Rozdział 7. Brakujący demimoz
Kiedy dwie egzekutorki odprowadzały ich do sali straceń, gdzie mieli odbyć egzekucję, Newt szepnął do Moniki:
— Mogłaś wszystkiego się wyprzeć i uniknąć śmierci, a jednak tego nie zrobiłaś... Dlaczego?
Monica westchnęła ciężko i podniisła na niego wzrok.
— Chciałam pomóc ci odnaleźć te zwierzęta. A poza tym, skoro już los chciał, abyśmy się spotkali nawet na drugim końcu świata, to nie ma co z nim dyskutować.
— Najwyraźniej Gryfoni już tacy są - odpowiedział Newt, uśmiechając się delikatnie pomimo zaistniałej sytuacji.
— Jacy? Narwani?
— Nie, nie, skłonni do poświęceń.
Monica wzruszyła ramionami z uśmiechem.
— Tak to już jest, Newt.
Zostali zaprowadzeni do sali straceń, gdzie, jak zresztą wskazuje nazwa pomieszczenia, mieli zostać straceni. Była to rozległa sala z krzesłem unoszącym się nad jakimś płynem, przypominającym eliksir śmierci.
Monica patrzyła na to w osłupieniu, wiedząc, że tym dazem już po niej. Oczami wyobraźni już widziała nagłówki w Proroku Codziennym, mówiące o jej zaginięciu w odmętach trującej cieczy.
Nawet nie zauważyła, kiedy egzakutorka pobrała od niej szczęśliwe wspomnienie i rozpuściła je w płynie, w wyniku czego pojawiły się one w basenie. Na przemian pojawiały się wspomnienia z Letą, pochodzące jeszcze z czasów nauki w Hogwarcie, a także z Dariusem. Brakowało jej zarówno przyjaciółki, jak i narzeczonego.
Nie minęła dłuższa chwila, kiedy znalazła się na magicznie unoszącym się krześle, wpatrując się we wspomnienia.
W międzyczasie druga egzekutorka zamierzała pobrać wspomnienia także od Newta. Ten jednak nie pozwolił jej na to, traktując ją pikującym lichem, zaraz po uwolnieniu się z pomocą Picketta. Stworzenie powiększyło się nieco i wyglądało teraz jak motyl ze szkieletowymi skrzydłami, po czym zaczęło krążyć nad basenem. Newt uprzednio zdążył znokautować strażnika.
Nieśmiałek wdrapał się na rękę egzekutorki i ugryzł ją, w związku z czym kobieta straciła zainteresowanie Newtem, który chwyciwszy ją za ręce, za pomocą jej różdżki powalił ją na ziemię. Różdżka przewróconej egzekutorki wpadła do basenu, wywołując zmianę dobrych wspomnień na złe. Teraz Monica widziała kłótnię z Letą i moment, w którym dowiedziała się o śmierci narzeczonego. Od razu otrząsnęła się z transu i spojrzała na Newta. Starała się zachować spokój i jak na razie dobrze jej to wychodziło.
— Monica! — pisnęła przerażona Porpetyna.
— Tylko nie panikuj — poprosił Newt, na co rudowłosa stanęła na krześle, by ciecz jej nie dosięgnęła.
— Panika w niczym mi nie pomoże. Jak mam się stąd wydostać?
Newt cmoknął, by nakazać stworzeniu ponownie okrążyć basen.
— Posłuchaj. Musisz mi zaufać. I skoczyć na pikujące licho, a ja cię złapię.
Monica popatrzyła na niego ze zdumieniem, ale postanowiła tego nie kwestionować, bo akurat jemu była w stanie zaufać.
Utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, a kiedy dał jej znak, skoczyła na pikujące licho, a następnie w otwarte ramiona Newta. Uśmiechnęła się lekko i podziękowała, a on odwzajemnił uśmiech i przywołał kreaturę, która zwinęła się w kokon.
Monica bez wahania chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła w kierunku wyjścia, nie zwracając uwagi na to, że niechcący jej dłoń zsunęła się z nadgarstka szatyna i musnęła jego palce.
— Mam nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę tej sali — powiedziała na odchodne, a Newt roześmiał się cicho.
Idąc korytarzami MACUSY w piwnicy, Monica, Newt i Porpetyna natrafili na kilku aurorów, toteż starali się unikać wrogich zaklęć. Wypuszczone przez magizoologa pikujące licho krążyło dookoła nich, chroniąc ich przed zaklęciami i aurorami, których przewracało. W pewnym momencie stworzenie miało zamiar wyssać mózg jednego z aurorów, ale zostało powstrzymane przez swojego właściciela.
W końcu trójka czarodziejów natrafiła na Queenie i Jacoba, z którymi prawie się zderzyli. Blondynka odchrząknęła i wskazała na walizkę Newta, po czym nakazała im wejść do środka.
Słysząc z wnętrza walizki, co wymyśliła młodsza Goldstein, Monica uśmiechnęła się.
Na Queenie zawsze można liczyć.
Niedługo potem cała piątka stała na dachu jakiegoś budynku. Stamtąd rozciągał się widok na całe miasto, który Monice wprost zapierał dech w piersiach.
Newt stał na gzymsie obok Gryfonki i przyglądał się miastu. Queenie z zainteresowaniem rozprawiała z Jacobem o gołębiach i sowach.
Porpetyna stanęła obok Newta.
— Musimy wyłapać twoje zwierzęta, żeby Graves nie obwiniał ich o ten cały chaos.
— Brakuje tylko Dougala. Demimoza — odpowiedział Newt.
— Demimoza? — dopytywała Tina.
— Problem polega na tym, że jest...
— Niewidzialny — dokończyła Monica cicho, na co magizoolog kiwnął głową. — Opowiadałeś nam o demimozach na czwartym roku, pamiętasz? Mnie i Lecie — dodała, a Newt ponownie kiwnął głową, bo takich rzeczy się nie zapomina.
— Znalezienie go może być trudne — zauważył Puchon.
— Mówi to Newt Scamander, który cudem uniknął wyrzucenia z Hogwartu — Monica uniosła jedną brew i uśmiechnęła się. — Nie mów, że w związku z tym odnalezienie demimoza jest dla ciebie niemożliwe.
— Teoretycznie... — chciał powiedzieć Newt, ale po chwili zastanowienia przerwała mu Tina:
— Gnarlak!
Monica spojrzała na nią spod uniesionych brwi.
— Gnarlak?
— Gnarlak! — powtórzyła Porpetyna. — Był moim informatorem. Kiedyś handlował magicznymi stworzeniami...
— Aha, czyli się nie przesłyszałam - rudowłosa kiwnęła głową. — Ale... To ten goblin, zgadza się? — kiedy brunetka pokiwała głową, Monica wywróciła oczami. — Zamierzasz wdawać się w interesy z goblinem? Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
Newt wyglądał na przekonanego. Za wszelką cenę chciał odnaleźć swoje zwierzęta, co wiedziała Monica, wobec tego ze względu na niego nie kontynuowała tematu i razem z nim przystała na pomysł Porpetyny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top