Świąteczny Speszial
#niesprawdzany
Hej kochani! To znowu ja! Jak mówi sam tytuł jest to specjalny rozdział z okazji świąt! Nie jest on kontynuacja ff ale odrębną historią. Chociaż kto wie czy Raven nie będzie kiedyś taka szczęśliwa jak w tym rozdziale.... Ale nawet ja jeszcze nie wiem jakie bd zakończenie tego ff bo, co pewnie bardzo was ucieszy, jeszcze nie czas i pora na zakończenie tej historii... Także ten, życzę wam wesołych świąt, miło spędzonego czasu w gronie najbliższych, dużo prezentów, smacznego jedzenia i czego sami sobie zazyczycie. A teraz przechodzimy do magicznego rozdziału...
---------------------------*-----------------------------
POV RAVEN :
Święta... To magiczny czas... Czas miło spędzony w gronie rodziny... Pamiętam że od najmłodszych lat uwielbiałam święta i to całe czekanie na 12 dań, na prezenty... Tegoroczne święta będą wyjątkowe nie tylko dla tego że spędzę je w bardzo dużym gronie ale dlatego że są to świeta, na które dostałam niezwykły prezent...
- Już nie śpisz słońce? - usłyszałam obok siebie zaspany głos Luke'a.
- Nie. Myślałam nad czymś. - odparłam i odwróciłam się w stronę blondyna. Musnelam lekko jego usta swoimi.
- A o czym tak myślałaś? - spytał.
- O dzisiejszym wieczorze. I o tym że jeśli zaraz nie wstaniemy to nie zdążymy na czas z przygotowaniami. - Luke jęknął i objął mnie w tali, przysuwając do siebie :
- Nigdzie cię nie puszczę Hood.
- Puścisz Hemminngs. I to szybciej niż ci się wydaje. - zamruczałam i pocałowałam go jednocześnie ciągnąc jego zazwyczaj postawione na żel, a teraz w seksownym nieładnie, włosy. Przeniosłam się z pocałunkami w kąciki ust a później niespodziewanie ugryzłam go lekko w płatek ucha. Chłopak jęknął z rozkoszy i puścił mnie. Korzystając z okazji wyskoczyłam z łóżka i uśmiechnęłam się triumfujaco do blondyna.
- Sprytna jesteś Hood. - stwierdził.
- A dziękuję za komplement Hemminngs. - zaśmiałam się i podeszlam do szafy. Gdy zastanawiałam się co założyć Luke objął mnie w pasie i szepnął mi do ucha :
- Ale nie tak sprytna jak ja.
Chłopak zaczął składać leciutkie pocałunki na mojej szyji doprowadzając mnie tym do szału.
- Cholera Hemminngs. - jeknęłam gdy lekko nadgryzl mi skórę tuż pod obojczykiem .
Chłopak zaśmiał się lekko i obracając mnie złączyl nasze usta w pocałunku.
Gdy zabrakło nam tchu odsunęlismy się od siebie. Uśmiechnęłam się do Luke'a i zabierając ciuchy wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki. Ogarnięcie się zajęło mi 15 minut ponieważ nie opłacało mi się jakoś szczególnie odstawiać do stania przy garach... Tak... Będę stała przy garach...
****
Siedziałam właśnie przy stole z Lukiem i kończylam śniadanie gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć mała! - zawołał Ashton.
- Cześć dziadku! - odgryzłam się chłopakowi. Objęłam go na przywitanie.
- Cześć Raven. - przywitała mnie Natalie - dziewczyna Asha.
- Hej Nat. Nie spodziewałam się was tak szybko. - wyjaśniłam.
- Planowaliśmy że przyjedziemy później, ale Irwin się uparl. - zaśmiała się.
- Siema stary! Obczaj co właśnie kupiłem. Ale bedzie zabawa. - przywitał Irwina mój chłopak.
- Hej Luke. No to lecimy grać!
- Normalnie jak dzieci... - westchnęła Natalie.
- Czekaj czekaj. Zaraz przestaną się tak cieszyć. - uśmiechnęłam się cwano do dziewczyny. - Lukuś. - chłopak odwrócił się w moją stronę z błyskiem w oku. - Może zamiast siedzieć i grać w fife to pójdziecie z Ashtonem porozwieszac światełka na polu?
- Ale kochanie tam jest strasznie zimno. - jeknal i popatrzył na mnie blagalnie.
- No to co? Przecież jesteście tacy seksowni i wogole więc wasz perfekcjonizm (nawet idk czy istnieje takie słowo xd - dop. Autorki) powinien was rozgrzać. - zakpiłam a Natalie zaczęła się śmiać.
