P. CC / TO CHYBA POŻEGNANIE [SCENA PONAPISOWA]

No to czas na pożegnanie, nie?

Zaczęłam pisać tę historię dwa lata temu. Nie wiązałam z nią żadnych większych planów, po prostu chciałam się "rozpisać" i usiąść do własnych projektów. Ta seria miała mieć tylko 26 części i miałam o niej po miesiącu zapomnieć. Ale tu jesteśmy, nie? Dwieście rozdziałów później i serce mi się łamie, że to już koniec.

Mam nadzieję, że polubiliście tę historię. Że udało mi się odpowiednio oddać bohaterów, ich emocje i historię, która równie dobrze mogłaby się wydarzyć. Że może troszkę udało mi się ruszyć Wasze serca. Wiem, że ja ją pokochałam i kliknięcie przycisku "publikuj" przy poprzednim rozdziale było najdziwniejszym uczuciem, jakie kiedykolwiek miałam związane z pisaniem. Prawie jakby wyprowadzało się mi z domu dorosłe dziecko!

Chciałabym podziękować Wam wszystkim, cichym czytaczom, osobom zostawiającym gwiazdki i komentarze. Wszystkim. Chociaż w szczególności chciałabym podziękować paru osobom.

Vexyni - najważniejsza osóbka, która chodziła po mojej kuchni, gdy kroiłam kurczaka na obiad i pomagała mi z ruszeniem fabuły do przodu. Człowiek, z którym wieczorki pisarskie trwają całe dnie i mam nadzieję, że będzie ich o wiele więcej. Przyjaciółka, którą zmusiłam do obejrzenia BSD i była moim pierwszym czytelnikiem, zawsze dając radę jakoś kopnąć mnie w dupę żebym usiadła i pisała. Absolutna miłość. ♥

Chciałabym podziękować Fryzce, Teo-Bo-Tak, Queen_Vanillii, Barczakpvp, Demamamiriro, SopPraczowi, Lunce, Alexis_Hatter i masie innych osób za przemiłe komentarze, które motywowały mnie do dalszego pisania. To dzięki Wam czasami w ogóle siadałam do tej historii mimo myśleniu o rzuceniu jej w diabły. ♥

Chciałabym też podziękować Przypadekk, Owiecce, Sadakoshi, KsaVesowi za pomoc przy rozdziałach gdy tego potrzebowałam, zachęcenie mnie do dalszego pisania czy po prostu uświadomienie mi, że walnęłam gdzieś babola i wytłumaczenie mi, jak coś działało w mandze/anime/filmie, których jeszcze nie poznałam. ♥

Na koniec chciałam po prostu podziękować wszystkim, którzy wytykali mi błędy i wchodzili ze mną w dyskusję. Chciałabym żebyście wiedzieli, że to doceniam. Uwielbiam Was wszystkich.

Jak pewnie zauważyliście zostawiłam dużo otwartych wątków. I parę z Was pytało mnie ostatnio, czy jest szansa na drugą część. Jest. Jest bardzo duża. Wiem, że będę do tej serii chciała wrócić i wszystko ładnie podomykać. Po prostu kwestia jest taka, że ta seria pochłonęła cały mój wolny czas i chciałabym trochę skupić się na własnych projektach i na pozostałych opowiadaniach z innych fandomów. Mam szczerą nadzieję, że choć część z Was zostanie ze mną dla moich historii, a nie tylko dla BSD, ale w razie czego chcę i tak podziękować za czas, który spędziliśmy razem. Niemniej pewnie za jakieś cztery miesiące, może pół roku na 90% pojawi się druga część. Muszę ją solidnie przemyśleć, a do tego czasu muszę skończyć pozostałe swoje projekty, ale druga część będzie. I tutaj pojawi się link do niej żebyście mieli jakąś ciągłość i pewność, że to dalej ta sama seria. Kto wie, może zrobimy z tego trylogię?

