Rozdział 3
Następnego dnia odbyło się planowane spotkanie, które oczywiście nie mogło odbyć się bez niespodzianek. Dlatego właśnie Moran wracał sam do hotelu z mocno poobijanymi żebrami i prawdopodobnie wybitym barkiem, nie wspominając o licznych siniakach na jego ciele. Największym problemem jednak był brak Moriarty'ego. Podczas walki Jim został zabrany przez niedoszłego klienta, który myślał że James jest zwykłą składową sieci. Sebastian odkąd odjechał z pieprzonej opuszczonej fabryki na przedmieściach, przeklinał sam siebie za zniknięcie Jima. Gdy wpadł do apartamentu pierwsze co zrobił było włączenie komputera i postawienie w gotowości całej miejscowej części sieci. Oczywiście nikt tak na prawdę nie wiedział kogo szukają i dlaczego. Dopiero po godzinie wydawania poleceń i wymyślania planów odszedł od urządzenia i postanowił doprowadzić się do porządku, oczywiście względnego, bo nawet po opatrzeniu, przy każdym ruchu bolały go żebra, ale przynajmniej ramie już nie dawało o sobie za bardzo znać.
Już dawno temu wymyślili z Jimem plan i protokół na takie okazje, ale to nie zmieniało faktu, że snajper nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Martwił się o swojego szefa bardziej niż powinien i zdecydowanie bardziej niż przewidywała ich relacja, czy jakiekolwiek standardy społeczne. Co ciekawe Jim nie raz wyplątywał się z wiele gorszych sytuacji, poradziłby sobie nawet bez pomocy z zewnątrz, to Moran nie potrafił odpuścić. Gdzieś z tyłu głowy krążyły mu myśli, że gdy jego szef wróci, to skończy jako zwłoki w najbliższej rzece za niewykonanie podstawowego zadania- chronienia Moriarty'ego, lecz spychał te myśli na dalszy tor. Aktualnie pozostawało mu tylko czekać, ponieważ jego ludzie właśnie zdobywali informacje o położeniu Jima. Chętnie przeszukałby cały Liverpool żeby znaleźć szefa, ale miał na tyle zdrowego rozsądku, żeby się nie wygłupiać, jak znał Jamesa, wtedy do końca byłby skończony.
Zaśmiał się gorzko siedząc na kanapie. Właśnie ratował człowieka, który pewnie będzie chciał go zabić za spierdolenie akcji, drugi raz z rzędu.
-A nie mówiłem, że to zły pomysł -zapytał cicho w przestrzeń- dobra pojebało mnie do reszty skoro gadam do ścian
Noc spędził bezsennie po części na nawiązywaniu odpowiednich kontaktów w celu zdobycia informacji, a resztę zaś na martwieniu się o Jamesa, chociaż wiedział że to głupie. Pozbierał się po piątej nad ranem, gdy stwierdził, że ma wystarczająco informacji i odpowiedni zalążek planu, żeby zacząć działać. W okolice czegoś co było bazą ich niedoszłego klienta, teraz już wroga, zabrał grupę szturmową. Sam dojechał tam na piętnaście minut przed akcją. Przywitał się skinieniem głowy z dowódcą oddziału.
-Plan jest prosty, wy robicie zamieszanie w tej części budynku- pokazał palcem prawe szkrzydło- czterech ludzi odcina lewe skrzydło, tam znajduje się człowiek do przechwycenia. Ja i jeszcze jeden snajper osłaniamy was z budynku na przeciwko. Gdy odetniecie skrzydło, pójdę po tego człowieka, wezmę ze sobą jeszcze jednego człowieka, jasne?- zapytał
Gdy wszyscy dostali rolę zaczęła się akcja. Wedle planu Moran siedział ze snajperką po drugiej stronie ulicy. Na razie wszystko szło zgodnie z planem, ludzie z siatki zrobili niewielki wybuch i rozpoczęli szturm w prawym skrzydle, a on osłaniał tych odcinających lewe. Czysta snajperska robota, czyli to co robił doskonale. Pierwsza część nie trwała długo i już po jakiś 30 minutach Sebastian biegł do budynku zakończyć to wszystko.
W duchu modlił się żeby akcja wypaliła, ewentualna porażka mogłaby być fatalna w skutkach, zresztą nie tylko dla niego. Jak najszybciej przeszukiwał, aby znaleźć Moriarty'ego. O ile faktycznie wciąż tam był, bo jak Sebastian znał swojego szefa, to mógł od teraz leżeć gdzieś na plaży i śmiać się z jego poczynań. Właściwie snajper nawet nie byłby zdziwiony. W końcu zszedł do swego rodzaju piwnicy i natychmiast skupił się na celu- znaleźć Jima. Wszedł do pierwszego pomieszczenia, bo pokojem tego nazwać się nie dało i nic. Wrócił się na korytarz, następny, czyżby jakaś cela? Nie zastanawiając się dłużej wszedł do środka trzymając broń w gotowości. Od razu schował, gdy zobaczył swojego szefa leżącego na podłodze. Szybko do niego podszedł i kucnął obok niego.
-Jim? -zapytał cicho licząc, że mężczyzna w ogóle będzie przytomny.
-Co tak długo, Moran?- spytał słabo Jim uśmiechając się
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top