•13•
Co dalej? - wyszeptałam wtedy. Chyba pierwszy raz w życiu byłam tak bardzo zagubiona. Normalnie to bym się tym nie przejmowała, tylko uciekała dalej (albo i nie), bo co miałabym do stracenia? Tak, tyle że teraz mam wiele.
Patrzyłam mu prosto w oczy. Obserwowałam, jak powoli wkrada się do nich smutek, zagubienie i jakby...troska? Pewna nie jestem, ale gdyby tak było, to poczułam ją pierwszy raz w życiu.
- Nie wiem - powiedział cicho. - Naprawdę nie wiem. Ale najchętniej, to bym gdzieś z tobą uciekł, załóżmy, że na jakąś wieś i zaczął nowe życie - uśmiechnął się czule i przechylił głowę w prawo. - Nowe tożsamości, znajomi, praca. Co ty na to?
- Naprawdę bym chciała, uwierz tylko...
- Tak, wiem, prędzej czy później nas znajdą i pewnie zabiją, jak nie T.A.R.C.Z.A. to KGB. Ale jeśli to są ostatnie chwile mojego życia, to chcę je spędzić z tobą Nat.
- Tak, ja też Clint - powiedziałam powoli i zdziwiłam się. Ten typ jest jedyną osobą, której kiedykolwiek zaczęłam okazywać uczucia. Boże, co się ze mną dzieje?
- Czyli co? Gdzie pani sobie życzy? - spytał z tym swoim charakterystycznym, w cholerę uroczym uśmieszkiem na ustach.
- Hmm, pomyślmy... - zaczęłam ironizować. - Preferowała bym jakieś miasto, piękne, zabytkowe, ale najważniejsze, aby mi się dobrze kojarzyło. Ale czy istnieje tak idealne miejsce? Ach, no tak, jest Budapeszt.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Od tamtych wydarzeń minął miesiąc. Kupiliśmy małą chatkę we wsi Telki, która znajduje się 15km od Budapesztu. Gdybyśmy zamieszkali w samym centrum, byłoby to zbyt oczywiste, znaleźliby nas od razu, a zależało nam, aby ukrywać się jak najdłużej się da. Dlatego też jesteśmy tu.
Okolica jest cudowna. Sąsiedzi trafili nam się bardzo mili i przyjaźni. Najlepiej dogadujemy się z państwem Jones, mieszkającym naprzeciw nas. Jest kilka sklepików i restauracji, znajduje się tu także parę cudownych hoteli (w jednym z nich zdążyliśmy nawet pomieszkać). Są piękne lasy, szczególnie teraz, jesienią wyglądają jak z bajki. Niedaleko jest też wieża widokowa, na którą wraz z Bartonem często wchodzimy. Wszędzie jest tak cicho i spokojnie. Póki co nie słychać żadnych strzałów. Żadnych krzyków. Dla mnie to jest nowe, zupełnie obce życie, które podoba mi się o wiele bardziej od tych poprzednich. A żyć już parę miałam.
Teraz siedziałam sobie w kuchni i robiłam śniadanie. Ten śpioch pomimo zbliżającego się południa jeszcze spał, ale nie miałam serca go budzić. W objęciach Morfeusza Clint był najsłodszą istotą na planecie.
Najczęściej spał z otwartymi ustami, a jeśli jakimś cudem nie spadł z łóżka to był rozłożony na jego całej powierzchni, czasem niestety również na mnie. Kiedy tak było, ja już nie miałam tyle litości. Brutalnie zrzucałam go na podłogę, a następnie widząc jego minę dostawałam głupawki. Za każdym razem kończyło się to bitwą na poduszki lub łaskotki, zależne od naszego humoru.
Z włączonego radia zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki piosenki Eda Sheerana "Perfect". Piosenka ta ostatnio bardzo przypadła mi do gustu. Zaczęłam więc nucić utwór, a kiedy wstawiałam wodę na kawę, muzyka pochłonęła mnie już całkowicie. Tańczyłam, śpiewałam, a przy tym wszystkim przygotowywałam jajecznicę. Uwielbiałam tańczyć, co o dziwo nie było nawykiem z Red Roomu. Najbardziej podobał mi się taniec towarzyski. Lubiłam różne style: walc, cha cha, rumba, jive. Kiedyś uczęszczałam na zajęcia z tańca towarzyskiego, w Red Roomie. Teraz tańczyłam rzadko, a nawet jeśli, to tylko kiedy nikt mnie nie widział. Dlaczego? Czarna Wdowa i okazywanie uczuć za bardzo się ze sobą sprzeczali. A przy tańcu i śpiewie okazywałam wszystkie emocje, jakie w danym momencie we mnie siedziały.
W pewnym momencie zrobiłam kilka obrotów w stronę lodówki. Wszystkie, prócz ostatniego robiłam z niebywałą precyzją i gracją. Przy ostatnim bowiem straciłam równowagę i zapewne przytulała bym podłogę, gdyby nie czyjeś ramiona w które lekko i płynnie wpadłam. Przez pierwsze sekundy patrzyłam w rozbawione, niebieskie tęczówki, a pod nimi zadziorny uśmiech Bartona. Po chwili jednak poczułam jak pieką mnie policzki, więc szybko spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę, choć miałam wrażenie, że to jeszcze bardziej go rozśmieszyło. Po tym geście Clint podniósł mój podbródek, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Uroczo się czerwienisz, wiesz? - ten to wie, jak zgasić człowieka.
