Sny [Story, Angel]



   Nie znała się na snach. Z drugiej strony, gdyby ktoś zapytał, powiedziałaby, że na niczym się nie zna. Na snach jednak nie znała się naprawdę.
   Na jawie wszystko było takie same, dzień zlewał się z dniem, tydzień z tygodniem. Budziła się rano. Nie miała co robić sama z siebie, więc robiła tylko co musiała. Odzywała się tylko z rana, potem było jej jakoś ciężej. Wracała do domu, znów robiła tylko co musiała, kładła się do łóżka. Posłuchać muzyki, zagrać, czasem obejrzeć coś, czego teoretycznie nie powinna. Jadła obiad, wracała do tego co robiła. Kiedy chciała coś stworzyć, wychodziło ohydne i pokraczne lub po prostu nudne. Na jakiś czas porzucała jakąkolwiek formę twórczości i marnowała, przynajmniej zdaniem innych, czas biegając z laserem po wirtualnym świecie, jednym czy drugim. Kładła się spać. Wschodziło słońce, a wraz z nim kolejny dzień, taki sam jak poprzedni, różniący się może nieznacznymi szczegółami.
   Nie miała czasu myśleć co czuje. Może po prostu nie miała ochoty. Chciała tylko wrócić do domu i marnować czas. 

   Ale w snach było inaczej. Też była w nich sama, ale bardziej oczywiście, przez co nie było to takie przytłaczające. Często musiała przed czymś się chować, więc miała czas siedzieć w ciszy i myśleć. Czasami zdarzało się, że na tym polegał cały sen. Siedziała w ciemnej przestrzeni, sama. Żadnych dźwięków, nic nie dotykała, nie widziała nic poza swoim ciałem, bo wszystko było tylko nieskończoną czernią. Czuła się w niej samotna, to prawda, ale przynajmniej wtedy jasno widziała, że naprawdę była samotna. Nikogo nie było w zasięgu wzroku czy słuchu, więc miała pełne prawo czuć się samotna.
   Kiedyś, w jednym z takich snów, wreszcie zaczęła zastanawiać się, co czuje w ciągu dnia. Co czuje, kiedy się budzi i kładzie spać. I pomiędzy.
   Ze snu na sen zauważyła, że za dnia towarzyszy jej często dziwne, nieprzyjemne uczucie. Gula w gardle, jednak nie na tyle duża, żeby przeszkadzała. Ucisk w sercu, jednak na tyle delikatny, że zauważała go tylko, kiedy na chwilę przestawała myśleć o powrocie do domu czy innych przyziemnych sprawach.
   Czy to złość? Smutek? Przygnębienie? Czy to jakiś rodzaj tęsknoty? Czy ona tęskni? Czy straciła coś bardzo ważnego zanim to się zaczęło? Coś na czym jej zależało? Nie przypominała sobie. Wszystko było takie samo jak przed miesiącem czy dwoma. Nie, zaraz, minęło przecież więcej czasu. Ile? Od kiedy ona tak... tęskni? Od kiedy ją to dręczy, od kiedy tak bardzo jej tego czegoś brakuje? Co straciła?
   Usłyszała plaśnięcie obok siebie. Spojrzała w tamtą stronę. Jej ramię leżało na stwardniałym kawałku tej pustki. Powoli wyprostowała nogi i poczuła jak staje na podłodze. Pochyliła się, żeby podnieść rękę. Igła i nitka same pojawiły jej się w ustach. Tą drugą trzymając w zębach zaczęła przyszywać szmaciane ramię. Prawie skończyła, kiedy odpadło i drugie. Przynajmniej to pierwsze się trzymało. I to nawet dobrze.
   Pochyliła się, żeby podnieść rękę. Kiedy się wyprostowała prawie uderzyła głową w... kogoś. Spojrzała na niego.
   Znała go. Pojawiał się w innych snach. Zazwyczaj na samym końcu. Czasem prowadził ją do końca snu. Czy teraz też ją obudzi?
   Uśmiechnął się do niej ciepło i zabrał jej nitkę i igłę. Przytrzymał jej ramię i zaczął je przyszywać. Delikatnie, jakby nie było zrobione ze szmatki a z porcelany. Przecież nie można przyszywać porcelany, pomyślała szybko. Chociaż, w snach widziałam już dziwniejsze rzeczy, stwierdziła po chwili.
   Kiedy skończył przejechał dłonią po jej barku. Szwy zniknęły, zlały się i ramię znów wyglądało jak nowe. Ach. O to chodzi. 

   Była trochę zaskoczona, że nadal śpi. Zazwyczaj kiedy tylko ją dotknął, budziła się. Sama z siebie, czasem dzwonił budzik. A tym razem on trzymał bladą dłoń na jej ramieniu i ona nadal spała.
   Poczuła, że dotyka jej policzka. Miał zaskakująco ciepłą dłoń. Oparł czoło o jej głowę i znów uśmiechnął się ciepło, drugą dłonią trzymając ją za rękę.
   "Będzie dobrze." usłyszała, mimo że nic nie powiedział. "Wierzę w ciebie."

   Obudziła się. Jedną rękę miała pod poduszką, drugą ściskała łapkę pluszowego misia. Chciała wrócić spać. Była sobota, więc mogła. Szybko jednak zrozumiała, że nie wróci już dokładnie tam. Nigdy nie wracała.
   Podniosła się do pozycji siedzącej i odgarnęła włosy z twarzy. Wstała. Włączy jakiś zbiór piosenek na YouTube i spróbuje go narysować. Może się uda. Przynajmniej tyle może zrobić.

  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top