P. CLXXXI / NIE TĘSKNISZ ZA NIM?
Odautorskie:
Niech mnie ktoś zmotywuje do czegokolwiek. Do pisania, do życia. Wezmę wszystko.
Chciałabym też podkreślić, że od tej pory rozdziały będą pojawiać się trochę rzadziej. Niemniej miłego czytania! ♥
#Morrigan_Out
Nakahara sam nie był w stanie stwierdzić, jak długo jeździł. Wiedział, że opuścił Kobe na parę godzin i że tankował dwa razy po drodze, ale gdy jeszcze było ciemno, odstawił motocykl przed główne wejście do nowego Biura Głównego i rzucił się do łóżka, choć zrobił to wyjątkowo cicho ze względu na śpiącą w jego pokoju Rose. Kobieta ewidentnie próbowała na niego czekać, więc w ramach wyrzutów sumienia chłopak przykrył ją kocem, gdy zasnęła na kanapie, a sam położył się w łóżku tylko po to by bezmyślnie gapić się w sufit. Chciał zasnąć. Naprawdę chciał. Ale zamiast tego potrafił tylko myśleć o tym, jak ogromne wydaje mu się łóżko. W pewnym momencie przytulił poduszkę jakby udawał, że to drugi człowiek leży obok niego, ale i tak pościel wydawała się zbyt zimna a cała sytuacja zbyt niekomfortowa. Chuuya za bardzo przywykł do tego, że zawsze w łóżku mógł się przytulić do Dazaia. Albo chociaż złapać go za rękę, gdy było zbyt ciepło żeby spali przytuleni. Zawsze jakoś znaleźli sposób żeby zachować więź. Puste łóżko było dla Chuuyi najgorszym koszmarem. Chłopak wyjął więc ponownie list, który zostawił mu Dazai i ponownie zaczął go czytać, po raz kolejny doprowadzając się do łez.
Pojawienie się Ranpo przed budynkiem byłej Zbrojnej Agencji Detektywistycznej było więcej, niż niespodziewane. Niemniej chłopak tym razem grzecznie przedstawił się w recepcji i poczekał aż któryś z portowych kundli przeszedł się do tymczasowego pokoju Nakahary i grzecznie doń nie zapukał, budząc przy tym Rose. Kobieta uchyliła lekko drzwi, natychmiast gotowa do życia i spodziewająca się z jakiegoś powodu rudzielca, a nie kogoś obcego. Gdy jednak zobaczyła chłopaka po drugiej stronie, westchnęła ciężko i wpuściła go do środka, przykładając palec do ust na znak ciszy. Najciszej jak się tylko dało przeszła do sypialni i poprawiła kołdrę na śpiącym Nakaharze, gestem wyrzucając podwładnego z pomieszczenia i cicho zamykając za sobą drzwi.
- Czy to coś ważnego? - spytała tylko idąc do wspólnej kuchni żeby przygotować Chuuyi śniadanie, a intruz podreptał grzecznie za nią.
- Sami nie wiemy - przyznał szczerze chłopak. - To jakiś były przyjaciel Pana Dazaia ze Zbrojnej Agencji. Ale mówi, że poczeka na kogoś u władzy, bo nie chce mu się dwa razy opowiadać dokładnie tego samego.
- Czy kiedykolwiek Wam groził? - kontynuowała zbieranie informacji de Luca.
- Z tego, co mi wiadomo to nigdy - odparł szczerze chłopak, zupełnie nie rozumiejąc, czemu odpowiada na pytania obcej kobiety o dziwnym akcencie, ale jej spokój i powaga były tak oszałamiające, że miał wrażenie, że nie powiedzenie jej prawdy byłoby ogromnym błędem.
- Czy kiedykolwiek Wam pomógł? - Rose nie musiała nawet bezpośrednio na chłopaka patrzeć, by ten cicho przełknął ślinę, gdy wzięła do ręki nóż.
- Raz się zdarzyło - przyznał portowy kundel.
- Przy jakiejś większej akcji?
