•11•

Ocknęłam się w starym, rozpadającym się budynku. Przypominał trochę opuszczony magazyn. A raczej nim był. Skąd to wiem? Byłam tu kiedyś, kilka razy.

Moskwa, Rosja.

Stary magazyn KGB.

"Cudownie, po prostu wspaniale"

Westchnęłam. Wiedziałam, jak stąd uciec, ale nie było to łatwe...napewno nie w mojej aktualnej sytuacji.
Miałam przywiązane do krzesła ręce i nogi. Nie jadłam nic od doby, ale średnio mi to przeszkadzało. Kiedy byłam małym dzieckiem, nie dawali mi jeść czasami przez prawie tydzień. "Nic nowego" - pomyślałam.

Mimo wszystko w mojej głowie narodził się plan. Może najlepszy nie był, ale zależało mi bardziej niż zwykle, aby się stąd wydostać. Wtedy nie miałam nic do stracenia, ale po tym, jak Clint się ujawnił Rumlowowi... Będą próbowali go zabić. Nie, nie pozwolę na to! Dzięki Bartonowi po raz pierwszy w życiu szczerze kocham i jestem kochana. On dał mi tak wiele, a ja go zawiodłam. Mogą mnie zabić, ale niech nie zbliżają się do Clinta!

W trakcie ustalania planu ucieczki do pomieszczenia weszło dwoje mężczyzn. Brock i... Ivan. Ivan Petrovic: starszy mężczyzna, wytatuowany, prawie cały pokryty bliznami, z brodą i w chuj przerażającym wzrokiem. Najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba. Mój "ojciec", jak sam kazał się nazywać. To on zamordował mi rodziców na moich oczach. Miałam wtedy pięć lat! Na widok jego uradowanego uśmiechu zacisnęłam mocniej pięści.

- Proszę, proszę. Kogo ja tu widzę - wyszczerzył swoje złote zęby. - Natasha Romanoff. Żywa broń. Chluba Rosji. Seryjna morderczyni. Wychowanka Red Roomu. Wielka Czarna Wdowa!

Nienawidziłam, kiedy wymawiali do mnie te słowa. Wpajali mi je od dziecka. Czy to Madame B, czy to Ivan. Praktycznie każdy w tym miejscu. A ja naiwnie w to wierzyłam.

- Tak długo cię u nas nie było. Co słychać, moja Wdowo? Czyżbyś w końcu odnalazła swe miejsce na Ziemi?

Nie odpowiedziałam. A nawet gdybym wypowiedziała te słowa, nie byłyby one prawdą. Znalazłam już moje miejsce na Ziemi. U boku najlepszego łucznika na świecie. Pierwszy raz naprawdę szczerze kogoś pokochałam.

- Więc? - dopytywał Ivan wciąż śmiejąc się ochryple.

- Tak - odważyłam się na stanowczość i spojrzałam mu w zakrwawione, dość przerażające oczy. - I napewno nie jest przy tobie.

"Ojciec" wybuchnął kolejną salwą śmiechu.

- Czyżbyś się zakochała, moja Wdowo?

- A nawet jeśli, to ni...

- Nie ma na tym świecie czegoś takiego jak prawdziwa miłość! - krzyknął, przerywając mi. Jego humor zmienił się diametralnie. - Zrozum to wreszcie! Prędzej czy później i tak cię zostawi. Kto by chciał być z potworem?! Seryjną zabójczynią?!

- Dosyć! - wydarłam się. Po chwili zrozumiałam, że to był błąd.

Petrovic nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- Jesteś słaba. Skończysz jak twoi starzy. A gdzie oni teraz...? Ach, przepraszam. Przecież nie żyją - roześmiał się. Tego już było dla mnie za wiele.

- Jak śmiesz wspominać moich rodziców?! To przez ciebie nie żyją! To twoja wina!!! - krzyknęłam ostatkiem sił. Brak jedzenia i picia robił swoje.

