Rozdział 7
- Trochę niżej, nie, nie tutaj wyżej, nie, za wysoko! - Podczas wspólnego ubierania postanowiliśmy zagrać w grę i ubierać ją z zamkniętymi oczami, słuchając tylko komend najstarszej siostry Jongina, która miała z nas niezły ubaw, ale i sporo się przy tym nadenerwowała.
- Noona! Zdecyduj się gdzie bo ja już sam nie wiem, gdzie jest dół, a gdzie góra. - Jongin lamentował po raz kolejny, kiedy przyszła jego kolej, a my znów wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście rodzice chłopaka wszystkiemu się przyglądali i również śmiali się z nami w najlepsze.
- Jongin spokojnie, dobrze ci idzie, ale nie rób takich gwałtownych ruchów. Wtedy wszystko będzie dobrze. - Mama Kaia co chwilę wtrącała coś od siebie żeby uspokoić zirytowanego mężczyznę.
-Noona się na mnie wyżywa! Dlatego mi dokucza! Jak to jest, że dziewczyny zawsze trafiają w to miejsce, o które jej chodzi, a mnie to się nigdy nie udaje? - Powiedział jak dziecko i zdjął opaskę wydymając dolną wargę, co tylko dodatkowo nas rozśmieszyło. - Już się w to nie bawię!
- Cienias... - powiedziała jego najstarsza siostra i usiadła na kanapie obok mnie.- Często się tak zachowuje? - Spojrzałam na nią i pokiwałam przecząco głową.
- Zazwyczaj jest samodzielny i bardzo męski w gronie swoich znajomych. - Powiedziałam lekko się przy tym rumieniąc.
- Ciężko nie być męskim przy Baekhyunie hyungu, który wygląda jak dziewczyna. - Powiedział i zaśmiał się, lokując swój tyłek zaraz obok mnie i obejmując mnie ramieniem. Zaśmiałam się na jego słowa, bo w sumie ciężko było mu nie przyznać racji. Baek miał niesamowicie delikatną urodę, a brak jabłka Adama dodatkowo podważał jego męskość.
- Możesz się z niego śmiać, ale Baekhyun oppa ma niesamowite dłonie. Sama chciałabym takie mieć. - Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony i zasłonił usta ręką.
- Co ty powiedziałaś? - Powiedział to tak cicho, że ledwo mogłam go usłyszeć.
- Że Baekhyun oppa ma niesamowite dłonie i, że sama chciałabym takie mieć. - Powtórzyłam, a on ponownie dziwnie na mnie popatrzył. Nabrał gwałtownie powietrza i powoli zaczął je wypuszczać.
- Coś nie tak? - Delikatnie dotknęłam jego ramienia, a on tylko się roześmiał, na co zdziwił nie tylko mnie, ale i dalej będące w salonie siostry.
- Zabije go... - wydyszał w salwach śmiechu, który był przerażający.
- Kai? O czym ty mówisz? - Mój głos brzmiał niepewnie i można było wyczuć w nim nutę strachu.
- O czym mówię? - Popatrzył na mnie i momentalnie przestał się śmiać. - Mówię o twoim oppie... - Powiedział i wyszedł z salonu głośno przy tym tupiąc.
Zdezorientowana popatrzyłam po moich towarzyszkach, które w zakłopotaniu oglądały niezwykle ciekawy sufit i mruczały coś do siebie pod nosem, kiedy ja w ciszy ruszyłam za rozjuszonym chłopakiem. Nie musiałam długo szukać, ponieważ znalazłam go w jego pokoju, zakopanego w poduszkach i pod kołdrą. Lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę łóżka, na którym po chwili usiadłam i zaczęłam głaskać nogę chłopaka, która była przykryta grubą warstwą pościeli.
Jak na moje nieszczęście Jongin nawet nie zamierzał reagować, więc postanowiłam rozwiązać tą sytuację nieco inaczej. Szybko wskoczyłam na łóżko i usiadłam okrakiem na chłopaku, który twardo się trzymał i nawet nie ściągnął z twarzy poduszki, jednak nie musiał, ponieważ po chwili sama to zrobiłam.
