Rozdział 13

Obudziłam się na sali treningowej, otoczona dziewięcioma osobami. Ich zmartwiony wyraz twarzy delikatnie mnie przerażał, przez co czułam się jeszcze bardziej przybita niż przed dosłownie sekundą.

Chwyciłam się za głowę, która energicznie pulsowała sprawiając mi przy tym wielki ból. Chłopcy pomogli mi wstać, przytrzymując mnie dalej, kiedy już stałam. Jestem pewna, że gdyby tego nie robili to ponownie znalazłabym się na ziemi.

- Co się właściwie stało? - Zapytałam cichym, ochrypłym głosem - nic nie pamiętam.

- Zemdlałaś - odpowiedział, któryś z nich.

- To wiem, ale dlaczego? - Rozejrzałam się po sali, ale zanim spojrzałam za siebie, ktoś chwycił mnie za policzki, niebezpiecznie przybliżając swoją twarz do mojej. - Sehun, co ty do cholery robisz?! - Odtrąciłam chłopaka, który był w ewidentnym szoku, przez moją gwałtowną reakcję. 

- Pamięta! - Wydarł się na całe gardło rozradowany Chanyeol.

- Co? - Coraz więcej pytań rodziło się w mojej głowie, a odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. - Czy ktoś raczy mi wyjaśnić... - Zamilkłam, kiedy je zobaczyłam.

W momencie nastała grobowa cisza. Czułam jak serce powoli podchodzi mi do gardła z każdym krokiem, który robiłam w ich stronę.

Wisiały tam jakby nigdy nic. Tak jakby nigdy nic nie zrobiły. Takie niewinne, jak gdyby zupełnie się za siebie nie wstydziły... Jakby nie wstydziły się zdrady...

Upadłam przed nimi na kolana, czule ujmując je w trzęsące się dłonie. 

- Jak to możliwe... że wspomnienia tak bardzo bolą? - Łkałam w biało-niebieski materiał. - Za co mnie karzesz?! Raz pokonałam piekło! Drugi raz tego nie zrobię! - Głos słabł, tak jak ciało. - Nie będę wstanie... - aż przeszedł do szeptu.

Cisza... była jedynym, co słyszałam. Zostałam sam na sam z koszmarem, który nie raz śniłam w burzliwe noce, lecz tym razem już nie byłam w stanie się obudzić i powiedzieć, że to tylko zły sen.

🖤🖤🖤🖤🖤

Podniosłam się z podłogi, nie patrząc w tamtą stronę. Musiałam stąd wyjść i to jak najszybciej. Jeżeli bym tego nie zrobiła prawdopodobnie serce pękło by mi z rozpaczy i wstydu.

Obróciłam się w kierunku drzwi, wpadając na kogoś, o mało co nie upadając. Na szczęście, zostałam przytrzymana i... przyciągnięta do jego torsu.

- W porządku? - Wyszeptał, na co tylko przecząco pokiwałam głową.

- Nic nie jest w porządku. - Głos mi drżał, podobnie jak wszystko inne.

- Zimno ci? - Jednak zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek okrył mnie czymś, próbując się odsunąć, ale szybko złapałam go w pasie, powstrzymując jego dalsze oddalanie.

- Proszę... nie -  zastygł. - Zostańmy tak chwilę. Tylko chwilkę. - Westchnął i przytulił mnie mocniej.

Czułam, że powoli się osuwam. Najwidoczniej on też to zauważył, ponieważ w jednej chwili wziął mnie na ręce i powolnym krokiem wyszedł z sali.

Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyji, a do moich nozdrzy wdarł się ten przyjemny, znajomy zapach. Rozluźniłam, całe swoje ciało wiedząc, że jestem w dobrych rękach. Nie mam pojęcia co ze mną robił, albo gdzie mnie zawoził.  Wiedziałam, że mogę mu zaufać i z tą świadomością zasnęłam w jego ramionach.

Zresztą... 

Już nie pierwszy raz.

🌹🌹🌹🌹🌹

Zimno... to pierwsze co pamiętam po przebudzeniu.

Co oznacza zimno? 

Brak wystarczająco dużej ilości energii, która może ogrzać ciało.

A co oznacza ono dla mnie?

Brak jego ręki na mojej dłoni, jego ramienia przy moim ramieniu, po prostu... brak jego ciała przy moim.

Usiadłam na łóżku wbijając wzrok w ścianę. Przyciągnęłam kolana do piersi, gładząc jedno z nich tak, jak niegdyś robił to Kai.

- Kai... - uśmiechnęłam się - nie...  Jongin. - Mój Kim Jongin.

Rozmarzona, powolnym krokiem podeszłam do okna, skąd przywitał mnie piękny wschód słońca. Niepewnie otworzyłam szafę Kima, skąd wyciągnęłam za dużą, pewnie nawet na niego, czarną bluzę i tego samego koloru... bokserki. Policzki płonęły żywym ogniem, gdy szłam do łazienki z nowym strojem. Na szczęście zdążyłam wejść do toalety, zanim ktoś wszedł do pokoju.

