wysoko. Mimo że nie była. Nie aż tak. Ale dzięki temu dał radę się na czymś skupić. W głębi duszy sam nie do końca wiedział, czy chce iść na ten durny uniwerek. Nie wiedział, czy to da mu jakiekolwiek szczęście. Pamiętał tylko jak z Dazaiem rozmawiali o innych życiach i może po prostu miał nadzieję, że Osamu pojawi się zgodnie z tym, co mówił. Nieważne, jak mało prawdopodobne to było. I jakaś część najzwyczajniej w świecie chciała sprawić, by Dazai był z niego dumny.
Gdy Nakahara poczuł się na siłach żeby opuścić pokój na dłużej niż godzinę, wyrobił sobie nawyk chodzenia na cmentarz. Jego strażnik zostawał przy wejściowej bramie, a on siadał, wpatrywał się w niebo i opierał plecami o pionową płytę nagrobka, opowiadając Dazaiowi, jak minął mu dzień. Przez cały ten czas mniej czy bardziej świadomie bawił się pierścionkiem zawieszonym na szyi. I mówił tak długo dopóki nie zabrakło mu tematów. Czasami wspominał coś o Portowej Mafii, czasami, że rozmawiał przez videorozmowę z de Lucą i że widział jej dzieci i że są przeurocze. I że kobieta uświadomiła go, że może sam kiedyś jakiegoś takiego bachorka by chciał, ale to bardzo duże może i w bardzo dużej przyszłości. Sam jednak bardzo szybko się poprawił i uznał, że w sumie to wystarczy mu jakiś zwierzak albo dwa.
Chuuya stęsknił się za Bublem jak diabli, ale w pełni rozumiał, że jego niekontrolowane wybuchy mogłyby być dla kota zabójcze. Dlatego tak cholernie się cieszył, gdy udało mu się uspokoić i Sachiko zarządziła, że wystarczy tej rozłąki, wysyłając przypadkowego portowego psa do mieszkania syna, zupełnie bez uprzedzenia, jak małą cholerą potrafi być stworzenie. Nakahara przypomniał sobie, jak Bubel pokiereszował twarz Hayato i smutno uśmiechnął się na tę myśl. Tak więc w którymś momencie obraz Chuuyi siedzącego i uczącego się został wzbogacony o niewielką zalegającą mu na kolanach kulkę, która miauczała z obrażeniem za każdym razem, gdy musiał po coś sięgnąć. Nakahara poczuł się prawie jak w domu.
No właśnie. W domu. Nie był w domu od śmierci Dazaia. Nie potrafił nawet wyobrazić sobie wejścia tam i ta blokada w jego sercu i umyśle wciąż była cholernie silna. Gdy Dazai odszedł z Portowej Mafii, absolutnie łamiąc mu tym serce, chociaż na zupełnie innych warunkach, Chuuya nie potrafił zdzierżyć widoku ich apartamentów tak blisko siebie położonych, więc wyprowadził się praktycznie pół miasta dalej, wprowadzając do miejsca, które było puste. Które nie miało w sobie żadnych wspomnień. Teraz to miejsce pełne było historii z najszczęśliwszego roku jego życia. Codziennego życia tak naprawdę. Zdalnej pracy, wspólnego gotowania, niewielkich sprzeczek. Pełne miłości i ciepła. Nakahara po prostu miał wrażenie, że uda mu się zamknąć to miejsce w czasie. Że dopóki tam nie wejdzie, dopóty ta świadomość, że to dom jego i Dazaia będzie jedyną oficjalną. Że nie będzie musiał do końca i dosadnie przyznać, że jego ukochanego już nie ma.
Jakimś cudem w dniu egzaminu Nakahary stresowała się praktycznie połowa Portowej Mafii. Sam Chuuya był chodzącym kłębkiem nerwów, który nie zatrzymywał się nawet, gdy brat pomagał mu zapinać koszulę i ogarniać włosy. Ale jego stres udzielił się Sumawarze, która trzymała za chłopaka kciuki i tylko chciała żeby był szczęśliwy. Ten stres udzielił się też Haradzie, Poughiemu, Shizuki i dosłownie każdemu Hersztowi czy członkowi Eleven z wyjątkiem Ranpo, który co rusz spokojnie powtarzał, że Chuuya nawet bez nauki by to zdał. Stres Hersztów przełożył się na ich niewielkie rozproszenie i zostało to zauważone przez ich Trójki, a gdy z niewiadomego dla wszystkich powodów wszyscy na wyższych stołkach zaczęli się stresować, dolne szczeble hierarchii niemal umarły ze strachu.
Całą procesją odprowadzili Nakaharę na uczelnię, gdzie miał mieć egzamin i gdzie zjawił się kwadrans przed wyznaczonym czasem, zgodnie z tym, czego nauczył go Dazai. Sytuacja wyglądała po prostu komicznie, gdy banda czarnych płaszczy zalęgła się w przestrzeni studenckiej na parterze, siedząc na różnej wysokości pufach, przy stolikach i kupując sobie kanapki z automatu, tak dosadnie wyróżniając się swoją marsowością spośród studenckiej braci. A oni tylko rozmawiali ze sobą o jakichś najmniejszych pierdołach żeby zająć czymś myśli i udawać, że wcale się nie stresują.
Po zdecydowanie zbyt wielu godzinach, gdzie w pewnym momencie nawet zamówili sobie na uczelnię pizzę, zostawiając oczywiście kawałek dla Nakahary, Chuuya zbiegł do nich z najszerszym uśmiechem, jaki ktokolwiek widział u niego od śmierci Dazaia. Przemiłe profesorki sprawdziły mu testy od razu. Najgorszy wynik, jaki uzyskał to było osiemdziesiąt sześć procent, najlepszy dziewięćdziesiąt cztery. Był z siebie dumny jak cholera. Dostał się. Poszli to oczywiście świętować, dając właścicielowi knajpy zawał, że jak ma pomieścić niezapowiedziane trzydzieści osób, ale jakoś się udało. A wieczorem, gdy Nakahara siedział przy nagrobku Dazaia i o tym wszystkim mu opowiadał miał wrażenie, że Osamu byłby z niego cholernie dumny. I to przywoływało lekki uśmiech na jego twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top