IX
- Do zobaczenia, Stella - rzekł i powoli się do mnie przybliżył. Moje serce w tym momencie zaczęło odwalać taniec skaczących wielorybów. Nie zdziwiłabym się, gdyby chłopak to słyszał.
- Tym razem też zasłużyłeś na buziaka w policzek? - zapytałam cicho, na co on się zaśmiał.
- Mam taką nadzieję - odparł i położył dłoń na moim zimnym policzku, po czym musnął delikatnie wargi. Za nic w świecie nie chciałam tego przerywać, ale pewnie Hope zaraz odezwie się jakimś swoim kretyńskim tekstem i wszystko mi popsuje. Chociaż wątpię, żeby cokolwiek zniszczyło mi ten moment. Trwałam z Bruno w pocałunku kilka chwil.
- Teraz już na prawdę - do zobaczenia - uśmiechnął się, a ja zrobiłam to samo.
- Do zobaczenia, Bruno - odpowiedziałam i patrzyłam jak odchodzi.
Po wszystkim weszłam do domu i , nie zwracając większej uwagi na przyjaciółkę, umyłam się, przebrałam i poszłam spać.
Rano obudził mnie głos Hope, krzątającej się na dole. Popatrzyłam na zagarek. Jak można tak drzeć japę o 7 rano?
- Hope!
- Stella! Zabiję się! Chodź tu!
Z wielkim niezadowoleniem zeszłam powoli po schodach i zamarłam, widząc w jakik stanie jest salon. Wszystko było porozrzucane na podłodze i na kanapie, a Hope przeszukiwała moją torebkę.
- Ej! Uspokuj się! - krzyknęłam do niej, gdy wyrwałam jej moja torbę.
- Masz mój telefon!
- Nie wierzę, że robisz taką aferę o telefon!
- A jeśli Nick do mnie napisał?
- Nic by się nie stało, gdybyś zaczekała z tym do 9... Zresztą brałaś go ode mnie w klubie.
- Pierdolisz...
I jak tu wyjść na imprezę i ominąć scenariusz, w którym Hope urywa się film...
***
- Powiedz, na długo zostajesz w Los Angeles? - zapytał. - Bo chyba nie jesteś stąd.
- Do mojego domu jest kawałek, ale chciałam się tutaj przeprowadzić. Póki co, zostaję tu przed jeszcze ponad tydzień.
- Szkoda, że tak krótko - uśmiechnął się słabo.
- Też żałuję. Bardzo mi się tu podoba.
Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Hope, próbującą zabrać torebkę z drugiego końca stołu. Bruno, widząc moją minę, podał ją jej, a dziewczyna zaczęła w niej nerwowo szperać.
- Hej, Hope. Opanuj się trochę, bo Nick się ciebie przestraszy - zaśmiałam się i dostałam za to z pięści w ramię.
- Spadaj, stara - rzuciła, nawet na mnie nie patrząc.
- Jestem tylko 9 dni starsza od ciebie - odpowiedziałam. - Czego ty tak szukasz? I co się stało?
- Nie mam czasu na wyjaśnienia! On na mnie czeka! O rany, jak fajnie się to mówi - uśmiechnęła się jak idiotka i wróciła do poszukiwań.
- Chyba teraz masz czas, bo i tak bezsensownie szukasz w niej telefonu, który ja trzymam.
- Skąd ty... - przerwała kiedy zobaczyła jak podsuwam jej komórkę pod nos.
- Znam zawartość twojej torebki na pamięć. No leć już. Tylko nie pij za dużo - dodałam i posłałam jej złośliwego całusa.
- Powiedziała ta, co piję piątego drinka - odgryzła mi się.
- Ale ja znam umiar w alkoholu - powiedziałam i odwróciłam się z powrotem do chłopaka.
- O czym to ja?
***
- Masz go pewnie w torebce.
- Nie ma! Szukałam 3 razy! Zabiję się...
