P. CLXXII / NIE OSTRZEGAŁEŚ MNIE, ŻE TAK WYGLĄDA ŚWIAT
Dazai zapukał cicho zanim wszedł do pokoju siostry. Przełknął ciężko ślinę i dopiero w tamtym momencie uświadomił sobie, że Nakahara miał rację. To pożegnanie nie przyjdzie mu łatwo. Choć zapewne w innych warunkach czułby się o wiele gorzej. Miał jednak nadzieję, że ze względu na późną godzinę nie zostanie siostry na nogach. Że zobaczy, że dziewczyna śpi i wyjdzie z pomieszczenia z zamiarem wrócenia do niego rano. A później rano znalazłby sobie kolejną wymówkę. I kolejną. I pewnie nigdy nie powiedziałby tego, co czuł, że powinien powiedzieć. Strażnicy tylko spojrzeli na niego, jakby nie wiedzieli, czy mają go łapać, bo zaraz zemdleje, czy po prostu zawiesił mu się mózg, gdy trzymał rękę na klamce.
- O, nie śpisz - oznajmił zaskoczony, gdy po otworzeniu drzwi ujrzał siostrę siedzącą na łóżku i wpatrującą się w widok za oknem. - Jest późno, myślałem, że śpisz.
- Nie mogłam zasnąć. Chłopaki powiedzieli mi, że jest jakaś większa misja, gdy zaproponowałam wyjście na jakieś żarcie. Że cały obiekt jest poddany zamknięciu, bo spora część Uzdolnionych poszła walczyć i fortyfikowali się na wszelki wypadek, gdyby wróg chciał Was zaatakować wtedy, kiedy Wy bylibyście na froncie - wytłumaczyła się dziewczyna, uśmiechając lekko.
Dazaia nagle zaczęło interesować wszystko, co znajdowało się dookoła. To, że górne światło było wyłączone i jedynym jasnym punktem w pokoju była nocna lampka stojąca przy łóżku dziewczyny. To, że pokój nie wydawał się już taki nieprzyjazny i pusty, gdy wypełniła go swoimi dodatkami, porozrzucała wszędzie swoje rzeczy i poprzyklejała kartki z cytatami na ścianach. Uwadze Osamu nie umknęło też to, że zdecydowanie urosły jej włosy i zaczęła siedzieć wyprostowana, jakby jakiś wielki ciężar spadł jej z barków. I choć uważnie lustrowała wzrokiem starszego brata, doskonale dostrzegając jego poranioną i poobijaną twarz, nie potrafiła zbyt długo spojrzeć mu w oczy.
- Martwiłam się, że coś może się Wam stać - oznajmiła dziewczyna niepewnie, gdy cisza zaczęła się przedłużać i dopiero te słowa dały radę sprowadzić Dazaia z powrotem na ziemię.
- Zupełnie niepotrzebnie - uciął jej wypowiedź chłodno i rzeczowo, zakładając, że tę rozmowę powinien potraktować jak plaster. Zerwać jak najszybciej i mieć z głowy. - Zgaduję, że poza dzisiejszą próbą, nie próbowałaś wcześniej nigdzie wyjść? - spytał tylko Osamu.
- Nie, jakoś nieszczególnie mnie korciło. Dopiero ze dwa tygodnie temu tak naprawdę wypuścili mnie ze skrzydła szpitalnego, a i tak nie czułam się najlepiej, więc wolałam posiedzieć na spokojnie. No i słyszałam, że wyjechaliście z Nakaharą na wakacje, więc też nie chciałam Wam psuć chwili tym, że coś mi się stało - dodała z lekkim uśmiechem, coraz bardziej zestresowana tym, że jej brat wciąż stał raptem o krok od drzwi.
- Nie popsułabyś - odparł Dazai, przechodząc wreszcie przez całe pomieszczenie żeby wyjrzeć z bliska na miasto. - Nie dostalibyśmy o tym żadnej informacji. Dziewczyny były u steru i prowadziły wszystko doskonale, więc pewnie zrobiłyby z tego sprawę wewnętrzną i pewnie bym się dowiedział dopiero dzisiaj. Prawdopodobnie w ogóle od Ciebie. Powiedz mi jak to jest, że za każdym razem, gdy dzieje się coś dużego Ciebie korci żeby wyjść?
