•5•

Oberwałam. I to nieźle. Jakimś cudem stamtąd uciekłam, tylko jeszcze nie wiem jakim.

Teraz siedziałam za drzewem w pobliskim lesie i opatrując ramię pierwszą lepszą rzeczą - w tym przypadku był to duży liść - przyglądałam się agentowi. Byłam dość daleko na wzgórzu więc mała szansa że mnie zauważy. Po paru minutach zaobserwowałam jakąś małą błyskotkę przy jego bucie. Clint najwyraźniej też to zauważył bo schylił się i wziął rzecz w ręce. Zastanawiałam się co to jest. I nagle mnie olśniło...

- Cholera - zaklnęłam pod nosem i sięgnęłam w miejsce na szyi gdzie powinien znajdować się mój naszyjnik. No to pięknie.

Chyba że...ta sytuacja może mieć też dobrą stronę. Co mam do stracenia? Moje życie jest bezwartościowe. Powinnam już dawno zginąć. Nawet jeśli bym chciała nie zmażę aż tyle krwi. Jestem Czarną Wdową, żywą maszyną do zabijania. To bez znaczenia czy umrę czy nie. Może nawet świat będzie bezpieczniejszy?

Otarłam łzę spływającą po moim policzku. Pierdolone uczucia. Jakby one były dla mnie. Przebrałam się szybko w rzeczy przygotowane wcześniej.

Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś środka transportu. Miałam już plan.

Znalazłam się w okolicy węgierskiego supermarketu. Jakieś małżeństwo zostawiło otwarty samochód i ruszyło po swoje zakupy. Błagam, kto tak robi? Założyłam na głowę kaptur i ruszyłam za nimi. Celowo wpadłam na mężczyznę przecinając mu drogę.

- Och, przepraszam najmocniej! Łamaga ze mnie. - powiedziałam i pomogłam pozbierać facetowi rzeczy. Niezauważalnie wsunęłam kluczyki do swojej kieszeni.

- Spokojnie, nic się nie stało. Każdemu się może zdarzyć. Dziękuję - rzekł, kiedy podałam mu zakupy.

Posłałam mu sztuczny uśmiech i podeszłam do ich czerwonej hondy. Ładne autko nie powiem, choć wolałabym czarne.

Odpaliłam maszynę i z piskiem opon ruszyłam przed siebie. Na Słowację nie ma daleko.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Parę godzin drogi minęło, a ja znajdowałam się w starym odrapanym budynku - niegdyś zakład jubilerski. Pracował tu mój dobry znajomy, niedługo jednak potem Rosjanie zabili go za odmowę udzielenia informacji dotyczących...mnie. Teraz wiecie czemu powinnam już dawno zginąć?

Westchnęłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu miejsca odpoczynku. Teraz tylko czekać.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Ledwo co przysiadłam na kanapie - o ile tak w ogóle można nazwać wielkie, twarde, zielone gówno ze sprężynami na prawo i lewo - gdy coś mignęło mi przed oczami. Agent potrafił się skradać wręcz perfekcyjnie, pomimo to lata spędzone w Red Roomie robią swoje.

Wstałam z kanapy. Chwilę potem ujrzałam Clinta rozglądającego się po prowizorycznej kryjówce. Ma naprawdę dobre oko, bo bezdźwięcznie stałam w cieniu. Powoli wszedł do pomieszczenia wciąż patrząc w moją stronę.

- Witam ponownie. A więc? Teraz moja kolej. - powiedział łucznik.

Zaraz rzucił się na mnie z pięściami, ale ja tylko odpychałam ciosy. Zgodnie z planem nie zamierzałam atakować.

W pewnym momencie brunet kopnął mnie z całej siły w brzuch. Upadłam na kolana i syknęłam z bólu. Ten wcale nie trwał długo - dzięki mojej przeszłości byłam na taki odporna, ale chciałam, aby wyglądało jakbym była na pozycji przegranej. Miałam nadzieję, że to już koniec. Że nareszcie będę wolna, że już nikt przeze mnie nie zginie. Ale agent od razu wykrył co się kroi i zaczął powoli opuszczać łuk. Przerażona szybko wstałam i chwyciłam jego nadgarstek.

- Clint, proszę zrób to - szepnęłam, ale nie otrzymałam żadnej reakcji z jego strony. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.

