Prolog
Szybciej!
Szybciej!
Cholerna drukarka!
Mam!
Nie wierzę, że za sprawą jednego papierka jestem w stanie wskoczyć w ogień. Patrzyłam na ten bilet chyba jakieś 20 minut zanim do mnie dotarło, że naprawdę tam jadę. Los Angeles. Będzie wspaniale. Czuję to! Tak, to będzie mój dzień.
Spojrzałam jeszcze ostatni raz na termin i godzinę.
22 marca, godzina 18:00.
W porządku. Przed areną będę trochę przed siedemnastą. Wyciągnęłam na łóżko moją walizkę i otworzyłam ją, zastanawiając się, czy na pewno upchnę tam wszystko co będzie mi potrzebne. Strzelam, że nawet jak wybiorę sobie dziś to, w czym chcę iść na koncert, to w hotelu moje zdanie i tak się zmieni. Zapewne spędzę dwie godziny na doborze stroju, a w końcu wybiorę ten, który od początku miałam założyć. No cóż. Kobieta zmienną jest. Otworzyła szafę i zaczęłam przeglądać ubrania na wieszakach. Zdecydowałam się na czarną, zwiewną bluzkę z szerokimi rękawami bez ramion i postrzępione szorty, z małymi naszywkami oraz czarne sandały na koturnie. Umieściłam je w torbie i wróciłam do garderoby. Zabrałam jeszcze parę bluzek i spodni, jedną sukienkę. Ograniczyłam miejsce w walizce do minimum, gdy dorzuciłam jeszcze kosmetyczkę. Zamknęłam ją i zeszłam po schodach, obitych białą wykładziną na dół i oparłam o kolumnę obok drzwi wejściowych. Cały czas trzymałam bilet w ustach, aby przypadkiem nie pognieść go, gdy miałam torbę w dłoniach.
- Jedziesz na wojnę, czy na koncert? - zaśmiał się mój starszy brat. Zrobiłam złośliwą minę i oparłam się o walizkę.
- Bardzo zabawne... Nie zapominaj, że będę w Los Angeles dwa tygodnie - odpowiedziałam z nieodpartą radością w głosie. Wciąż nie mogę w to uwierzyć!
- Dobra, dobra - powiedział i podszedł do mnie. - Tata już czeka. Daj, pomogę ci.
Zabrał walizkę i poszliśmy na podjazd, gdzie stał srebrny samochód. Deeks otworzył bagażnik i władował do niego moje rzeczy. Czekałam obok i włożyłam ostrożnie bilet do torebki. Kiedy zamknął, obrócił się do mnie i uśmiechnął.
- Baw się dobrze, mała. - Pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. - Na razie.
- Cześć! - rzuciłam do niego i zajęłam miejsce obok taty. Otworzyłam okno i oparłam łokieć o drzwi.
- Uważaj na siebie! - krzyknął, gdy już odjeżdżaliśmy. Pomachałam mu ostatni raz i włączyłam radio.
Będzie mi go brakować. Chociaż to tylko dwa tygodnie. Tylko, albo aż. Pomimo tych wszystkich bójek i kłótni, nie da się ukryć, że jest wspaniałym bratem.
Cztery godziny później mój tata zatrzymał się pod hotelem. Był wielki. Białe ściany i ogromne okna, przez które było widać piękną recepcje.
- Dziękuję tato! Do zobaczenia - pocałowałam go w policzek i wszyłam z auta.
- Trzymaj się! - odpowiedział mi, a ja wyciągnęłam z bagażnika walizkę i przeszłam przez otwarte szklane drzwi. W ogromnym holu stało kilka skórzanych kanap i foteli. Na stolikach do kawy stały szklane flakoniki z czerwonymi różami. Na jasnych ścianach wisiało 6 telewizorów. Żyrandol zwisał z wysokiego sufitu i rozświetlał hotel, jednak na marne, ponieważ przez okna wpadało aż za dużo światła. Za ladą w recepcji stał mężczyzna w garniturze. Jego jasne, kręcone włosy niedbale opadały na jego czoło. Był wyskoki i, powiem szczerze, bardzo przystojny.
- Dzień dobry - powiedziałam. Brunet podniósł swój wzrok znad kart, które miał rozłożone na biurku i popatrzył na mnie brązowymi oczami.
- Witam w hotelu Pearl. W czym mogę Pani pomóc?
- Miałam zarezerwowany pokój.
- Na jakie nazwisko? - zapytał.
- Collins - odparłam.
Blondyn przez chwilę szukał danych w komputerze, a następnie uśmiechnął się życzliwie i podał mi kartę do pokoju.
- Tak. Jest. Proszę, oto pani klucz. Pokój 315.
- Dziękuję - rzekłam, kiedy inny mężczyzna podszedł do mnie i zabrał moją walizkę, prowadząc mnie do pokoju.
Po wejściu do środka podziękowałam mężczyźnie i dałam mu napiwek, po czym rzuciłam się zmęczona na łóżko.
Spojrzałam na zegarek.
15:46
Pora się zbierać.
☆☆☆
Ktoś z Was wybiera się na koncert Bruno 27 maja w Krakowie? Dajcie koniecznie znać w komentarzach ♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top