P. CLXXV / WSPÓŁPRACA PORTOWYCH PSÓW

Ozaki kończyła swoją pracę w archiwum, gdy wszystkimi zmysłami poczuła, że coś jest zdecydowanie nie tak. Natychmiast rzuciła się w stronę trójki swoich podwładnych, którzy akurat stali najbliżej i aktywowała swoją Zdolność. Jej Demonica natychmiast pojawiła się w niewielkiej przestrzeni archiwum i otoczyła ich, odgradzając od kawałków ścian i sufitu, które poleciały w każdą możliwą stronę. Gdy pierwotny huk już ustał, a dookoła nich pojawiło się tyle dymu, że widoczność ograniczała się do raptem dwóch metrów, wysłała ich w stronę wyjścia. Mężczyźni pobiegli jakby od tego zależało ich życie, a Kouyou wyprostowała się i spojrzała na Demonicę, gestem pokazując jej, którą częścią archiwum ma się zająć. Sama, zakrywając twarz rękawem kimona, ruszyła przed siebie pośród poprzewracanych półek i pierwszych zwiastunów katastrofy.

Shikah wykazał się największym spokojem ze wszystkich, bo natychmiast zbudził Jeźdźców i zebrał ich do roboty. Banda nastolatków natychmiast opuściła budynek, by uklęknąć w bocznej alejce i skupić się na tym, by jak najdłużej utrzymać go we względnie jednolitej, choć skrzywionej pod mocnym kątem pozycji, kupując uwięzionym w środku ludziom trochę więcej czasu. Rodzeństwo natychmiast zaczęło tworzyć portale między konkretnymi pokojami i drzeć się na ludzi, że mają przez nie przebiegać, by mogli bezpiecznie wybiec na jedną z pobliskich ulic. 

Doskonale widać było, że Portówka nie była pierwszą lepszą Mafią, która nie dbała o własnych ludzi. Każdy, kto posiadał Zdolność,  która mogła jakkolwiek pomóc, natychmiast rzucał się na pierwszą linię. Nieważnym było to, że ryzykowali własne życia. Musieli zadbać o to, by jak najwięcej osób bezpiecznie opuściło budynek. I rzeczywiście, początkowo szło całkiem sprawnie, choć nawet nie mieli jak skomunikować się między sobą. Dolne piętra budynku zmieniły się w absolutną kupę gruzu, której nawet Jeźdźcy nie próbowali w żaden sposób ruszać, a górne trzymały się jeszcze tylko dzięki ich sile i wytrwałości. Szkło posypało się drobnym makiem w momencie wybuchu, raniąc wielu przechodniów, których ewakuowani członkowie Portówki systematycznie wynosili do bezpieczniejszej strefy.

Siedzący w kościele Nakahara usłyszał huk, który brzmiał jakby spadła na nich bomba. Jakby zaczęła się wojna. Chłopak zaklął szpetnie i nawet się nie oglądając, natychmiast wybiegł z budynku tylko po to, by zobaczyć ogromną szarą chmurę na niebie. Rudzielec rzucił się biegiem w stronę Biurowca i korzystając z manipulacji grawitacją utorował sobie drogą do środka, odrzucając śmieci, w które zamieniły się niegdyś ściany budynku. Wiedział, że Ozaki była w archiwach, które znajdowały się pod ziemią. I wiedział, że jeśli budynek runie to pogrzebie ich na tak długo, że może im się skończyć tlen. Dlatego nie za wiele myśląc rzucił się w stronę klatki schodowej, ani na sekundę nie dezaktywując własnej Zdolności. Ludzie, których Ozaki zdążyła już uwolnić, stłoczyli się przy drzwiach i w momencie, w którym tylko dostrzegli czerwoną poświatę, natychmiast rzucili się do ucieczki.

Nakahara wbiegł do archiwum, kaszląc i łzawiąc, szukając przyjaciółki. I znalazł ją, gdy próbowała podnieść regał, który przygniótł nogę jednej z jej podwładnych.

- Ozaki musisz się ewakuować - wrzasnął Nakahara, wykonując gest dłonią i podnosząc złamany fragment regału.

