8.
[x]: Więc twierdzisz, że nie masz pojęcia, kto na was napadł.
CB: Tak właśnie. Wiem tylko, że miał na twarzy maskę przypominającą czaszkę i kilka zabawnych gadżetów. To wszystko.
[x]: Czy jest szansa, że został wysłany przez Hydrę?
CB: Nie wiem, czy dysponuję wystarczającymi informacjami, aby jednoznacznie stwierdzić...
[x]: Niczego nie stwierdzaj. Pytam o twoje domysły, agencie.
CB: Nie mam domysłów. A nawet jeśli jakieś bym miał, to nie zamierzam przedstawiać ich razem z tym, do czego nie mam najmniejszych wątpliwości.
[x]: To znaczy?
CB: To znaczy, że przebieraniec nie był jedyną osobą, która wpadła do nas w odwiedziny. Zaraz po nim wbiło tam KGB.
[x]: Zapamiętałeś twarze? Ilu ich było?
CB: Mieli kominiarki. Dziesięciu, może dwunastu. Skopałem tyłki, ilu dałem radę, ale z moją nogą nie było to łatwe. A potem oni skopali tyłek mi.
[x]: A jednak przeżyłeś.
CB: Nie przeżyłbym, gdyby nie Natasha.
[x]: Nie wiem, czy dobrze się rozumiemy, agencie. Czy właśnie sugerujesz, że nie przeżyłbyś, gdyby Romanoff nie oddała cię w ręce sadysty, który dowodził jej misją?
CB: Tak, wiem, brzmi to koszmarnie. Ale żyję, nie?
* * *
Pajęczarz pobił Clinta zdecydowanie mocniej, niż było to konieczne, ale Natasha niczego innego się po nim nie spodziewała. Agent dawno temu stracił przytomność, a mimo to Rosjanin nie mógł darować sobie kolejnych uderzeń. Szeroki uśmiech, który zagościł na jego twarzy, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do motywacji zbira – temu skurwielowi po prostu sprawiało to przyjemność.
Natasha nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. Każdy cios wymierzony Clintowi czuła na własnym ciele, jakby gdzieś w Archiwum ktoś połączył ich układy nerwowe. Zmuszała się, by nadal patrzeć, bo wiedziała, że gdyby tylko odwróciła wzrok, Pajęczarz jeszcze bardziej zaangażowałby się w tortury.
– Pieprzony pies z TARCZY – syknął Pajęczarz i splunął na opuchniętą twarz tego, który był jedynym księciem na białym rumaku, na jakiego Natasha mogła sobie pozwolić.
– Jest z TARCZY? – zapytała niemal bezwiednie. Zmarszczyła brwi. Wielokrotnie miała do czynienia z dupkami z TARCZY, ale Clint jakoś zupełnie jej do nich nie pasował. Tamten mężczyzna w garniturze, owszem, jak najbardziej. Ale Clint?
– Nie domyśliłaś się?
– Nie jestem tu po to, żeby myśleć. Miałam tylko wykonać zadanie i to właśnie zrobiłam.
– Dobra dziewczynka – szepnął Pajęczarz i tym razem uśmiechnął się do Natashy.
Powolnym krokiem podszedł do młodej Wdowy i zmierzwił jej włosy dłonią czerwoną od krwi Clinta. Czuła, jak ta krew skapuje na jej twarz. Krew, której nigdy z siebie nie zmyje. Dług, którego nigdy nie zdoła spłacić. Chciała zamknąć oczy, ale zwalczyła tę dziecinną zachciankę i zamiast tego patrzyła w czarne jak piekielne otchłanie źrenice Pajęczarza. Wolała to, niż widok nieprzytomnego Clinta przysypywanego przez pozostałe Wdowy teczkami, jakby był po prostu jedną z rzeczy znalezionych w Archiwum.
– Co z nim zrobimy? – zapytała ostrożnie, licząc na to, że powodzenie misji zapewniło jej prawo do zadania tak śmiałego pytania.
– To, co zawsze robimy z takim ścierwem. Przesłuchać, zabić, a zwłoki porzucić tak, żeby jego przełożeni dwa razy się zastanowili, zanim znów wejdą nam w drogę. – Pajęczarz przechylił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. – A co? Miałaś wobec niego jakieś plany?
Mimowolnie spojrzała na Clinta, nim jego twarz zupełnie zniknęła pod teczkami. Cóż za błogosławieństwo. Czy kiedykolwiek Pajęczarz zadał komuś podobne pytanie? Nie zdziwiłaby się, gdyby była pierwszą w historii KGB Wdową, która dostąpiła takiego zaszczytu.
– Wkurzał mnie – odparła, krzywiąc się wymownie. Co miała do stracenia? Co mogła zyskać? – Czy mogę go przesłuchać?
Oczy Pajęczarza zwęziły się do wąskich szparek. Był jak pies, któremu ktoś chciał podwędzić tylko do połowy ogryzioną kość. Natasha wiedziała doskonale, jak bardzo lubił znęcać się nad przesłuchiwanymi ofiarami. A ona chciała mu to odebrać. Widziała jednak wahanie na jego twarzy. Najwyraźniej uznał, że coś w niej przeoczył. To coś, co w oczach Madame B. czyniło z Natashy Romanoff Wdowę idealną.
– Tak – szepnął, a oślizgły uśmiech rozlał mu się po ustach. – Tak. Chcę widzieć, jak z nim kończysz.
– Dziękuję, Pajęczarzu – odparła, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Może los naprawdę się do niej uśmiechnął? Może nie wszystko było stracone? Żyła, zatem test wciąż trwał, czyż nie? Złożyła Pajęczarzowi głęboki ukłon, po czym potulnie podążyła za pozostałymi Wdowami, które opuszczały Archiwum. Niedoszły podpalacz wciąż leżał martwy w windzie; najwyraźniej nikomu nie zależało, aby pozbyć się jego zwłok. Biała czaszka zabarwiła się na czerwono. Jaka była jego historia? Kto go wynajął? Czy ktokolwiek będzie za nim tęsknił?
Czy ktokolwiek tęskniłby za nią, gdyby zginęła?
Nie, nie wolno było jej zadawać podobnych pytań. Wiedziała doskonale, że była sama, że była tylko jednym z wielu nazwisk na liście nikomu niepotrzebnych dziewczynek, w których żyły wtłoczono taniec i śmierć.
Niespodziewanie w jej myślach pojawiła się kobieca sylwetka. Natasha nie potrafiła powiedzieć, ile ma lat, czy jest wysoka, czy niska, czy ma włosy złote jak kłosy zboża, czy może czarne niczym noc. Wiedziała o niej tylko jedno – była narzeczoną Clinta i czekała na jego powrót.
Bez słowa weszła do jednej z czekających na Lendvay furgonetek i dopiero wtedy zamknęła oczy. Ledwie pochłonęła ją ciemność, a w jej umyśle znów rozgościły się wspomnienia roześmianego Clinta. Gdy kierowca odpalił silnik, samochód wypełnił się słodkimi dźwiękami jednego z walców Czajkowskiego. Z każdą kolejną nutą, każdym kolejnym kilometrem w Natashy narastało rozpaczliwe pragnienie, by uciec i nigdy nie wracać.
„Chciał mnie zabrać na hot dogi", pomyślała niemal wbrew sobie, tuż przed tym, nim wieloletnie szkolenie ocierające się o pranie mózgu kazało jej opaść głęboko w nieświadomość.
Nie była tu przecież po to, by myśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top