Jego zarumieniona twarz to najpiękniejszy widok, który istnieje na tej ziemi, przysięgam!
- Kai... - zaczęłam, ale nawet nie otworzył oczu. - Jongin, proszę nie bądźmy dziećmi... - lekko się nad nim nachyliłam i cmoknęłam go w nosek, który uroczo zmarszczył i lekko się uśmiechnął, ale szybko powrócił do swojej kamiennej twarzy. - Ya! Jesteś gorszy niż dziecko oppa!
Chłopak wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować, mocno mnie przyciągając do tego stopnia, że prawie na nim leżałam. Jednak ani mnie, ani tym bardziej jemu to nie przeszkadzało, ponieważ oboje tego właśnie chcieliśmy.
Pragnęliśmy siebie nawzajem. Teraz. W tym momencie i w tej sekundzie, co było doskonale widać po pocałunkach, którymi się obdarowywaliśmy. Długie, mokre, pełne uczucia i zaangażowania. Takie właśnie były. Cudowne.
Wplotłam palce we włosy chłopaka, który gardłowo zamruczał, jeszcze bardziej mnie nakręcając, przez co jeszcze bardziej pogłębiłam pocałunek, który w pewnym momencie zaczął przejmować Jongin. Chłopak podniósł się do siadu i wyszedł z pod kołdry, po czym szybko nas przekręcił do takiej pozycji, że to on nade mną górował.
Delikatnie musnął moje usta i zaczął obdarowywać całą moją twarz motylimi pocałunkami, które niekiedy aż nazbyt mnie rozczulały. Kiedy był zajęty pieszczeniem najdrobniejszego kawałka mojej twarzy, ja ciągle bawiłam się jego włosami, co bardzo lubił, więc jeszcze bardziej przykładał się do pokazana mi swoich uczuć.
Nie musiał jednak tego robić, ponieważ doskonale wiedziałam, że kocha mnie tak samo mocno jak ja kocham jego. Mojego księcia z bajki.
- Przepraszam - wyszeptał i czule pocałował moje czoło, a zaraz później usta przy których na dłuższą chwilę się zatrzymał. Przyłożyłam mu dłoń do policzka i delikatnie odciągnęłam jego twarz od swojej.
- Za co przepraszasz oppa? - Uśmiech zagościł na jego ustach, kiedy usłyszał do jakże banalne określenie.
- Za bycie zazdrosnym i za bycie dupkiem do potęgi. - Po raz ostatni cmoknął mnie w nos i położył się obok, splatając nasze palce. Ten prosty gest sprawił, że szeroko się uśmiechnęłam i wtuliłam się w rozgrzane ciało chłopaka, który delikatnie gładził mnie po ramieniu.
- Nie masz za co przepraszać Jongin, ale obiecaj mi, że już będziesz się powstrzymywać ze swoją zazdrością. - Wzrok chłopaka był nieco przygaszony, ale koniec końców obiecał mi to o co go prosiłam, przez co szczerze się uśmiechnęłam i znów zaczęłam się do niego tulić.
*****
W trakcie kolacji wigilijnej postanowiliśmy się nieco pośpieszyć ze względu na to, że opuszczam ją za niedługo. Gdy tylko założyliśmy z Jonginem gwiazdę na czubek świątecznego drzewka zasiedliśmy do kolacji, przednio składając sobie szybkie życzenia. Przez ten cały pośpiech gospodyni, zdążyłam wcisnąć w siebie już nie jeden kawałek ciasta, no bo jak to tak? Serniczka mam odmówić?
- Sun... - Mama chłopaka jak i cała reszta zgromadzonych tu osób popatrzyła na mnie, kiedy wstawałam od stołu.
- Przepraszam bardzo, ale na mnie już czas... muszę się zbierać ponieważ muszę jechać dość daleko i...
