P. CLIX / STANY ZJEDNOCZONE - WIELKA UCIECZKA PRZED NIEDŹWIEDZIEM

Krótkie odautorskie:
Hej Miśki! Mam nadzieję, że jeszcze przeżyjecie trochę spokojniejszych rozdziałów! Ale spokojnie, nie zostało ich dużo. Niedługo wracamy do akcji! A tymczasem miłego czytania!
#Luceusz_Out


Poranek, który nastał był więcej, niż przyjemny. Jasne, Dazaia zaskoczyła nieobecność rudzielca w łóżku, ale gdy okazało się to powiązane z faktem, iż otrzymał śniadanie prosto do łóżka, a później będzie mógł leżeć przytulonym do ukochanego w rozkopanej pościeli, absolutnie ignorując coraz odważniej wdzierające się do pomieszczenia słońce, brunet był praktycznie wniebowzięty. Przez krótką chwilę mężczyźni rozważali ucieczkę oknem, by po cichu wymknąć się spod czujnego oka podwładnych, jednak bardzo szybko doszli do wniosku, że prawdopodobnie źle by się to dla nich skończyło, bo Gakou i reszta w życiu nie pozwoliliby im już na spędzenie choćby pięciu minut samemu.A to bardzo mogło im pokrzyżować plany późniejszych ucieczek.

Granice między ich rzeczami absolutnie przestały istnieć, co było zasługą ich sposobu jazdy. Praktycznie zamienili swoje auto w jedną wielką walizkę z porozrzucanymi rzeczami, więc gdy aktualnie trzeba się było popakować do toreb żeby jakoś się przetransportować z rzeczami do wynajętego pokoju, nie patrzyli co kto i gdzie wkłada. Po prostu wciskali wszystko jak leciało. Zerowym zdziwieniem był więc widok Nakahary przegrzebującego walizkę Dazaia czy na odwrót. Za pierwszym razem taka akcja, gdzie Chuuya znalazł się dosłownie o kieszonkę od miejsca, w którym brunet schował pudełko z pierścionkiem, nieomal przyprawiła bruneta o zawał i rudzielec dość mocno się z tego śmiał. Dazaiowi pokazało to jedynie tyle, że musiał wybyć w wolnej chwili do swoich podwładnych i wcisnąć pudełko Gakou ostrzegając ją, że to ściśle tajne i że jak się wygada to będzie z nią źle.

Powiadomił ją również wtedy, że nadejdzie taki dzień, jeszcze w czasie ich wizyty w Stanach, że Dazai da im delikatny znak i że wtedy nie życzy sobie zobaczyć ich choćby kątem oka. Że ten jeden dzień spędzi absolutnie sam z Nakaharą, bez żadnej obstawy. I niby Gakou na początku troszkę protestowała, no bo jak to tak własnego szefa zostawić bez najmniejszej ochrony, ale chłopak bardzo skutecznie przypomniał jej, że sami z Chuuyą dadzą radę się obronić. No i szantaż emocjonalny, do którego odwołał się brunet też swoje zrobił. No bo kto chciałby być odpowiedzialny za to, że czyjeś oświadczyny nie będą idealne? Zwłaszcza, że tym kimś był Twój własny szef, którego trochę się lubiło, a trochę obawiało.

Stwierdzenie, że Nakahara wypakował całe dwa dni, które mieli spędzić w Los Angeles do granic możliwości byłoby niedomówieniem roku. Niby od rana łatwo było Dazaiowi nie wypuszczać go z łóżka, ale gdy rudzielec postanowił, że idzie się szykować, nie było już odwrotu. Bardzo szybko uznali, że poruszanie się po mieście bez auta jest najszybszym możliwym sposobem na komunikacyjne samobójstwo. Równie szybko przekonali się, że znalezienie miejsca parkingowego w mieście, gdzie wydawać by się mogło, że co drugi człowiek posiada auto, najzwyczajniej w świecie graniczy z cudem.