- Zrób to! Twoją misją było mnie zabić, tak? Więc czemu dalej tak stoisz?! Błagam Cię! - krzyczałam, celując jego strzałą w swoje serce. Teraz to już łzy bez hamulców spływały po moich policzkach, a niebieskooki stał i zastanawiał się co zrobić.

W pewnym momencie wypuścił broń na ziemię i zrobił coś, czego najmniej się teraz spodziewałam...przytulił mnie. Lekko głaskał moje plecy a ja zesztywniałam. Po chwili odsunęłam się Clinta:

- Co to było do cholery?

- Przytulas - łucznik roześmiał się widząc moją minę.

Chciałam jeszcze coś dodać, ale średnio wiedziałam co. Otwierałam usta i je zamykałam, co wywołało jeszcze większy śmiech Clinta. Ten gość doprowadzał mnie do szału.

- Ale co teraz? - zastanawiałam się na głos, jednocześnie siadając z Clintem na tej gównianej kanapie. Popatrzyłam na jego zdezorientowaną twarz więc kontynuowałam - Ja już dawno powinnam zginąć. Nie rozumiesz? Przeze mnie zginęło masę ludzi. Nawet jeśli teraz będę chciała się gdzieś ukryć, świat pamięta. A poza tym, nie da się zamazać tyle krwi. Dlaczego to zrobiłeś? I ja byłabym szczęśliwa i ty. Twój szef dał ci zadanie a ty je ignorujesz. Dlaczego?

Łucznik nie odpowiedział tylko zaczął się zastanawiać. Po chwili dodał:
- Chyba mogę ci pomóc.

- Wątpię - westchnęłam. - Ale odpowiesz mi? Czemu do cholery?!

- Słuchaj. Miałem za zadanie zabić Czarną Wdowę, bezduszną zabójczynię. Ale pomyliłem się co do ciebie. A poza tym, nie jesteś taka zła.

Uśmiechnęłam się lekko. Chyba nigdy nie usłyszałam takich słów.
- Ty też.

Zachichotał cicho patrząc mi głęboko w oczy, poczym wstał i podał mi rękę. Skorzystałam, a on uśmiechnął się.

- Choć - pociągnął mnie lekko za rękę w stronę wyjścia. Nie ruszyłam się, więc on tylko westchnął. - Uparta jesteś. Wiem jak ci pomóc. Jest takie jedno miejsce...

- Już mówiłam - przerwałam mu. - Oni i tak mnie znajdą, gdziekolwiek się nie ukryję.

- Obronię cię - zaśmiał się i na rękach wyniósł mnie z budynku pomimo mojej szarpaniny. Kiedy już udało mi się wyrwać byliśmy już na dworze.

- To jak? Zaufasz mi, Cloe?

- Chyba nie mam wyjścia - rzekłam, po chwili ciszy wyszeptałam:
- Natasha.

Ale ten mruknął tylko ciche "wiem". No tego to się nie spodziewałam.

- Ale jak... skąd?! To po co mówiłeś do mnie Cloe?

- Byłem ciekawy, czy mi zaufasz.

Prychnęłam pod nosem. Clint wiedział o mnie więcej, niż cały świat razem wzięty. Czemu nie zabiłam go? Czemu mu zaufałam?
Owszem, ten człowiek potrafił doprowadzać do szału, ale coś w nim było. Coś podpowiadało mi że on nie jest taki jak inni. I tak wolałam mieć się na baczności, ale jednak posłusznie dreptałam za nim.

- A ty? - spytałam.

- Clint. Clint Barton. - spojrzał na mnie. - Nie było podstaw abym kłamał.

- A więc Clint. Gdzie tak właściwie mnie ciągniesz?

- Po pierwsze, w poszukiwaniu auta do pożyczenia, a po drugie, ja cię nie ciągnę, sama za mną idziesz.

- Kiedyś ci coś zrobię.

- Wątpię.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Spokojnie, jeszcze żyję.

Wczoraj nie było rozdziału, tak wiem, możecie mnie bić bo zasłużyłam.

Ale teraz jestem chora. Nie poszłam dziś do budy, więc jest rozdzialik.

Jeszcze raz sorki i do następnego ❤️❤️





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top