Ivan przybrał wściekły wyraz twarzy i po chwili z całej siły dał mi z liścia. Pod wpływem takiej siły, upadłam na betonowe podłoże razem z krzesłem. Następnie on i jego agenci zaczęli mnie kopać. Plułam krwią, ale oni nie przestawali. Dalej już nie pamiętam totalnie nic.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Od tamtej rozmowy minęły trzy dni. Chyba... Nie ma tu żadnego zegara albo coś, a przydałoby się. Według moich obliczeń za chwilę powinni się pojawić agenci KGB. Ale pomimo mojego wycieńczenia psychicznego, jak i fizycznego, miałam przygotowany plan ucieczki. I po chwili weszli, tym razem bez Petrovica. Moje szanse na wydostanie się z tego miejsca znacznie się zwiększyły.

- No to jak? - zapytał Sitwel. Jasper Sitwel: łysy, w okularach, płochliwy, ale grzecznie wykonuje wszystkie rozkazy. Jak szmaciana lalka. - Zmieniłaś zdanie?

- Nic nie powiem, bo nic nie wiem - wysapałam. Byłam już wygłodzona i pobita. A im chodziło tylko o tę jedną informację, której teraz strzegłam najbardziej na świecie.

- A więc... - zaczął Jasper - od początku. Kim jest ten mężczyzna, Natasho?

- Nie wiem o kogo chodzi - odpowiadałam za każdym razem.

- Hmmm. To może teraz sobie przypomnisz? - mówiąc to wprowadził do pomieszczenia dwóch facetów z biczami. Niech mnie torturują, mam to w dupie. I tak się niczego o Bartonie nie dowiedzą. Przynajmniej nie ode mnie.

- Więc chyba nie mam wyboru. Jest mi bardzo przykro, że nas zdradziłaś, wiesz? Lubiłem cię.

Agenci zaczęli mnie biczować, a ja, zgodnie z ustalonym wcześniej planem czekałam, aż uderzą w nogę. Ból był coraz bardziej nie do zniesienia, jednak z całej swojej woli starałam się nie odpłynąć. Kiedy poczułam silny ból w okolicach kostki, szybko owinęłam sobie bicz wokół nogi i szarpnęłam na tyle mocno, na ile pozwalał mi mój stan. Zanim agent się zorientował leżał już na ziemi, co szybko wykorzystałam kopiąc go w głowę. Podczas gdy ciałem uderzył o to stare krzesło, ono się złamało. A ja w tym czasie prędko uwolniłam jeszcze ręce i już było wiadomo, że z agenta nic nie zostanie. Owszem, zauważyłam, że Sitwel zbiegł i owszem, nie zdziwiło mnie, że po chwili usłyszałam w głośnikach:
- Czarna Wdowa wydostała się, blok numer 4! Agenci, powstrzymać ją! To jest rozkaz!

Po cichu wyszłam z pomieszczenia i popędziłam przed siebie w kierunku wyjścia ewakuacyjnego. Nie było to łatwe, gdyż kulałam, w zasadzie na dwie nogi. Skręciłam w lewo, potem dwa razy w prawo... Na początku dziwiło mnie, że na mojej drodze nie spotkałam nikogo. Po chwili już wiedziałam. To była pułapka.

Chyba z szesnastu agentów otoczyło mnie, a Petrovic krzyknął, że mam się poddać. To koniec. Nie było innego wyjścia. Ostatni raz już widziałam Clinta. Mam nadzieję, że go nie złapali. Za to, co dla mnie zrobił, należy mu się spokojne i bezpieczne życie. Takie, jakim i ja cieszyłam się u jego boku.

Skuli mnie w kajdanki i poprowadzili przed siebie. Ivan szepnął mi do ucha:
- Jestem dumny, moja Wdowo.

Szłam z nimi, a przed oczami miałam czuły uśmiech Clinta. Z takim obrazem mogłam umierać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top