Rozdział 21. Wielka improwizacja
— Grindelwald zbiera spotkanie — powiedziała Monica, patrząc na sztandary Grindelwalda, zwisające z okolicznych budynków. — Mógł już dopaść Credence'a, Porpetyna nie zdąży go uratować...
— W takim razie znajdziemy go jako pierwsi — oznajmił z pewnością w głosie. Chwycił ją za rękę i poszedł razem z nią przed siebie, jednocześnie dziwiąc się, że po tym odważnym dla niego geście jego policzki nie pokryły się czerwienią. Chociaż niczego nie mógł być pewien.
Przeczuwał, że nieprędko będzie mu dane wyznać Monice swoje uczucia do niej, dlatego postanowił, że teraz przynajmniej ocali Credence'a.
Nie miał pojęcia, że będzie zupełnie odwrotnie.
— Może mi powiesz, dokąd idziemy? — zapytała ostrożnie. Niuchacz wystawił pyszczek z jej torby, do której go przełożyła, by nie było mu ciasno w jej kieszeni płaszcza.
— Idziemy do francuskiego Ministerstwa Magii — odpowiedział jej Newt. Jego spokojny ton głosu wcale nie sprawił, że poczuła się uspokojona. — Jest tam kasetka, z której możemy się dowiedzieć, kim naprawdę jest Credence.
— Nie mam pojęcia, o jakiej kasetce mówisz, Newt — zaczęła rudowłosa — ale ci ufam, więc prowadź.
Newt uśmiechnął się, po czym razem z nią deportował się w miejscu, gdzie znajdowało się wejście do francuskiego Ministerstwa Magii.
— Kasetka jest w Sali Ksiąg Rodowych — wyjaśnił jej, jednocześnie grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu czegoś. — Czyli... Jedziemy trzy piętra w dół.
W końcu znalazł buteleczkę, której zawartości Monica zdążyła się domyślić.
— Eliksir wielosokowy?
— Wystarczy, żebym wszedł do środka.
To przypomniało jej, że Newt jest we Francji nielegalnie. Magizoolog spojrzał badawczo na swój płaszcz, na którym znalazł włos Tezeusza. Zaraz po tym, jak włos znalazł się w eliksirze, wypił go i przemienił się w swojego brata. Wciąż był jednak w swoich ubraniach.
— Och, teraz jesteś Tezeuszem — pokiwała głową. — No dobra, jeśli mają się na to nabrać, to lepiej, żebyśmy już weszli do środka.
Choć będąc już w Ministerstwie ze wszystkich sił starali się nie zwracać na siebie uwagi, to niestety zauważyła ich pierwsza osoba, będąca na pierwszym miejscu listy osób, które absolutnie nie powinny ich zauważyć - Tezeusz. Brat Newta od razu ruszył za nimi.
— Myślisz, że w Miniterstwie można się deportować? — zapytał ją Newt. Monica zdążyła zauważyć, że eliksir zaczął tracić moc.
— Raczej nie, choć ułatwiłoby to sprawę — odparła, starając się dotrzymać mu kroku, co było trudne w butach na obcasach. — Tak na marginesie, to twój eliksir...
— Przestał działać. Wiem.
Portrety, które były porozwieszane na korytarzu, zwróciły się w ich kierunku, a konkretnie Newta. Usłyszeli również alarm, co tylko pogarszało sprawę.
— No, ładnie — westchnęła Monica. — Naprawdę cię poszukują, Newt.
— Widocznie historia lubi się powtarzać — mruknął magizoolog.
Depczący im po piętach Tezeusz w końcu zdołał ich odnaleźć, a Monica miała wrażenie, że nie wygląda na zadowolonego.
— Wiesz, zapamiętałam go jako nieco milszego.
— Chyba nie wspominałem, że niezbyt się dogadujemy.
— Najwyraźniej nie — przytaknęła i razem z nim minęła kancelarię pocztową, z której dwóch magazynierów wyprowadzało wózki z korespondencją.
— Dosyć! — zawołał wytrącony z równowagi Tezeusz, a kiedy Newt i Monica minęli wózki, rzucił zaklęcie, przez które ich zawartość pofrunęła w powietrze. Jednocześnie usiłował ich zatrzymać, rzucając na nich kolejne zaklęcia.
To nie spodobało się Monice.
