X
- Nie dość, że ma niewyparzoną gębę, to jeszcze udaje, że nic się nie stało! - powiedziała bardziej do swojej towarzyszki, niż do mnie. Odgarnęła sobie włosy z plecy ruchem, który wywołał u mnie ogromną chęć wyrwania jej tych kłaków. Dziewczyny zachowujące się jak księżniczki od zawsze były u mnie na czarnej liście. Chyba zaraz dopiszę do mniej jeszcze jedno nazwisko. I to dużymi literami. Jednak póki co byłam spokojna. Miałam nad nią przewagę, o której ona nie miała pojęcia. Odebrane połączenie. Szczęście, że mam dobry mikrofon w telefonie.
- O rany... - odezwała się Hope. - Nie wiem, czy bardziej współczuć ci tego, że zabrała ci komórkę, czy tego jakie nieszczęście nas dotknęło, że ją spotkałyśmy.
Zaśmiałam się pod nosem na jej słowa, lecz przeszło mi gdy znów skierowałam wzrok na Jessicę. Zmieniło się to w obrzydzenie pomieszane ze złością.
- Nie masz innych zajęć, niż kradzież komórek?
- Nie masz innych zajęć, niż kradzież facetów?
Nie wiedziałam w tym momencie, czy zacząć się z niej śmiać, czy jej przywalić. Kradzież facetów? Bardziej absurdalnej rzeczy nie mogła wymyślić.
- Kradzież? Zapoznaj się lepiej z definicją tego słowa, dziunia - powiedziała Hope, stając obok mnie i wbijając swój świdrujący wzrok w brunetkę.
- Dziewczyno, przejrzyj na oczy, na jaką świruskę wychodzisz - odparła z uśmiechem.
- O rany... - szepnęła do mnie Hope. - Nie myliłyśmy się. Naprawdę ma jakieś braki. Co za padlina umysłowa.
Zaśmiałam się, a Caban posłała mi wrogie spojrzenie. Przewróciłam tylko oczami i westchnęłam.
- W porządku. Jeszcze coś masz mi do przekazania? - zapytałaś sarkastycznie, widząc ukradkiem oka, jak Hope bezskutecznie szuka telefonu. Pewnie Nick go zabrał.
Dziewczyna chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, po czym zarzuciła włosy przez ramię i odwróciła się na pięcie. Razem z koleżanką wystukały zgodny rytm obcasami, wychodząc z klubu.
Prychnęłam zadowolona i odwróciłam się do przyjaciółki. Wróciła do poszukiwań swojej zguby, lecz po kilku minutach usiadła zrezygnowana na kanapie. Zerknęłam na telefon.
12:34
- Dobra, Hope, dosyć. Skoro do to tego czasu nie znalazłaś to...
- Wiem! Nick go ma - odparła zdenerwowana.
- Brawo - odparłam. - Nie wiem dlaczego nie zapamiętałaś jego numeru od razu po tym, jak ci go podał. W końcu to Nick Jebana Perfekcja Robinson.
- Będziesz mi to teraz wypominać?
Wyszliśmy z klubu i przystanęłyśmy obok wejścia.
- Jedziemy na zakupy do centrum? - zapytała z wielkim uśmiechem Hope.
- Jeszcze nie wytrzeźwiałaś? - zaśmiałam się i wyciągnęłam telefon, żeby zadzwonić po taksówkę.
- Ej - zaczęła Hope i dotknęła mojego ramienia. - A to nie Bruno?
Podniosłam głowę znad ekranu i skierowałan go na czarnego Cadillaca, nadjeżdżającego w naszym kierunku. Po chwili samochód zaparkował dokładnie przed nami, a ze środka wyszedł brunet.
- Bruno? Co tutaj robisz? - zapytałam i zaraz po tym przypomniałam sobie jak Jessica zabrała mi komórkę z odebranym połączeniem.
- Wydawało mi się, że masz mały konflikt - odpowiedział.
- Nie, znaczy... Tak jakby, ale to nic takiego - zapewniłam go, choć nie wiem czy mi uwierzył. Z pewnością zna Jessicę lepiej niż ja i Hope, więc być może wie, że ta dziewczyna szybko nie odpuszcza. Czas pokaże.
- Niech Ci będzie - odparł już z uśmiechem. - Nick do mnie napisał jakieś 10 minut temu - zwrócił się do Hope.
- Powiedz, że go ma! - krzyknęła zdenerwowana.
Bruno zaśmiał się i podszedł do mnie.
- Tak, ma mi go przekazać dzisiaj, kiedy się spotkamy.