- Nie tłumacz się kochanie, tylko szybko do nas wracaj. - Kobieta uścisnęła mnie mocno życząc mi powodzenia, z resztą zupełnie tak samo jak reszta domowników, którzy teraz bacznie przyglądali się zakładającemu buty Jonginowi.
- A ty gdzie się wybierasz? - Zaczął jego ojciec, a młodszy popatrzył na niego, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
- Nie puszczę jej samej w taką pogodę tato. To by było nieodpowiedzialne. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie i przytrzymał mi płaszcz, który chwilę później ubrałam, a zaraz po nim buty. Podziękowałam mu i szybko pożegnałam się z jego rodziną, mówiąc tylko, że pod choinką znajdą skromne upominki od gwiazdki, które kazała mi przekazać i wyszłam z bukietem, oraz papierową torbą na zewnątrz, gdzie czekał na mnie mój chłopak. - Gotowa?
- Nie, nigdy nie będę na to gotowa Jongin. - Powiedziałam i wsiadłam do auta, do którego drzwi otworzył mi chłopak, samemu zajmując miejsce po stronie kierowcy.
- Mogę zapytać czemu tam jedziesz skoro tak źle ci z tym? - Popatrzyłam na niego delikatnie się uśmiechając.
- Ponieważ obiecałam sobie, że co roku będę tam przyjeżdżać... a obietnic się nie łamie. - Powiedziałam i zapięłam pasy, po czym wystukałam w nawigacji nazwę i adres miejsca, w które mieliśmy się udać. Głos z telefonu kazał nam skręcić w lewo, więc tak też zrobiliśmy rozpoczynając tym samym naszą małą wycieczkę.
Gdyby ktoś kiedyś powiedział by mi, że pewnego dnia będę tam jechać z kimś na kim mi zależy to wyśmiałabym go od razu. Nie dlatego, że nie wierzyłam w to, że kiedyś się zakocham, ale dlatego, że nikt nie powinien tego widzieć poza mną.
Kiedy dotarła do mnie ta myśl i byliśmy już w miarę niedaleko poprosiłam Kaia, żeby się zatrzymał i poczekał na mnie w samochodzie i pod żadnym, ale to żadnym pozorem z niego nie wychodził do czasu, aż wrócę. Nie dałam mu nawet czasu na protesty, tylko szybko wysiadłam z auta, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w mrok przed sobą, który tak bardzo mnie teraz cieszył.
Z każdą sekundą moje serce pękało i kruszyło się, a z każdym kolejnym krokiem myślałam, że zwariuję, kiedy przed moimi oczami znów pojawiała się ta sama scena i te same krzyki. Były tak przeraźliwe, że nie byłam w stanie pohamować łez, które ciurkiem spływały po mojej twarzy.
Nie liczyło się dla mnie w tej chwili nic, poza tym miejscem i moim łamiącym się z trzaskiem sercem.
Sto osiemdziesiąt siedem.
Tyle zniczy zdążyłam już zapalić, kiedy trzecia butelka wina się skończyła.
Miałam nadzieję, że tego roku nie będzie to aż tak bolało, jednak jak co roku bardzo się myliłam. Bolało i to cholernie mocno.
Kolejne znicze zapalałam automatycznie, już nawet nie patrząc co robię. Po prostu wiedziałam o tym już wszystko. W końcu jak można tego nie zapamiętać kiedy robiło się to tak wiele razy?
Kiedy nie miałam już czego zapalać i wszystko było ułożone jak należy na środku jezdni położyłam bukiet, który znajdował się w środku wielkiego serca z czerwonych i białych lampionów, na które co roku wydawałam fortunę, ale nigdy nie było mi żal. Na tym nigdy nie oszczędzałam. Na czymś takim nie warto oszczędzać.
Usiadłam na środku jezdni, przed świecącym się sercem z ostatnią butelką wina, którą jak co roku położyłam obok kwiatów.