Nakahara jednak nie chciał nawet słyszeć żadnego słowa narzekania. Przynajmniej nie, gdy ciągnął wszystkich żeby zobaczyli sławną Aleję Gwiazd. Nastroje w grupie uległy absolutnej zmianie, gdy tylko dotarli na miejsce, które delikatnie rzecz ujmując prezentowało się rozczarowująco. Jasne, gwiazdy były w chodniku, ale nikt nawet nie myślał o tym żeby je obchodzić czy jakoś wybitnie omijać. Ludzie przechodzili po nich z taką samą lekkością, z jakim przechodziło się po trawniku, pasach czy dosłownie czymkolwiek. Widać było delikatną różnicę między mieszkańcami, dla których te symbole w ziemi nie były niczym nadzwyczajnym i turystami, którzy zatrzymali się na chwilę żeby zrobić parę zdjęć i odejść w sobie jedynie znanym kierunku.

Chuuya nie tracił jednak pogody ducha. Przeciągnął wszystkich przez cały szlak, co rusz się zatrzymując i robiąc zdjęcia. Uśmiechnął się zwycięsko, gdy odnalazł betonową płytę, w której aktorzy z Harry'ego Pottera odbili swoje dłonie i pociągnął za sobą Dazaia i Gakou.

- Dazai będziesz Hermioną, Gakou będziesz Ronem - oświadczył z szerokim uśmiechem, kucając i zajmując miejsce Harry'ego, przykładając dłonie do odbitki.

- Niby dlaczego? - spytał Osamu, mimo że posłusznie usiadł po turecku tuż obok i zrobił to samo, co Nakahara, a Gakou nie protestując w ogóle, po prostu zajęła swoje miejsce.

- Bo jesteś najmądrzejszy, ja chcę być wybrańcem, a nie możemy zostawić trzeciego miejsca pustego - odparł względnie logicznie, uśmiechając się uroczo do zdjęcia.

- Dzięki - mruknęła Gakou z lekkim przekąsem. - Czuję się doceniona.

Będąc w centrum miasta nie potrafili powstrzymać się przed zahaczeniem o parę sklepów z pamiątkami. Albo o wszystkie z nich, będąc bliżej prawdy. Po kilku godzinach szwędania się po każdym możliwym sklepie w okolicy każdy był obładowany pamiątkami. Chuuya i Dazai wpadli na dosłownie ten sam, idiotyczny pomysł i kupili temu drugiemu plastikową figurkę Oscara z tabliczką "dla najlepszego ukochanego" za co przybili sobie żółwika. Do tego tona pocztówek, koszulek, magnesów i innych droższych czy tańszych bibelotów i wszyscy uznali, że są gotowi jechać dalej. Oczywiście, przy autach były kłótnie, że muszą w szczególny sposób porozstawiać torby żeby każdy był pewien, która należy do kogo, co Dazai i Chuuya tylko obserwowali, stojąc przytuleni do siebie i opierając się o auto, ciesząc się, że takie dramy ich nie dotyczyły.

Następny na ich liście znajdował się Art District, do którego sam dojazd pewnie nie zajął by im aż tak dużo czasu gdyby tylko wpisali adres odpowiednio. A że niestety go pomylili to jak banda idiotów krążyli po mieście przez zdecydowanie zbyt długi czas. Ostatecznie jednak technologii udało się zwyciężyć i dotarli tam, gdzie powinni. Widok w pierwszym momencie nie był tak powalający, jak Nakahara zakładał, że będzie, więc i tutaj wdarło się niewielkie poczucie rozczarowania. W końcu wszyscy oczekiwali, że dzielnica sztuki pełna będzie żywotnych kolorów, graffiti i knajp z niewymiernie drogim jedzeniem. I fakt faktem, tego ostatniego było pełno, ale raptem niektóre ściany były ozdobione malunkiem. 

Oczywiście, wszyscy grzecznie zrobili sobie zdjęcia przy skrzydłach, przy czym Chuuya wzniósł te zdjęcia na zupełnie inny poziom, wyciągając z plecaczka Dazaia tubki z brokatem i konfetti w kształcie małych, błyszczących gwiazdek. Gdy śmiali się i trochę z niego żartowali, on jedynie odparł, że przecież jako jedyny się przygotował i że będą mu zazdrościć. I było w tym stwierdzeniu więcej racji, niż ktokolwiek chciał przyznać, nawet jeśli po długich namowach rudzielec podzielił się tym, co mu w tubkach zostało. A zostało mu mało, zwłaszcza po tym jak Osamu uznał, że zabawnie będzie upaprać całą twarz rudzielca brokatem.