- Przy tej ostatniej z Christie, która nie wypaliła - odparł cicho chłopak, z ciężkim sercem i zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego czuje się jak na przesłuchaniu, skoro kobieta mówiła do niego tak ciepłym głosem.
- Jak się nazywasz? - spytała z zupełnie innej beczki Rose.
- Rokuro Yoko proszę pani - oznajmił chłopak, kłaniając się lekko z szacunkiem.
- No więc Rokuro, nigdy nie myśl o tej akcji jako o nieudanej. A już na pewno nie mów tego przy Nakaharze. Ta akcja została przeprowadzona w taki sposób, że większość z Was przeżyła. Jasne, część nie może opuścić szpitala, a część nie ma gdzie się podziać, ale żyjecie - oznajmiła kobieta, biorąc tackę z szafki i układając wszystko na niej łącznie z parującą herbatą. - Więc to zawsze jakiś sukces. Weź kanapkę, pewnie nic nie zjadłeś od rana - dodała, podając chłopakowi jedną z przygotowanych przez siebie kanapek i szybko myjąc wszystkie naczynia, które ubrudziły. - Zgarnij mi proszę Sumawarę i zdecydujemy, co zrobić.
- Przepraszam, ale co pani może zrobić w takiej sytuacji? Nawet z pomocą Szefowej? - spytał szczerze zaciekawiony chłopak, podziękowawszy za posiłek.
- Moja matka podniosła z kolan mafię. Ja też mogę. Obym tylko nie stworzyła tradycji, za którą będzie chciała podążać moja córka - uznała z matczynym uśmiechem Rose, po czym zostawiła chłopaka samego w kuchni i z tacką ruszyła z powrotem do pokoju Nakahary.
Kobieta zajrzała jedynie przez lekko uchylone drzwi, ale widząc, że chłopak może jeszcze spać chciała się natychmiast wycofać. Powstrzymał ją przed tym zmęczony głos Chuuyi.
- Nie śpię - oznajmił rudzielec cicho.
- Zrobiłam Ci śniadanie, może spróbujesz coś zjeść? - spytała ciepło, zamykając za sobą drzwi i siadając na łóżku obok chłopaka, delikatnie gładząc go po włosach i policzku. - Co to za list?
- Od Dazaia. Pożegnalny. Same pierdoły. Że mnie kocha, że chce żebym był szczęśliwy i że zostawia mi plan jak prowadzić mafię przez najbliższych parę lat. Plan, który zajmuje kilkadziesiąt, jak nie więcej kartonowych pudeł, które składował w kamienicy na obrzeżach, do której tylko ja mam teraz klucze. Plan, który zostawił żeby mi pomóc, bo wiedział, że prędzej czy później umrze - wytłumaczył z cierpkim uśmiechem Nakahara, bardziej zaciskając palce na przytulanej poduszce.
- Nie wszystko na raz skarbie - zawyrokowała nieznoszącym sprzeciwu tonem Rosalie i chwyciwszy rudzielca delikatnie za rękę, podciągnęła go na tyle do pionu by chłopak usiadł w rozkopanej pościeli. - Zróbmy tak. Na razie nie będziesz myślał o tych planach. Na razie skup się na żałobie. Rozmawiałam z Shuujim, obiecał że przeszuka Waszą domową biblioteczkę i jak znajdzie jakieś książki z listy to Ci przyniesie albo kupi gdzieś po drodze. Więc będziesz miał wybór. I chciałabym żebyś się meldował co godzinę, dobrze?
- Dostaję traktowanie jak mały rozpieszczony bachor? - spytał z niedowierzaniem Nakahara, biorąc kubek z herbatą w zimne dłonie.
- Dostajesz traktowanie jak osoba, która przeżyła jedną z najbardziej traumatycznych sytuacji, jakie można przeżyć w życiu - uspokoiła go kobieta.
- A mogę zostać dzisiaj sam? To nie tak, że nie doceniam Twojego towarzystwa, po prostu chwilowo chcę być sam. Cały czas mam wrażenie, że muszę polegać na innych ludziach. To męczące i boję się, że sam nie dam sobie rady - odpowiedział szczerze rudzielec.