- Wróciłam... - Powiedziałam przełykając gorzkie łzy, które za nic nie chciały przestać lecieć. - Tyle się zmieniło, odkąd ostatnio tu byłam... W tamtym roku nie byłam tu osobiście, ale też coś przyniosłam... Przepraszam, że nie sama, ale naprawdę nie mogłam. - Wytarłam policzki jeszcze bardziej się przy tym rozklejając. - Tak bardzo za tobą tęsknię... Tak bardzo mi cię brakuje! - Wykrzyczałam bijąc się w pierś, która po chwili zaczęła boleć, ale nawet mimo to nie przestałam. Ja też chciałam cierpieć.
Chciałam, żeby cały ten ból, który znajdował się w mojej duszy i sercu nareszcie odszedł i dał mi spokój, ale na nic zdały się moje prośby i błagania. On i tak nigdy nie odejdzie... Zostanie ze mną na zawszę.
- TAK BARDZO CIĘ PRZEPRASZAM! NAWET NIE MIAŁAM SZANSY CIĘ URATOWAĆ! NIE MIAŁAM SZANSY CIĘ OSTRZEC, ŻE... - fala płaczu zaparła mi dech w piersiach, którym tak bardzo chciałam wykrzyczeć wszystko co chciałam jej powiedzieć. Jednak jak co roku temu nie podołałam, tylko zanosiłam się spazmami płaczu, który powoli odbierał mi siłę.
Biłam rękami w czarny jak smoła asfalt, na który ciągle padały delikatnie płatki śniegu tylko po to, by zniknąć zaraz po zetknięciu z nim. Były jak moja dusza, która tak bardzo chciała w tamtym momencie odejść i spotkać się z nią.
- TAK BARDZO CIE PRZEPRASZAM! WYBACZ MI... MAMO!
Pod wpływem wycieńczenia płaczem i zimnem, które równie mocno wykończyło moje ciało opadłam na asfalt, twarzą do dołu tym razem płacząc w samotności.
- Sun! - Ktoś odwrócił mnie na plecy i mocno do siebie przyciągnął, zakładając na mnie coś ciepłego, przez co tak bardzo chciało mi się spać. - Jestem tu kochanie, jestem tuż obok ciebie. - Powiedział i zaczął kołysać naszymi ciałami na boki.
Chwilę później nie czułam gruntu pod sobą, ale zimne powietrze, które było wszędzie. Otulało mnie całą, a najbardziej nogi, które były niemal sine.
Jak co roku.
- Zi-i-imno... - Powiedziałam szczękając zębami.
- Już zaraz będzie ci ciepło. - Powiedział przyjemny głos, który stawał się odległy z każdą chwilą. Byłam pewna, że coś do mnie mówił, ale nie wiedziałam co, ani dlaczego nie mogę go zrozumieć, jednak przestałam się tym martwić, kiedy poczułam pod sobą miękki materiał, a na sobie coś bardzo ciepłego.
Przymknęłam powieki szczelniej otulając się ciepłym materiałem i układając nieco wygodniej po czym po prostu odpłynęłam. Jak nigdy dotąd mi się nie zdarzyło.
*****
- Jest wspaniały kochanie! Sama go wymyśliłaś? - Zapytała kobieta w stroju akrobatycznym, który był tylko nieco większy od mojego.
- Tak! Długo nad nim pracowałam, ale cieszę się, że ci się podoba mamusiu!
- Jest tak piękny jak moja mała gwiazdeczka! - Pogłaskała mnie po policzku i chwilę później porwała w ramiona.
- Mamusiu! A kiedy będę mogła wejść na firanki? - Zapytałam pokazując na materiał falujący na wietrze.
- To są wstęgi kochanie - dotknęła mojego noska uśmiechając się - za niedługo...
- Też chcę na nich tak ładnie tańczyć jak ty mamo! Chcę być tak świetna jak ty! - Roześmiała się i lekko odchyliła głowę do tyłu. Zawsze tak robiła, kiedy się śmiała.
- Wiesz co Yongsuna - popatrzyła na mnie i mocno mnie do siebie przytuliła - wróżę ci na nich świetlaną przyszłość gwiazdko.
______________________________________
Pisząc ten rozdział się popłakałam...
❤❤❤❤❤
A.S.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top