Rozdział 17

Siedziałam na kanapie razem z Sehunem, który starał się mnie jakoś uspokoić. Łzy spływały mi po policzkach, mocząc i tak już mokrą koszulę chłopaka. Nie mogłam zrozumieć czym sobie na to zasłużyłam. Nigdy nie zrobiłam nikomu nic złego. Nawet najgorszemu wrogowi nigdy nie życzyłam źle, więc dlaczego to wszystko teraz mnie spotka?! Dlaczego?!

- Sun? - Nagle odezwał się Oh.

- Hm?

- Wszystko będzie dobrze - uspokajająco głaskał mnie po plecach, jednak jego wypowiedź nie była zbyt przekonująca.

- Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie z tej sytuacji - mówiłam łamiącym się głosem. - Nigdy nic jej nie zrobiłam, a ona oskarża mnie o napaść, posiadanie nielegalnej broni i narkotyki, co będzie następne?! - Przytuliłam się do zszokowanego Sehuna. - Już sama chyba powoli  zaczynam wariować przez to wszystko...

Siedziałam tak jakąś chwilę, gdy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Poniosłam go z ławy, żeby zobaczyć kim jest człowiek, który do mnie dzwoni, ale kiedy okazało się, że to tata, odebrałam bez zastanowienia.

- Halo? - Wyłkałam do słuchawki.

- Sun? - Usłyszałam surowy ton. - Jak mogłaś zrobić to własnej siostrze?! Jak mogłaś zbliżyć do takiego dna jakim teraz jesteś?! - Kolejny kamień, który dzisiaj ktoś przywiązał do moich nóg.

- A-ale tato...

- Nie przerywaj mi! - Bezgłośnie płakałam. - Nie chce cię więcej widzieć w firmie! Nie ma w niej miejsca dla kogoś takiego jak ty! 

- Tato!

- I nigdy więcej nie waż się do mnie powiedzieć tato! Już nie jesteś moją córką... Panno Lee YoungSun. 

Po tych słowach rozłączył się, a wraz z tym załamał mi się cały świat.

🖤🖤🖤🖤🖤

Świat wydawał się szary, wyprany z wszystkich kolorów, a do tego mokry od łez, które nie przestawały płynąć z pod powiek. Jednak ból, który z każdą chwilą potęgował się w moim ciele za nic nie chciał go opuścić. Tak jakby to wszystko było chytrze planowane przeciwko mnie... 

- Hej mała - przy moim boku dalej trwał Sehun, który był w tej chwili niezastąpiony. - To jakieś nieporozumienie. Wszystko się za niedługo wyjaśni, zobaczysz że jeszcze będziesz się z tego śmiała. 

- Ty nic nie rozumiesz! - Wystraszony chłopak gwałtownie odsunął się do tyłu. - Nie mam pracy, rodziny, niczego! Straciłam wszystko Sehun! Wszystko! - Znów zaczęłam głośno płakać.

- Co się stało? - Zdziwiony głos Byuna obwieścił powrót reszty zespołu.

- Baekkie! - Rzuciłam się na chłopaka z płaczem, przywierając do niego niczym druga skóra.

- Tak? - Zmieszany zniósł mnie do salonu i z powrotem posadził na kanapie, gdzie mocno mnie przytulił. - Co się stało Suna?

- Straciłam wszystko! - Łkałam bezsilne w jego ramię.

- Powoli Sun, powiedz nam wszystko po kolei.

- Ja... HyeRa...Tata... wszystko stracone...

- Co? - Zapytał zmieszany i lekko zdenerwowany moim zachowaniem.

- Podczas waszej nieobecności przyszli do nas policjanci i przeszukali pokój Sun pod zarzutem posiadania nielegalnej broni i narkotyków. - Wyjaśnił maknae - ale najgorsze jest to, że przed chwilą zadzwonił do niej prezes...

- I powiedział, że mam się więcej nie pokazywać w firmie... I nie mam już prawa mówić do niego tato, ponieważ jestem totalnym dnem!

Odpowiedziała mi cisza i mnóstwo ciepła spowodowanego przytulankami na pocieszenie. Szkoda tylko, że te przytulanki nie mogły wszystkiego naprawić.

Wielka szkoda.

🖤🖤🖤🖤🖤

- Puk puk - usłyszałam ciepły głos Chanyeola. - Mogę wejść?