- Chuu, nie chodzi o to, że zawsze musisz dać sobie radę ze wszystkim sam. Jasne, czasami życie rzuci Ci wyzwanie, ale będzie ono otulone czerwoną wstążką i wielkim wykrzyknikiem. Poza takimi sytuacjami musisz się nauczyć ufać innym ludziom. I polegać na nich. To nic złego - oznajmiła spokojnie Rose.
- Dazai na nikim nie polegał - odbił piłeczkę Nakahara, z nowymi łzami zbierającymi się w zaczerwienionych oczach.
- Polegał na Tobie i to bardziej, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. To tak na początek. Polegał na swoich przyjaciołach, których miał w Eleven i w Cuppoli. Nawet Dazai, nieważne jak bardzo nie potrafił nawiązywać bliskich relacji, wiedział kiedy trzeba rozdzielić pracę - odpowiedziała mu de Luca uśmiechając się lekko. - I nie, niestety nie możesz zostać sam. Na razie wejdzie tu strażnik, a potem Shuuji. Myślę, że Seika też złoży Ci wizytę.
- Dlaczego nie mogę spędzić chociaż jednego dnia samemu? - spytał spokojnie Chuuya.
- Bo ostatnio, jak zostałeś sam to przyłożyłeś sobie lufę do buźki i wciąż masz po tym bliznę. A to i tak cud, że w ogóle jeszcze masz mózg, a nie że rozbryznął się na suficie - skomentowała to nieco wrednie Rose, ale Nakahara czuł, że akurat na to sobie zasłużył.
Ostatecznie Chuuya uległ i zgodził się na wszystkie warunki Rose. Nawet na to, że ma się odmeldowywać telefonicznie. Chłopak nie potrafił przestać myśleć o tym, jak naturalnie przychodziło Włoszce bycie matką. I jak traktowała go jak młodszego brata albo rodzone dziecko. I z jednej strony cholernie to doceniał, bo czuł, że tylko jej wsparcie jeszcze jakkolwiek trzyma go na powierzchni. To ona potrafiła zmotywować go żeby myślał o szczęściu, które przeżył z Dazaiem a nie żeby skupiał się na jego braku.
Gdy jednak do pokoju wkroczył portowy kundel oznajmiając, że Sumawara czeka na Rosalie na korytarzu, kobieta wymusiła na Nakaharze zjedzenie chociaż jednej kanapki, nim opuściła pomieszczenie każąc strażnikowi pilnować Chuuyi. Mężczyzna tylko skinął głową na potwierdzenie, zupełnie zdezorientowany i stanął w rogu pomieszczenia, a Chuuya zaczął narzekać, że jest więźniem we własnym domu. Rosalie westchnęła cicho i dołączyła do Sumawary na korytarzu, natychmiast poważniejąc.
- Nie tęsknisz za nim? - spytała cicho Sumawara zanim Rose zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Przepraszam jeśli to zbyt natarczywe pytanie, ale po prostu zawsze wszyscy mówili, że to Dazai podbił serca Włochów, nie Chuuya. Dlatego jestem trochę zdziwiona, że trzymasz się tak dobrze.
- Tęsknię jak cholera - przyznała ze smutnym uśmiechem Rosalie. - Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce. Dai był dla mnie jak młodszy brat. Był rodziną. Najbliższą możliwą rodziną. A ja byłam jedną z pierwszych osób, przed którymi się otworzył i pokazał od swojej delikatnej strony. Oddałabym wszystko żeby tylko móc się z nim pożegnać. Albo spędzić chociaż jeszcze jeden dzień. Ale obiecałam coś Daiowi. Obiecałam, że pomogę Nakaharze. A nie będę w stanie tego zrobić jeśli Chuu zacznie wątpić w mój spokój i moją siłę. Dlatego ja swoją żałobę przeżyję później, gdy on już stanie na nogi.
