•14•
- Kochanie, co powiesz na wycieczkę? - spytałem Tashę. Była dziś sobota, także rudowłosa miała wolne. Dobra okazja, by móc spędzić z nią więcej czasu. Bo tego cały czas było mi mało.
- W taką pogodę? - powiedziała spoglądając w okno. Lało jak z cebra, a wicher szarpał drzewami na wszystkie strony. - A gdzie niby mielibyśmy jechać? - odpowiedziała zaspana i obróciła się w moją stronę. Przeciągnęła się i zwiewnęła przeciągle, co wyglądało naprawdę uroczo.
- No nie wiem...może wjedziemy na tę wieżę widokową do Siófoka, co ostatnio nie zdążyliśmy?
- Ale to może raczej wieczorem - powiedziała Natasha spoglądając na telefon. - Po południu pogoda na się poprawić.
- A teraz? Co robimy?
- A musimy coś robić? - odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna. - Nie możemy po prostu posiedzieć w domu?
- A może by tak... - zacząłem, ale Nat mnie przejrzała.
- Clint, w Budapeszcie byliśmy wczoraj.
- ...co nie oznacza, że nie możemy pojechać również dzisiaj.
Rudowłosa westchnęła i położyła swoją dłoń na mojej.
- Co ci tak zależy? - spytała.
- Po prostu dobrze mi się kojarzy to miejsce - wzruszyłem ramionami. - No proooooooszę!
Natasha pokręciła z rozbawieniem głową. Wziąłem jej twarz w swoje ręce, poczym pocałowałem ją namiętnie. Po chwili zielonooka oderwała się ode mnie z trudem łapiąc oddech, co wywołało u mnie salwę śmiechu.
- No dobra. Wygrałeś Clint. To możemy na chwilę się tam przejechać - patrzyła jak na moją twarz wkrada się coraz większy uśmiech. - NA CHWILĘ Barton. Bo potem mam serial, a i jeszcze zakupy wypadałoby zrobić. Dobra, mogę ja iść - zachichotała widząc moje szczenięce oczy.
- A mówiłaś, że na ciebie to nie działa.
- Bo nie działa - uśmiechnęła się zadziornie. - Po prostu wiem, że nawet jak ci powiem jakie kosmetyki kupić, to ty i tak kupisz inne, albo nie kupisz wcale.
Popatrzyłem jak Nat zwija się ze śmiechu. Zdałem sobie sprawę, że szczęśliwa Natasha jest najlepszym co mnie w życiu mogło spotkać.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Powoli wycofywałem się, nadal jednak pilnie obserwując reakcję Natashy. Zacząłem ewakuować się w stronę naszej sypialni, a rudowłosa gdy tylko zauważyła o co mi chodzi, ruszyła w pościg za mną.
- CLINTONIE FRANCISIE BARTONIE! CLINT CHOLERO JEDNA! TO TWOJA ROBOTA, TAK?! BĄDŹ MĘŻCZYZNĄ I WYPAD STAMTĄD! A Z RESZTĄ SIEDŹ TAM, MOŻE UDA CI SIĘ PRZEŻYĆ. CHOĆ MARNE SZANSE!
Z niemałym przerażeniem siedziałem za łóżkiem i słuchałem wrzasków Natashy. Nie rozumiem, o co tyle krzyku. Przecież wybita szyba i strzała wbita w środek telewizora to jeszcze nie koniec świata...prawda?
- Kochanie, spokojnie, ja to naprawię...
- Milcz - przerwał mi mocno wkurwiony głos Nat. - Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji. Za chwilę wychodzi nowy odcinek "Gry o Tron", na który czekam zdecydowanie za długo. Tak długo czekam, aby dowiedzieć się, kto obejmie Żelazny Tron, ale coś oczywiście musiało stanąć mi na drodze. Bo przychodzę do domu z zakupami, które z resztą leżały w twoich obowiązkach, a gdy wchodzę do domu zastaję strzałę wbitą w sam środek telewizora!
- Z dokładnością co do milimetra - wyszeptałem do siebie.
- I co ja mam teraz zrobić, co Barton?! Bo seans u kogokolwiek z sąsiadów odpada. Do pani Carter nie pójdę, bo nie sądzę, że chciałaby mnie widzieć po tym ostatnim - wyliczała Nat. - Z resztą z wzajemnością. Do państwa Jones też nie, przypuszczam, że oni nawet nie wiedzą czym jest "Gra o Tron". Moja przyjaciółka również mnie nie uratuje, bo Jessica z Chorwacji wraca dopiero za tydzień. Więc powiedz mi łaskawie, co ja mam teraz zrobić?!
- Skarbie, mam pomysł - zacząłem, a gdy dziewczyna nie przerwała mi, co uznałem za pozwolenie, kontynuowałem. - Pojedziemy teraz do sklepu, a ja kupię nowy telewizor. Będziesz mogła sobie sama wybrać - przerwałem na chwilę, czując, jak boli mnie portfel. - O której zaczyna się ten odcinek?
