P. CLXIII / STANY ZJEDNOCZONE - TYSIĄC KILOMETRÓW

Krótkie odautorskie:
Jestem debilem i przez przypadek napisałam 164 rozdział zamiast 163, więc wrzucam oba na raz. Czyli jak skończycie czytać ten to od razu sobie przescrollujcie na następny.
#Morrigan_Out


Z dość oczywistych powodów Nakahara nie za bardzo miał ochotę na przebywanie w jakiekolwiek wielkości pomieszczeniach, więc tego dnia absolutnie odpuścili sobie muzea czy galerie. Zamiast tego skierowali swoje kroki ku moście Golden Gate. Rozłożyli sobie kulturalnie koce na całkowicie pustej plaży i poubierani w kilka ciepłych warstw zaczęli rozkoszować się widokami. O dziwo tym razem nikogo nie korciło wejście do wody, a most z ich perspektywy wyglądał po prostu niesamowicie. I niby zaczęli robić zamki z piasku, ale wszyscy nagle się oburzyli, że Nakahara do budowy swojego używa manipulacji grawitacją i że to nie fair, więc wszystko skończyło się bandą dwudziestolatków rzucających w siebie nawzajem garściami piachu. Nie ostał się nikt, kto uniknąłby chociaż jednego pocisku. Nie przejmowali się tym jednak i troje z nich padło na piach, robiąc w nim aniołki.

Zdecydowali się na krótki spacer do mostu, więc szli centralnie linią brzegu, a Nakahara na wszelki wypadek podwinął nogawki aż do kolan. Rudzielec wtulił się w bok ukochanego i leniwie szedł do przodu, nigdzie się nie spiesząc i doceniając każdą chwilę. Sam w sobie most wydawał się kolosalny, zwłaszcza z bliska, gdy cała ekipa ogarnęła, że trzyma on czteropasmówkę w obie strony, co oznaczało kolosalną ilość jadących aut. Sam jednak widok z poziomu mostu im nie wystarczył, więc Dazai i Nakahara aktywowali swoje Zdolności i zabrali chętnych, których okazało się zadziwiająco mało, na spacer po ogromnych, czerwonych linach aż na szczyt wież, z którego było widać całą okolicę. No i jakby nie patrzeć była to fantastyczna miejscówka do robienia zdjęć i oni wszyscy z tego skorzystali, bo jednak co selfie to selfie. 

No i Chuuya z Dazaiem wyglądali jak ucieleśnienie idealnej pary wyjętej prosto z typowego romansu, co też na swój sposób było urocze. No poza momentem, w którym Nakahara się poślizgnął i nieco za mocno oparł na Dazaiu, który za to zaczął udawać, że spada. I gdy tylko Chuuya zorientował się, że był to jedynie słaby żart, na poważnie zepchnął ukochanego z wieży i gdyby nie szybka reakcja Dazaia, który aktywował swoje Drugie Źródło, mogłaby zostać z niego mokra plama. Chłopak jednak nie wziął sobie tego do serca i gdy jego stopy ponownie dotknęły czerwonego okablowania, natychmiast przytulił fukającego na niego ukochanego. Yunna przestała liczyć, ile zawałów ta dwójka dała im przez raptem dwa tygodnie, ale odnotowała sobie w głowie, że musi po powrocie odmeldować się u psychologa. Tak na wszelki wypadek.