Sumawara nie komentowała już niczego tylko stworzyła dla Włoszki konto, które dodała na wszystkie ważne grupowe konwersacje żeby kobieta mogła być na bieżąco. Nie obchodziło jej w tym momencie, że Rosalie mogła sprzedać największe sekrety Cosa Nostrze czy przekazać obcym mafiom dalej. Sumawara wiedziała, że skoro Dazai zaufał kobiecie z opieką nad Nakaharą to najwidoczniej można jej ufać ze wszystkim. I Rosalie nie zamierzała tego zaufania zawieść.
- Ty upewnij się, że wszyscy mają dach nad głową, a ja zajmę się Arakim. Potrzebuję tylko dokumentów z archiwum sprzed piętnastu lat. Wiesz, u kogo się znajdują? - spytała de Luca, przeglądając na biegu listę zadań.
- Pewnie u Harady - odparła ze wzruszeniem ramion Sumawara. - Ale niewiele zostało po pożarze, który wybuchł, gdy Biurowiec został wysadzony. Potrzebujesz czegoś konkretnego?
- Chciałam znaleźć nazwisko architekta, który zaprojektował budynek. Założyłam, że pewnie będzie miał wszystkie wymagane wtedy badania i pozwolenia, więc łatwiej byłoby Arakiemu się w tym odnaleźć - odparła spokojnie Rose, a Sumawara z zaskoczeniem musiała przyznać, że sama by na to nie wpadła. - A jak nie to będę musiała sobie jakoś z bucem po prostu poradzić. Nie on pierwszy i nie ostatni myśli, że faceci są najlepsi.
- Dużo takich macie u siebie? - spytała Sumawara pozwalając sobie na chwilę rozbawienia.
- Obecnie? Żadnego - opowiedziała z uśmiechem pełnym dumy Rose. - Było paru, ale włoskie kobiety mają swoje metody na przekonywanie idiotów do zmiany zdania. Jak na przykład przejęcie mafii i zrobienie porządku w mieście.
Sumawara zadzwoniła do Harady żeby uprzedzić go o możliwym gościu. Mężczyzna przygotował herbatę i jakieś drobne przekąski, gdy Rose do niego wpadła, absolutnie skupiona. Podziękowała za wszystko i z miejsca uklęknęła przy pudłach żeby zabrać się do pracy. Z największą delikatnością zaczęła wyjmować ponadpalane dokumenty i przeglądać je. Wystarczył jej raptem kwadrans żeby przejrzała styl pracy Dazaia i potrafiła się w nim odnaleźć, ale tak czy siak, nawet z pomocą Harady, sprawdzenie czterech pudeł zajęło im prawie godzinę. Co dopiero mówić o kolejnych trzydziestu.
Na całe jednak szczęście odezwał się telefon de Luki, który chociaż na chwilę wybawił ją od pracy. Sumawara przypadkiem dowiedziała się, że podwładni Ozaki na potęgę skanowali i kserowali ostatnio całe archiwum i Rosalie miała ochotę wysławiać paranoję Dazaia pod niebiosa. Bo cały ten pomysł był dla niego tak charakterystyczny, że brakowało mu tylko neonowego znaku.
Chuuya odmeldował się na FaceTime, narzekając trochę, że niestety ma niechciane towarzystwo, ale że stara się skupić na nauce. Na chwilę pokazał nawet Rosalie widok z drugiej kamerki żeby pochwalić się otwartym wordem z notatkami, jakimiś kartkami porozrzucanymi wszędzie dookoła niego i stosem książek. Shuuji wyczuł, że to jego moment żeby zalśnić, więc rzucił się na łóżko obok brata i wszedł mu częścią twarzy w kadr, absolutnie mieszając wszystko, przez co Nakahara wyglądał jakby chciał go absolutnie zabić w tamtej chwili. Gdy Rose powiedziała rudzielcowi, że jest z niego absolutnie dumna i że trzyma kciuki, chłopak nawet dał radę słabo się uśmiechnąć.