- Muszę pomóc - odkrzyknęła mu kobieta, pomagając wstać rannej, która natychmiast zaczęła kuśtykać w stronę drzwi. - Ale Ty musisz stąd wyjść - dodała, gdy Chuuya znalazł się bliżej niej. - Dazai mnie zabije jeśli się dowie, że ryzykowałeś tutaj życiem.

- Skoro wysadzili nasz budynek to mam wrażenie, że Dazaiowi w Anglii za dobrze nie poszło - odparł rudzielec, nie chcąc na głos powiedzieć tego, co oboje myśleli. - I moja Zdolność jest tu trochę przydatniejsza, niż Twoja.

- Ja się zajmę dołem - oświadczyła kobieta formułując na szybko plan. - Przestań manipulować tu grawitacją. Zgromadzę tylu ludzi, ilu dam radę przy drzwiach. Przyjdziesz po nas za kwadrans. Leć na najwyższe piętra i je zniszcz.

- Zniszcz? - powtórzył zszokowany rudzielec.

- To tylko budynek Chuuya. Damy sobie bez niego radę. A im mniej będzie miał pięter, tym mniejszy ciężar dla Jeźdźców do utrzymania w czasie ewakuacji. I tym mniej zniszczymy okolicę - wyjaśniła mu na szybko. - Tylko na bogów uważaj na siebie.

Nakahara potwierdził, że zrozumiał i wybiegł z podziemi na ulicę, skąd korzystając z własnej Zdolności w sekundę przetransportował się na najwyższe piętro. Wszedł do gabinetu Dazaia przez okno i szybko przebiegł przez całe piętro i dwa piętra niżej, upewniając się, że są absolutnie puste. Dopiero wtedy wyskoczył z okna, zawisł w powietrzu i ignorując krew kapiącą mu z nosa stworzył poziomą płaską czarną dziurę, która wymazała trzy najwyższe piętra budynku z istnienia. Była to stosunkowo niewielka zmiana, biorąc pod uwagę, że i tak zostało im multum pięter, ale nawet to Jeźdźcy już odczuli. Zupełnie, jakby ktoś zabrał im ciężar z barków.

Sasaki i Tori ciężko dyszeli próbując utrzymać otwarty portal na piętrze szpitalnym, gdy pielęgniarki biegały w tę i z powrotem żeby pomóc wszystkim rannym opuścić otoczenie. Przez portal przejechały trzy szpitalne łóżka z ludźmi w stanie niemal krytycznym, a reszta przekuśtykała jakoś ku bezpieczniejszemu miejscu. Gdy tylko ostatnia lekarka zniknęła, natychmiast zamknęli portal, a Sasaki oparła się o ścianę, blada jak duch i wykasłała trochę krwi.

- Może już wystarczy siostra - oznajmił Tori, przerzucając sobie jej ramię przez kark. - Uratowałaś setki ludzi. Wystarczy.

- Nie wystarczy - odparła słabo dziewczyna, wspierając się na bracie żeby iść do przodu. - Sprawdźmy jeszcze parę pięter.

- Nawet Ty nie jesteś w stanie przerobić takiej ilości mocy - oświadczył chłopak spokojnie. - Wykończysz się.

- Powiedziałam, że sprawdźmy jeszcze parę pięter - oznajmiła dziewczyna z absolutną pewnością. - Słońce jeszcze świeci, nie? Czyli mam skąd czerpać energię. A Ty możesz czerpać energię ze mnie żeby tworzyć te durne portale. Weźmy się do roboty.

Nikt nie spodziewał się tego, że do akcji wkroczy Kaguya. Wszyscy wiedzieli, że dziewczyna niedawno wróciła z rehabilitacji, nawet jeśli nie wiedzieli z jakiej konkretnie. Wiedzieli tylko, że to było poważne. Różowowłosa jednak nie zamierzała się wahać. Podbiegła do miejsca, w którym kiedyś było wejście i tam zastał ją Nakahara, który na chwilę wrócił na ziemię żeby złapać oddech.

- Wyglądasz jak gówno - uznała Kags, ledwie patrząc na rudzielca.

- I tak lepiej od Ciebie - mruknął chłopak. - Nie idź tam teraz. Jeszcze nie. Umówiłem się z Ozaki za siedem minut. Ludzie będą czekać pod drzwiami. Jeśli dasz radę do nich dotrzeć to świetnie, jak nie, daj mi jakiś znak.

