12.

[x]: Więc na waszych oczach złapała za broń, a wy nie zrobiliście nic, aby ją powstrzymać?

CB: Jej nie da się powstrzymać.

[x]: Agencie, daruj sobie. Cokolwiek by o niej mówić, jest tylko człowiekiem.

CB: Powoli zaczynam w to wątpić.

[x]: Co masz na myśli?

CB: Nazywają je Czarnymi Wdowami, prawda? Te wszystkie baletnice. Nie mam pojęcia, przez co musiały przejść i chyba nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Nie walczyły jak ludzie. To było coś... Wszystkie były cholernie skuteczne. Ale Tasha i tak biła je na głowę.

[x]: Agent Coulson powiedział coś podobnego. Czy uważasz, że powinniśmy zatrzymać Romanoff, by lepiej poznać ich praktyki?

CB: Uważam, że powinniśmy zatrzymać Romanoff, żeby dowiedzieć się, gdzie znaleźć tych skurwysynów i raz na zawsze powstrzymać ich przed robieniem podobnych rzeczy zwykłym dziewczynom.


* * *


To było piekło. Absolutny armagedon. Musiała walczyć z innymi Wdowami, mutantami, a czasem też z agentami TARCZY, do których najwyraźniej nie dotarło, że była po ich stronie. Cóż, nie mogła mieć im tego aż tak za złe, bo przecież wyglądała dokładnie tak samo, jak inne Wdowy. Chociaż z drugiej strony – naprawdę nie widzieli, że Clint i Phil cały czas ją osłaniali? Jak bardzo trzeba było być ślepym, żeby tego nie widzieć? Czy TARCZA aż tak słabo trenowała swoich agentów?

To wszystko nie miało jednak większego znaczenia. Była wolna. Mogła stawić czoła komu tylko chciała i nikt nie mógł jej powstrzymać.

Jakiś włochaty typ rzucił się na nią i próbował wyrwać jej broń. To nie był dobry pomysł. Wskoczyła na masywne plecy i bez chwili wahania skręciła mu kark.

Kolejny, mniejszy, ale ze zdecydowanie większymi kłami, zdążył tylko na nią warknąć, nim w jego klatkę piersiową trafiła strzała.

– Naprawdę niezły z nas duet! – krzyknął do niej Clint. Uśmiechał się jak szaleniec. Twarz umazaną miał krwią, ale wszystko wskazywało na to, że poza przestrzelonym udem i siniakami, które zawdzięczał Pajęczarzowi, nic mu nie było.

– Nie schlebiaj sobie! – odkrzyknęła, myśląc tylko o tym, by zabrać go w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie ktoś w końcu udzieli mu fachowej pomocy.

– Schlebiam tobie!

– Ach, ty amancie!

– Znowu się zapędziłaś. Mówiłem przecież, że mam narzeczoną.

Sprzeczali się, ani na chwilę nie zwalniając tempa. Natasha nigdy wcześniej nie czuła się lepiej. Przez całe życie podziwiano ją, bo była doskonała, piękna, zabójcza. Bo potrafiła pozbawić kogoś życia w ułamku sekundy i nawet się przy tym nie spocić. Nazywali ją Wdową doskonałą, pozwalając jej jednocześnie myśleć, że była potworem.

Do tej pory nie pozwoliła żyć nikomu, kto poznałby prawdę o tym, co kryło się za maską jej niewinnej twarzy. Każdy prędzej czy później musiał poczuć jad, który sączył się z wszystkich porów na jej skórze.

Ale Clint... Z Clintem było inaczej. On już na początku przejrzał jej grę. Nie miał złudzeń, co do jej prawdziwej natury. A mimo to przyglądał się Natashy z zainteresowaniem, które graniczyło z zachwytem. Wiedział, że nie była zwykłą baletnicą z Rosji. Wiedział, że była dziewczynką, którą przez lata pozbawianą człowieczeństwa, aż w końcu został z niej tylko potwór. Ale nawet teraz, gdy widział ją w akcji, nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał ją odtrącić.

Gdy te spostrzeżenia coraz głębiej wrastały się w jej duszę, w głowie Natashy coraz głośniej rozbrzmiewała myśl, że byli dla siebie stworzeni. I nie miała tu na myśli jakiś idiotycznych miłosnych uniesień czy podobnych absurdów. Byli bojowo kompatybilni. Idealnie zsynchronizowani na polu walki. Nigdy przedtem nie czuła niczego podobnego, nawet u boku pozostałych Wdów. Więcej, uczono ją, że nic takiego nie istnieje, że musiała działać sama, że do tego została stworzona. Teraz nie miała już wątpliwości, że to kłamstwo.

Nie musiała się bać, że ktoś ją zestrzeli, bo Clint nie zamierzał komukolwiek pozwolić choćby do niej wycelować.

Clint natomiast ani przez chwilę nie musiał się obawiać, że ktoś zajdzie go od tyłu, ani nawet, że się do niego zbliży.

Phil chyba doszedł do wniosku, że nie było sensu im przeszkadzać, bo najpierw nadał komunikat, że Wdowa, która kręci się przy Sokolim Oku (Sokole Oko? Naprawdę tak go nazywali?), jest po ich stronie, a potem pomknął gdzieś na drugi koniec pola bitwy.

Natasha nie miała pojęcia, jak TARCZA zamierzała zatuszować jatkę, która właśnie przetaczała się przez przedmieścia Budapesztu. Wiedziała jednak, że wszystko zostanie zamiecione pod dywanik za zielone amerykańskie dolary. Myśl o pieniądzach kazała jej zastanowić się, ile milionów zostało przeznaczone najpierw na misję Clinta i Phila, a potem na odsiecz. Podziwiała przelatujące nad pobojowiskiem helikoptery, Wdowy walczące z mutantami, Clinta strzelającego niby na oślep, a jednak z chirurgiczną precyzją, raz po raz trafiającego we wrogów.

Tak, życie było zdecydowanie lepsze od filmów. I zamierzała korzystać z niego aż do ostatniej chwili.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top