Kobieta wprost zapytała go również, czy wie, gdzie Dazai mógłby składować kilkaset pudeł z archiwum i Nakahara po prostu zaczął się śmiać. Odpowiedział tylko, że wie i że powie jej jeśli obieca, że tylko ona tam wejdzie. Rose wskoczyła więc w auto, wcisnęła gaz do dechy i po chwili parkowała już pod kamienicą, którą kupił Dazai, ściskając klucze w dłoniach. Przejście po wszystkich pokojach i ogarnięcie, co jest czym zajęło jej dłuższą chwilę, ale i tu dała radę się połapać. Zamknęła więc na klucz pokoje, w których mieściły się przyszłe plany Osamu i skupiła na tych, w których znajdowały się skserowane archiwa Portówki. I po paru godzinach i dwóch pudłach wrzuconych na tył samochodu była gotowa żeby jechać na spotkanie z architektem.
- Czego tym razem Portowa Mafia ode mnie oczekuje? - spytał zirytowany Araki wysiadając z auta i zatrzaskując za sobą gniewnie drzwi. - I czy wreszcie będę mógł to podpisać swoim prawdziwym nazwiskiem? Czekam na chociaż jeden taki budynek. Ostatnio zamiast fundować mi jakieś skandale, które pogrzebią mojego przeciwnika tylko wzrastają kolejne budynki. Jakimś cudem to miasto przestało upadać i ja nawet nie mogę wziąć za to odpowiedniego rozeznania - zaczął narzekać mężczyzna.
- Oczekuje budynku oczywiście. Budynku, w którym niejednokrotnie byłeś tak notabene. Nowego Biurowca Portowej Mafii, który ma stanąć w miejsce starego. Tylko ma być lepszy, bardziej ergonomiczny i lepiej się prezentować.
- I na jakiej podstawie mam to zrobić? Owszem, byłem w środku, ale to niewiele zmienia. Byłem w ogromnej ilości budynków. Ich nie był wyjątkowy. Gdzie jest ta mała różowowłosa osóbka? Ta która najmniej mnie z Waszej bandy irytuje? - spytał Araki.
- Cóż, udało nam się odzyskać część dokumentów związanych ze starym budynkiem, mamy nadzieję, że będzie to dobry punkt wyjścia do nowego projektu - oznajmiła Rose, a dwa czarne kundle przyniosły ciężkie pudła, stawiając je przed Arakim. - Wstępne plany i kosztorys konsultuj już z Sumawarą bądź Ozaki. W zależności od tego, która będzie akurat miała dla Ciebie czas.
Rose zamierzała powiedzieć coś jeszcze, bo widziała, jak bardzo jej postawa zirytowała Arakiego, ale jeden z czarnych płaszczy, którego przysłał jej do pomocy Harada, ze strachem w oczach odciągnął jej na bok i wcisnął jej swój telefon do ręki.
- Nakahara ma atak paniki, gdyby nie Zdolność Seiiyi to pewnie cały budynek poszedłby w diabły, ale dziewczyna już sobie ledwo radzi - oznajmił przerażony głos po drugiej stronie.
- Będę tam za kwadrans - oznajmiła i rozłączyła się, rzucając telefon jego właścicielowi. - Chłopcy załatwcie to - dodała bez zawahania po czym wsiadła w auto i ruszyła jakby sam diabeł ją gonił. Zdecydowanie zamierzała być na miejscu szybciej, niż za piętnaście minut.
Tłumek, który zebrał się przed pokojem Nakahary nie ułatwiał jej przedarcia się do drzwi. Rose zauważyła tylko Shuujiego siedzącego na kanapie z odchyloną głową i trzymającego woreczek z lodem z tyłu głowy i pielęgniarkę, która oczyszczała mu twarz z krwi. Nie za dobry znak. Nie żeby o wiele lepszym była Seiiya, która ledwie utrzymywała pion, zmęczona wykorzystywaniem własnej Zdolności. Kobieta westchnęła ciężko i zebrawszy się w sobie, weszła do pomieszczenia, które raz za razem najzwyczajniej w świecie się trzęsło. Uśmiechnęła się w typowy dla siebie, ciepły, matczyny sposób i powoli unosząc ręce do góry, zamknęła za sobą drzwi.