Oczy Hope zabłyszczały jak tysiące gwiazd. Już doskonale wiedziałam, o co chce zapytać.
- Spotkacie, powiadasz? - powiedziała bezgłośnie, lecz zrozumiałam ją bez trudu. - Brunooo - zaczęła błagalnym i słodkim tonem. - A czy na to spotkanie musisz jechać sam? Nie może ci na przykład ktoś towarzyszyć? - zamrugała kilka razy.
- Myślę, że to dobry pomysł - powiedział i złapał mnie w talii, po czym przyciągnął do siebie. - Masz ochotę jechać, Stella?
Zaśmiałam się, za to Hope spiorunowała mnie wzrokiem.
- Pewnie, z wielką chęcią - odparłam rozbawiona.
- To super! - powiedział. - Hope dołączysz do nas?
- Taa.
Wsiedliśmy do samochodu bruneta. Zajęłam miejsce obok niego, a moja przyjaciółka z tyłu po środku. Ruszyliśmy boczną uliczką odchodzącą od klubu. Zaczęłam się coraz bardziej rozluźniać i prawie zapomniałam o tym, jak prawie wyprowadzono mnie z równowagi. Po chwili ciszy usłyszałam obok siebie uroczy śmiech Marsa.
- Ten tekst z padliną umysłową był niezły - powiedział do Hope, zerkając w lusterko.
Zawtórowałam mu śmiechem, podobnie jak moja przyjaciółka.
- Dziękuję, dziękuję - odparła i ze "wzruszenia" położyła swoją dłoń na sercu. - Starałam się.
- A tak właściwie - dodał. - To o co poszło?
- O to, że bezczelnie ukradłam jej chłopaka - odpowiedziałam od razu, patrząc na niego.
Bruno zerknął na mnie szybko z niedowierzaniem. Tylko wzruszyłam ramionami i ponownie przeniosłam wzrok na jezdnię.
- Pogadam z nią - zapewnił.
Kilka minut później zaparkowaliśmy pod dużym beżowym domem z wielkimi oknami. Ponad bramą zauważyłam z tyłu budynku basen i grilla.
- Wchodzisz, czy może... - przerwał brunet, gdy zorientował się, że mojej przyjaciółki nie ma już w samochodzie. - ...zostajesz w aucie - dokończył rozbawiony. Mi również humor o wiele się poprawił, ale szczerze chciałam już wracać do domu, albo chociaż iść na zakupy. Zaczęłam przeklinać w myślach chłopaka, ponieważ wiem, że teraz szybko stąd nie wyjedziemy. Chyba, że Nick pojedzie razem z nami.
Odpukać.
Nie żebym coś do niego miała.
- Rusz się, Stella! - krzyknęła do mnie Hope, na co zareagowałam wyjściem z samochodu, jednak nadal stałam w otwartych drzwiach.
- To przecież twój chłopak - zaśmiałam się. - Sama się rusz.
Poganiałam ją coraz bardziej z każdą następną minutą, kiedy stała przed jego domem i patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. W sumie nie wiem czego było w tym spojrzeniu więcej. Podniecenia, strachu, czy bezgranicznego podekscytowania. Wiedziałam na pewno jedno: chcę jak najszybciej wyciągnąć stąd Hope, co na jej przelicznik czasowy w towarzystwie Robinsona wyjdzie około półtorej godziny. Nie spodziewałam się tylko, że aż tyle czasu będzie wahała się z wejściem do środka. To do niej nie podobne.
- Ja w Ciebie nie wierzę - powiedziałam zrezygnowana, gdy obserwowałam podejście przyjaciółki do drzwi frontowych. Kiwnęłam głową w stronę Marsa, dając mu znak, aby ze mną poszedł.
***
- Jeszcze jedno - powiedział Nick, uśmiechając się do Hope. Podziwiam go, że potrafi z nią wytrzymać, ale przyznam, że zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy mnie. I inaczej, niż po alkoholu. Być może kac ją trochę ogranicza.
Chłopak wyciągnął do niej rękę z flakonikiem. Od razu je poznałam. Perfumy Versace.
- O! Nawet nie zauważyłam - odpowiedziała Hope, zabierając to co jej.
- Jesteś zapominalska, przyznaj to - zaśmiał się Bruno.
- Chciałbyś - odparła i schowała zapach do torebki, którą położyła obok siebie na białym, skórzanym fotelu, Po czym łyknęła herbaty, przygotowanego przez gospodarza.
Ostatecznie mogę powiedzieć, że można z nią wyjść do ludzi. A sam Nick też jest całkiem w porządku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top