Rozdział pierwszy

Młoda Panienka rzuciła list do jasnego, żywego płomienia, który, błyskał w kominku, w bawialni. W jasnoniebieskich oczach Adeline zaczęły zbierać się łzy. Dziewczyna wybiegła do parku, który należał do domu. Dobiegła do ogromnego pnia drzewa, które w jej dziecinnych latach, było miejscem zabaw.  Podwinęła swoją ciemno zieloną suknię i usiadła na jednym z korzeni, schowała swoją główkę w malutkich, bialutkich rączkach i poczęła gorzko szlochać. Jej młode i dobre serce, pierwszy raz doznało goryczy odrzucenia. Najbardziej uraziło ją jedno zdanie, zawarte w owym liście: "Nie wzruszają mnie twoje łzy Adelin, bowiem dobrze sama o tym wiesz, iż kocham tylko Lucilde, za tydzień przybędę do Kwiecistego Zakątka, aby prosić o jej rękę.". 

Loki Panienki, zaczynały robić się niesforne i nieposłuszne, mimo odpowiedniej ich pielęgnacji, oznaczało to nadchodzący deszcz. Adell nie miała jednak zamiaru powracać do domu, aby usiąść wygodnie przy kominku i przeczekać ten letni deszczyk. Wolała oddać się romantyzmowi sytuacji i płakać przy dźwiękach kropli uderzających o liście.

Siedemnastoletnią dziewczynę odrzucenie zabolało dwa razy mocniej, bo było one od pierwszego jej ukochanego. Chwilę później, gdy jej lamenty ustały, ciemnowłosa wstała i ruszyła pośpiesznym krokiem przez park, aby następnie wbiec przez drzwi kuchenne niczym jesienny wiatr i pobiec drewnianymi schodami w górę, do swojej izdebki. W całej swej gorączkowości podbiegła do łóżka, schyliła się i sięgnęła pod nie, aby wydobyć malutki kluczyk, który otwierał małą szafeczkę, umieszczoną w jej toaletce. Z tej właśnie szafeczki, ozdobionej różnymi wzorami kwiatowymi, dziewczyna wyjęła stosik żółtawych kartek, zapisanych jej ozdobnym pismem, lub drobnym pochyłym pismem jej ukochanego, który sprytnymi słowami zabawił się jej dziewczęcymi uczuciami.

 Adeline poczęła rozrywać papier na miliony kawałeczków, aby następnie, wrzucić go do swojego kominka, który tak samo jak szafeczki jej toaletki był udekorowany kwiatami, jednak nie były one nakreślone, ale żywe. Były to kwiaty, które dostawała wraz z niektórymi listami od Pana Timothego. Gdy bukiety pachnącego bzu wylądowały już w ogniu, dziewczyna nareszcie spokojnie opadła na  purpurową sofę, wyszywaną gdzieniegdzie małymi perełkami. Jednak furia rozpierająca duszę Adeline nie pozwoliła jej na spokojne siedzenie w miejscu, chwilę później dziewczyna gwałtownie wstała i zbiegła po schodach na dół, do bawialni, w której siadywała jej matka.

Szczebiotka nie zważając na to iż może obić swoje bielutkie kolanka, padła na klęczki przed swoją matką i poczęła się  wypłakiwać w jej ciemno niebieską suknię.

-Adell, skowronku, co się wydarzyło, że twoje oczęta puchą od płaczu? - Elegancka kobieta siedząca na fotelu obitym czerwonym aksamitem wyglądała jednocześnie tak poważnie, ale również ciepło. Jednak dobroci i ciepła, które płynęło z jej serca, nie dało się ująć na jej zapadłych policzkach i smukłych ramionach, jednak kobieta wszystko wyrażała słowami i czułością płynącą z tonu jej głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top