 A Dazai ze szczerym uśmiechem zmienił sobie tapetę na telefonie, zupełnie ignorując to, że Chuuya do wytarcia twarzy używa sobie przodu jego koszulki.

Na dobrą sprawę wystarczył raptem kwadrans, by wchłonęli w siebie atmosferę tego miejsca i przestali narzekać, że nie spełniło ich oczekiwań. Chodzi z zacieszem na twarzach, ciesząc się, gdy znaleźli najmniejsze nawet graffiti i ostatecznie, ciężko było ich stamtąd wyciągnąć. Zrobiła to dopiero świadomość, że do zameldowania się na ostatniej wyciecze do Stahl House mieli mniej, niż pół godziny, a do przebycia zdecydowanie więcej, niż ceniący sobie życie człowiek jest w stanie zmieścić w godzinę. Zwłaszcza, że teoretycznie na samo wzgórze kursowały jedynie taksówki i nie mogli pod sam obiekt podjechać autem. To był jednak ich najmniejszy problem, bo koniec trasy pokonali korzystając ze Zdolności Nakahary, gdzie Dazai na wszelki wypadek utrzymywał Lekki Śnieżek żeby nikt niepowołany ich przypadkiem nie zobaczył. To raczej część, w której jechali autem, a nie część, w której wchodzili po prawie pionowym zboczu, najbardziej ich przeraziła.

Gdy tylko jednak dotarli na szczyt i zapłacili za bilety, ogarnął ich zupełnie inny widok, a wcześniejsze emocje nagle uleciały. Sam w sobie budynek był po prostu fenomenalny. Ogromne przeszklenia, jednokondygnacyjny i z niesamowitym układem funkcjonalnym. Osobne dwie sypialnie, ze szkłem zamiast ściany, z widokiem na pobliski prywatny basen i na całe miasto w tle. Miasto, którego budynki wydawały się mniejsze od klocków lego rozrzuconych na dywanie pełnym szarych kresek służących za drogi i nielicznych połaci zieleni. Oprócz tego niezwykle przestronna kuchnia oddzielona od salonu jedynie kominkiem. A to wszystko oprószone ciepłymi promieniami zachodzącego słońca.

- Mógłbym tu mieszkać - uznał Chuuya, rozglądając się po otoczeniu z radosnymi iskierkami w oczach. - Taki trochę Olimp. Wiesz, bogowie mieszkający na górze, poddani mieszkający poza zasięgiem wzroku. Spokój, piękne widoki i niesamowita architektura. No mieszkałbym. I ma nawet dwie sypialnie, więc gdybyśmy się pokłócili to każdy ma swoją.

- Jakbyś Ty jeszcze potrafił mnie z łóżka wykopać - zażartował Dazai, przyciągając ukochanego do siebie i obejmując go, stojąc razem na krawędzi tarasu i spoglądając na Los Angeles.

- Też fakt - skapitulował wybitnie szybko Nakahara. - Ale tak absolutnie szczerze mówiąc to pewnie fantastycznie by się tu mieszkało. Tylko trochę miałbym wyrzuty sumienia. W końcu to jedna z najważniejszych ikon architektury i zabrałbym ją ludziom. Nikogo bym tu już nie wpuszczał.

- Wiesz, najmniejszy problem - zauważył Osamu, całując czubek głowy ukochanego i uśmiechając się lekko. - Możemy się zrzucić i kupić tę działkę, najmniejszy problem.

- Daj spokój - odparł z rozczulonym uśmiechem rudzielec. - Nawet nie jest na sprzedaż. A nawet gdyby był to cena byłaby horrendalna. No i mieszkają tu dzieciaki Koeniga. Czułbym się dziwnie zabierając im rodzinny dom.