- Zbiegi okoliczności? - spytała cicho Seika, powoli rozumiejąc, do czego zmierza ta rozmowa. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Nie wierzę w ich istnienie. I raczej to wiesz, mimo że nie znasz mnie szczególnie długo - zauważył Dazai zaciskając dłonie. Nie spodziewał się, że to będzie aż takie trudne. Niby ludzie posądzali go o bycie pozbawionym emocji potworem, ale prawda była zupełnie inna i cholernie niewygodna. - Nie mam pojęcia, co o Tobie sądzić. Naprawdę nie mam pojęcia. Znam tylko sytuację z jednej strony i mam świadomość pewnych z Twoich decyzji. Nie wypuścili Cię dzisiaj z dokładnie tego samego powodu, z którego nie wypuściliby Cię wczoraj, tydzień temu czy dowolnego dnia po ataku. Bo skłamałaś. Mogłaś mi wtedy powiedzieć prawdę. Jeszcze byłbym w stanie zrozumieć, że okłamałabyś strażników, ale mnie? Po całym czasie, który razem spędziliśmy, po tym jak mnie poznałaś. Wiedziałaś, że możesz mi zaufać. Ale zamiast powiedzieć prawdę, Ty udawałaś, że nie znałaś napastników. Wiesz, jak to wygląda z mojej strony, prawda? - spytał chłodno, odsuwając wszelkie emocje na bok.
- Jakbym ukrywała spotkanie z Yakuzą, na którym mogłabym przekazać im informacje, które zdobyłam na Twój temat - odparła cicho Seika.
- Właśnie tak. Ale nie musisz się tym już martwić - oznajmił Dazai.
- Ja wiem, że tak to może wyglądać. Ale tak nie było, przysięgam. Zaatakowali nas i chcieli informacji, ale niczego im nie powiedziałam - przerwała mu dziewczyna pełnym desperacji głosem, przez co Osamu spojrzał na nią z ogromnym smutkiem w oczach.
- Dlaczego miałbym Ci uwierzyć? Skąd mam wiedzieć, że to wszystko nie jest gra? Tak naprawdę nie jesteś w stanie udzielić mi takiej odpowiedzi żebym potrafił Ci na nowo zaufać. Nawet gdybyś przeszła teraz badanie z wykrywaczem kłamstw. Za bardzo mącisz dookoła siebie wodę, nawet jeśli nie robisz tego celowo. A ja nie mogę pozwolić sobie na bycie rozkojarzonym z żadnego powodu. I nie chcę do końca życia zastanawiać się, czy mogę Ci zaufać i czy jeśli następnym razem odwalisz coś takiego, to czy na pewno będziesz po mojej stronie - oznajmił ze smutnym uśmiechem Osamu. - Także tak jak mówiłem. Już się o nic nie musisz martwić. Zniszczyliśmy Yakuzę. Już Ci nie zagrożą. Ale też nie pomogą. Oczywiście możesz zostać w Biurowcu do czasu Twojego pełnego powrotu do zdrowia, jednak nie możesz opuszczać tego pomieszczenia. Jeśli to zrobisz będzie to równoznaczne z Twoim opuszczeniem Biurowca raz na zawsze. Jutro z rana przyjdzie ktoś i załatwi wszystkie formalności. Dostaniesz kartę z milionem jenów, możliwe miejsce pracy i nową tożsamość. Zrobisz z tym, co tylko chcesz. Ale jeśli kiedykolwiek pojawisz się w mojej okolicy, ludzie będą do Ciebie strzelać. Fajnie było mieć przez chwilę siostrę i dziękuję za czas, który spędziliśmy razem. I za to, że dałaś mi nauczkę, że nie mogę tak łatwo ufać ludziom.
