•3•
Z okna dało się zaobserwować cudowny widok. Budynki w dole wyglądały jak malutkie plamki na tle ogromnych rosyjskich lasów. Samolot leciał dopiero dziesięć minut a mnie już zaczął znużać sen. Nie wiem ile spałam, obudziły mnie dopiero turbulencje przy lądowaniu.
Zerknęłam na zegarek. Samolot miał małe opóźnienie, lecz nie wpłynęło to zbytnio na wynik końcowy mojej misji. Plan miałam dokładnie ułożony w głowie. Wpierw do hotelu, zameldować się na czas, następnie do sklepu po suknię na bal, na którym miała znajdować się moja ofiara. Suknię preferowała bym czarną, ewentualnie czerwoną, najlepiej jakąś dłuższą lecz nie do przesady. Długość do kolana byłaby idealna. Chciałabym także aby nie była obcisła, wtedy spokojnie mogłabym schować przy nodze pistolet bądź nóż. No i buty, takie jak zwykle - na obcasie.
Kiedy maszyna wylądowała, zaczęłam rozglądać się po okolicy. Na Węgrzech byłam po raz pierwszy, więc musiałam poruszać się przy pomocy podręcznej mapki zakupionej na lotnisku. Złapałam pierwszą lepszą taksówkę, podałam cel podróży i ruszyliśmy w stronę mojego hotelu.
Zapłaciłam kierowcy i stanęłam pod hotelem. Przepiękny to on nie był ale wyglądał znośnie. Wejście było poprzez specjalny tunel pod budynkiem. Hotel był lekko odrapany i przypominał zwykłą kamienicę mieszkalną. Uśmiechnęłam się pod nosem - właśnie o takie coś mi chodziło. Niczym się nie wyróżniał i wszędzie miałam blisko.
Zameldowałam się, zostawiłam bagaż w pokoju i ruszyłam w poszukiwaniu jakiejś ładnej kiecki. Nie musiałam długo szukać, bo po wyjściu z hotelu rzuciła mi się w oczy pewna witryna sklepowa.
Wyszłam ze sklepu zadowolona, gdyż udało mi się znaleźć wymarzone rzeczy. Wróciłam do pokoju, przebrałam się i zrobiłam staranny makijaż. Dość mocny - tak jak lubię.
Spojrzałam na zegarek. Do balu pozostała mi godzina. Według moich obliczeń wyjść powinnam dwadzieścia minut przed czyli mogę się jeszcze na spokojnie przygotować.
Położyłam się na łóżku i westchnęłam. Takie misje to już rutyna. Domyślam się że ta nie będzie jakimś przełomem w moim życiu. Jak zwykle - odwalę robotę i wrócę do "domu", o ile tak można nazwać Red Room. W zasadzie to w moim przypadku można. Nigdy nie miałam innego domu, nigdy nie było mi dane zasmakować części normalnego życia. Od zawsze były tylko treningi i zabójstwa. Pamiętam jak pierwszą osobę zabiłam w wieku sześciu lat. Takich rzeczy nie da się zapomnieć. Jakkolwiek bardzo by się chciało, po prostu się nie da.
Potrząsnęłam głową wypierając z siebie te wszystkie złe myśli. Nie ma co się nad tym użalać, skoro i tak nigdy nie będzie inaczej. Życie jest krótkie - tylko ta myśl mnie pociesza.
Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Założyłam na twarz maskę obojętności i skupienia i już byłam gotowa.
Przypięłam broń do uda, chwyciłam torebkę i ruszyłam na bal. Teraz już nic poza misją nie zaprzątało moich myśli.
"Jestem Natasha Romanoff. Chluba Rosji. Żywa broń. Wychowanka Red Roomu. Dla takich jak ja nie ma miejsca na ziemi" - powtarzałam sobie w myślach przez całą drogę. Ta myśl pozwalała mi się bardziej skoncentrować, dzięki czemu lepiej wykonywałam misję i nic nie było w stanie mnie rozproszyć. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Po piętnastu minutach drogi dotarłam przed hotel "Hilton" w centrum Budapesztu. Hotel był ogromny i cały w pięknym białym marmurze, przyozdobiony w wiele małych rzeźb. Wyglądał jak budynek dla prawdziwej elity. Taką właśnie elitę przypominali goście schodzący się na bal. Do budynku wchodziły same pary, tylko ja byłam tam sama. Trochę dziwnie się poczułam i zaczęłam się zastanawiać czy nie będzie to wyglądało podejrzanie. Jak na zawołanie usłyszałam za plecami męski, ale przyjazny głos.
