P. CIII / PRZYBYŁAM TUTAJ BY UMRZEĆ

Krótka odautorska: Życzę Wam moje kochane Miśki żeby nowy, nadchodzący rok był dla Was pełen sukcesów i spełnienia marzeń. I żeby wszyściutko się udało tak, jak sobie to wymarzyliście! I mam nadzieję, że sam sylwester świetnie Wam się uda! ♥♥♥  ~LuceuszOut (udawajmy, że idę na imprezę, a nie oglądać Avengersów żeby Thanos pstryknął palcami o północy, ok? xD)



Trzeba było przyznać, że Adelaide niezbyt umiała ukryć swoje ciekawskie spojrzenie, którym obrzucała dosłownie wszystko dookoła niej. Ewidentnie szukała maszyny, którą Dazai otrzymał od Petrali, ale ku własnemu rozczarowaniu zauważyła nieco złośliwy uśmiech bruneta, który upewnił ją w obawach, że motocykl już od jakiegoś czasu czeka bezpiecznie gdzieś indziej, ukryty przed jej próbami niezbyt legalnego go odpalenia. Niemniej dziewczyna próbowała zapamiętać jak najwięcej z całego swojego pobytu w Kobe. Tu wszystko wydawało się inne. Nie tylko powietrze, które z jednej strony miało swój słonawy posmak, ale też zapchane było spalinami, ale też zupełnie inna architektura. U niej w rodzinnym domu królowały względnie wysokie, kilkupiętrowe domy, gdzie jeden musiał pasować do następnego, przez co tworzyły wspaniale wyglądający labirynt. W Kobe wszystko wydawało się sięgać samego nieba, jak nie wyżej, a zdecydowany prym wiodło szkło. Poza tym każdy budynek tworzony był jakby tak po prostu dla siebie.

Adelaide, jak to na rozpieszczoną siostrę przystało, zaraz po zejściu po schodach, na których oczywiście musiała się wywrócić, radosnym okrzykiem oznajmiła, że zajmuje miejsce z przodu. Dazai, który złapał ją, ochraniając przed niechybnym zderzeniem z ziemią, po prostu ją puścił, wywołując tym śmiech Nakahary, który tylko wzruszył ramionami i oświadczył, że no niestety, ale nie. Dziewczyna z niechętną, niemal teatralnie obrażoną miną zajęła miejsce po środku na tylnych siedzeniach. Z uniesioną brwią rzuciła Dazaiowi dość jednoznaczne spojrzenie, gdy dwie dodatkowe osoby wsiadły i zajęły miejsca po obu jej bokach. O ile dość barczystego bruneta można było uznać za obstawę, o tyle drobna blondynka zdawała jej się dość niepotrzebna i kradnąca światła jupiterów, bo w duszy Adelaide musiała przyznać, że jej nowa towarzyszka jest naprawdę śliczna.

- Ciesz się, że Kaguya jest zajęta, bo inaczej dostałabyś ją do ochrony. A od zazdrości robią się zmarszczki - oznajmił Osamu lekko prześmiewczo, ale widząc ciężki wzrok dziewczyny, uznał, że może odpowiedzieć jej zgodnie z prawdą. - Nie narzekaj Adsy, dostałaś najlepszą możliwą ochronę. Naprawdę.

- Wiesz, że Shizuki Cię zabije za cardio, które jej dzisiaj zarzuciłeś? - spytał poważnie Nakaara, z miejsca chwytając za radio i włączając swoją ulubioną stację z muzyką filmową.

- Już widzę jak będzie mi to wypominać, choćby i za sześćdziesiąt lat - przytaknął Osamu, któremu natychmiast opadły ramiona i ogólne załamanie objęło całą jego postać. - Chociaż po tym pobycie w Alcatraz to mogłaby wziąć przykład ze mnie i ruszyć tyłek. 

- A przed czym niby Ty uciekasz? - spytał szczerze rozbawiony Nakahara, który przecież znał na wylot plan dnia ukochanego. Dazai spojrzał na niego z tak martwym wyrazem twarzy, że rudzielec automatycznie odsunął się na tyle, na ile pozwalała mu ograniczona przestrzeń auta.

