13.

[x]: I po tym wszystkim, co mi o niej opowiedziałeś, mam uwierzyć, że tak po prostu do niej strzeliłeś?

CB: Wydaje mi się, że od początku wiedziała, że to zrobię.

[x]: To nadal nie tłumaczy jej zachowania.

CB: Może przypomniała sobie, że nasze przymierze miało być tymczasowe. Może po prostu miała dość i chciała skończyć to wszystko w dowolny sposób. Jak Forrest Gump, nie? Skończyć i pójść do domu. Tylko że ona nie ma domu.

[x]: A ty obiecałeś jej, że to zmienisz.

CB: I ona w to uwierzyła.

[x]: Co tak naprawdę planowałeś zrobić?

CB: Dokładnie to, co zrobiłem. Oddać ją w wasze ręce i prosić, by pozwolono jej dołączyć do TARCZY. Myślę, że moje zeznania dowodzą jej dobrej woli oraz tego, że naprawdę zamierza wykorzystać szansę na nowe...

[x]: Jak zatem wyjaśnisz to, że właśnie obezwładniła dziesięciu agentów i najwyraźniej próbuje uciec?

CB: Co?

[x]: To ja tu zadaję pytania, agencie. Co zamierzasz zrobić?

CB: Wszystko zależy od tego, jak bardzo ich poturbowała.

[x]: Żyją.

CB: W takim razie chciałbym z nią porozmawiać.

[x]: Zezwalam.

CB: Dziękuję, [x].


* * *


Jak mógł jej to zrobić? Owszem, od początku podejrzewała, że przyjdzie im stoczyć walkę na śmierć i życie, że obietnice Clinta okażą się zwykłymi kłamstwami. Ale po tym wszystkim, co dla niego zrobiła, mógł przynajmniej poczekać, aż nie będzie zajęta wypruwaniem flaków mutantowi, który chciał zajść go od tyłu.

– Pieprzony dupek – wysyczała. Miał być jej księciem z bajki, a on perfidnie wykorzystał to, że ratowała mu tyłek.

Oczywiście, ona zrobiła mu niemal to samo. Skorzystała z jego nieuwagi i przekazała w ręce Pajęczarza. Jasne, mógł się przez to czuć oszukany. Jednak Natasha w przeciwieństwie do Clinta, ani na chwilę go nie porzuciła. A on?

Tydzień. Dokładnie siedem dni spędziła w celi. Cały czas modliła się w myślach, by Clint wreszcie po nią przyszedł. Nie musiał nawet jej wypuszczać. Wystarczyłoby, żeby powiedział, że wszystko jest w porządku. Zamiast tego co kilka godzin przychodzili kolejni agenci, by przynieść jej jedzenie albo zapytać, czy jest już gotowa złożyć zeznania.

Wydawali się uprzejmi, ale tak jak Clintowi zaufała niemal natychmiast, tak im zwyczajnie nie potrafiła. W ich gestach i uśmiechach widziała wyrachowanie, fałszywą dobroduszność i chłód. Nie, nie zamierzała z nimi rozmawiać. Nie zamierzała też zadać pytania, które bezustannie cisnęło się jej na usta:

– Gdzie jest Clint?

Wiedziała, że i tak nikt jej nie odpowie. Nawet Phil Coulson, który zaglądał do Natashy od czasu do czasu, miał jej do zaoferowania jedynie smutny uśmiech.

Czy to oznaczało, że Clint naprawdę ją porzucił? Że nakarmił Natashę kłamstwami i było mu obojętne, że najlepsze, co ją teraz czeka, to dożywocie w jakiejś klaustrofobicznej celi? Cholera, żeby jeszcze wiedziała, gdzie w ogóle była ta pieprzona cela! Gdy się wyciszała i zamykała oczy, słyszała warkot silników i szum, czuła miarowe drżenie i nieznacznie bujanie w różnych kierunkach. Zatem się przemieszczali. Pod wodą? W powietrzu? Gdzie konkretnie byli? I dokąd zmierzali?

I jak, do jasnej cholery, miała uciec?

Plan ucieczki rodził się w niej powoli, ale miała na to dość czasu. W końcu dali jej całe siedem dni. Można nawet powiedzieć, że dała im szansę, by przekonali ją do zostania. To nie jej wina, że nie chcieli skorzystać. A teraz nie miała już nawet wyrzutów sumienia, bo z każdym kolejnym smutnym uśmiechem Coulsona, nabierała coraz większej pewności, że była skończoną idiotką.

