Rozdział 8

Sam przyjechał kilka godzin później, więc całe popołudnie musiałam spędzić z Bucky'm w cichej i napiętej atmosferze. W tamtym momencie żałowała, że moje mieszkanie nie składa się z kilku pokoi, w których mogłam się ukryć. Wszystko znajdowało się w jednym pomieszczeniu. Ja siedziałam na łóżku, zakrywając się telewizorem, a Bucky siedział na kanapie przeglądając coś na telefonie. Nie odezwaliśmy się do siebie ani razu, nie potrzebowałam kolejnej kłótni, która utworzyłaby jeszcze większą burzę w mojej głowie.
Dopiero gdy wszedł ciemnoskóry, atmosfera trochę zelżała i nie musieliśmy skupiać się na sobie.
Odłożyłam laptopa na bok, a telewizor z powrotem wsunęłam do szafki naprzeciwko łóżka. Czułam na sobie palący wzrok Barnes'a, ale nie odważyłam się odwrócić. Coraz bardziej kierowałam się moim mózgiem, a nie sercem, które malało coraz bardziej.

— Chcesz coś do picia? — spytałam Sam'a.

— Nie, dzięki – odstawił walizkę na ziemię — Co ty tu skryłeś, stary? Kamienie?

— Ciuchy i kilka sztuk broni.

Przewróciłam oczami na jego zimną odpowiedź, nie musiał być taki dla Sam'a. Dodatkowo nie musiał brać tyle broni, ja też miałam tutaj jej pełno, ukrytą w bezpiecznym miejscu. Chociaż nie chciałam mu jej dawać, zbyt bardzo o to wszystko dbałam, a Bucky był w stanie zniszczyć kilka broni jednego dnia.

—Dowiedziałaś się czegoś o Tobias'ie?

— Nie było żadnych przydatnych informacji — spojrzałam na przyjaciela — trzydzieści lat, przed GRR pracował w służbie bezpieczeństwa kraju, nie miał żony i dzieci. Jego nazwisko na szczęście nie było powiązane z ofiarami i co najważniejsze nikt go nigdy nie widział w jakimś szemranym towarzystwie.

— Czyli można powiedzieć, że zwariował z zazdrości, bo istnieją ludzie z super mocami, a on nie był jedną z nich — stwierdził Bucky.

— Można tak powiedzieć, ale czuję, że to wszystko ma drugie dno — przygryzłam wargę — Vindic o wszystkim wiedział, ale z jakiego źródła? Nie jest w stanie kontrolować wszystkich wiadomości i ludzi.

— Też tak uważam — Sam usiadł na kanapie obok Bucky'ego — Jest zbyt dużo znaków zapytania, żeby od razu stwierdzić, że zwariował.

Kiwnęłam tylko głową i spojrzałam na swoje dłonie. Lekko skrzywiłam się z bólu, bo zbyt mocno się zgarbiłam, a rany na plecach całe się napięły. Wielu ludzi od zawsze chciało mnie zabić, ale nigdy nie spodziewałam się, że zrobi to członek GRR. Osoba, która miała pomagać i chronić innych. 
Zabójstw było coraz więcej, nie tylko na mnie, ale także na niewinnych funkcjonariuszy. Musiałam jakoś dostać się do danych GRR by dowiedzieć się czy takich sytuacji nie było czasem więcej. Ten plan był ryzykowany, ale miałam jedną rzecz, którą zostawił po sobie Stark i mogła nam pomóc. 
Bez słowa podeszłam do szafki i z ukrytej półki wyciągnęłam mały pendrive.

— Mam plan.

— Mam nadzieję, że nie ma w nim ludzi, którzy chcą cię zabić — powiedział napiętym głosem Sam.

— Zobaczymy — spojrzałam na nich — Musimy dostać się do budynku GRR by wykraść i skopiować ich dane. Chcę mieć stały dostęp do wszystkich informacji jakimi dysponują.

— Zwariowałaś? — Bucky wstał gwałtownie — Tym sposobem wejdziemy prawdopodobnie w paszczę lwa!

— A masz inny plan? — warknęłam — Nie wiadomo ile jeszcze rzeczy ukrywa przed nami GRR i musimy się tego jak najszybciej dowiedzieć. Ukrywają śmierci młodych policjantów, Bucky. Świat zasługuje na to by dowiedzieć się, że istnieje jakiś gang, stowarzyszenie czy Bóg wie co jeszcze, które zabija niewinnych.