- Za 5 minut. Nie zdążysz.
- No to kupimy ten telewizor, a odcinek odtworzysz sobie później na HBO. Stoi? - mówiłem najdelikatniejszym głosem, na jaki było mnie stać.
- Stoi - odburknęła Nat. Uznałem, że sytuacja została złagodzona, więc ostrożnie wyszedłem ze swojej kryjówki.
- A szyba?
- Zaraz zadzwonię po szklarza - odpowiedziałem szybko.
Natasha stanęła w drzwiach salonu z założonymi rękami na piersi i oparła się o framugę drzwi. Patrząc to na telewizor, to na szybę, której już w zasadzie nie było kręciła z zażenowaniem głową.
- Kurwa Barton. Ja nie wiem, jakim cudem jeszcze z tobą wytrzymuję.
- Tak samo powiedziałaś po naszej pierwszej nocy - powiedziałem. Razem z Romanoff równocześnie uśmiechnęliśmy się na to wspomnienie. Widząc to podszedłem do dziewczyny i przytuliłem ją od tyłu, ona zaś oparła wygodnie głowę o moje ramię.
- To co? Wybaczysz mi? - spytałem, przy okazji składając słodkie pocałunki na szyi Nat.
- Załóżmy, że tak. Ale chcę pierogi - uśmiechnęła się zadziornie.
- Yyy, a mogą być wieczorem? - spytałem licząc, że do tej pory rudowłosa o nich zapomni.
- Niech ci będzie.
Staliśmy tak chwilę przytuleni do siebie, a ja w tym czasie myślałem nad tym, jak bardzo Natasha zmieniła się od naszego pierwszego spotkania. Kiedy leciałem zabić Czarną Wdowę, przekazano mi parę informacji o niej. Jaka to jest bezduszna, brutalna morderczyni, maszyna do zabijania. Jak bardzo się wtedy mylili. Jak bardzo ja się myliłem. Wszystko zmieniło się na Słowacji. Ona już dłużej nie mogła udawać. Nie mogła dłużej trzymać w sobie tych wszystkich uczuć, które chowała w sobie przez tyle lat. Ja ją złamałem. Ja - Clint Barton, zwykły agent T.A.R.C.Z.Y., łucznik, który zawsze trafia, złamałem Czarną Wdowę. Bo to właśnie przy mnie się otworzyła, bo to ja nauczyłem ją jak okazywać emocje. Bo to ja jestem pierwszym, któremu powiedziała "kocham cię".
- Jestem walonym szczęściarzem, że ciebie mam - wyszeptałem dziewczynie do ucha, a ona odpowiedziała mi uśmiechem i krótkim pocałunkiem w usta.
- Choć, bo zaraz nam sklep zamkną - powiedziała i zaczęła wyplątywać się z mojego uścisku na co niechętnie pozwoliłem.
- To z czym chcesz te pierogi? - spytałem zamykając drzwi i po chwili dorównując kroku Tashy. - Ruskie? Z owocami?
- Hmm... - zastanowiła się rudowłosa wsiadając do samochodu. - Mam ochotę na ruskie.
- Czemu mnie to nie dziwi - mruknąłem, czym wywołałem chichot Natashy.
Dopiero teraz, gdy próbowałem zapalić auto, zauważyłem, że opony są poprzebijane. Spojrzałem na zielonooką, która wyglądała na równie zdezorientowaną jak ja. Nie musieliśmy długo czekać. Zza rogu ulicy wyłoniło się że dwudziestu agentów...z logiem T.A.R.C.Z.Y. Pewny byłem, że nie umknęło to uwadze Tashy. Po chwili gorączkowego myślenia nad planem ucieczki, po policzku Romanoff spłynęła łza. Otarłem ją kciukiem, a Nat delikatnie zciągnęła moją rękę ze swojego policzka.
- Nie chcę już więcej uciekać Clint - powiedziała, poczym pomimo moich protestów wysiadła z pojazdu i dała ręce za głowę. Poddała się. Pierwszy raz w życiu Natasha Romanoff się poddała. To było takie nie w jej stylu. Ale jednak to zrobiła. Była już zmęczona ciągłym uciekaniem i rozumiem to. Jak najbardziej ją rozumiem.
Nie widząc innego wyjścia zrobiłem to samo co rudowłosa. Po opuszczeniu samochodu przed oczami stanęła mi sylwetka Phila Coulsona, kolegi z pracy. Ruchem głowy kazał innym agentom zakuć nas w kajdanki, poczym podszedł do mnie.
- Gratulacje, Clint. Jesteś aresztowany - powiedział patrząc na mnie smutno Phil.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Oto przedostatni rozdział
Który miał być wczoraj
Ale jestem na tyle mądrym człowiekiem, że pomyliłam sobotę z niedzielą. Możecie mi pogratulować.
Kolejny rozdzialik pojawi się w tym tygodniu, nie mówię w jakim dokładnie dniu, bo boję się, że nie dotrzymam słowa.
No ale next będzie już ostatni.
Także ten ostatni raz napiszę
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top