Tak właśnie, skończoną idiotką. Jak mogła choć przez chwilę wierzyć w dobre intencje Clinta? Jak mogła szukać między nimi jakichkolwiek podobieństw? Z pewnością jako agent TARCZY nie musiał każdego dnia zastanawiać się, czy to już jego koniec, czy tym razem zginie z byle powodu, tylko dlatego, że ktoś postanowił wysłać go na misję, która nie miała żadnych szans powodzenia. Zapewne doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego słodkie kłamstwa brzmiały dla niej zbyt kusząco, by mogła się im oprzeć. I właśnie dlatego bez cienia litości łgał, patrząc jej prosto w oczy. On nie miał tu nic do stracenia. Ona mogła stracić wszystko. Mogła stracić tę ułudę wolności, którą z takim trudem wywalczyła.

Nie zostawało jej nic poza ucieczką. Ucieczką, która okazała się znacznie prostsza, niż Natasha śmiała przypuszczać. Po TARCZY spodziewała się czegoś więcej. Specjalnych zabezpieczeń. Uzbrojonych po zęby agentów. Czegokolwiek.

Nie było nic takiego. A przynajmniej Natasha na nic podobnego nie trafiła. Co prawda jakiś agent próbował ją zatrzymać i nawet miał przy sobie broń, którą odebrała zaraz po tym, jak go ogłuszyła, ale nadal nie mogła się pozbyć wrażenia, że coś było nie tak.

Jej pierwszą ofiarą był agent, którego przepustka sugerowała, że miał na nazwisko Sitwell. Tego dnia to on miał obowiązek przynosić jej jedzenie i sprawdzać, czy wszystko było z nią w porządku. Cóż, to całkiem zabawne, że nie dali mu nawet paralizatora, tak na wszelki wypadek. Zupełnie jakby nie przypuszczali, że Natasha spróbuje go zaatakować.

Choć z drugiej strony – może wcale nie mylili się co do niej aż tak bardzo. Spuszczała łomot kolejnym agentom i agentkom z taką finezją, że aż miło było patrzeć, ale nie zdobyła się na to, by kogokolwiek zabić. Nie potrafiła opędzić się od myśli, że wszyscy oni byli znajomymi Clinta i chociaż na niego samego była wściekła, nie mogła znieść świadomości, że mogłaby skrzywdzić kogoś, kto był mu bliski.

„Dalej, otrząśnij się wreszcie!", poganiała się, biegnąc niemal pustymi i skąpo oświetlonymi korytarzami. „Przecież ten skurwiel to zwykły kłamca!"

Trudno jej było ocenić, jak długo już biegła, wiedziała jednak, że miała do czynienia z prawdziwym labiryntem. Jej jedyną wskazówką co do kierunku były odgłosy silników, te jednak zaczęły dobiegać z kilku stron jednocześnie. Cholera jasna, przecież musiał istnieć jakiś sposób, by opuścić te metalowe korytarze!

– Jeśli chcesz uciec, proponuję korytarzem prosto, przy trzecim skrzyżowaniu w lewo i w pierwsze drzwi po prawej. Tam znajdziesz...

– Clint! – przerwała mu, ni to z ulgą, ni to ze wściekłością. Zaczaił się na nią w jednej z bocznych odnóg korytarza i wszystko wskazywało na to, że wcale nie był zaskoczony jej widokiem. Zatem wcale nikogo nie zdziwiła swoją ucieczką.

– Natasha! – odkrzyknął, odpychając się niedbale od ściany i chwytając Wdowę w objęcia.

– Myślałam, że mnie porzuciłeś – wymamrotała, gardząc samą sobą za rozpacz, która biła z jej słów.

– Ej, no co ty, przecież jesteśmy umówieni na hot dogi, zapomniałaś?

– Gdzie byłeś? – zapytała oskarżycielskim tonem, odpychając zarówno Clinta, jak i myśl o hot dogach.

– Przesłuchiwali mnie, Tasha. Wiem, trwało to wieki, ale są na mnie wściekli. Uważają, że powinienem był skupić się bardziej na Archiwum, niż na tobie. Mają mi za złe, że w ogóle cię tu ściągnąłem.

– A ja to wszystko zepsułam – wymamrotała, zerkając przez ramię, by przyjrzeć się swej trasie ucieczki. Gdzieś tam zapewne właśnie odzyskiwali przytomność agenci, których ogłuszyła jako pierwszych.

– Raczej udowodniłaś swoją wartość.

Potrząsnęła głową. Nie, to nigdy nie było takie proste. Clint zapewne doskonale o tym wiedział. Zmierzyła go wzrokiem i z bólem dostrzegła, że wciąż nie doszedł do siebie po tym, co zrobił mu Pajęczarz. Cholera jasna. Jak mogła w niego choć przez chwilę wątpić? Był wrakiem, a mimo to od kilku dni walczył, by wcielić w życie swoje idiotyczne obietnice. A ona? Ona jak zwykle przejmowała się tylko sobą.

– I co teraz? – zapytała nieśmiało.

– Teraz musimy czekać na decyzję dyrektora.