— I uważasz, że jeśli tam wejdziemy nie będziemy podejrzani.

— Oczywiście — skrzyżowałam ręce zirytowana — Zostałam zaatakowana przez jednego z ich ludzi, mam prawo tam przyjść i żądać wyjaśnienia.

Mój plan był ryzykowny, ale GRR zapewne spodziewało się, że tam przyjdę. Nienawidziłam tylko części planu, w której potrzebowałam Bucky'ego. Go wszyscy się bali i byliśmy w stanie dzięki temu podłączyć się do komputera i nikt nawet się nie zbliży.

— Więc na czym polega twój plan? — spytał Sam.

— Wejdziemy tam w trójkę wściekli i żądali wyjaśnień — uśmiechnęłam się — Gdy ja i Bucky wpadniemy w furię, Sam dostanie się do komputera i podłączy pendrive'a.

— A jak niby chcesz to zrobić skoro będzie tam siedział minister?

— To proste, ja przez moje zranione plecy nie jestem w stanie tego zrobić — spojrzałam na bruneta — Ale Bucky tak. Chwycisz go i wyszarpiesz z krzesła. Wystraszą się, bo wiedzą, że jesteś w stanie zabić ich jednym ruchem.

— Więc mam udawać wściekłego psa? — Bucky uniósł brwi.

— Nazwij to jak chcesz — wzruszyłam ramionami.

Zauważyłam, że Bucky zacisnął szczękę i mimo wszystko poczułam małe zwycięstwo, że go rozwścieczyłam. 

— To bardzo ryzykowany plan — stwierdził Sam — Jeśli dowiedzą się co chcieliśmy zrobić, zabiją nas wszystkich. To zdrada stanu.

Chciałam odpowiedzieć i wyjaśnić wszystko, ale przerwał mi Bucky.

— Zachowujesz się coraz bardziej lekkomyślnie — warknął Bucky — Przestań myśleć w końcu o sobie! Chcesz umrzeć? Okej, ale nie wciągaj w to mnie i Sam'a, który od niedawna jest Kapitanem Ameryką!

Zacisnęłam pięści, ból i wściekłość mieszały się w moim sercu. Miałam ochotę chwycić najbliższy wazon i rzucić nim w Barnes'a, ale powstrzymałam się. Ten wazon był zbyt ładny.

— Co się z wami oboje dzieje?! — Sam zrobił kilka kroków w naszym kierunku z niedowierzeniem — Nie możecie się chociaż raz dogadać? Nie wiem co wam siedzi w głowie, ale skończcie zachowywać się jak dzieci. Wasze zachowanie na pewno nam nie pomoże, tylko pogorszy sprawę.

— Nie mam zamiaru go przepraszać — patrzyłam w zimne, niebieskie tęczówki.

— Ja jej też nie.

— Więc trzymajcie się od siebie z daleka — warknął ciemnoskóry — Mamy już zbyt wiele na głowie by dodawać sobie jeszcze wasze szczeniackie zachowanie.

Spojrzeliśmy na Sam'a wściekli. Wiedziałam, że miał rację, ale nie potrafiłam powstrzymać się od takiego zachowania w stosunku do Bucky'ego. To on cały czas mnie obrażał, mogło to być spowodowane moim zimnym zachowaniem w stosunku do niego, ale co mogłam zrobić skoro tak mnie zranił i nadal musiałam być blisko niego? Dodatkowo miał zamiar u mnie mieszkać, nie miałam zamiaru go wyrzucać, bo po pierwsze moje protesty i tak w niczym nie pomogą, a po drugie nie miałam z nim szans w takim stanie.
I skoro nie mieli zamiaru pomóc mi w moim planie, zrobię to sama. Nie potrzebowałam ich, przez długi czas radziłam sobie sama i kolejna taka sytuacja nie miała dla mnie większego znaczenia. 
Musiałam tylko wymyślić jakiś sposób by dostać się do biurka ministra i niezauważona włożyć do komputera pendrive'a. Przesłanie danych mogło trwać około pięć minut, więc zajęcie ich przez ten czas nie powinno być dla mnie problemem.

Hej! Wybaczcie za nieobecność, ale praca i studia niestety nie pozwalają mi na zbyt częste pisanie.
W kolejnym rozdziale dowiecie się co zrobiła Liz by znaleźć zdobyć ważne dla niej informacje.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top