22. On
Jest 25 czerwca. Dzisiaj przywieźli mnie z powrotem do Korei do jakiejś prywatnej kliniki lekarskiej. Nie pozwolili mi zadzwonić do rodziców ani do Yuwi. Miałem leżeć spokojnie na łóżku i czekać na lekarza, który miał dzisiaj powiedzieć co będzie dalej. Dopiero około godziny 14.30, do mojego okropnie nudnego pokoju, w którym siedziałem sam, wszedł niski typek w perfekcyjnie białym kitlu i jakimiś papierami. Tak samo jak w tych głupkowatych serialach, które czasem oglądamy z Yuwon.
-Muszę być z Panem szczery Panie Min. Pana lewy bark jest w bardzo złym stanie. Tak samo jak drugi. Długo Pan tak na nich nie pociągnie. Będzie trzeba przeprowadzić operacje. To jedyny sposób, żeby Pan mógł potem normalnie funkcjonować.
Przestraszyłem się...i to bardzo. Wiedziałem, że moje barki słabe i wogóle, ale żeby od razu operować?
-Najpierw chciałbym się zapytać, czy wyraża on na nią zgodę...
Operacja miała się odbyć kolejnego dnia. Denerwowałem się, a w mojej głowie pojawiały się jakieś dziwne rzeczy. Nie mogłem przez to ani na chwilkę zasnąć, a tego akurat potrzebowałem...pożądanego snu.
„A jeśli im się nie uda? A co będzie jak się obudzę i zacznę czuć jak te okropne, metalowe przyrządy zaczną mi coś obcinać? A jak któremuś się nóż albo coś innego omsknie i przestanie mi nie to co trzeba? A jak już się nie obudzę? Już więcej nigdy nie zobaczę Yuwon...Będzie za mną tęsknić...i dużo płakać...Ja nie chce, żeby płakała. Moja misia nie może płakać."
Chyba pierwszy raz w swoim życiu zacząłem tak strasznie panikować. Nie potrzebnie. Strach zawsze niszczy człowieka od środka, a ja nie chciałem byzniszczony. Pomimo, że czasem wszystko mnie drażni i wkurza, chciałem żyć...jak każdy człowiek. Chciałem zostać najlepszym muzykiem na całym świecie, w pewnym momencie założyć rodzinę...zostać ojcem moich dzieci i mężem najwspanialszej kobiety pod słońcem...która pewnie teraz pracuje nad kolejnym wspaniałym projektem i nie zdaje sobie sprawy, co jutro mnie czeka.
26 czerwca. Wigilia urodzin Yuwon. Kolejnego dnia miałem w planach zadzwonić do Yuwon, złożyć jej wspaniałe urodzinowe życzenia i powiedzieć, że jest moją ukochaną kobietą, która chodzi po tym świecie. Tak...wtedy, kiedy o tym myślałem, zebrało mi się na czułość, co jednak troszkę mnie drażniło, ale cóż. Nie miałem przy sobie telefonu i niestety nie mogłem do niej zadzwonić. Do nikogo nie mogłem zadzwonić i musiałem nadal siedzieć sam w pokoju...do puki nie przyszła do mnie zgraja lekarzy.
-Dobrze się Panu spało, Panie Min?- zapytał ten, który przyszedł do mnie wczoraj.
-Nie. Niestety nie.- odprałem troszkę oschle.
-Spokojnie. Gdy podamy Panu narkozę, będzie Pan spał jak nigdy dotąd.
Zabrali mnie na salę operacyjną. Wszędzie było prawie ciemno. Włączyli jakieś dwie gigantyczne lampy i nałożyli mi maskę na twarz, po czym od razu poczułem zmęczenie i zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top