- Uważaj Hood. Grabisz sobie. - szepnął mi do ucha i wyszedł z domu razem z loczkiem.
- Też cię kocham! - krzyknęłam za nim. - No to bierzemy się do roboty. - zakomenderowała Nat i ruszyła do kuchni. Mimo że jest ode mnie starsza o prawie 4 lata to bardzo się polubilysmy. Nigdy nie można się z nią nudzić. Cieszę się że Ash znalazł sobie taką dziewczyne jak Natalie.
- Rey gdzie masz mąkę i inne składniki? Bez nich nie zrobimy piernikow ani makowca. - spytała a ja podeszlam do jednej z szafek i wyciągnęłam z niej wszystkie potrzebne produkty kładąc je na stole. Przy okazji wzięłam fartuch i zawiązałam go sobie w talii.
- Dobra. To ja robię ciasto a ty lukier do piernikow i mak do makowca? Okej? Wiem że nie przepadasz za gotowaniem ale to jest bardzo proste i zajmuje mało czasu. - wyjaśniła swoją decyzję Nat.
- Pewnie. Zaraz się zabiorę za... - przerwał mi dzwonek do drzwi. - Oho. Kolejni goście, którzy nie mogli się doczekać. - zaśmiałam się i poszłam otworzyć. Ledwo uchyliłam drzwi a już znalazłam znalazłam się w objęciach Sue - dziewczyny Michaela, równej wzrostem ze mną szatynki lubiącej farbowac włosy, teraz miała je na czerwono, jako że są święta. Nie dziwię się że Mikey tak ją pokochał, to wspaniała dziewczyna i świetnie do siebie pasują.
- Rey! Będziesz gotować? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak Sue. Ale ciebie też to czeka bo Natalie jest już w kuchni. - szepnęłam ale nie na tyle cicho żeby Nat usłyszała.
- Słyszałam! - krzyknęła wyżej wymieniona. Zaśmiałam się razem z Sue i krzyknęłam :
- Wiem! O to chodziło!
- No nie wierzę. Moja mała Raven będzie gotować. - przytulił mnie Mike.
- To uwierz Gordon. - wiedziałam że nie cierpi swojego drugiego imienia dlatego go użyłam jako zemstę za nazwanie mnie "małą".
- Haha to nie było zabawne. - rzekł zirytowany.
- Nieprawda, bo było. - zaśmiała się czerwonowłosa.
- Dobra koniec. Sue idź do kuchni a ty Michael idź pomóc chłopakom ze swiatelkami. - rozkazałam i sama udałam się do kuchni.
****
Przygotowanie różnych rodzai lukru i maku zajęło mi nie całą godzinę. Wycieralam właśnie ręce ręcznikiem gdy znowu zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ja pójdę otworzyć a wy skończcie dekorowac pierniki. - poleciłam Sue i Natalie po czym po raz kolejny tego dnia poszłam otworzyć gościom.
- Calum! - krzyknęłam na widok brata i Ashley - jego dziewczyny (tak, w tym rozdziale wszyscy mają swoją drugą połówkę - dop. Autorki) To była wielka niespodzianka ponieważ Ashley zachorowała i Cal nie chciał zostawić jej samej dlatego miało go nie być na wigilii. Myślałam że przyszła Liz albo rodzice któregoś z chłopaków. Tak, to będą święta w bardzo dużym gronie, a jako że ja i Luke mamy największy dom to wigilia odbywa się u nas.
- Miałeś zostać z Ashley w domu! - zawołałam i rzuciłam mu się na szyję. - Wiem ale Ashi wyzdrowiala więc postanowiliśmy że zrobimy wam niespodziankę. - wyjaśnił przytulajac mnie. Kiedy brat postawił mnie na ziemi przytulilam Ashley i tak jak poprzednio rozdalam im zadania. Wchodziłam właśnie do kuchni gdy znajomy mi już dźwięk rozbrzmial po raz setny.
- Więcej was matka nie miała?! - zawołałam zirytowana na co dziewczyny zaśmiały się.
- Ja pójdę. - zaoferowała się Sue i pobiegła do drzwi. Byłam zajęta dekorowaniem ostatniego piernika gdy ktoś podniósł mnie z ziemi i posadził na blacie. Zdezorientowana spojrzałam na tego ktosia i krzyknęła :
- Nath! Co ty tu robisz?!
- Ciebie też dobrze widzieć Rey. - zaśmiał się chłopak i objął mnie. - A właśnie. Musisz kogoś poznać. - puścił mnie i odsunął się stając obok niskiej blondynki z uśmiechem na twarzy i bardzo dużych zielonych oczach. - Rey, to jest Liv, moja dziewczyna. - przedstawił ją. Zeskoczyłam z blatu i objęłam dziewczyne i geście przywitania.