- Przed deadline'ami Chuu. Przed deadline'ami - oświadczył wybitnie poważnie, nim załamany jego postawą i głupimi żarcikami Nakahara nie kazał mu skupić się na drodze.

- Żyję z idiotą - skomentował tylko Chuuya, gdy Osamu rzeczywiście przestał się rozpraszać i zaczął nawet jechać względnie przepisowo, uśmiechając się pod nosem.

- Szefie, jaką notkę puściliśmy do prasy? - spytała zaciekawiona blondynka siedząca obok Adelaide.

- Chuuya coś tam sklecił, ale w sumie to sam nie wiem - przyznał się szczerze Osamu, kątem oka obserwując ukochanego.

- Poszliśmy z Ozaki po najprostszej linii. Córka jednego z najbardziej wpływowych mężczyzn we Włoszech zapragnęła zwiedzić świat i zaczęła od naszego skromnego miasta - odpowiedział rudzielec ze wzruszeniem ramion. - Idealnie tłumaczy kręcące się wokół niej tłumy ochroniarzy i nie wystawia jej zbytnio na celownik, bo nijak nie wykazaliśmy jej powiązania z jakąkolwiek mafią.

- Skuteczne - oznajmił siedzący do tej pory cicho mężczyzna.

- Dai, ja rozumiem, że bezpieczeństwo i cały ten szajs, ale raz, że chciałabym coś w tym mieście zrobić, a dwa, że nie mogę Was przecież blokować. Macie swoje zajęcia. Więc jaki jest plan? - spytała, udając absolutnie potulną żeby nie wzbudzić podejrzeń. W końcu miała już swoje plany. I może by jej się udało gdyby Dazai nie znał jej tak dobrze.

- Tu nie organizują żadnych wyścigów crossów głupku - ukrócił od razu jej marzenia.

- Właśnie, że organizują! Sprawdzałam... - oburzyła się dziewczyna, nim zorientowała się, że wypalała o kilka słów za dużo. - Kurwa - mruknęła ciężko, zrezygnowana i pokazała śmiejącemu się Dazaiowi język.

- Adsy proszę Cię. Nie leź na coś takiego beze mnie. W to zazwyczaj wplątane są gangi, a ja obiecałem Twojemu ojcu, że włos Ci z głowy nie spadnie - oznajmił Osamu, za co zarobił kuksańca w bok od Nakahary. - No co? Też chcę pojeździć.

Nakahara sprzedał Dazaiowi spojrzenie, które zwiastowało brunetowi bardzo długi wykład o odpowiedzialności i obowiązkach, gdy tylko znajdą się sami. Na razie jednak nic się na to nie zapowiadało, więc Osamu liczył, że wszystko rozejdzie się po kościach. Przedstawił Adelaide jej prywatną, główną ochronę, uświadomił, gdzie będą czekać na nią ludzie i na jakich warunkach ma zapewnione bezpieczeństwo. Nie wspomniał tylko o zagłuszaczach w mieszkaniu. Uznał, że to mało ważna informacja, a nie chciało mu się tłumaczyć dziewczynie, na czym polegały Zdolności. No i wyjawiać stopnia zaawansowania technologii posiadanych przez Portówkę.

Gawędzili sobie spokojnie przez pierwszą część dnia, w czasie podróży i rozpakowywania się dziewczyny w nowym, chwilowym mieszkaniu. O tym, jak Adelaide minął lot, o tym, kto przybył z nią do Kobe, o tym co zmieniło się w życiu Dazaia i Chuuyi. Gdy oni wcinali zamówione kluski, Sayori dogadała się z głównodowodzącą włoskiej części ochrony żeby przypadkiem nie weszli sobie w drogę. Wyglądało na to, że naprawdę spędzą miły dzień, przynajmniej z perspektywy Adsy, która oznajmiła, że koniecznie musi obczaić najlepsze sklepy w całym mieście, a gdy Osamu uświadomił ją, że nie mają niczego, co mogłoby się równać z włoskim przepychem, dziewczyna nieco straciła zapał. Ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu Dazaia, który natychmiast wszystkich przeprosił i wyszedł na klatkę odebrać.