Na palcach jednej ręki mogę policzyć chłopaków, w których się zauroczyłam...

1. Lee HongKi.

2. Park Hyungsik.

3. Kim Jongin.

Chociaż nie... z nim jest inaczej. Przy nim czuje się... sobą. Nie muszę udawać, czy chować się za szybą, przez którą oglądam innych ludzi. Przy nim mam ochotę znowu... znowu wejść na...

- Nie myśl o tym... - uspakajałam serce, które chciało rozerwać moją klatkę piersiową w niepohamowanym galopie. - PRZESTAŃ!!! - Wrzasnęłam nagle nawet nie biorąc pod uwagę  konsekwencji tego czynu.

- Sun?! Sun!! Co się dzieje?! - Krzyczał zza drzwi panicznym głosem. - SUN?!

- Nic mi nie jest! - Powoli już wariuje...

- Wyjdź! Proszę, martwię się!

- Jest dobrze, Jongin! Naprawdę! Jest dobrze - nie jest dobrze Kai...

- Albo ty wyjdziesz, albo ja tam wejdę!

- Nie odważysz się! - Powiedziałam z przerażeniem w głosie.

- Liczę do dziesięciu i masz wyjść!

Wyszłam z wanny jak poparzona, nawet na chwilę nie wątpiąc w jego możliwości.

- Jeden!

Jeszcze nigdy w życiu się tak szybko nie wycierałam!

- Sześć!

Ubrałam jego bokserki i zasłoniłam się ręcznikiem, kiedy z impetem wpadł do łazienki.

- Dziesięć! Wow! - Odwrócił się jak tylko mnie zobaczył. - Wybacz mi, ale...

- Nic się nie stało - odpowiedziałam łagodnie. - Skoro wiesz, że już wszystko dobrze, to...

- Tak, tak już mnie nie ma! - Szybko wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi, a ja odetchnęłam z ulgą, że zdążyłam. 

🌹🌹🌹🌹🌹

Wyjrzałam zza drzwi, czy ktoś jest w pokoju, jednak przywitała mnie pustka. Może to i lepiej... w końcu jestem w ciuchach Kaia, co niekoniecznie może mu się nie spodobać.

Na tę myśl rzuciłam się do drzwi szarpiąc za klamkę i wybiegłam na korytarz. Już prawie byłam u celu, gdy ktoś złapał mnie w tali i odwrócił do siebie przodem.

- Puszczaj mnie Ka... - Sehun świdrował mnie niezadowolonym i lodowatym spojrzeniem.

- Lepiej się już czujesz? - Skinęłam lekko głową bo tylko na to było mnie stać. - To świetnie! - Przybliżył mnie do siebie, niemal odbierając mi zdolność oddychania.

- Nie mogę oddychać - wycharczałam w jego bluzę. Ten jednak mnie nie puścił, przez co zaczęłam okładać go pięściami. - Sehun puszczaj!

- Nie wierć się tak! - Podniósł głos sprawiając, że zastygłam w bezruchu. - Dobra dziewczynka - wepchnął mnie do mojego pokoju i brutalnie rzucił na łóżko.

- Co ty robisz?! - Nie byłam w stanie się poruszyć pomimo, że strach kazał mi uciekać, on także uniemożliwił mi jakikolwiek ruch. Byłam w pułapce.

- Chcesz wiedzieć? - Jego oczy wręcz płonęły.

- Nie zbliżaj się Sehun - głos trząsł mi się jak galareta.

- Nie chce cię skrzywdzić Sun. - Ponownie mnie popchnął sprawiając, że się położyłam. Usiadł na mnie okrakiem, nachylając się. - Pamiętam jak przyszłaś do mnie - jego ochrypły głos wywoływał u mnie nieprzyjemne ciarki - uśmiechnięta i radosna. W cieniutkiej koszuli nocnej - rękami chwycił moje piersi, ale szybko na to zareagowałam, zrzucając je z intymnego miejsca. - Będziesz walczyć?! - Przytrzymał je nad głową. - Było nam tak dobrze Sun. - Zaczął całować moją szyję - tak cudnie jęczałaś moje imię. - Łzy płynęły mi po policzkach, z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. - Może to powtórzymy? W końcu sama obiecałaś mi powtórkę.

Podciągnął moją bluzę ku górze. 

Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, jednak to go nie powstrzymało, przed dopięciem swego. 

Zerwał ze mnie ubranie rzucając je w kąt. Starałam się jakoś zasłonić, ale nic z tego. Był silniejszy.

- Nie zasłaniaj się i tak już cię taką widziałem. - Zaczął lizać skórę na moim mostku i nie tylko...

Krzyczałam dalej. Krzyczałam, żeby mnie puścił. Krzyczałam o pomoc, ale nikt nie przyszedł, żeby coś zrobić.

Osoby, na które najbardziej liczyłam, zawiodły mnie w najgorszej możliwej chwili.

______________________________________
Tak oto kończy się rozdział, ale spokojnie, nie zostawię tak tego.
Obiecuje!
Mogę powiedzieć, że będzie to dla was zaskoczenie, ale na razie zostawiam was z tym!
Kocham was!
❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top