Dazai nie powiedział słowa "żegnaj". Nie potrafił tego zrobić i wiedział, że prawdopodobnie się nie nauczy. Ostatni raz smutno uśmiechnął się w stronę siostry i zostawił ją osłupiałą na środku pomieszczenia. Nie odwrócił się, nie spojrzał na nią ostatni raz. Po prostu wyszedł. Wiedział, że jej zszokowana mina dałaby radę przekonać go do zmiany zdania. A na to nie mógł sobie pozwolić. Może decyzja, którą podjął była zbyt nagła i nieprzemyślana. Może miał tego żałować do końca życia. Ale wiedział, że łatwiej będzie mu się do tego wszystkiego zdystansować, gdy jej nie będzie obok. Nie będzie się musiał głowić nad jej intencjami jeśli nie będzie miał jej w swoim życiu. No i, jeśli stałoby się najgorsze, to istniała szansa, że Seika go znienawidzi więc nie będzie go opłakiwać. Same plusy.
Dazai wrócił do pokoju na piętrze szpitalnym istnym krokiem zombie. Nakahara czekał na niego i gdy tylko zobaczył, że brunet wchodzi do pomieszczenia, natychmiast nieznacznie się przesunął, robiąc mu tym samym miejsce i dając znak, że jest przy nim i że go wspiera. Osamu skorzystał z propozycji i wtulił się w ukochanego, który nijak go nie popędzał.
- Jak się czujesz? - spytał tylko cicho Chuuya, obejmując ukochanego i delikatnie gładząc go po plecach.
- Pusto - przyznał Dazai szeptem. - Nie jakby ktoś mi wyrwał serce, bo nie była dla mnie aż taka ważna. Ale coś podobnego. Jest mi chyba po prostu głupio, że pozwoliłem sobie uwierzyć w to, że będę miał normalną rodzinę.
- Hej, przecież masz. O ile mnie i Bubla można nazwać normalnymi - zażartował Nakahara, próbując rozśmieszyć ukochanego.
- No o ile kota to bym jeszcze posądzał o bycie normalnym to Ciebie nie byłbym taki pewny - odpowiedział w podobnym tonie Dazai.
Chłopak czuł jednak ogromny ciężar na sercu i sam nawet nie zorientował się kiedy po jego policzkach powoli zaczęły spływać łzy. Nakahara nic już więcej nie mówił tylko leżał obok niego, przytulając go i próbując wesprzeć, nie potrafiąc sobie przypomnieć, kiedy ostatnio Dazai zdawał mu się tak kruchy i delikatny. A poszerzając horyzonty to nie potrafił przypomnieć sobie chociaż jednej takiej sytuacji, która nie dotyczyłaby jego samego. Osamu na całe szczęście dość szybko zasnął, czego nie można było powiedzieć o martwiącym się o niego Chuuyi.
Wdrożenie się z powrotem do życia w Mafii trochę chłopcom zajęło. Żaden z nich nawet nie pomyślał o tym żeby przez te trzy dni wrócić do domu i przespać się we własnym łóżku. Nakahara całkowicie przejął szefowskie obowiązki, prowadząc kolejne zebrania i odhaczając kolejne rzeczy do zrobienia w każdym sektorze, którego się dotknęli. To też on zadbał o sprawną akcję wywiezienia ciał z Tokio i przetransportowania ich w nieco bardziej odludne miejsce do czasu absolutnego ich się pozbycia. Problem polegał tylko na tym, że chcieli wprowadzić każdego z tych ludzi do swojej bazy danych żeby móc stworzyć zestawienie, które ułatwiłoby im rozpoznanie członków Yakuzy 2.0 jednak nawet z pomocą wszystkich komisariatów w Kobe i tak szło im to mozolnie.