- Mhm - nie było mnie stać na nic więcej niż tyko mruczenie. Nawet nie chciałam się odzywać tylko po prostu zniknąć z powierzchni tej ziemi. 

- Jak się czujesz? - Zapytał siadając ostrożnie na łóżku.

- Jak śmieć Yeolle.

- Nie mów tak - dźgnął mnie w udo i położył się obok. - Chłopaki szukają już rozwiązania i...

- I jak im idzie?

- No na razie to wiesz...

- Jesteśmy w dupie?

- Ta...

- Przynajmniej jesteś szczery. - Szturchnęłam go i przykryłam nas kocem.

- Co zrobisz jak nie udowodnisz ojcu, że jesteś niewinna? - Westchnęłam ciężko i wytarłam twarz z wciąż lecących łez.

- Wyjadę do Chin. - Chłopak poderwał się do siadu, mało co nie zrzucając mnie z łóżka.

- Nie możesz! A co z nami?!

- A co ma z wami być? Będziecie żyć dalej. I tak już nie jestem waszą choreografką, więc...

- Tak nie może być! Nigdzie nie wyjedziesz!

- Chan, ja już nie mam prawa z wami mieszkać, więc co to za różnica, gdzie będę?

- Duża! Jesteśmy rodziną Sun, pamiętasz? A o rodzinę się dba!

- Jesteś kochany, ale obawiam się, że tylko wy tak uważacie. - Zrezygnowany podszedł do drzwi i je otworzył.

- Nigdzie nie wyjedziesz, choćbyśmy mieli cię siła przykuć do łóżka, to z nami zostaniesz! - Po tych słowach wyszedł, a ja napiłam się wody i położyłam spać.

🖤🖤🖤🖤🖤

- Co robisz? - Zapytał stojący w drzwiach Suho.

- Pakuje się, nie widzisz? - Upiłam łyk wody z białej butelki, która jak co dzień stała na mojej szafce.

- Widzę, ale czemu? Przecież jest jeszcze czas.

- Od czterech dni nic nie wymyśliliście. Jestem na waszym utrzymaniu i nie czuje się z tym dobrze. We wszystkich mediach mówią tylko o mojej sprawie, a gdy przechodzę ulicą ludzie szepczą, że powinnam siedzieć w pierdlu! Nie wytrzymam tego dłużej! - Rozpłakałam się już czternasty raz dzisiejszego dnia. - Ja, ja nie mam nic Suho! Nic rozumiesz? Nie mam zupełnie nic... Nawet nie bardzo chce mi się już żyć

- Sun! Nie możesz tak mówić... Znajdziemy coś! Obiecuje! - Zdeterminowany wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą na tym okrutnym padole. Z resztą nie tylko on mnie opuścił... Już dawno opuściła mnie najważniejsza rzecz na tym świecie.

Nadzieja.

🖤🖤🖤🖤🖤

- Jest coś? - Weszłam do kuchni po raz pierwszy od tygodnia.

- Tak - Kai wziął mnie za rękę i posadził za stołem.

- Naprawdę? - Ucieszona wpatrywałam się zmieszane miny reszty. - To było kłamstwo, prawda?

- Nie - zaprzeczył Minseok. - Naprawdę coś mamy.

- Co takiego?

- Obiad i to bardzo dobry! - Chanyeol postawił przede mną miskę zupy, a Baek od razu zaczął mnie karmić.

- Chłopaki, nie chce! - Chen skarcił mnie surowym spojrzeniem.

- Nie jadłaś niczego od ponad czterech dni! Musisz jeść, żeby żyć! - Zganił mnie Kai, a kiedy popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem nie mogłam mu nie uledz.

Otworzyłam usta, żeby ułatwić Byunowi podanie mi jedzenia, które okazało się wyborne. Zjadłam trochę, ale zanim reszta skończyła, szybko pobiegłam do łazienki. Pochyliłam się nad toaletą zwracając całą zawartość żołądka do muszli. Kiedy sięgnęłam po papier, dostałam mały kawałek papierowego ręcznika. Wytarłam nim buzie i spojrzałam na osobę mi towarzyszącą.

- Znów się z tym męczysz? - San poklepała mnie po plecach.

- Wiesz, że mam delikatny żołądek. - Zbyłam ją i powoli wstałam z podłogi.