- Hej Chuu - oznajmiła delikatnie od samego wejścia. - To ja. Rose. Mogę podejść?
Chłopak próbował coś odpowiedzieć. Próbował powstrzymać własną Zdolność, która pierwszy raz w jego życiu działała zupełnie nie tak, jak powinna, opierając się absolutnie na jego emocjach, nad którymi stracił wszelką kontrolę. De Luca miała szczęście, że stała blisko ściany, bo gdy Nakahara posłał dookoła siebie kolejną falę zmienionej grawitacji, jej plecy boleśnie się z nią zderzyły. Rudzielec spojrzał na nią przerażony i zaczął drapać własne ręce tak mocno, że powoli zaczynały pojawiać się na nich czerwone kreski.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - zaczął mówić jak mantrę, przestając w ogóle ogarniać, co się dzieje dookoła niego.
Rose poczekała chwilę pod ścianą, uważnie go obserwując. Poczekała na kolejną falę, która ponownie zagwarantowała jej parę siniaków na plecach i biegiem rzuciła się w stronę Nakahary, by mocno go przytulić i sprowadzić z powrotem do rzeczywistości. Chuuya zaczął ją jednak odpychać z absolutnym przerażeniem.
- Nie, nie, nie. Musisz iść. Zrobię Ci krzywdę - oświadczył słabo, przerywanym głosem.
- Chuu. Nigdzie stąd nie pójdę. Nie zostaniesz sam - odparła kobieta, przytulając go z całych sił i poczuła, jak opór rudzielca blednie.
- Zraniłem Shuujiego. I tego chłopaka, który tu wszedł. Powiedział coś o Dazaiu i to się po prostu stało. Przepraszam - kontynuował chłopak, a jego łzy wsiąkały w koszulkę de Luki.
- Shuujiemu nic nie jest. Temu chłopakowi też. Widziałam ich przed chwilą na korytarzu. Nawet nie mają Ci tego za złe. Spróbuj skupić się na moim głosie, dobrze? - spytała cicho, delikatnie gładząc rudzielca po głowie.
I zaczęła mu opowiadać o swoich dzieciach. O swoim mężu. O swojej przyjaciółce, której ulubionym kolorem był fioletowy. O najmniejszych pierdołach, byleby tylko odwrócić uwagę Nakahary od paniki i sprawić, że skupił się na czymś innym. Rose miała serce w gardle na samą myśl o tym, że Chuuya mógłby wypuścić z siebie jeszcze chociaż jedną falę, bo tym razem ta fala posłałaby ją przez cały pokój i nie skończyłoby się to dobrze. Chłopak uspokoił się. Choć może to złe określenie, bo po prostu zaczął dygotać się w jej ramionach, płacząc niekontrolowanie. I musiało minąć naprawdę sporo czasu jeszcze po tym, jak Chuuyi skończyły się łzy, by uścisk chłopaka na bluzie Rose nieco zelżał.
Kobieta, wciąż otulając rudzielca jednym ramieniem, krzyknęła po pielęgniarkę, która natychmiast wkroczyła i odkaziwszy nowe rany, zabandażowała przedramiona rudzielca. Kobieta podała mu również coś na sen, by chłopak mógł trochę wypocząć. Początkowo Chuuya się bronił. Twierdził, że przecież daje sobie radę i że nie jest źle, a on wcale nie jest zmęczony, ale pod namowami Rosalie ostatecznie się zgodził. Kobieta została przy nim, siedząc na łóżku i trzymając go za rękę i cicho nucąc włoską kołysankę dopóki Nakahara całkowicie nie odpłynął w ramiona Morfeusza. Dopiero wtedy, najciszej jak tylko potrafiła, wycofała się z pomieszczenia na korytarz, który wciąż pełen był przerażonych ludzi.
- U Was to zawsze taka zabawa, czy wyjątkowo macie taki burdel? - spytała absolutnie szczerze, a kuriozalność tego pytania sprawiła, że wszyscy lekko się uśmiechnęli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top