Nakahara przeciągnął ich po najbardziej górzystej trasie świata, gdzie na jednym ze stopów, Dazai miał wrażenie, że przednie opony ich auta po prostu oderwały się od asfaltu. Zahaczyli jednak o najwyższy punkt w okolicy, o huśtawkę zawieszoną na wzgórzu, z którego widać było całe miasto jak na dłoni. Dopiero po tym punkcie odhaczyli Pier 39, gdzie napchali sobie żołądki najlepszymi na świecie naleśnikami, Lombard Street, dla której specjalnie wypożyczyli na godzinę rowery, co było idiotycznym pomysłem, bo Nakahara i Dazai zaczęli się ścigać, kto szybciej zjedzie na dół po stromej i krętej ulicy, co skończyło się tym, że Nakahara wjechał w krawężnik i przeleciał przez kierownicę swojego roweru, lądując w krzakach z masą zadrapań. Dazai natychmiast do niego podbiegł, zestresowany, że rudzielcowi coś się stało, ten jednak tylko dramatycznie leżał na krzaczorach dopóki Osamu go z nich nie zdjął.

- Wszystko w porządku? - spytał cicho, uważnie oglądając chłopaka.

- Tak, tak. Jestem zły, że przegrałem - mruknął Nakahara, sycząc lekko, gdy Dazai delikatnie odwrócił jego podbródek.

- Do apteki dam Ci wygrać, ale masz jechać wolno - oświadczył z uśmiechem Osamu. - No i w końcu będziesz miał bliznę na twarzy, jak ja. Czyli mnie nie lubią ludzie i koty, a Ciebie roślinność.

- Trochę się uzupełniamy, co? - spytał z przekąsem Nakahara, ale w obecności Dazaia nie potrafił przestać się uśmiechać.

Do apteki koniec końców musieli pójść na pieszo, przy czym Chuuya został zaniesiony do niej na plecach Osamu, gdy brunet tylko zauważył, że jego ukochany minimalnie kuśtyka. Opatrzenie chłopaka zajęło im bardzo krótko, choć było mocno utrudnione przez bandę dwudziestolatków tłoczących się dookoła rannego i odcinających Dazaia od jakiegokolwiek światła żeby mógł dokładnie obejrzeć i opatrzyć ukochanego, za co oczywiście na nich fuknął. Reszta dnia minęła im głównie na spacerowaniu, wylegiwaniu się w ogrodach i robieniu zdjęć, a Dazai musiał przyznać, że fotki, na których Chuuya miał na policzku żółty plaster z Kubusiem Puchatkiem jakoś tak wybitnie go rozczulały.

Niemniej czas mijał i zbliżała się ich godzina wyjazdu, więc spakowali wszystko do walizek, choć w przypadku Dazaia i Nakahary znowu było to wrzucenie wszystkiego, gdzie popadnie z tekstem, że zajmą się oficjalnym pakowaniem dopiero, jak będą zbierać się do wylotu samolotem. Nawet odwiedziny w Targecie i Wallmarcie jakoś tak szybko im zeszły, choć Chuuya wyszedł ze sklepu z kilkunastoma opakowaniami owoców, które zarzekał, że zje w czasie trasy i groził, że jak ktoś mu coś z tego ruszy to zabije. Zapakowali się jednak do aut i zaczęli szykować do drogi.

- Dazai tylko nie bądź debilem, zatrzymaj się na nocleg w połowie trasy - poprosił Nakahara, gdy wyjeżdżali ze sklepowego parkingu koło czternastej, mając przed oczami widmo podróży z San Francisco do Las Vegas.

- Nic nie obiecuję - odparł jedynie Dazai, wzruszając lekko ramionami i uśmiechając się do ukochanego, który automatycznie zjechał w fotelu, dając w ten sposób upust swojemu załamaniu.

Jasne, woleliby wylecieć z San Francisco, ale raz, że nie mogli dorwać biletów dla tylu osób w jednym samolocie. No i firma wypożyczająca auto zaczęła rzucać im kłody pod nogi, gdy okazało się, że chcą zostawić auto w innym mieście, niż miasto, z którego je biorą. Dlatego po bardzo krótkim głosowaniu uznali, że przejadą prawie tysiąc kilometrów tylko i wyłącznie dlatego, że to była prostsza opcja, która wymagała mniejszej ilości kłótni. No i Dazai zażartował, że wszyscy będą mieli co wpisać do CV, bo to jednak spory odcinek. Tak więc wylądowali w środku dnia, z autami z lekkimi zapasami na drogę i ze świadomością, że czeka ich do przejechania niemały kawałek.