– Jeśli mi się nie spodoba?

Clint uśmiechnął się szeroko.

– Tasha, jeśli nie spodoba się tobie, to mi też. A tak się składa, że TARCZA ma wobec mnie dług wdzięczności, bo gdyby nie ja, nie znaleźliby Archiwum, nie dopadliby najbardziej morderczej jednostki KGB i nie wywabili z ukrycia tych od projektu X. Są mi winni przysługę.

– A jeśli nie będą chcieli...

– Wtedy uciekniemy.

Natasha zmarszczyła sceptycznie brwi, nie zdołała jednak powstrzymać uśmiechu.

– Co z twoją narzeczoną?

Echo rozniosło śmiech Clinta zapewne aż do najdalszych końców dziwnego pojazdu, w którym byli uwięzieni.

– Uwierz mi, jeśli TARCZA zmusi mnie do ucieczki, Laura nigdy im tego nie wybaczy. Będą mieli tak przesrane...

– Ma na imię Laura?

Zamilkł, westchnął i pokiwał głową. Zupełnie jakby imię ukochanej działało na niego niczym zaklęcie. Natasha nie miała najmniejszych wątpliwości, że Clint kochał Laurę całym sercem; było to widać w jego uśmiechu, w zakłopotanym spojrzeniu, w dziwnym odrętwieniu, w jakie właśnie wpadł. Ku swemu własnemu zaskoczeniu uświadomiła sobie, że naprawdę chciała ją poznać.

– Chodź, mam coś dla ciebie – oznajmił Clint i usiadł pod jedną z metalowych ścian. Poklepał miejsce obok siebie i Natasha nie miała wyboru, musiała do niego dołączyć. – Może to nie hot dogi, ale Laura przyniosła mi je dzisiaj rano.

Uroczystym gestem wręczył Natashy zawiniętą w papier kanapkę. Cóż, jakby na to nie spojrzeć, to była naprawdę dobra kanapka. Chleb ze słonecznikiem, wędlina, ser, sałata, pomidor. Najprawdopodobniej była to najlepsza kanapka, jaką Natasha jadła w życiu. I może właśnie w tym tkwił problem.

– Z piklami – wymamrotała, próbując jakoś ogarnąć absurd sytuacji, w jakiej się znalazła.

– Masz coś do pikli?

– Nie, po prostu...

– Ale lubisz czy nie?

– Co to ma do rzeczy?

– Bo jak Laura będzie nam robiła kanapki do pracy...

– Dlaczego twoja narzeczona miałaby mi robić kanapki do pracy?

– Nie możesz chodzić do pracy bez kanapek. A co, jeśli zrobisz się głodna?

W odosobnieniu zdążyła już zapomnieć, jak bezsensowne były kłótnie z Clintem. Bez słowa dokończyła kanapkę, choć wcale nie była głodna. Oblizywała właśnie palce, gdy znalazł ich Phil Coulson.

Choć Natasha poturbowała jego znajomych z pracy, a teraz jak gdyby nigdy nic siedziała z Clintem na podłodze i jadła kanapki, Coulson nie wyglądał na rozgniewanego czy zaskoczonego. Przeciwnie, zdawało się, że był całkiem zadowolony. Ale skąd mogła wiedzieć? Może był to po prostu wyuczony grymas, którym wprowadzał w błąd każdego, kto naraził się TARCZY?

– Dyrektor Fury chce się z tobą widzieć – oznajmił, podając Natashy dłoń i pomagając jej wstać. – Właśnie skończył wściekać się na agentów, którzy nie zdołali cię powstrzymać.

– To chyba nie wróży nic dobrego.

– Och, nie przejmuj się. Nie jest zły na ciebie.

Zerknęła na Clinta. Czy to mogła być prawda? I co właściwie miała do stracenia? Jeśli Clint naprawdę zeznawał tak, by dali jej szansę... Przewróciła oczami, gdy „Sokole Oko" pokazał jej uniesione kciuki.

Nagle zdała sobie sprawę z tego, że czekała, aż w jej myślach odezwie się głos Madame B. Czas mijał, Phil i Clint czekali na jej odpowiedź, a Madame B. z jakiegoś powodu wciąż milczała. Czy to możliwe, że wreszcie naprawdę opuściła Czerwony Pokój? Odetchnęła głęboko i wypowiedziała słowa, o których marzyła od najmłodszych lat:

– Jestem wolna.

Phil uśmiechnął się do niej i pokiwał głową. Tuż za nią Clint podniósł się z ziemi i stanął u jej boku. Gdyby chciała odejść, zapewne nawet by jej nie powstrzymywali.

– Zaprowadź mnie do tego Fury'ego – zażądała, po czym zrobiła pierwszy krok na drodze ku odkupieniu.


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top