- Oczywiście, że dam radę. Nie jestem słabsza od Ciebie. Tylko nie przesadź, Dazaia nie ma z nami - oświadczyła dziewczyna.

- Czemu wszyscy twierdzą, że ta gnida ich zabije - odpowiedział zrezygnowany rudzielec.

- Nie o to mi chodzi Chuu. Jeśli przesadzisz i aktywujesz Drugie Źródło, nie będzie Cię miał kto powstrzymać. A na ulicach są tłumy naszych. Pobliskie budynki są dopiero w trakcie ewakuacji na wszelki wypadek, bo nie wiemy w którą stronę runie resztka Biurowca. Po prostu nie przesadź, dobrze? - poprosiła dziewczyna. - Już nawet pomijając to, że miałam szykować się na wesele, a nie na pogrzeb.

Nakahara wytknął język na co Kaguya pokręciła z niedowierzaniem głową. Chłopak wrócił do systematycznego sprawdzania najwyższych pięter. Biegał, wrzeszczał, manipulował grawitacją i tworzył kolejne czarne dziury. W pewnym momencie uznał, że jest na to wszystko zbyt zmęczony. Nie miał sił unosić się w powietrzu, więc po prostu stał na niższej kondygnacji, niszcząc wyższe. Raz fragment gruzu spadł w nieodpowiednim miejscu, lądując dość boleśnie na jego twarzy, jednak nie powodując poważniejszych ran niż tylko rozcięcie na czole.

Ogień, który trawił środkowe piętra, nie rozprzestrzeniał się. I była to jedynie zasługa Jeźdźców. Sasaki usiadła na korytarzu, opierając się o resztkę ściany za nią i podała rękę bratu, który natychmiast stworzył portal, drąc się na ludzi, że mają drogę wyjścia. Kilka z portowych psów zostało wyniesionych przez towarzyszy. Nic dziwnego, gdy lecące z budynku gruzy czasem trafiały ludzi i pozbawiały ich przytomności. O tyle dobrze, że nikt nikogo nie porzucał i niezależnie od własnych ran, pomagał pozostałym. Gdy byli na siódmym piętrze, Sasaki zasłabła. Portal zniknął natychmiast, zostawiając uwięzioną na piętrze dwunastkę ludzi.

- Pilnuj jej - wydarł się do najbliższego człowieka Tori i natychmiast pognał w stronę ścian, które wychodziły na główny plac. 

Skos nie był zbyt wygodny do chodzenia, zwłaszcza, gdy człowiek zaczynał się przez niego ślizgać, a przez okna widział chodnik. Tori jednak się tym nie przejmował i dopadł do najbliższej dziury w ścianie i chwytając się mocno tego, co jeszcze zostało, nieznacznie się wychylił.

- Hej! Utknęliśmy - krzyknął z całych sił i słysząc to Nakahara już chciał się rzucić do pomocy, gdy odezwała się Kaguya.

- Mam ich! Rób swoje - wydarła się do rudzielca. - Zbierz wszystkich tu gdzie jesteś! I na mój znak, skaczcie!

Tori wydał polecenia i wszyscy powoli przetransportowali się do niego, delikatnie niosąc jego siostrę. Kaguya usiadła na środku jezdni i uniosła wyprostowane ręce wysoko do góry, wytwarzając przezroczystą, w miarę płaską platformę tuż pod oknami siódmego piętra. Krzyknęła, że jest gotowa i Tori, jako pierwszy wyskoczył w przestrzeń, ufając Kaguyi w stu procentach i skacząc po prostu tak naprawdę w nicość. Gdy jednak jego plecy zatrzymały się na czymś twardym, dał rozkaz wszystkim pozostałym do zrobienia dokładnie tego samego. Odebrał od pozostałych siostrę i podał dłoń wszystkim, którzy bali się zeskoczyć. Kaguya odwróciła głowę tak, by otrzeć krew lecącą z nosa o rękaw i powoli zaczęła opuszczać dłonie, a platforma, którą stworzyła, zrobiła dokładnie to samo. 