Za nami 199 rozdziałów, każdy po 3 tysiące słów. To prawie 600 000 słów i ponad 1100 stron A4 w wordzie, które muszę jeszcze zedytować zanim zostawię u siebie na półce w fizycznej wersji na dowód, że jak chcę to potrafię. A Wy to wszystko przeczytaliście. Jesteście po prostu szaleni ♥ Ale co to świadczy o mnie, skoro to napisałam? Pewnie nie za dobrze :D.

Niemniej dziękuję za wszystko i na razie mówię tej serii "do widzenia", choć może raczej powinnam powiedzieć "do zobaczenia za pół roku". I skoro tyle już przeczytaliście to myślę, że drobna scena ponapisowa Was nie zabije. Miłego czytania po raz ostatni w tej książce ♥

#Morrigan_truly_out


SCENA PONAPISOWA:

Dla Yosano to był kolejny, jakże zwyczajnie zapowiadający się dzień. Pogoda była względnie idealna. Nie wiało za bardzo, słońce delikatnie ogrzewało przechodniów i temperatura była nawet znośna. Lekarka przechadzała się po Kobe z kilkoma papierowymi torbami w dłoniach. Chciała jakoś wykorzystać wolne i skoczyć na zakupy jeszcze przed pracą. Wszyscy, łącznie z nią, zaakceptowali nowy tryb pracy Portowej Mafii, gdy Nakahara, jako Czterdziesty Trzeci Szef uznał, że zamierza iść na studia. Dzięki temu spora część z nich w ciągu dnia miała sporo wolnych godzin, które jakoś trzeba było przecież zagospodarować.

I dzień mijał dziewczynie spokojnie. Zahaczyła o parę sklepów, wydała zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy, a w pracy nie szykowała się żadna większa akcja. Miała po prostu fantastyczny humor i pokazywała to całemu światu dookoła idąc po ulicach Kobe w ulubionych czerwonych szpilkach i czarnym płaszczu podkreślającym jej przynależność do Portowej Mafii.

Jasne, trochę się martwiła. W końcu od śmierci Dazaia minęło już tyle czasu, a spora część z nich wcale nie przepracowała tej traumy. A przynajmniej nie do końca. Załamanie, które przeżył Nakahara nieomal zniszczyło Portówkę, ale chłopak zadziwiająco szybko stanął na nogi i pociągnął całą firmę za sobą. Jasne, portowe kundle przez chwilę straciły pana i nie wiedziały, co robić, ale plany, które Osamu im zostawił były więcej, niż wystarczające. I w dolnych grupach hierarchii powoli zaczęto o Dazaiu zapominać. Jasne, wspominano go jako Szefa, który zaczął pracować nad dobrobytem Portówki i rozszerzał jej wpływy, czasem wspominano, że był przerażającym potworem, który powoli stawał się bardziej legendą, niż rzeczywistym, żyjącym kiedyś człowiekiem. Jednak minęły trzy lata, a ludzie z Cuppoli czy Eleven wciąż podskakiwali na dźwięk imienia Osamu, jakby mieli nadzieję, że wyjdzie zza rogu i przeprosi za przedłużający się żart. Tak, jak wspomnienie jego imienia przy Nakaharze stało się pierwszą, główną zabronioną zasadą. Nawet drobna wspominka w pracy o nieżyjącym ukochanym potrafiła wytrącić Chuuyę z równowagi, co parę razy skończyło się tym, że chłopak wsiadł na motor i zniknął na tydzień bez najmniejszych wieści, więc wszyscy zgodnie uznali, że bezpieczniej będzie zapomnieć o tym imieniu. I Yosano musiała przyznać, że rzeczywiście, nie pamiętała, kiedy ostatnio słyszała słowa „Dazai Osamu" wypowiedziane przez portowe kundle. Prawie, jakby próbowali wymazać istnienie chłopaka z historii.