- To może się umówmy, że jeśli dożyjemy to kupimy sobie tę chatę na starość, co? Jak już nie będziemy szefami mafii, jak będziemy parą siwych dziadków, która chce przeżyć resztę swojego życia w spokoju. Brzmi jak plan? - spytał Dazai.

- Brzmi jak plan - potwierdził rudzielec. - Aczkolwiek zmieniłbym parę mebli na nowocześniejsze.

- A mówił, że taka cenna ikona architektury - westchnął teatralnie Dazai, za co oberwał kuksańca od ukochanego, nim wrócili do zwiedzania domu.

Calutki następny dzień minął im jak z bicza strzelił. Ze zwiedzania wrócili tak zmęczeni, że dosłownie zatopili się w pościeli i zasnęli z miejsca. A następnego dnia Nakahara przeciągnął ich przez halę koncertową Walta Disneya, Muzeum Getty'ego i dwa inne muzea, których nazw nikt nie zdążył nawet zapamiętać, bo rudzielec zarzucił takie tempo, że ledwie wyrabiali się z kupieniem pamiątek z każdego miejsca. O obiedzie nawet nie mówiąc, bo gdy Chuuya usłyszał, że Gakou proponuje zjedzenie czegoś na miejscu, natychmiast poraził ją morderczym spojrzeniem, że przecież mogą złapać coś z Maka, przejazdem.

Z jakimś smutkiem w sercu opuszczali Los Angeles. Głównie dlatego, że miasto było tak niesamowicie dualistyczne, że podpasowało chyba każdemu. I że przez te trzy dni zdążyli w nim zapuścić korzenie. Z jednej strony było pełne życia, pełne aut i ludzi na ulicach, pełne muzeów, galerii, knajp i festiwali. Z drugiej znalezienie nieco wyciszonego miejsca nie stanowiło najmniejszego problemu. Były części miasta, w których budynki zdawały się przekraczać granicę nieba, ale były też takie, w których dominowały dwu bądź trójpiętrowe domy. Dazai naprawdę poczuł, że byłby w stanie w takim miejscu spędzić chociaż część swojego życia. I właśnie z taką myślą opuszczał miasto, śpiewając duet z Nakaharą do kolejnej piosenki, którą rudzielec im znalazł i puścił zdecydowanie za głośno.

Park Narodowy Sierry nie przysporzył im żadnych większych wrażeń, więc opuścili go praktycznie bez zwiedzania. Dopiero w Parku Sekwoi przyszło zmierzyć im się ze stwierdzeniem, o które żadne z nich wcześniej się nie podejrzewało. Że to nie Dazai jest idiotą w tym związku. Choć na początku oczywiście wcale się na to nie zapowiadało. No bo jak mogłoby, skoro Osamu robił absolutnie wszystko żeby zrobić z siebie skończonego debila? Tu wlazł do pnia spalonego drzewa tylko po to żeby ktoś zrobił mu zdjęcie, tu kogoś przestraszył tak bardzo, że aż spadł z wyznaczonej ścieżki. Zachowywał się dosłownie jak pięciolatek wpuszczony do figloraju. Ale to nie Dazai okazał się idiotą, który uznał, że pogłaskanie małego, uroczego niedźwiadka leżącego na środku polanki będzie dobrym pomysłem.

To była już kwestia Nakahary.

Rudzielec cicho mówiąc do stworzenia, podszedł do niego powoli z otwartymi dłońmi. O dziwo niedźwiadek nie uciekał, a nawet dał się pogłaskać, choć zdobycie jego zaufania chwilę rudzielcowi zajęło. Dazai tylko stał na ścieżce, dobre dwadzieścia metrów dalej, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej i cicho mrucząc z przekąsem, że Szczerbatka to nie chciał pogłaskać, ale do byle kulki futra to się od raz Nakahara rzuci. Tylko, że nikt nie potrafił wziąć jego narzekania na poważnie, gdy obserwował ukochanego, jakby ten był nie tylko ósmym, ale każdym cudem świata w jednej osobie. I to znowu Gakou zabłysnęła wiedzą przyrodniczą, gdy jako jedyna podeszła do Dazaia, gdy reszta ekipy stała jakieś dwadzieścia metrów od niego, obserwując otoczenie z przerażeniem i w duszy powoli zaczynając żałować, że pojechali na tę wycieczkę. Zdecydowanie brzmiała zbyt dobrze i powoli rozumieli dlaczego.