- Miło mi cię poznać. - rzekłam i uśmiechnęłam się do Liv.
- Mi ciebie też. Nath dużo o tobie mówił. - przyznała.
- Ok to Nath idź na pole do chłopaków a ty Liv bierz fartuch i wykonuj polecenia Natalie bo dzisiaj ona rządzi w kuchni. - oznajmiłam wskazując dziewczyne Asha.
- OK. To to skoro jest już... - zaczęła Nat ale nie było dane jej skończyć bo od progu dobiegł nas czyjś krzyk :
- Rey!
W następnej chwili znalazłam się w objęciach kobiety o blond włosach.
- Co mama tu robi tak szybko? - spytałam. I tak, zwracam się do Liz "mamo..
- Postanowiłam wam pomóc ale widzę że macie tu już spore grono. - zaśmiała się.
- Przyda się więcej rąk do pracy pani Hemminngs. - stwierdziła Sue.
- To dobrze, ale proszę, mówcie mi Liz. - poprosiła.
- No to lecimy. Pani Hem... Liz przygotowuje barszcz z uszkami, Sue i ja gołąbki, Ashley, Rey i Liv pierogi. - zakomenderowala Natalie po czym każdy zajął się swoją pracą.
****
Po dwóch godzinach wszystko było gotowe. Brakowało jeszcze tylko ryby, kompotu z suszu i kapusty z grochem. Właśnie zabieralam się za robienie kompotu gdy znowu zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarłam ręce w fartuch i standardowo poszłam otworzyć.
- Wesołych świąt Rey! - usłyszałam znajomy głos.
- Katherine! Nick! - zawołałam i rzuciłam się obojgu na szyję.
- Tesknilismy za tobą ale nie mieliśmy jak się z tobą skontaktować. A trzy dni temu zadzwonił Luke i zaprosił nas na wigilię. Ale nie kazał ci nic mówić bo chciał żeby to była niespodzianka. - wyjaśnił swoje pojawienie się Nick.
- I to jaka niespodzianka! - zawołałam i wciągnęłam obojga do środka. I tak jak poprzednio, czyli jakiś dziesiąty raz dzisiaj, rozdałam zadania.
- I jak tam? - spytałam wchodząc do kuchni razem z Katherine.
- Już prawie wszystko gotowe tylko trzeba ugotować kapustę i podgrzać kompot. - wyjaśniła Sue.
- Okej. A mogę na chwilę wyjść i porozmawiać z Kate? - spytałam.
- Pewnie. Poradzimy sobie bez ciebie. - zgodziła się Ashley a my z Kate poszlysmy na górę. Zaprowadziłam ją do pokoju mojego i Luke'a i usiadłam na łóżku.
- Musze ci coś wyznać. - powiedziałam.
- No okej. Mam się bać? - spytała.
- Nie nie. - zaprzeczyłam i szepnęłam jej na ucho swoją małą tajemnice...
****
Zeszlysmy na dół. Kate poszła do kuchni a ja ubrałam się i wyszłam na pole sprawdzić jak idzie chłopakom praca. Przed domem stała cała szóstka chłopaków i patrzyła się dom. Podeszłam do Luke'a, objęłam go i popatrzyłam na ich dzieło.
- Wow
Ślicznie wam to wyszło. Postaraliście się. - pochwalilam ich. To naprawdę było cudne. Cały dom był oświetlony a z balkonów zwisaly srebrne brokatowe gałązki które migotały w świetle słońca.
- Dziękujemy, a czy teraz możemy już wejść do domu? - spytał Ashton.
- Tak. Możecie ale mam dla was jeszcze jedno zadanie. - jekneli na moje słowa na co zaśmiałam się. - Musicie skoczyć do sklepu po pomarańcze i goździki do ozdoby. A! I nie zapomnijcie jemioly.
- Ale chyba nie musimy jechać wszyscy? - spytał Nick.
- Nie. Dlatego pojadą Luke i Calum. - gdy te dwa osobniki mordowały mnie wzrokiem ja posłalam im buziaka w powietrzu i weszłam z resztą do domu...
****
Godzinę przed czasem wszystko było gotowe. Wszystkie dania ślicznie wyglądały i równie pięknie pachnialy. Byliśmy już w komplecie więc postanowiliśmy że zasiądziemy wcześniej do wieczerzy, żeby jedzenie nie wystyglo. Na szczęście wystarczyło miejsca dla wszystkich i jeszcze zostało jedno puste, tak jak nakazuje tradycja.