- Barton! - krzyknęłam, bo nic innego nie umiałam wymyślić. Wywołało to tylko salwę śmiechu łucznika, więc spróbowałam go spoliczkować. Niestety bezskutecznie.
- No już dobrze, skarbie, spokojnie! - krzyknął, kiedy chwyciłam za pierwszą lepszą rzecz pod ręką, w tym przypadku był to wazon, gotowa do rzutu. Bo każdy facet powinien wiedzieć, że ze wściekłą kobietą się nie zadziera, prawda?
I tak wyglądał praktycznie każdy poranek.
- Więc, co byś chciała dzisiaj robić, Natalie? - spytał brunet chcąc szybko zmienić temat. Mieliśmy podrobione dowody osobiste i inne dokumenty, aby nikt nas nie rozpoznał. Parę razy nawet słyszeliśmy, jak przypadkowi ludzie plotkują o zaginionych łuczniku z T.A.R.C.Z.Y. i seryjnej, rosyjskiej morderczyni. Barton śmiał się, że nigdy nie był tak sławny. Dlatego też teraz nazywaliśmy się Natalie i Cristiano Bartonovscy. Clint przefarbował się na blond, a ja miałam zostać białowłosą, lecz gdy Clint tylko dowiedział się o tym pomyśle, surowo zabronił. Tłumaczył się, że będę wyglądała okropnie i że on uwielbia te rude loki, dlatego tylko ścięłam włosy do ramion.
Kiedy łucznik przyniósł podrobione akta, zobaczyłam, że we wszystkich jesteśmy małżeństwem. Dostałam nawet od niego pierścionek. Z całych sił starałam się powstrzymać śmiech na parapetówce, gdzie to Clint nagadał wszystkim sąsiadom, jaką to ma wspaniałą żonę.
Muszę przyznać, że jest cholernie uroczy.
- Clint, ja na pierwszą idę do pracy, przecież wiesz - rzekłam, poczym powoli odłożyłam wazon na miejsce. Jako przykrywkę zatrudniłam się jako kelnerka w kawiarni, a Clint pozostał bezrobotny, pomimo moich gróźb. Tłumaczył się, że przecież mamy kasę, a sąsiadom to pierwszy lepszy kit wciśnie i uwierzą. A no i że oczywiście jest leniwy.
- No ale przecież potem wrócisz - spojrzał na mnie podejrzliwie. - Bo wrócisz, prawda?
- No właśnie, że nie. Wiesz, od jakiegoś czasu zdradzam cię z moim szefem. Jest bogatszy i przystojniejszy od ciebie, dlatego też nie wrócę na noc - ironizowałam. Lecz kiedy zobaczyłam w jego oczach złość, strach i smutek szybko dodałam - Przecież żartuję. Wiesz, że tylko ciebie kocham.
Po tych słowach moja twarz przybrała kolor dorodnego buraka, więc zaczęłam bawić się guzikiem od mojego płaszcza. Powiedziałam mu to pierwszy raz, nie licząc tego w bungalowie w Budapeszcie. Tyle, że on wtedy spał, a teraz stał obok i wszystko słyszał. Po raz pierwszy wyznałam uczucia. Ja, Czarna Wdowa, wyznałam komuś miłość! Co się stało z rosyjską zabójczynią? Maszyną bez uczuć? Chore jest to, co się ze mną dzieje przy tym człowieku. Bardzo chore.
- Wiem - powiedział wesoło Clint idąc w moją stronę. - Słyszałem już to kiedyś. A wiesz gdzie?
Rozdziawiłam z oburzenia usta i spojrzałam na niego wymownie.
- Nie spałeś wtedy.
- Nie. I bardzo się z tego cieszę. To był najlepszy dzień w moim życiu.
- Po pierwsze, była noc. Po drugie, zaraz potem mnie porwali - uśmiechnęłam się kąśliwe.
- Uznajmy, że najlepsza i najgorsza noc - po tych słowach roześmiałam się i spojrzałam na zegar wiszący nad stołem.
- Dobra, idę, bo się spóźnię - powiedziałam i ruszyłam ku drzwiom wejściowym. Barton wyprzedził mnie i otworzył mi drzwi, na co uśmiechnęłam się szczerze. Wyszłam na zewnątrz i zdziwiłam się, kiedy Clint zamknął drzwi i zrównał ze mną krok. Kiedy spojrzałam na niego pytająco, powiedział:
- Odprowadzę cię. No co? Muszę skontrolować tego twojego szefa - powiedział łucznik, poczym złapał mnie za rękę i ruszyliśmy razem w stronę kawiarni.
- Ja ciebie też, Tasha.
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Witam po małej przerwie
Zbliżamy się do końca i szczerze, nie wiem czy będzie druga część. Niewykluczone. Na razie myślałam o jakiś one shotach z clintashy. Mam pytanie - czy ktoś w ogóle będzie chciał to czytać? Piszcie w kom. I napiszcie, co myślicie o drugiej części!
Do next!!! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top