Dazai w tym czasie siedział w biurze, próbując z Hayato ułożyć najefektywniejszy plan i przygotować się na każdą z możliwości. W pewnym momencie nawet Kaguya szturmem wzięła gabinet, oznajmiając wszem i wobec, że branie Hayato na tę misję jest skończonym debilizmem, bo skoro idą we dwóch to Dazai powinien wziąć kogoś, kto jest cholernie silny. A skoro Nakahara i część Cuppoli odpadało ze względów logistycznych, bo przecież ktoś Portową Mafią musiał zarządzać, a Osamu nie chciał dodatkowo ryzykować życia Chuuyi, to nalegała przynajmniej na to żeby Dazai pozwolił jej jechać. Wystarczyło jedno mordercze spojrzenie, które Ninomyia rzucił przyjacielowi, by brunet delikatnie wypchnął Kaguyę z gabinetu. Hayato tak dobrze rozumiał jego troskę o Nakaharę, bo przecież sam w dokładnie ten sam sposób troszczył się o Kags.
Nakahara i Kaguya wpadali do gabinetu tak często, jak tylko mogli. Jasne, oboje byli dosłownie rozrywani i byli potrzebni w pięciu miejscach na raz, więc pracująca nad planem dwójka doceniała nawet te krótkie momenty, w których ich ukochani nawet nie przechodzili przez drzwi tylko otwierali je, pytali czy wszystko w porządku i znikali dalej. Wydawało im się, że wypracowali sobie jakiś rytm pracy, gdy Dazai został wezwany do recepcji na dole w kwestii nieuprawnionego wejścia. Początkowo brunet zamierzał to zignorować, ale recepcjonistka przekazała, że problematyczna osóbka nie chce kontaktować się z Chuuyą, ale tylko i wyłącznie z Dazaiem, więc chłopak chwycił telefon i tablet, mówiąc Hayato, że w razie czego ma dzwonić bez wahania i na bosaka, w dresach i bluzie z potarganymi włosami ruszył na dół. Gdy w pierwszym momencie zobaczył w głównym holu Atsushiego, miał wrażenie, że chłopaka zabije.
- Atsu, mam trochę na głowie. Nie mów, że zgubiłeś wejściówkę - mruknął Dazai, przechodząc przez bramkę i klnąc w myślach na siebie, że nigdy się nie nauczy, że płytki w holu są cholernie zimne.
- Nie, nie to nic takiego Osamu - przysiągł chłopak, wyciągając natychmiast plastikową kartę i mu ją pokazując. - Po prostu wystąpiłem o wydanie tymczasowej przepustki, ale powiadomiono mnie, że nie mam do tego uprawnień.
- Oczywiście, że nie masz. Jesteś u nas za krótko i na zbyt niskiej pozycji. Nie mówiąc już o tym, że chwilowo mamy tu stan wyjątkowy - wytknął mu Dazai, zdziwiony tym, że chłopak o tym zapomniał. - Tak czy siak, kogo chciałeś wprowadzić?
- No i ja właśnie w tej sprawie. Aku powiedział mi, że ciężko pracujecie nad ułożeniem planu, a co dwie głowy to nie jedna, więc poszwędałem się trochę po mieście i znalazłem Ranpo i pomyślałem, że może pomóc - wytłumaczył się białowłosy.
- I przyszedł? - spytał zaskoczony Dazai nie sądząc, że ktokolwiek ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej jeszcze będzie chciał mieć cokolwiek z nim do czynienia.
- Jasne, że tak - potwierdził Atsushi, machając energicznie głową. - Wyprosili go teraz na zewnątrz, ale przyszedł. I chce pomóc. I ja wiem, że pewnie o tym nie wiesz, ale Ranpo był jedną z nielicznych osób, które Cię broniły, gdy wylało się całe to szambo jeszcze za czasów Zbrojnej.
- Wprowadźcie go - oznajmił Dazai na tyle głośno, by strażnicy wykonali jego polecenie, nim zwrócił się do recepcjonistki. - Wydajcie mu proszę kartę. Na nazwisko Ranpo Edogawa.
Ranpo wszedł do Biurowca jakby wchodził do siebie. Żadnego stresu, żadnego strachu. Czysta ciekawość. Skinął głową na powitanie, gdy zobaczył Osamu i odebrał od niego niewielką plastikową kartę, która umożliwiała mu wejście za barierki. Dazai musiał przyznać, że absolutny brak zmian w stylu przyjaciela był na swój sposób uspokajający.