~ Szefie, tak jakby Matsumoto wrócił - zaczęła dość niepewnie Kaguya, jakby nie wiedziała, jak ma ubrać w słowa to, co miała do przekazania.

- Czego mu brakuje? - spytał Osamu ciężko, skupiając się w pełni i już zakładając najgorsze.

~ No właśnie to jest dziwne. On wrócił jakby cały, ale też z kimś - kontynuowała dziewczyna, a Dazai doskonale wiedział, że jest chwilowo włączony na głośniku, a Kaguya dość mocno gestykuluje mimo prób Hayato mających na celu opanowanie jej.

- Przecież Yakuza nigdy nie przysyła przedstawicieli - zdziwił się mężczyzna.

~ Z tego, co mówi wynika, że nie do końca jest przedstawicielką. Bardziej jakby gestem dobrej woli. Tak się sama przynajmniej określa. I coś wspomniała, że wielkim honorem będzie śmierć w imię Yakuzy. I że ma informację, która bardzo Ci się przyda. I że powie ją tylko Tobie - kontynuowała dziewczyna i po samym jej głosie można było usłyszeć, że czuła się dość niezręcznie.

~ Głupie pieprzenie - wtrącił swoje trzy grosze Hayato, ewidentnie poddenerwowany. - To Ise Chiba. Córka Morimasy Chiby. TEGO Moribasy Szefie. I jest nieuzbrojona. Sprawdziliśmy ją. Coś mi tu śmierdzi.

- Ewakuowaliście... - zaczął Dazai, czując jak serce podchodzi mu do gardła. Jakie były szanse, że Yakuza odeśle Matsumoto akurat teraz, gdy Adsy wylądowała? Musieli przez to rozdzielić ochronę, ale można było uznać to za kwestię przypadku. Jakie były szanse, że Vice Szef calutkiej Yakuzy, człowiek, który spaja wszystkie gangi rozrzucone po calutkiej Japonii poza granicami Kobe, przyśle do nich własną córkę? Praktycznie zerowe. Za tym coś musiało się kryć i Hayato miał rację.

~ Tak, prawie wszystkich. Hersztowie oddalili się ucieczkowymi wyjściami w tradycyjnej obstawie, złożonej ze sprawdzonych już przez nas ludzie. Mam potwierdzenie, że troje Hersztów znalazło się już w bezpiecznych lokacjach - Kaguya absolutnie spoważniała, zdając raport.

- Których? - spytał Dazai, przełączając się już absolutnie na swój tryb działania typowego dla pracy w mafii.

~ Endoki, Fujimoto i Yuriko. Nie wliczaliśmy Ciebie, Nakahary ani Shizuki czy Sayori, bo wiemy, że jesteście gdzieś poza Biurowcem, ale nie w bunkrach, więc Was nie liczyliśmy - usprawiedliwiła się dziewczyna, stukając patykiem od lizaka o biurko.

- Co z resztą? - kontynuował Dazai, w duchu oddychając z ulgą, że choć jeden ze starej gwardii się odhaczył w bezpiecznym miejscu. Choć niepokój o Ozaki, Haradę i Poughiego wciąż narastał w jego sercu. Nie miał się co oszukiwać. W razie czego wolałby stracić któregoś z Nowych Hersztów. Oni nie znali tej organizacji aż tak dobrze i nie posiadali takiego doświadczenia czy toku myślenia. Tego wszystkiego nabiera się z czasem, który Starzy Hersztowie mieli.

~ Właśnie dostałem powiadomienie od kierowcy Harady - wtrącił się Hayato. - Dotarli bez problemowo. z Kumizawą nie ma najmniejszego kontaktu od czasu tamtej kłótni przy sprawie Zbrojeniówki. Reszta jest w drodze, ich kierowcy zdają mi raporty na bieżąco. Na razie również bez większych problemów. Trójki są z nimi.