Dazai włożył swój telefon w widełki przyklejone do szyby i włączył nawigację tylko po to żeby ją zminimalizować i przełączyć na chwilę na wideokonferencję z pozostałymi autami. Wszyscy odebrali niemal natychmiast i na małym, podzielonym na czworo ekranie, pojawiły się wnętrza czterech samochodów.

- Co godzinę robimy krótką konferencję żeby upewnić się, że wszystko ze wszystkimi w porządku - zarządził Dazai, wyjeżdżając z parkingu i nawet nie patrząc na ekran telefonu. - Zakładamy, że uda nam się dzisiaj dojechać do Las Vegas. Dzięki temu będziemy mogli się na spokojnie przespać w hotelu i będziemy bardziej wypoczęci przed drogą. Ale to tylko założenie. Jeśli któreś z Was poczuje się zmęczone czy zrobi mu się niedobrze, czy wyskoczy dosłownie jakakolwiek kwestia, będziemy szukać noclegu na trasie. Mamy tyle czasu, że nie musimy się o nic martwić. Oczywiście, gdyby wyskoczyła jakaś nagła potrzeba do zatrzymania się, też dzwońcie od razu. Jak komuś zacznie kończyć się waha wcześniej, niż powinna to po prostu napiszcie o tym na grupie. Planujemy postój co mniej więcej dwie godziny, postaramy się jechać zgodnie z przepisami. No lekko je łamiąc.

- I niech zawsze gdzieś wśród Was będą dwie osoby gotowe do zmiany auta - dodał Nakahara głosem, który sugerował, że jakikolwiek sprzeciw będzie bardzo źle odebrany po czym rozłączył się, eliminując ich z konwersacji i zwrócił się bezpośrednio do Dazaia. - Naprawdę gnido. To nie tak, że wątpię w Twoje umiejętności, ale przejechałeś prawie cały ten wyjazd za kółkiem. Nie chodzi o to żebyś się zajechał robiąc za Ubera, ale żebyś też mógł cieszyć się z tych wakacji.

Dazai nic na to nie odpowiedział. Zatrzymał jedynie auto na czerwonym świetle i przechylił się tak, by delikatnie trzymając dłoń przy policzku Nakahary, pocałować go czule. Z niewielkim opóźnieniem zauważyli, że światło na skrzyżowaniu zmieniło kolor, więc Osamu oderwał się od ukochanego niechętnie i tylko chwyciwszy jego dłoń, ruszył zanim ktokolwiek zdążył na nich zatrąbić.

- Nic się nie przejmuj skarbie. Chociaż to absolutnie urocze - zauważył z rozbawieniem brunet. - Lubię jeździć autem. A tu są zdecydowanie lepsze drogi do tego. Jakoś tak można poczuć przestrzeń dookoła i nacieszyć się tym, że się po prostu jedzie. Słowo harcerza, że ani trochę mnie to nie męczy, bo gdyby tak było, siedzielibyśmy z tyłu i ktoś by nasze dupy woził. Tylko, że wolę żebyśmy byli sami.

- Nigdy nie byłeś harcerzem - wytknął mu rudzielec.

- Tak się tylko mówi - uspokoił go brunet. - Naprawdę jest git. Lubię nasze samochodowe rozmowy. Nawet karaoke trochę polubiłem, chociaż przez dwa dni prawie nie mieliśmy przez Ciebie głosu.

- Nie przeze mnie - oburzył się Nakahara. - To Ty się uparłeś, że dasz radę zrobić growl, słysząc go pierwszy raz w życiu.

- Ale dałem radę - zaznaczył ze zwycięskim uśmiechem Dazai.

- No dałeś, to trzeba Ci przyznać - zgodził się rudzielec.