- Nie spodziewałem się, że żywisz aż tak złe uczucia do Zbrojnej Agencji, że tak nieprzychylnie traktujesz jej byłych członków. Choć z logicznej strony to miałbyś ku temu solidne przesłanki, które nieco kłóciłyby się jednak z Twoim nowym charakterem - zaczął Edogawa, gdy całą trójką ruszyli już do windy.
- To nie kwestia Zbrojnej Ranpo. To taki mały stan wojenny. Nikogo obcego obecnie nie wpuszczamy - wytłumaczył się Dazai ze wzruszeniem ramion.
Ranpo i Hayato polubili się z miejsca. Nie potrzebowali poznać swoich historii, liczyło się tylko to, że do grona myślicieli dołączyła kolejna osoba, która mogła wnieść ogromny powiew świeżości. Przez dwa dni pracowali nieustannie, pijąc jedynie hektolitry kawy i wcinając kluski na wynos, które przynosiła im Kaguya. Sama Kags, jak i Chuuya wieczorami rzucali wszystko w diabły i siadali obok ukochanych, próbując dorzucić swoje pięć groszy, ale ostatecznie nikomu nie podobał się plan, z którym mieli działać. Niemniej w niedzielę po południu uznali, że niczego więcej już tak naprawdę nie wymyślą, więc rozeszli się po swoich pokojach. I tylko Dazai na chwilę zatrzymał Nakaharę.
- Muszę pójść w jedno miejsce, którego nie odwiedzałem od bardzo dawna. Ale obiecuję, że niedługo wrócę - oznajmił cicho, siedząc na biurku i patrząc na niezadowoloną minę Nakahary.
- W samolocie się nie wyśpisz skarbie, musisz wypocząć. To naprawdę poważna akcja. Po prostu nie wracaj zbyt późno, dobrze? - spytał, delikatnie całując ukochanego i zostawiając go samego w gabinecie.
Dazai uśmiechnął się lekko widząc wiadomość tekstową od Kouyou, która napisała mu, że nie dość, że ogarnęła mu idealną kamienicę to skończyła przenosić do niej wszystkie pudła z papierami, które po całym Biurowcu posiał Osamu. Wszystkie z ich mieszkania, z gabinetu, z sal konferencyjnych. Dała mu też informację o tym, że skserowali większość dokumentów z archiwum i na bieżąco je przewożą, przy okazji zaznaczając, że jest to jawne proszenie się o kłopoty, bo ich nowy budynek mimo zabezpieczeń był mniej bezpieczny, niż Biurowiec, a oni właśnie wywieźli do niego wszystkie największe sekrety całej firmy od początków jej istnienia.
Chłopak ubrał się jednak ciepło i zarzuciwszy na siebie czarny płaszcz, tym razem ten, który kupił mu Nakahara, a nie Mori, ruszył na pobliski cmentarz. Niemal bezwiednie przeszedł przez rzędy nagrobków aż dotarł do tego jednego, którego lokalizację wciąż pamiętał doskonale, niezależnie od ilości czasu, która minęła, gdy był tam ostatnio. Dazai obszedł pomnik i usiadł tuż za nim, opierając się plecami o chłodny kamień.