~ Szefie, czy są jakiekolwiek szanse, że udacie się do schronów? Ty i Nakahara? - spytała szczerze zmartwiona Kaguya.

- Ściągnę Shizuki. Zostanie z Chuuyą i Kato w moim starym mieszkaniu. Przerobiliśmy to na twierdzę nie do zdobycia, a w razie czego akurat oni dadzą radę się perfekcyjnie obronić - oświadczył Dazai.

~ Tak jakby wysłałam Wam już wsparcie. Będą dosłownie za kilka minut - oświadczyła nieco niezręcznie dziewczyna. - Dwie drużyny, każda po dwanaście osób. I zanim zaczniesz narzekać - zaczęła brzmieć coraz groźniej, ale Dazai jej przerwał.

- Zostawiam tu Nakaharę, nie będę narzekał, że ma dodatkową ochronę - krótko uciął temat Dazai. - Co z resztą ludzi?

~ Wszyscy ewakuowani do bezpiecznych budynków z wyjątkiem trzydziestu osób, które pilnuje Chiby. No i naszej dwójki. I Kunikidy, który wciąż zalega nam w piwnicy. 

- Rozłączam się. Będę za dwadzieścia minut - oświadczył Dazai i nim Kaguya zaczęła protestować, że jako Szef powinien był zachować bezpieczną odległość, rzeczywiście się rozłączył. Natychmiast wybrał też numer do Shizuki, która zalegała właśnie na pobliskim dachu, obserwując jego mieszkanie przez celownik znad broni snajperskiej. - Shizuki na razie jesteś zwolniona z zadania. Masz się natychmiast stawić u mnie w mieszkaniu.

~ Pojawiły się jakieś problemy? - spytała dziewczyna przez słuchawkę, którą miała założoną na uchu, jednocześnie składając broń i szybko chowając ją do futerału.

- Jeszcze nie wiem Ren, jeszcze nie wiem. Ale życie byłoby za proste, gdyby ich nie było, prawda?

~ Dotrę razem z jednostką wysłaną przez Kaguyę - oświadczyła dziewczyna. - Widzę ich, są dwie przecznice od Ciebie. Chociaż raz ona i Hayato dopięli swojego, co Szefie?

Dazai nie skomentował tego tylko się rozłączył, chowając telefon do kieszeni płaszcza wiszącego tuż obok drzwi i zakładając nauszną słuchawkę. Uśmiechnął się spokojnie, gdy odwrócił się do wszystkich obecnych w pomieszczeniu.

- Chuuya, pozwól na chwilę do gabinetu - oświadczył Osamu, a rudzielec grzecznie ruszył za nim. Dazai z szerokim uśmiechem zamknął drzwi i opuścił rolety, odcinając ich od pozostałych w pomieszczeniu.

- Kluski Ci wystygły - oznajmił Nakahara, próbując żartami załagodzić stresującą go sytuację, która stała się jeszcze bardziej napięta, gdy jego ukochany podszedł do niego i delikatnie odgarnął mu włosy z twarzy.

- Kochanie, musisz tu zostać przez pewien czas, dobrze? Razem z Sayori, Shizuki i Masao. Zaopiekujecie się Adelaide, ale to nie jest mój najważniejszy priorytet. Ty masz się stąd nie ruszać, bo tu jesteś bezpieczny. Możesz raz zrobić to, o co Cię proszę? - spytał spokojnie i dość cicho Osamu.

- Stało się coś. Na bank. Nie zostawię Cię samego, no nie ma opcji gnido. Idziemy razem. Wszystkich innych już ewakuowali, prawda? Nie pchaj się tam sam. Wiesz, że najlepiej działamy w duecie - zaoponował równie cicho Nakahara, choć widocznym było, że zaczynał się już denerwować.