Droga mijała im zadziwiająco spokojnie. O wyznaczonym czasie ponownie zaczęła się wideokonferencja, która potrwała wybitnie krótko, bo wszyscy uznali, że wszystko idzie jak po maśle i nie trzeba się niczym stresować. Nakahara zachęcony wcześniejszymi słowami Dazaia włączył muzykę na cały regulator i zaczął do niej śpiewać, a parę przesłuchań jednego utworu później, również Osamu zaczął robić z siebie debila. Ułożyli nawet kilka krótkich, prostych układów tanecznych do konkretnych nut tak, że obaj mogli wykonywać te same gesty, ale Dazai przy okazji nie puszczał kierownicy, więc mogli bezpiecznie i w fantastycznych humorach jechać dalej.

Przy pierwszym postoju też nie pojawiły się większe problemy. Uzupełnili baki do pełna, kupili sobie po kawie i zestawie z McDonalda i ruszyli dalej w drogę. W którymś momencie Nakahara uparł się, że chce poczuć wiatr we włosach, więc otworzył okno i wypiąwszy się pasów, usiadł na framudze, rękoma trzymając się relingu przymocowanego do dachu, rozpuszczając włosy i zamykając oczy. Dazai w sekundzie, w której jego ukochany wpadł na ten idiotyczny pomysł, natychmiast aktywował swoje Drugie Źródło i Zdolność Nakahary. Ot, na wszelki wypadek, gdyby rudzielec zamierzał wypaść. Dodatkowo stworzył niewielką tarczę ochronną, która sprawiała, że wiatr nie wiał w twarz chłopakowi z całą prędkością, ale delikatnie jak bryza. I jakby tego wszystkiego było mało to Dazai trzymał kierownicę jedną ręką, wychylając się mocno z siedzenia i na wszelki wypadek trzymając ukochanego za koszulkę, dając mu dodatkową ochronę.

Cóż, tak czy siak dostali za całą akcję opieprz i na nic zdały się zdziwione miny chłopców, gdy reszta ekipy zadzwoniła do nich na messengerze żeby jasno powiedzieć im, że są skończonymi idiotami. Nakahara niezbyt się tym jednak przejął i zamknąwszy okno, sięgnął na tylne siedzenia po paczkę borówek i truskawek, na zmianę karmiąc nimi Dazaia to wcinając je samemu. Poza tym jednak dojechali do kolejnej stacji bez większego problemu. No z wyjątkiem tego, że gdy stali twarzą w twarz z podwładnymi to dostali opieprz po raz drugi, a ktoś nawet zadzwonił do Yosano i Ozaki, więc poza współtowarzyszami, na Dazaia i Chuuyę krzyczały jeszcze dwie kobiety znajdujące się na drugim końcu świata. I tylko Gakou w tym wszystkim zdołała całą akcję nagrać telefonem, rozumiejąc jak wielką wartość na memy właśnie zyskała.

- Cztery godziny za nami mości państwo - oznajmił Dazai popijając colę, którą kupił sobie w półtoralitrowym styropianowym kubku. - Jak się czujecie? Szukamy noclegu czy jedziemy dalej?

- A mamy jakiś nocleg ogarnięty w Las Vegas? - spytała trzeźwo myśląca Gakou.

- Yup, znalazłem coś z godzinę temu. Fajny hotel, dobre opinie, ma basen na terenie tylko i wyłącznie dla użytku gości - oznajmił Nakahara, opierając się bokiem o auto i leniwie trzymając dłoń ukochanego. - I jest mega blisko lotniska, więc nie musimy się niczym martwić. Przy okazji dzwoniłem i tak, mamy zdać auta na tym samym lotnisku, więc w ogóle jesteśmy ustawieni.

- Niby się zmieniamy i część z nas śpi w trakcie jazdy, więc powinniśmy dać radę dojechać - dodała Yunna, wzruszając ramionami. - Zawsze na nogach są dwie osoby. Niby kierowca i nawigator, ale i tak wszyscy jedziemy po prostu za Tobą Dazai, więc ta druga osoba jest po prostu do rozmowy. Ot, żeby kierowca nie zasnął albo nie poczuł się samotny.