- Co taka piękna kobieta robi tutaj sama?
Odwróciłam się i ujrzałam niebieskookiego bruneta w granatowym garniturze. Także był tutaj sam. Odwzajemniłam jego uśmiech i odparłam:
- Pana mogłabym spytać o to samo.
- Mów mi Clint - powiedział brunet wyciągając do mnie rękę.
- Cloe - wymyśliłam na poczekaniu. Jeśli podałabym prawdziwe imię, a Clint byłby agentem - czego nie wykluczam - mógłby to wykorzystać przeciwko mnie. To tak na wszelki wypadek.
- Piękne imię - odparł Clint. - A więc Cloe, czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz mi towarzyszyć na tym balu?
- Z wielką przyjemnością - powiedziałam i ucieszyłam się. Teraz nie będzie to już tak bardzo podejrzane.
Mój partner podał mi rękę i weszliśmy do środka. Sala wyglądała przepięknie. Cała była w kryształach różnego pochodzenia. Wyglądała jakby kosztowała miliardy. I najprawdopodobniej tak było.
Usiedliśmy przy stoliku i popijając drinka kupionego przez Clinta rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej ofiary. Nie zauważyłam go, ale spokojnie - mamy czas. Tymczasem mój towarzysz cały czas mnie zagadywał i muszę przyznać że bardzo przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Trzeba także powiedzieć, iż był cholernie przystojny. Nic na to nie poradzę że nie umiałam oderwać od niego wzroku. Clint wydawał się jakby miał podobne zdanie o mnie. To dobrze, w razie czego miałam przewagę.
Nagle brunet spytał:
- Zatańczymy?
- Dobrze - zgodziłam się chwilowo zapominając o misji. Choć nadal trudno mi w to uwierzyć, Clint był pierwszą osobą, której udało się mnie rozproszyć. Bujając się w rytm muzyki z niebieskookim, myśli o misji wyrywały mnie z tego błogiego stanu.
- Skąd jesteś? - dopytywał mój towarzysz. Z perspektywy trzecioosobowej mogłoby to wyglądać jak jakiś wywiad. Jednak brunet przy swoich pytaniach miał coś takiego w sobie że nie dało się mu oprzec. Nie wiem jak to ująć. Urok osobisty?
"Skup się na misji Romanoff, skup się" - myślałam w kółko.
Wtem rzucił mi się w oczy pewien człowiek. Wyglądał identycznie jak mężczyzna, którego miałam wyeliminować. John Trimble - amerykański dostawca broni i organizator tego przyjęcia - wchodził właśnie na taras widokowy, nieświadomy tego co go za chwilę czeka. Teraz tylko muszę zgubić Clinta. Pytanie jak?
- Zaraz wrócę. Idę do łazienki - wymigałam się.
- Jasne. Czekam przy stoliku.
Posłałam mu uśmiech i zeszłam z parkietu. Dla niepoznaki kierowałam się do łazienek, lecz w ostatniej chwili skręciłam w stronę schodów prowadzących na taras. Wchodząc na górę powoli sięgnęłam po pistolet schowany przy udzie. Zza filaru ujrzałam sylwetkę Trimble'a więc wycelowałam broń w głowę niczego nieświadomej ofiary. Wszystko szło perfekcyjnie, lecz gdy położyłam palec na spuście usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Fajna mi łazienka.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
No elo ludzie jak tam tydzień
Pisałam ten rozdział na biologii więc jakby co nie krzyczcie
Next może mieć trochę mniej słów bo tutaj troszku przesadziłam 😅
Każdy kom czy spam mile widziany😁
To do next! 💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top