- Dazai, może jednak odciągnąłbyś Nakaharę od młodego? - spytała delikatnie dziewczyna, nie chcąc brzmieć natrętnie.

- Nie, po co? - Osamu spojrzał na nią zaskoczony i leniwym gestem wskazał na Chuuyę. - Chuu się dobrze bawi, nie będę mu tego przerywać.

- Wiesz, tak jakby. Dzikie zwierzęta są no, dzikie. I bardzo agresywne jeśli chodzi o obronę swoich młodych. Zwłaszcza niedźwiedzice - kontynuowała spokojnie dziewczyna.

I jakby na potwierdzenie jej słów, oboje usłyszeli szelest liści i głuchy dźwięk odbijających się od podłoża kroków. Kroków zbyt szybkich i kroków zdecydowanie zbyt ciężkiego zwierzęcia. Niedźwiedzicy. Dazai ponownie założył ręce na piersiach i westchnął ciężko, aktywując swoje Drugie Źródło i korzystając ze Zdolności rudzielca, uniósł nieco niedźwiedzicę w powietrze. Nie tak, żeby rzucało się to w oczy przy wysokiej trawie, ale na tyle, by zwierzę nie było w stanie się przemieścić do przodu.

- Idźcie zwiedzać dalej. Pewnie za jakieś pół godziny będziemy się zbierać - odparł spokojnie Dazai. - No sio, bo napuszczę na Was niedźwiedzia - dodał, widząc wahanie jego ludzi, którzy na te ostatnie słowa rzucili się tak szybkim biegiem, że Usain Bolt nie miałby nic do powiedzenia.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - odparła Gakou opuszczając go jako ostatnia.

- Oczywiście, że nie - prychnął Osamu, ale na tyle cicho, że przerażona dziewczyna zdecydowanie nie dała rady go usłyszeć.

Niemniej Nakaharze po ponad trzydziestu minutach przytulania się do niedźwiadka i głaskania go i rozmawiania z nim, po prostu się znudziło. Wrócił więc do Dazaia skocznym krokiem i tylko robiąc smutną minkę spojrzał na rozwścieczone zwierzę znajdujące się niecałe dziesięć metrów od nich. Minkę, która bardzo szybko zmieniła się w absolutną radość.

- To co. Spierdalamy? - spytał Dazai, nieznacznym ruchem głowy wskazując na niedźwiedzicę.

- Spierdalamy - potwierdził Nakahara, chwytając ukochanego za rękę i obserwując zwierzę kątem oka.

Osamu dezaktywował Zdolność i uwolnione zwierzę natychmiast na nich zaszarżowało, więc zaczęli uciekać z całych sił, jakby gonił ich sam diabeł. No bo w sumie gonił. W postaci rozwścieczonej, niedźwiedziej matki. O dziwo obaj dotarli do auta bezpieczni. Zmachani, bez oddechu i spoceni jak cholera, ale bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Niedźwiedzica bała się wbiec na parking, więc chłopcy na spokojnie stanęli, nawet na sekundę nie puszczając swoich dłoni i tylko przyjęli butelki z wodą, które rzuciła im obserwująca ich z przerażeniem reszta. A gdy tylko minimalnie odzyskali oddechy, zaczęli się niemal szaleńczo śmiać.

I właśnie w tamtym momencie reszta ich ekipy uświadomiła sobie jedno. To nie Dazai był tym nieodpowiedzialnym, nigdy nie myślącym o konsekwencjach dzieckiem, któremu czasem trzeba było zwrócić uwagę, że ma nie bawić się zapałkami i dezodorantem, bo może kogoś przypadkiem podpalić. O nie. Ich takich było dwóch. I jakimś cudem ta dwójka niezrównoważonych psychicznie idiotów była najsilniejszym duetem mafijnym w całej Japonii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top