I pewnie dlatego Yosano stanęła jak wyryta, a torby wyleciały jej z dłoni, gdy zauważyła tak znajomą postać na ulicach własnego miasta.

Akiko nie potrafiła uwierzyć w to, co widziała. Przez krótką chwilę zdawało jej się, że może się pomyliła, że może wzrok płatał jej figle. Że może to kolejna forma tęsknoty za przyjacielem, którego twarz powoli przez ostatnie trzy lata zaczęła zacierać się w jej pamięci. Chłopak, którego zobaczyła był wysoki, miał czarne, lekko kręcone włosy i względnie pusty wyraz twarzy, który stał na bakier z lekceważącym uśmieszkiem. Mogłaby uznać, że ot, to tylko kolejny dzieciak, który tak bardzo przypominał jej przyjaciela. Ów jednak chłopak miał na sobie czarne dżinsy z szelkami i białą koszulę z wywiniętymi do łokci rękawami. I właśnie dzięki temu ubiorowi bez problemu dostrzegła na rękach chłopaka tatuaż składający się z setek niewielkich, czarnych kreseczek i symbol zegara wytatuowany na wierzchu dłoni.

Dziewczyna ledwie powstrzymała się od podbiegnięcia do chłopaka, który mimo, że wyglądał jak jej przyjaciel, zdawał się być jej absolutnie obcym. Aura, którą się otaczał, była wroga i nieprzyjemna. To nie był dzieciak, którego znała. To był potwór wyglądający dokładnie tak jak on. I spokojnie przechadzał się po ulicach Kobe, jakby to było nic.

Yosano wyciągnęła szybko telefon i niewiele myśląc wybrała numer do Nakahary. Pierwsze połączenie zostało odrzucone. Tak samo zresztą jak i kolejnych siedem, a z każdą sekundą niecierpliwość Akiko rosła. Chuuya nie odpowiadał też na nieskładnie pisane wiadomości, które próbowała mu w biegu wysłać. Porzuciła więc tradycyjne środki komunikacji i rzuciwszy torby na chodnik, zaczęła biec w stronę uniwersytetu, na którym zajęcia miał Chuuya. Ludzie odsuwali się jej z drogi i nawet nie kwestionowali tego, że Portowy Pies rzucił się w pogoń za sobie jedynie znaną rzeczą. Yosano też nie za bardzo przemyślała godzinę, o której dotarła do uczelni, tak jak miała absolutnie w poważaniu wszystkich profesorów. Pewnie dlatego wparowała do sali, w której Nakahara miał zajęcia, otwierając drzwi z taką dynamiką, że zwróciła na siebie uwagę wszystkich. Przemknęła szybko wzrokiem po studentach i skupiła się na rudzielcu, który początkowo był zaskoczony, ale bardzo szybko na jego twarzy zaczął pojawiać się gniew. Coś, czym w każdej innej sytuacji Akiko zapewne by się przejęła. Tylko, że to nie była normalna sytuacja.

- Dazai – oznajmiła dosadnie, w jednym słownie wyrażając milion emocji na raz, dysząc ze zmęczenia po przebiegniętym maratonie. – Widziałam Dazaia – dodała.

Dziwnie było tak wymówić imię przyjaciela, którego przez tak długi czas uznawało się za zmarłego. Akiko zdziwiła się, jak to słowo brzmi wypowiedziane przez nią i przez chwilę wyglądała, jakby zszokowała sama siebie. Ale zrobiła swoje. Przekazała wiadomość. Wiadomość, która dla większości studentów nie znaczyła zupełnie nic, więc patrzyli na nią z pewnym rozbawieniem, ale też wiadomość, która dla Nakahary znaczyła więcej, niż cały świat.

Chuuya zerwał się z siedzenia i nawet nie racząc przeprosić prowadzącego, własnego obecnego chłopaka czy zabrać nawet swojej torby, natychmiast opuścił salę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top