- Dawno nie rozmawialiśmy Odasaku - oznajmił cicho, ze smutnym uśmiechem Osamu. - Chyba bałem się tu przychodzić. Miałem wrażenie, że Cię rozczarowałem. I w sumie dalej mam. Prosiłeś mnie żebym stanął po lepszej stronie barykady, ale nie potrafiłem. Nie na długo. Nie, gdy mój powód do życia, który notabene odnalazłem, został po tej stronie, którą opuściłem. Więc przewróciłem barykadę. To mocno w moim stylu, co? Stylu rozpuszczonego potwora, któremu nikt się nie przeciwstawia. Usiąść do szachów, zacząć przegrywać, więc wywalić planszę i oznajmić, że wygrało się w makao. Zniszczyłem możliwość wyboru. I staram się robić coś dobrego. Może używam do tego złych środków, ale się staram. Codziennie staram się być lepszym człowiekiem. Ale chyba dorosłem na tyle, że wiem, że już nie muszę wstydzić się tego, kim tak naprawdę jestem. Dorosłem do tego żeby zacząć myśleć o sobie jako o potworze, ale nie w kontekście obelgi. Fakt jest taki, że jestem silny. Silniejszy niż większość ludzi. I jak się uprę to mogę zmieść całą mafię z planszy. Pewnie byłbyś rozczarowany, że znowu przelewam krew. Ale patrzyłeś zbyt idealistycznie. Zawsze chciałeś zjednoczyć cały świat pokojem i miłością, a ja Cię zawsze za to wyśmiewałem. A teraz próbuję podbić cały świat, bo zastanawiam się, czy dam radę. Jakby to były jakieś zawody. I czasami mam wrażenie, że nie jestem jedną osobą. Już nie. Że jest ta część mnie, która tak cholernie cieszy się z każdej walki, z każdej możliwości pokonania kogoś. Albo przegrania i nauczenia się czegoś nowego. Część, która zawsze będzie czerpać przyjemność z zabicia kogoś. Ale jest też ta druga, która chce czynić dobro. Nie muszę zbawiać swojej duszy. Nie sądzę, żeby to w ogóle było możliwe z moją ilością trupów w szafie. Mogę być nawet złoczyńcą w czyjejś historii. Po prostu chcę zostawić ten świat lepszym miejscem, niż to, co zastałem.
Dazai westchnął ciężko i odchylił głowę by spojrzeć w niebo, które powoli barwiło się na czerwono. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Nie ostrzegałeś mnie, że tak wygląda świat - kontynuował brunet, gdy już znalazł odpowiednie słowa. - Zawsze mówiłeś, że to takie piękne żeby czuć. Że warto mieć po co żyć. Zawsze twierdziłeś, że tylko potwory nie mają uczuć i że nawet nie wiedzą ile na tym tracą. Więc Cię posłuchałem. A świat tylko sprzedał mi kopniaka w twarz nazywając go Twoją śmiercią. A teraz i ja mogę umrzeć. I cholernie się tego boję. Nie pod względem piekła, potępienia czy całego tego szajsu. Nawet nie pod tym względem, czy poprawiłem świat wystarczająco mocno, czy wykorzystałem dany mi czas. Boję się umrzeć, bo znalazłem kogoś, na kim zależy mi bardziej, niż na własnym życiu, o ile to w ogóle ma jakikolwiek sens. Znaczy dla Ciebie pewnie by miało. Gdybyś żył pewnie zaprosiłbyś mnie na drinka i powiedział coś absolutnie błahego, co dla mnie zaczęłoby robić sens po wielu latach. To Nakahara tak w ogóle. To dla niego się staram. I po prostu jestem wściekły na wszechświat, bo jeśli zginę teraz to tylko go zranię. I będę umierał ze świadomością tego, ile jeszcze mogliśmy przeżyć. Chciałbym przeżyć z nim życie aż do samego końca. Zestarzeć się gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie. Ale do tego czasu zwiedzić świat, pokonać smoki i żyć pełną piersią. Jestem po prostu przerażony Odasaku. A Ty w ogóle mnie na to nie przygotowałeś.
Dazai posiedział jeszcze chwilę gadając samemu do siebie i gdzieś tam w głębi duszy mając nadzieję, że wbrew wszystkiemu przyjaciel jakoś mu odpowie. Nie doczekał się jednak żadnego słowa pocieszenia. Żadnych słów otuchy. Doczekał się natomiast wiadomości od Nakahary, który pytał, czy na pewno wszystko u niego w porządku i czy ma gdzieś po niego przyjechać. Osamu zebrał się w sobie i poklepawszy nagrobek, włożył ręce do kieszeni płaszcza, odchodząc żeby spędzić ostatnią noc przed tak ważną akcją z ukochanym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top