2

 Gojmir podszedł do ściany, pokaźnej wielkości komnaty. Wyrastało z niej coś w rodzaju miski z wilgotnym materiałem w środku. Blondyn dotknął go pochodnią, a on zaczął płonąć.

Z bliżej nieokreślonych, a przynajmniej nie znanych Dawidowi, przyczyn, w pomieszczeniu zrobiło się zdecydowanie jaśniej. Teraz dało się zobaczyć, że sufit jest na wysokości co najmniej pięciu metrów, a na ścianach komnaty znajduje się jeszcze kilkanaście takich miseczek, zapalających się kolejno samoistnie. Na suficie było widać coś w rodzaju witraża, rozety. Był to okrągły półprzezroczysty twór. Również zaczął świecić, jakby za mętnym szkłem też zaczął płonąć ogień.

Pomieszczenie miało kilkanaście kroków długości. Oni znajdowali się przy jej początku, obok małych drzwi, przez które tu weszli.

Dawid spojrzał na oddalony koniec podłużnej komnaty. Znajdował się tam kamienny ołtarz, stojący na piedestale ze schodkami. Na ołtarzu siedziało... coś- czarna, koszmarnie chuda postać. Krzyżowała swe nogi, opierając na kolanach kościste dłonie. Jej twarzy prawie nie było, dało się jedynie odróżnić wgłębienia na oczy i opuszczoną lekko szczękę. Cała ta maszkara przypominała egipską mumię.

Pierwszą myślą jaka uderzyła młodszego chłopaka było to, żeby tylko to coś się teraz nie poruszyło. Zaraz za tą myślą poczuł coś, czego się nie spodziewał. Zaczął się bać człowieka, który obok niego stał, zaczął się bać swojego przyjaciela. Wcześniej zaprowadził go tylko do dziwnego, strasznego miejsca i było to wariactwo w jego stylu, ale teraz nie było nawet widać, by przejął się widokiem tych zwłok. Wydawało się jakby widział takie rzeczy już setki razy.

- Co to jest?- Zapytał roztrzęsiony Dawid, otwierając szeroko oczy i patrząc na Gojmira.- Co to kurwa jest?! - Powtórzył głośniej, czując, że przestaje mu ufać, co jeszcze sekundę temu byłoby dla niego nie do pomyślenia.

- To są zwłoki... chcę ci coś pokazać.

- Po co?!- Młodszy zapytał od razu.- Po co ci ja w takim chorym miejscu?!

- Wiesz, że kiedyś umarłem?!- Odkrzyknął Gojmir, nie mogąc już ukrywać emocji. Chyba nawet jego oczy zaczęły lekko błyszczeć kryształem smutku.- Wiesz, że ciągle byłbym martwy, gdyby nie ty?!... Nawet nie wiesz ile dla mnie zrobiłeś... - Teraz Dawid się uspokoił i spojrzał na swego kolegę, a on kontynuował.- chcę ci się jakoś odwdzięczyć... chcę, żebyś wiedział, że kiedy będziesz umierał... ja też ci pomogę.- Teraz minęła chwila ciszy.- Nie rozumiesz.- Powiedział blondyn.- ... To znaczy, że jesteś bardzo szczęśliwym człowiekiem,... ale gdyby zdarzyło ci się, że byś nie był... możesz na mnie liczyć... choć.

Powiedziawszy to przewodnik ruszył szybkim krokiem w stronę ołtarza, nie pozwalając dojść koledze do głosu. Teraz tylko wybrzmiały w głowie Dawida słowa o przyjaźni, które jeszcze za drzwiami od Gojmira usłyszał. Nie miał wyjścia ruszył za nim. Zamiast tego mógł przecież tylko najwyżej uciec i zostawić go tu samego. Jego przyjaźń w żaden sposób nie osłabła, lecz została jedynie nieco przepleciona goryczą i lękiem. Sam nie widział czy ją to osłabiło, czy wręcz przeciwnie.

W połowie drogi, to jest po jakichś dziesięciu krokach, blondyn wyjął telefon z kieszeni i zaczął coś w nim grzebać. Jego towarzysz podbiegł do niego, by stanąć obok i zajrzeć przez ramię, co takiego na nim robi.

Na telefonie otworzony był Spotify.

- Chcesz teraz słuchać muzyki, serio? - Zapytał go młodszy.

- Nie ja.- Dostał jedynie w odpowiedzi.