Zamiast jednak użalać się nad sobą, odetchnęła ciężko i poczekała, aż wszyscy uratowani opuszczą plac, by ponownie użyć swojej Zdolności. Tym razem tak, by odepchnąć od siebie gruzy i utrzymać kilkanaście pięter budynku nad sobą. Gdy tylko utorowała drogę do schodów, krzyknęła do uwięzionych, że mogą już iść i poczekała, aż wszyscy ją miną. Kouyou spojrzała na nią zaskoczona, oczekując Nakahary, ale wystarczyła krótka rozmowa i kobieta wróciła do ratowania ludzi uwięzionych na niższych terenach, dając Kaguyi kwadrans przerwy. Dziewczyna skorzystała z niego, praktycznie mdlejąc na chodnik przed wejściem, gdy zdezaktywowała swoją Zdolność.

To Chuuya znalazł dokładnie piętra, na których wybuchła bomba. Poznał je nie tylko po tym, że praktycznie nie miały ścian, o meblach już nie wspominając, ale po kilkudziesięciu porozrywanych trupach leżących dosłownie wszędzie. Na wszelki wypadek je przeszukał, jakby miał nadzieję, że może znajdzie wśród nich choć jedną żywą osobę, ale to bardzo szybko okazało się być płonną nadzieją. Był cholernie zmęczony i miał po prostu dość. Obiecał sobie, że sprawdzi ostatnie piętro i się zmywa. I tak był już na granicy. Całe piętro okazało się być pustym z wyjątkiem jednego pokoju, w którego rogu jak gdyby nigdy nic siedziała Seika.

- Co Ty odpierdalasz? - spytał ją pełen gniewu Nakahara. - Wszyscy się ewakuują, a Ty robisz z siebie księżniczkę, po którą trzeba przyjść? Co byś zrobiła gdybym nie sprawdził tego piętra?

- Umarła. Zgodnie z zamierzeniami - odpowiedziała mu spokojnie dziewczyna, a Chuuya poważnie zaczął się zastanawiać czy samobójstwo płynie w krwi rodziny Dazai tak jak u innych leukocyty.

- Dlaczego chcesz umrzeć tym razem? - ponownie spytał rudzielec, próbując się uspokoić.

- Dazai myśli, że go zdradziłam. Nie mam gdzie pójść i nie chcę nigdzie iść. Musiałam spaprać jedyną relację, na której zaczęło mi zależeć chyba przez całe moje życie - odparła, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy.

- A zdradziłaś go? - kontynuował Chuuya, choć o wiele spokojniejszym i pełnym zrozumienia tonem.

- Oczywiście, że nie! - oznajmiła dziewczyna.

- To jak chcesz go o tym przekonać jeśli będziesz martwa? - Chuuya poczuł, że jego słowa powoli znajdują drogę do mózgu dziewczyny. Nie żeby mieli nadmiar czasu.

- Dazai powiedział, że nigdy mi nie wybaczy. Nie przekonam go tak czy siak.

- Ta gnida mówi wiele rzeczy. Ale problem z nim jest taki, że nie radzi sobie z własnymi emocjami. I jest bardzo podatny na zdradę, a nawet na samą myśl o niej. Na jego zaufanie trzeba sobie zapracować. Ja robiłem to latami. Ty myślałaś, że po paru miesiącach masz już wszystko rozpracowane. Osamu zareagował impulsywnie, bo się bał. Chciał uprzedzić atak. Zawsze tak robi. Musisz zostać przy nim na tyle długo żeby udowodnić i jemu, i nam, że nie zdradziłaś. A przede wszystkim sobie - oświadczył Nakahara spokojnie, wyciągając do dziewczyny rękę. - Ta gnida potrzebuje rodziny tak samo, jak i Ty. Jesteście z jednej krwi, tego nic nie zastąpi, nieważne jak bardzo udajesz, że jest inaczej.

- Nie możemy teraz wyjść - oznajmiła dziewczyna chwytając dłoń rudzielca.

- Co znowu? - spytał zmęczony całą sytuacją Nakahara.

- Wyżej są ludzie - kontynuowała niezrażona jego negatywnym tonem. - Słyszałam, jak ktoś mówił Twoje imię.

- Słyszałaś? W tym rumorze? Budynek upada a Ty słyszałaś, jak ktoś parę pięter wyżej mówi moje imię? Czemu ja Ci w ogóle pomagam? - załamał się Chuuya.

