Rozdział 5

Ciężkie torby Clinta Bartona z łoskotem wylądowały na podłodze jednoosobowego pokoju hotelowego. Co prawda nikt nie wiedział, co się w nich znajduje, ale właściciel jakoś nie kwapił się do zadawania na ten temat pytań.

Hawkeye stał na progu, płacąc z góry za pobyt i rozglądając się "z miłym uśmiechem" po czymś, co zawierało jedynie twarde łóżko, stolik i zepsuty telewizor. Nie wspominając tu oczywiście o pokrytej tajemniczą i bliżej nieokreśloną mazią kanapie.

TARCZA poprosiła go o zachowywanie się jak zwyczajny turysta z Ameryki, który przyjechał do Europy w odwiedziny do starych przyjaciół.

Gdyby Clinton miał przyjaciół, wiedziałby dokładniej co robić.

Kazali mu wynająć mieszkanie, w którym urządzi sobie koczowniczą bazę. Żeby było to możliwe, wybrał jakiś stary hotel na obrzeżach miasta, gdzie nie istniało ryzyko wpadnięcia pokojówki. W momencie, gdy zadowolony z przybycia nowego klienta, właściciel hotelu wyszedł z pomieszczenia, Clint w spokoju rozpakował się.

Wyciągnął wszystko. Łuk, kołczan, strzały. Komputer, urządzenia namierzające i inne szpiegowskie gadżety z których i tak nie do końca potrafił korzystać. Następnie wydobył z torby jeszcze stare, dobre pistolety. Rozpoczął przygotowania do akcji.

Była godzina dwudziesta pierwsza, czyli bankiet rozpocznie się za dokładnie dwadzieścia trzy godziny. Do tej pory powinien przeanalizować listę gości, kupić ładny garniturek i doprowadzić się do porządku wizualnego, co w jego przypadku graniczyło z cudem. Przeszedł do punktu pierwszego.

Jego laptop niejednokrotnie hakował już większe strony, więc dotarcie na marne konto mailowe węgierskiej firmy zajęło mu nie więcej, niż dwie minuty. Historia wysyłania wiadomości. Oho! Zaproszenia rozesłane do stu pięćdziesięciu czterech osób. Blondynowi opadła szczęka, ale szybko się ogarnął. Postanowił ściągnąć po kolei dane każdego z nich, na podstawie adresów IP ich komputerów. A wszystko dzięki opracowanemu przez Philla Coulsona programowi. Doskonale.

Komputer zaczął wszystko dokładnie analizować i wybierać tych, których zestawy danych były z grubsza podejrzane. Po chwili już wszystko miał: dwie karty danych, kobiety i mężczyzny. Informacje w nich zawarte nie trzymały się kupy, jak przynajmniej twierdzi laptop. Clinton wydrukował je i dokładniej przyjrzał się twarzom najprawdopodobniej agentów rosyjskiego Red Room. Łysy mięśniak, jakich wielu i młoda, rudowłosa kobieta.

Zadowolony z tego, że wykonał już większą część nudnej, papierkowej roboty (co zajęło mu całe dziesięć minut, ale i tak odczuwał tą wspaniałą satysfakcję) rozłożył się na niewygodnym materacu i włączył telewizję. Nie miał zielonego pojęcia, o czym gadają, ale starał się być na bieżąco w oglądaniu węgierskiej opery mydlanej. Obejrzawszy kilka odcinków wyłączył kablówkę i położył się spać, nie przebierając się w zbędną piżamę. Nazywał to... Recyklingiem.

Gdy powoli zaczął morzyć go sen, odezwał się jego komunikator. Rozbudzony i zdenerwowany odebrał sygnał od Agentki Corey.

— Halo, Agencie Barton..? — usłyszał głos młodej rekrutki, który jeszcze bardziej go zirytował. Zupełnie zapomniał, że musi znosić składanie jej raportów

— Dla twojej wiadomości właśnie odbywałem bardzo ważną i potrzebną czynność, jaką jest spanie, którą bezczelnie przerwałaś. — warknął nieprzyjemnie, ale nie ruszyło to dziewczyny

— Miałeś się zameldować w chwili dotarcia do hotelu.

— No i, jak widać, melduję się. — westchnął ciężko, drapiąc się po głowie

— Przeanalizowałeś listę gości? — spytała głosem pełnym cierpliwości

— Już dawno. Wszystko mam pod kontrolą, nie musisz mi pomagać. Zadzwonię jutro. — to mówiąc, rozłączył się i wrócił do łóżka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top