- Nie wiedziałem, że tak bardzo lubisz być tajemniczy.- Oznajmił Dawid jakby magicznie zapomniał o tym, że zbliża się do ludzkich zwłok, choć nie znaczyło to bynajmniej by był już zdolny do szczerego uśmiechu.-... A tak w ogóle, to ty kupiłeś Spotify'a? Przecież to samo masz na Youtube'ie.- Jak zwykle zadał blondynowi za wiele pytać na raz.

- Nie wszystko.- Odpowiedział, nie przestając iść.- ... i nie, nie kupiłem tego. Zakładam co miesiąc nowe konto i jadę na okresie próbnym.

- Serio?!- Zapytał głośniej. Usiłował złapać się dowolnej myśli pozytywniejszej od tego, do czego zmierzali. Jego mózg zrobił z emocjami to, co czasami dzieje się z bólem, gdy na przykład złamię się nogę. Zostały po prostu chwilowo odcięte.

Dawid nie usłyszał nic w odpowiedzi. Zaczęli już wchodzić po małych schodkach. Wydawało mu się, że mumia się zaraz na niego rzuci. Teraz dopiero zorientował się, że po obu stronach ołtarza znajdują się drzwi, za którymi zaczynały się najwyraźniej kolejne korytarze.

- Nie bój się. - Powiedział blondyn. - To taki sam człowiek jak my, tylko że umarł. - Powiedziawszy to, Gojmir stanął krok przed ciałem. Obok niego stanął już jego młodszy przyjaciel.

- Przepraszam. - Powiedział nagle przewodnik do Dawida.- Przepraszam, że cię tu zaciągnąłem.- Poczekał potem chwilę, patrząc się na niego. - No nic... zobaczmy...

Powiedziawszy to, położył obok zwłok na ołtarzu swój telefon i włączył melodię. Młodszy jej nie znał. Nie pasowała zupełnie do miejsca, w którym się znajdowali. Była ona nie tyle radosna, co... szczęśliwa. Wydawało się jakby wręcz rozświetlała otoczenie, jakby była pożarem w krainie wiecznej zmarzliny. Ta pieśń była niepasującym, ekspansywnym elementem. Roznosiła się echem po całej sali i spiętrzała swe brzmienie zatapiając się i błądząc w korytarzach katakumb. Była przyjemna, rytmiczna.

Nagle najgorszy sen Dawida się ziścił. Skostniały palec wskazujący mumii podniósł się powoli, jakby ten zmarły człowiek musiał się bardzo wysilić, by tego dokonać. Przyjaciel przewodnika zrobił tylko krok wstecz i patrzył przerażonymi oczami z bezpiecznej odległości. Potem palec opadł bezwładnie na kolano i znów zaczął się podnosić, teraz już szybciej, i opadł wraz z zakończeniem kolejnego taktu. Po trzecim razie, zwłoki wystukiwały już rytm. Muzyka narastała. Teraz zaczął się poruszać palec u drugiej ręki, uderzający w rytmie w co drugie uderzenie pierwszego. Głowa maszkary również zaczęła się już lekko poruszać, a wraz z nią i tułów. Szczęka podniosła się i zamknęła. Ruchy stawały się coraz bardziej zauważalne i zdecydowane. Potem już uderzała o kolana cały dłońmi, poruszając się upiornie w rytm muzyki, i wykorzystując do tego chyba całe swoje ciało. Wyglądała na szczęśliwą.

Muzyka zaczęła powoli zwalniać, a zwłoki wraz z nią. Znów poruszały już tylko dłońmi, a potem, gdy z muzyki zostały już gasnące odgłosy pianina, wyłącznie palcami. Kiedy całkowicie ucichała, palce jeszcze przez chwilę podskakiwały, lecz za każdym razem słabiej i wolniej, aż w końcu opadły znów bezwładnie. Minęło parę sekund bezruchu, a szczęka ponownie opadła pod własnym ciężarem. Dawidowi wydawało się jakby teraz ciało ułożyło się w dokładnie takiej samej pozycji, jak kiedy tu przyszli.

Gojmir złapał powoli za swój telefon, a potem schował go do swojej kieszeni.

- On już nie wstanie...- Powiedział, a jego kolega dał znać miną, że raczej nie było jemu do tego śpieszno.- On już nie wstanie, bo muzyka nie powoduje już, że wie, że żyje. Dzięki niej może już tylko zapomnieć, że umarł...- Popatrzył się teraz na swojego przestraszonego kolegę i do niego podszedł.- Ale są też inni...- Kontynuował. - Są takie zwłoki, którym pieśni mogą jeszcze pomóc... To są zwłoki, które zaczynają po prostu mieć gdzieś to, że przegrały i nie żyją... Po prostu przestaje ich to obchodzić... Zwyczajnie otwierają oczy i wstają.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top