- Mówię poważnie. Przysięgam na własne życie - przerwała mu Seika, mrużąc oczy i wpatrując się w sufit. - Dokładnie cztery piętra nad nami. Dziewięciu ludzi. Poza tym nie słyszę już nikogo w budynku. Ta miła dziewczyna z różowymi włosami właśnie wyprowadza resztkę ludzi z piwnic.

Nakahara mocniej złapał rękę dziewczyny i rzucił się w kierunku, który mu wskazała z sercem w gardle. Przeskakiwał po dwa stopnie na raz, zupełnie nie przejmując się tym, że niektóre z nich pod jego stopami odrywały się i leciały w dół. Dopadł sali konferencyjnej i manipulując grawitacją, odrzucił gruz, który blokował drzwi. Wpadł do pomieszczenia blady, oblany potem i z zakrwawioną twarzą tylko po to by zobaczyć w nim swojego brata, jego zespół i parę portowych psów. Shuuji w życiu nie wyglądał na tak przerażonego.

Chuuya nie myśląc za wiele wysadził kawałek zewnętrznej ściany po czym zebrał wszystkich obecnych w pomieszczeniu na względnie niewielkiej przestrzeni i oderwał fragment posadzki, manipulując grawitacją tak, by wynieść ich poza obrys budynku i powoli opuścić ku ziemi, przymykając oczy i próbując zebrać resztki sił. Mniej więcej metr nad ziemią jego Zdolność sama się zdezaktywowała i opadli dość boleśnie na resztki gruzu.

Portowe psy stojące niedaleko natychmiast do nich podbiegły i ich ewakuowały, sadzając Nakaharę na tyle policyjnej furgonetki. Przerażona Sumawara dobiegła do niego, nieomal tratując ludzi po drodze. Chłopak nie dawał się jednak opatrzyć. Wypytywał wszystkich, czy widzieli małą, różowowłosą osóbkę, ale wszyscy zaprzeczali. Z sercem w gardle Nakahara zeskoczył z furgonetki i chwiejnym krokiem ruszył z powrotem na pierwszą linię. Zdążył do niej dotrzeć akurat w momencie, w którym Kaguya i Ozaki jako ostatnie opuszczały budynek. Byłoby jednak zbyt pięknie, gdyby nic im się nie stało, więc jak na złość akurat wtedy jeden z Jeźdźców zemdlał, czego skutkiem było przerwanie ich siły i nagły huk rujnującego się budynku.

Nakahara nie myślał za wiele. Aktywował swoje Drugie Źródło i stworzył największą kulę czarnej dziury jaką tylko potrafił i posłał ją w resztki Biurowca. Przez chwilę nie działo się nic i rudzielec uznał, że nie trafił ze zmęczenia. Po krótkiej chwili jednak rozległ się dwa razy większy niż dotychczas huk i połowa budynku dosłownie rozpłynęła się w nicość, a Chuuya zemdlał z uśmiechem na ustach.

Płomień, który do tej pory był powstrzymywany przez Jeźdźców, rozprzestrzenił się gwałtownie po wszystkim, łącznie z parterem. Zmęczona Kaguya nie była w stanie postawić kolejnej bariery i tylko zmęczonym i pełnym irytacji wzrokiem spojrzała na płomienie, które poleciały w jej stronę. Ozaki i jej Demonica zdołały osłonić ją w ostatniej chwili, ale nie bez poniesienia kosztów. Biurowiec oficjalnie zamienił się w jedną ogromną kupę gruzu pełną odłamków szkła i krwi.

Nakahara obudził się w szpitalu, którego nie poznawał. Gdy tylko jednak próbował się ruszyć, całe jego ciało zaprotestowało. W pierwszej chwili chłopak chciał się zerwać i sprawdzić, czy z Dazaiem wszystko w porządku jak zawsze po takich akcjach, ale wystarczyła krótka chwila by uświadomił sobie, że przecież Osamu z nim nie było. Gdyby był nie ponieśliby przecież takich strat. Sumawara natychmiast doskoczyła do niego, gdy tylko usłyszała jego jęk i podała mu szklankę wody.

- Jakie mamy straty? - spytał chrypiącym głosem i zaczął kaszleć.