— Wybacz, ale nie lubię facetów, którzy źle traktują kobiety — uznała, po czym odbiła zaklęcie starszego Scamandera. Mężczyzna zdołał zrobić unik, ale nie zdołał uniknąć kolejnego posłanego przez nią zaklęcia, przez co wpadł na pusty wózek, został do niego przywiązany, a następnie pojechał na nim do sali obrad.
Newt patrzył na jej poczynania z podziwem.
— To chyba jeden z lepszych momentów mojego życia.
Monica zareagowała śmiechem na jego słowa.
— Dobra, dobra, bo zacznę się rumienić.
Pobiegli dalej, aż dobiegli do przedsionka archiwum. Przed wejściem tam musieli jednak ustalić szybki plan.
— No więc tak — Newt zaczął przedstawiać jej swój plan — przedstawisz się jako Leta Lestrange...
— Pewnie wiedzą, jak mniej więcej wygląda Leta, co?
— Pewnie tak...
Monica przyjrzała się końcówkom swoich włosów, które w żaden sposób nie przypominały wyglądały na czarne. By choć odrobinę przyponinać Letę, machnęła różdżką nad swoją głową, a jej rude włosy zaczęły robić się ciemniejsze. Długość się nie zmieniła - wciąż opadały swobodnie na jej ramiona.
— Taka tam sztuczka — wzruszyła ramionami, widząc zaskoczone spojrzenie Newta. — To powinno im wystarczyć.
— Wystarczy — uspokoił ją. Widok Moniki z innym kolorem włosów, niż rude był niecodziennym dla niego widokiem, ale i tak wiedział, że podobała mu się bez względu na wszystko. — I w dodatku oczy się zgadzają.
— Co do oczu — tu zdjęła okulary — to będziesz musiał mnie prowadzić jak ślepą, bo nasz plan nie wypali, jeśli przypadkiem wpadnę na ścianę.
Newt powstrzymał śmiech.
— Jasne — odpowiedział i wyciągnął dłoń do Moniki. — Skoro mamy już plan, to chyba możemy iść?
Gryfonka przytaknęła i wzięła go za rękę, którą jeszcze udało jej się odnaleźć bez okularów.
Razem weszli do przedsionka archiwum, po cichu nie dowierzając, że są tak blisko siebie. Siedząca przy biurku staruszka podniosła na nich wzrok.
— Czym mogę służyć?
— Jestem Leta Lestrange — zaczęła Monica, po czym spojrzała na Newta i uświadomiła sobie, że nie ustalili, jak ma go przedstawić. Było jasne, że musi improwizować. — A to jest mój narzeczony.
Choć Newt wiedział, że nie jest to prawdą, to serce prawie wyskoczyło mu z piersi. Przełknął nerwowo ślinę i patrzył, jak kobieta poszukiwała na liście nazwiska Lestrange wśród tych na L.
Już się bali, że zostaną przejrzani, kiedy okazało się, że mogli wejść do archiwum. Podziękowali, a następnie ruszyli w kierunku wejścia do owego pomieszczenia, starając się ignorować podejrzliwe spojrzenia staruszki. Choć wprawdzie to tylko Newt je ignorował, bo Monica przez swój słaby wzrok tego nie zauważyła i starała się iść jak najpewniejszym krokiem, prowadzona za rękę przez Scamandera.
— Sprytnie wymyśliłaś to z tym narzeczonym — powiedział nieśmiało, a wtedy otworzyły się przed nimi drzwi. Kątem oka zauważył, że zaklęcie jego przyjaciółki zaczęło tracić swoją moc, bo końcówki jej włosów robiły się z powrotem rude.
Zaraz po tym, jak weszli do środka, zapanowała ciemność. Szybko jednak z ich różdżek wynurzyło się światło.
— Życie nauczyło improwizacji — odparła Monica krótko i uśmiechnęła się, po czym wyjęła swoje okulary i z powrotem wsunęła je sobie na nos. — Dzięki, że pilnowałeś, bym nie spotkała się ze ścianą.
— Nie ma za co — odpowiedział z uśmiechem.
— Dobra, szukamy tej kasetki i znikamy stąd.
Wypowiedzenie imienia Lestrange nie pomogło im w odnalezieniu regału tej rodziny, więc musieli poszukiwać go samodzielnie, co też nie było takie proste. Pickett wystawił głowę z kieszeni Newta, a Bernard z torby Moniki, jakby chcieli im pomóc w poszukiwaniach.
Rudowłosa akurat przechodziła obok regałów z nazwiskami na literę C, kiedy jeden z nich zwrócił jej uwagę.
Było na nim nazwisko Cartier.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top