10

Kiedy podczas obiadu na stołówkę wszedł profesor Green, zapanowała cisza. Każdy wiedział, że to on jest w dużym stopniu odpowiedzialny za to, jak skończył Malcolm.

Green z pogardą rozglądał się po stołówce. Wtedy Gerard zerwał się z miejsca i stanął obok ławki mierząc profesora zabójczym spojrzeniem. Złapałem za jego nogawkę i próbowałem zmusić do tego, żeby usiadł na swoim miejscu. Wszyscy zebrani z przerażeniem wpatrywali się w niewzruszenie stojącego Way'a.

- Usiądź - rozkazał Green, jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Na to wszystko do stołówki wszedł dyrektor. Profesor pewniejszy jego obecnością powtórzył: - C19, siadaj na miejsce

Wtedy Gerard obrócił się na pięcie i wyszedł ze stołówki. W stronę Greena poleciała rzucona przez kogoś łyżka. Dwoje profesorów wstało od stołu. Chyba kazali Greenowi opuścić stołówkę, bo po ich słowach zaczął kierować się w stronę wyjścia. Kiedy był już przy drzwiach, w których stał dyrektor, zaraz koło jego głowy rozbił się talerz z kaszą manną. Biała papka obryzgała jego garnitur.

- Przyślijcie do mnie C19 - rzucił dyrektor zanim zniknął z Greenem za drzwiami stołówki.

***

Kiedy Gerard wrócił do sypialni, kopnął stojącą koło mojego łóżka szafkę. Na chwilę rozmowy ucichły i wszyscy spojrzeli na Gerarda. Way złapał mnie za koszulę i zaprowadził do łazienki.

- Zagroził mi więzieniem! Nie dociera do niego, że Malcolm się utopił! On nie próbował uciec! On popełnił samobójstwo! Dlaczego nie może wreszcie tego pojąć!?

- Gerard, powinieneś dać sobie spokój

- Dać sobie spokój? Czy ty siebie słyszysz? - zmarszczył brwi - Malcolm był pierwszy i wcale nie musi być ostatni. Ile jeszcze osób musi zginąć, żeby wreszcie cokolwiek do niego dotarło?!

Gerard podszedł do mnie i dotknął moich rozgrzanych policzków.

- Trzymasz moją stronę, prawda?

- Oczywiście, ale nie mogę pozwolić na to, żeby wysłali cię do więzienia - spojrzałem prosto w jego oczy - Nie chcę cię znowu stracić

Czarnowłosy nie odpowiedział nic, tylko przytulił mnie do siebie, kojąco głaszcząc moją kruczą czuprynę.

- Już nigdy cię nie zostawię. Obiecuję

Nagle drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich jakiś niski blondyn.

- Chodźcie. Musicie coś zobaczyć

Spojrzeliśmy z Frankiem po sobie i ruszyliśmy za nim do sypialni. Pozostali stali przy oknach. Wepchnęliśmy się z Gerardem, żeby mieć jak najlepszy widok. A było co oglądać. Green szedł przez dziedziniec, a w rękach trzymał dwie, skórzane walizki.

Spojrzałem na Gerarda. Jego oczy rozbłysnęły ze szczęścia. Uśmiechnął się do mnie szeroko i rozkopał moje włosy.

- Wynoś się, kanalio! - ryknął ktoś i zaczął walić w szybę. Pozostali dołączyli do niego, gwizdając i krzycząc.

Świętowali jeszcze długo po tym, jak Green zniknął za bramą główną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top