- Jeśli ta dziewczyna ma przy sobie bombę to na nic zdadzą się nasze Zdolności. A jeśli ma Zdolność, której nie zrozumiemy to już w ogóle. Nie chcę Cię narażać kochanie. Wiem, że jesteś silny, wiem, że dasz sobie radę ze wszystkim. Po prostu skoro ona zażądała rozmowy tylko ze mną to nie chcę Cię niepotrzebnie narażać. No i nikomu nie ufam tak bardzo, jak Tobie. Dasz sobie radę z Adsy, bo już ją trochę znasz, czego nie można powiedzieć o tamtej dwójce - słowa Dazaia naprawdę brzmiały logicznie, co nie zmieniało faktu, że Nakahara naprawdę chciał pójść i go wesprzeć.

- Tym razem Ci daruję, ale spróbuj mi tylko tam umrzeć - Chuuya poddał się z groźbą na ustach.

- To mnie zabijesz. Wiem - przerwał mu Dazai z lekkim uśmiechem.

Niemniej jednak pochylił się i wplatając palce we włosy niższego chłopaka, pocałował go z całą pasją i strachem, które w tamtej chwili w sobie nosił. Dla rudzielca ten pocałunek był jakby trochę za bardzo "na pożegnanie", ale nie narzekał, tylko przyciągnął bruneta bliżej do siebie.

- Masz do mnie wrócić - oznajmił cicho Nakahara, gdy odsunęli się od siebie na chwilę.

- Jak zawsze kochanie - odparł równie cicho Dazai.

Chłopak poinstruował jeszcze szybko Sayori i Masao, obiecał Adsy, że później skoczą sobie na wyścigi, jeśli tylko nie będzie sprawiać kłopotu ochroniarzom, przekazał polecenia dwóm drużynom i skinąwszy głową pożegnał się z Shizuki, którą minął na schodach. Nie zamierzał brać Chevroleta Chuuyi. Nie daj cholera potrzebowaliby szybkiej drogi ucieczki. Zamiast tego spojrzał na zegarek i klnąc cicho, że zostało mu tylko dziesięć minut, wybił szybę w pierwszym napotkanym aucie, które uznał za wystarczająco szybkie i odpalił je na kabelki z szerokim uśmiechem. Pewnych rzeczy po prostu się nie zapomina. Natychmiast wcisnął też przycisk na słuchawce i połączył się z Kaguyą.

- Jakieś zmiany? - spytał absolutnie poważnie, wciskając gaz do dechy i za nic mając innych uczestników ruchu czy kolor świateł.

~ Na razie żadnych. Odmówiła dalszych komentarzy dopóki nie spotka Ciebie - odpowiedziała mu natychmiast Kaguya. - No i jej pojawienie się ogólnie nie robi żadnego sensu. Najmniejszego. Matsumoto mówi, że poszło mu dobrze w Yakuzie. Nie odcięli mu niczego przynajmniej.

Dazai nie rozłączył się. Zaparkował po Biurowcem zaciągając ręczny i przyprawiając stojącego przy miejscu parkingowym Hayato niemal o zawał. Razem ruszyli w stronę pokoju, w którym przetrzymywano Chibę, gdzie czekała już na nich Kaguya. Ktoś po drodze wziął od Dazaia płaszcz i słuchawkę, pozbywając go w ten sposób urządzeń elektronicznych. Kaguya zaopiekowała się jego telefonem i portfelem z kartami dostępu. Osamu ominął celujących z najróżniejszych karabinów członków Portówki, którzy rozsunęli się przed nim niemal tak, jak morze przed Mojżeszem. Mężczyzna schował dłonie w kieszeniach spodni i spojrzał na dziewczynę lodowato.

- Możesz wyjaśnić mi całe to zamieszanie? Grożenie byciem kamikaze to nie za dobry początek negocjacji - oznajmił tak chłodno, że kilku żołnierzy instynktownie cofnęło się o krok, byle dalej od niego. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i przekrzywiła lekko głowę.

- Przepraszam panie Dazai. Musiało zajść drobne nieporozumienie. Przybyłam tutaj by umrzeć. Z Twoich rąk. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top