- Może na razie bezpiecznie ustalmy, że nie szukamy niczego do najbliższego postoju, a na następnym się zobaczy, co? - zaproponowała spokojnie Hoshi i wszyscy przystali na tę propozycję.

Okazało się, że trasa przejechana na energetykach, zdecydowanie zbyt dużej ilości kawy i tonie owoców minęła im zadziwiająco szybko. I jasne, w pewnym momencie Nakaharze zaczęły wchodzić do głowy głębsze rozkminy o tym, jak działa świat i dlaczego jesteśmy tym, kim jesteśmy, ale tak naprawdę chłopak odcinał się od wszelkich negatywnych myśli zakładając, że z całym bagnem poradzi sobie w domu i nie chcąc poruszać pewnych tematów na wycieczce ich żyć. Niemniej przegadali prawie całą drogę, bo Chuuya uparł się, że tym razem nie zaśnie i będzie towarzyszył Dazaiowi przez cały czas.

Do hotelu w Las Vegas dotarli bez najmniejszego problemu, zaparkowali auta i zabrawszy jakimś cudem wszystkie rzeczy na raz, przetoczyli się do swojego apartamentu. I jakoś nikt nie miał ochoty na zwiedzanie czy skorzystanie z hotelowego basenu, a łóżka nigdy wcześniej nie wydawały się tak kuszące. I niby część z nich wiele godzin później zwlokła się żeby zrobić jakieś zakupy albo jeszcze zobaczyć miasto za dnia, ale tak naprawdę zwiedzili je całe w nocy dwa tygodnie wcześniej, więc większość z nich została w hotelu. I większość z nich spała. I tylko Nakahara wyciągnął Dazaia na basen.

Początkowo Osamu protestował, bo nie bardzo chciało mu się pływać, jednak okazało się, że na zewnątrz jest zadziwiająco ciepło, a woda była przyjemnie chłodna, więc dał się namówić. I nawet nie za bardzo przy tym marudził. Sporo też zrobił fakt, że w sumie niewiele co popływali, bo raczej pounosili się chwilę na powierzchni, rozkładając szeroko ręce i udając rozgwiazdy, to pochlapali się nawzajem wodą. Wydurniali się jak na dwójkę zakochany dwudziestolatków przystało i mimo absolutnej dziecinności całej sytuacji, bardzo ją doceniali.

Pozytywna atmosfera nie minęła też, gdy Dazai uznał, że znudziło mu się wiszenie w wodzie, więc podpłynął do brzegu basenu i usiadł na rozległych stopniach. Nakahara w pierwszym momencie pomyślał, że może rzeczywiście trochę popływa, ale ostatecznie skończyło się na tym, że po prostu podpłynął do Osamu i usiadł okrakiem na jego udach, opierając się przez chwilę łokciami o klatkę piersiową chłopaka, nim zaplótł dłonie na jego karku i zaczął powoli go całować. Dazai w żaden sposób nie pozostawał mu dłużny, delikatnie chwytając za boki i kreśląc na skórze ukochanego bezcelowe wzorki. I wystarczyło jedno, pełne pożądania spojrzenie rudzielca, by nagle znudziło im się przesiadywanie w basenie i powolne, czułe pocałunki. Więc obaj dość szybko wyszli z terenu wspólnego, zarzucając na siebie szlafroki, a na zdziwione spojrzenie zaspanej Yunny, oznajmili jedynie, że woda była dla nich za zimna i że muszą odespać podróż autem. Dziewczyna nie kwestionowała tego tylko wróciła do swojego pokoju żeby oddać się w ramiona Morfeusza, a chłopcom było wybitnie daleko do spania, choć łóżko i tak zostało wykorzystane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top