- Trudno określić - przyznała szczerze kobieta. - Potwierdzonych zmarłych mamy prawie trzy tysiące. Niektórzy zginęli jeszcze w budynku, inni nie przeżyli ran. Rannych mamy kilkadziesiąt razy więcej. Niektórzy w stanie krytycznym. W tym Ozaki. Policja pomogła. Przewieźli Was do szpitala i opróżnili cele tak, że ludzie mają gdzie się zatrzymać. Marna to namiastka domu, ale próbujemy się trzymać. 

- Co z Ozaki? - spytał Chuuya, a supeł w jego żołądku zacisnął się jeszcze mocniej.

- Obroniła Kaguyę. Ale sama wystawiła się na działanie ognia. Połowa jej twarzy, szyi i spora część ciała są poparzone. Lekarze na razie podali jej coś nasennego, bo wyła z bólu - wytłumaczyła szybko Sumawara.

- Jej cholerny instynkt macierzyński - mruknął ze strachem Chuuya. - Są jakieś wieści od Dazaia?

- Jeszcze nie ma - Sumawara czuła się jak najgorszy człowiek świata przynosząc same złe wieści. - Ale jest ktoś, kto chciałby z Tobą porozmawiać. Shuuji czeka na zewnątrz.

Nakahara nic nie odpowiedział, więc Sumawara tylko położyła tablet na szafce nocnej obok łóżka i opuściła pomieszczenie, mówiąc Shuujiemu, że może wejść. Natychmiast też ruszyła ku pokojowi pielęgniarek, mijając korytarze pełne rannych i zakurzonych ludzi, by spytać, jak może pomóc. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak bezsilna.

- Jeśli chcesz mi powiedzieć, jak wielkim potworem nie jestem to sobie daruj. Nie mam na to siły - oznajmił cicho Chuuya, wbijając w brata zirytowany wzrok.

- Nie, nie to nie to - zaprzeczył starszy Nakahara podnosząc ręce w geście poddania. - Po prostu chciałem sprawdzić, jak się czujesz. I Cię przeprosić. Źle zareagowałem wtedy w kawiarni. I w ogóle ostatnio byłem chujowym bratem. Ale chcę się postarać i jakoś to naprawić jeśli mi pomożesz. Na dobrą sprawę nie musiałeś mnie dzisiaj ratować. Po tym, jak ostatnio Cię traktowałem jestem zdziwiony, że w ogóle to zrobiłeś.

- Chcesz czy nie, jesteśmy rodziną - przerwał mu Chuuya. - I nieważne, co o mnie sądzisz, jeśli dam radę temu zapobiec to nie pozwolę Ci umrzeć.

- To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Naprawdę. I naprawdę bardzo Cię przepraszam Smarku za całokształt - kontynuował zielonowłosy.

- Zdążyłeś oberwać w głowę zanim Cię uratowałem? Bo pierdolisz jak potłuczony - oznajmił rudzielec.

- Nie przypominam sobie - odparł z lekkim uśmiechem Shuuji.

- To może schizofrenia? Wszystko pod kopułą masz na właściwym miejscu? - dopytywał Nakahara.

- Z tego co wiem, to tak - potwierdził zielonowłosy.

- Jeśli naprawdę chcesz zacząć na nowo to pamiętaj, że to Twoja ostatnia szansa - oznajmił wreszcie poważnie Nakahara. - Nie wiem, czy do końca Ci wybaczyłem, ale chwilowo potrzebuję wsparcia od całej rodziny, bo mam na głowie cholerny cyrk, a Dazai nie daje znaku życia. Więc masz wybór. Albo zaakceptujesz mnie takiego, jakim jestem, albo możesz wyjść przez te drzwi i więcej ze mną nie rozmawiać.

- Oczywiście, że zostaję Smarku. A jaki jesteś? Jesteś po prostu czadowy. Kto inny to ogarnie, jak nie Ty? - odparł Shuuji uśmiechając się lekko i rzeczywiście wierząc w to, że uda im się naprawić tę relację.

- Ta gnida miała rację. Wystarczy prawie umrzeć i wszyscy są dla Ciebie mili - dodał z uznaniem Chuuya, a Shuuji zaśmiał się słysząc to.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top