No pewnie. Typowy tekst Hope, kiedy coś zawali.
- A nie zostawiłaś go w klubie? - rzuciłam i sięgnęłam po kubek z kawą.
- Zabij mnie... - powiedziała i zrezygnowana położyła głowę na kuchenną ladę.
- Mogę? - zapytałam i napiłam się gorącego napoju.
- Tak... Nie wiesz o której otwierają ten klub?
- Nie, ale mogę napisać do Bruno.
Ja: Hej, przepraszam, że zawracam Ci głowę, ale mam pytanie ;).
- A wiesz przynajmniej gdzie go posiałaś?
- Przypomnę sobie jak wejdziemy. O wiem! Napiszę do Nicka może on... Kurwa...
Zaśmiałam się, a Hope posłała mi gniewne spojrzenie.
- Śmiało, pisz - dogryzłam jej.
- Jak nie znajdę tego telefonu to się zastrzelę. Nie mogę stracić numeru do Nicka!
- No tak, to by była straszna tragedia. Czekaj, odpisał.
Bruno Mars: Nie masz za co przepraszać. O co chodzi?
Ja: Hope zostawiła wczoraj w klubie telefon. Od której jest otwarty? Musi go mieć jak najszybciej.
Bruno Mars: Domyślam się ;). Mój znajomy powinien tam być od 11. Uprzedzę go, że wpadniecie.
Ja: Super! Dziękuję
- Masz być gotowa na 11. Przejdziemy się tam - odparłam, a Hope z wdzięczności rzuciła mi się na szyję. - Tylko pamiętaj, że nie będę tam z tobą siedzieć w nieskończoność. Daję ci 15 minut, maksymalnie.
Zjadłyśmy śniadanie, oczywiście odgrzewane jedzenie z lodówki, które zostawili rodzice Hope i zaczęłyśmy się szykować do wyjścia.
Po 11 stałyśmy przed wejściem, czekając aż znajomy Bruno wpuści nas do środka. Gdy to się stało Hope rzuciła się jak opętana w poszukiwaniu telefonu, gdzie jej zdaniem znajdowała się najważniejsza rzecz pod słońcem - numer do Nicka. Ja osobiście uważam, że jest nią właściciel tej knajpy, ale każdy ma swoje priorytety.
- Nie ma go! - krzyczała zdenerwowana, cały czas przeszukując zakamarki foteli i skórzanych kanap.
- Uspokuj się, zobacz przy barze - pokierowałam ją do lady, po czym usiadłam przy jednym ze stolików niedaleko. Bruno pisał mi w tym czasie SMS-y z zapytaniem czy Hope odnalazła już swoją zgubę. Patrząc na nią mogłam śmiało stwierdzić, że nie.
Nagle usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają, a do środka wchodzą (sądząc po głosie) dwie dziewczyny. Czułam na sobie ich wzrok. Chwilę po tym ucichły i z tego co mi się wydawało stanęły w miejscu. Zaczęły coś szeptać między sobą, a jedyne co udało mi się z tego zrozumieć to:
- Patrz! To ta szmata, która całowała się z Bruno!
Sekundę później czułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. W tym samym momencie na ekranie komórki wyświetlił się numer Bruno. Odebrałam.
- No nie wierzę - usłyszałam zza pleców i zanim zdążyłam się odwrócić dziewczyna wyrwała mi z dłoni telefon.
- Hej! Oddawaj! - krzyknęłam i wstałam z krzesła. To co zobaczyłam na chwilę wytrąciło mnie z równowagi. Mój telefon trzymała osoba, na którą mam uczulenie od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, a potem było już tylko gorzej. Jessica Caban. Nie sądzę aby to spotkanie potoczyło się w przyjaznej atmosferze. Sądząc po jej minie, nie była do mnie nastawiona przyjaźnie chociaż w 1%. Albo po prostu ma taką twarz. W każdym razie nie pozostawałam jej dłużna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top