- Wiem, że to nie pierwszy raz w tym tygodniu. - Jej pretensjonalny głos, który zawsze ma rację. - Dzieje się coś o czym nie wiem? - Popatrzyła na mnie siostrzanym wzrokiem.

- Nie. - Wyszłyśmy z pomieszczenia, ale kiedy tylko poczułam zapach jedzenia... znów wróciłam do punktu wyjścia.

🖤🖤🖤🖤🖤

Otworzyłam butelkę wody, która jak co rano, znajdowała się na moim stoliku przy łóżku. Z dnia na dzień czułam się jeszcze gorzej. Nie wychodziłam z pokoju, spałam całymi dniami, odtrącałam pomóc innych, aż w końcu nadeszła ta chwila.

Ubrałam się, dokończyłam pakowanie walizki, zabrałam bilet na samolot i wyszłam z domu z wodą w ręku.

Napisałam chłopcom karteczkę z przeprosinami i podziękowałam im za wszystko co dla mnie zrobili, ale nie mogłam zostać tu dłużej. Chce zacząć od zera. Bez nikogo, kto mógłby zniszczyć moje życie po raz drugi. Jednak to wszystko wiązało się z rzuceniem wszystkiego co do tej pory miałam... i śmiało mogę przyznać, że była to najtrudniejsza jak do tej pory podjęta przeze mnie decyzja. 

Na lotnisku znalazłam się o dwie godziny za wcześnie. Więc miałam czas na wszystko. Spokojne przygotowanie się do odprawy, wypicie dwóch butelek wody, upewnienie się, że wszystko spakowałam i zaliczenie mdłości w toalecie.

Nie czułam się dobrze, mogę śmiało powiedzieć, że czułam się okropnie. Głowa pękała mi przy każdym dźwięku, przed oczami miałam mroczki, nogi ledwo mogły mnie unieść, a połączenie tego z okropnymi wizytami w łazience było gorsze niż tortury. Chciałam skonsultować to ze swoim lekarzem, ale wolałam nie martwić tym reszty, więc ostatecznie uznałam, że jak przylecę do Chin od razu skieruje się do szpitala. 

Chwiejącym się krokiem podeszłam do kolejki na odprawę, gdzie potrąciła mnie jakaś dziewczyna, przez co o mało nie upadłam. 

- Cholera!

Syknęłam łapiąc się za brzuch, czując jak ten znów się buntuje.

- Proszę położyć walizkę na taśmie, oraz poproszę pani dokumenty. - Poinstruowała mnie pracownica lotniska, a gdy podałam jej wszystko o co prosiła, złapałam się za bolące miejsce na brzuchu i zamarłam.

- Lee YongSun! - Słyszałam głos, który powtarzał moje imię w kółko. - Sun! SUN!

Zobaczyłam spanikowanego chłopaka, który odetchnął z ulgą, gdy mnie zobaczył. Podbiegł w moją stronę, nie zwracając uwagi na ochroniarzy, którzy go przytrzymali, ale nie zdarzył mnie zatrzymać.

Odebrałam dokumenty od pracownicy i ruszyłam w stronę wyjścia, upadając dosłownie parę kroków dalej, zaczynając zwijać się z bólu, który przeszył moje całe ciało. Znów parę łez spłynęło po mojej twarzy, ale nie byłam w stanie się podnieść. Nawet nie próbowałam.

- SUN! - Mężczyzna wyrwał się z uścisku ochrony i pobiegł do mnie. Odwrócił mnie na plecy, a ja przyłożyłam rękę do jego policzka zostawiając na nim krwawy ślad. - Sun już wszystko dobrze! Mamy dowody, że jesteś niewinna! - Płakał nad moim ciałem. - WEZWIJCIE POGOTOWIE! ONA KRWAWI! Sun proszę! - Łkał dalej. - Nie zostawiaj mnie teraz, kiedy wszystko jest na dobrej drodze do...

- Kai... - Wyszeptałam. - Cieszę się, że cię spotkałam i pokoch...

- WEZWIJCIE TO CHOLERNE POGOTOWIE!!!

- Dziękuję Jongin.

POŻEGNAŁAM GO JAKO MOJĄ PRAWDZIWĄ, KRWAWĄ MIŁOŚĆ.

______________________________________
🖤🖤🖤🖤🖤
A.S.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top