Pomodlilismy się wspólnie i podzieliliśmy opłatkiem.
Korzystając z chwili ja i Luke wstalismy i zwracając się do reszty gości powiedziałam :
- Kochani. Dziękujemy wam że jesteście tu z nami w ten niezwykły dzień. Mam nadzieję że na przyszły rok spotkamy się w tym samym gronie a możliwe że nawet większym.
- A teraz zapraszamy na wieczerze. - dodał Luke i usiedlismy.
****
Było już po kolacji wigilijnej i wszyscy siedzieli i rozmawiali. Cudownie było patrzeć, że pomimo iż nie wszystkich łączyły więzy krwi, to wszyscy się dogadywali. Popatrzyłam na każdego naszego gościa z osobna i uśmiechalam się. Wiedziałam, że brakuje tu dwóch osób ale nie odczuwalam za bardzo ich braku pośród takiego grona.
Kiedy dotarłam do Kate, dziewczyna kiwnela głową zachęcająco więc zastukalam w kieliszek zwracając na siebie uwagę innych i wstałam.
- Chciałam coś powiedzieć. - zaczęłam. Jest to skierowane do kilku osób ale dotyczy pod pewnym względem wszystkich tu obecnych. Luke. - popatrzyłam na blondyna który się uśmiechnął. - Calum. - przeniosłam swój wzrok na brata. - Liz. - przyszła, mam nadzieję, mama uśmiechnęła się do mnie. - Ja... Jestem w ciąży. - gdy tylko wymowilam trzy ostatnie słowa wszyscy poderwali się z miejsc i zaczęli wiwatowac. Ale dopiero czekało mnie najgorsze... Luke wstał i wyszedł z pokoju a po chwili usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi. W pokoju zapanowała cisza. Jak w transie opadłam na krzesło i zaczęłam płakać.
- Ej siostra. Spokojnie. On wróci, zobaczysz. Musi sobie tylko wszystko poukładać. - brat przypadł do mnie i zaczął tulic. Po chwili odsunął się ode mnie a ktoś stanął przede mną.
- Raven. Nie płacz. Wychowałam go i wiem że wróci. Kocha cię jak nikogo innego. Jestem pewna że nie zostawił by cie teraz. Na pewno cieszy się że będzie ojcem tylko jestem nie wie. Będzie dobrze, zobaczysz. - Liz pocieszyla mnie i przytuliła. Po chwili stanęła przede mną dwójka osobników.
- Raven. Zastrzegam sobie, że to ja będę chrzestnym. - zaczął Ashton.
- Eee co?! Oczywiście że to ja będę chrzestnym! - zaoponowal Mikey.
- Ty na chrzestnego?! Hahah zabawne! Ty to dziecko zdemoralizujesz i nic więcej. - zaśmiał się Irwin.
- A ty niby nie?! - spytał Mike.
Zaczęłam się śmiać na ich klotnie i przytulajac ich uspokoiłam :
- Spokojnie każdy z was będzie chrzestnym.
- To dobrze. A jeśli Luke nie wróci...
- To osobiście go znajdziemy i postawimy do pionu. - dokończył za Michaela Ashton.
- Nie będziecie musieli. - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i skoczyłam na Luke'a oplatajac go nogami wokół bioder.
- Myślałam że nie wrócisz. - zaczęłam płakać a chłopak objął mnie mocno i szepnął :
- Jak mogłbym cię zostawić? Przecież będziemy mieć małego człowieka.
Zaśmiałam się na jego słowa i mocniej go objęłam.
- Gdzie byłeś? - spytałam.
- Musiałem coś załatwić. No bo skoro będziemy mieć dziecko to musimy... - przerwał, postawił mnie i kleknal przede mną wyjmujac coś z kieszeni.
- Raven Hood. Czy zostaniesz moją żoną? - nie moglam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Tak! - krzyknęłam, kleknelam przy chłopaku i pocałowałam go. Luke wstał podnosząc mnie i kręcąc w powietrzu. Wokół nas wszyscy się śmiali, plakali i skakali że szczęścia ale ja widziałam tylko nasza dwójkę. To zdecydowanie najlepsze święta w życiu...
POV LUKE :
- Ja... Jestem w ciąży. - to co usłyszałem wprawilo mnie w osłupienie. O kurwa... Wstałem i wyszedłem. Tak po prostu. Wsiadlem do auta i wyjechałem z podjazdu. Jechałem przed siebie nie mając żadnego celu ale jakby moje auto wiedziało gdzie mnie poprowadzić. Nawet się nie obejrzałem gdy stałem przed sklepem jubilerskim. Nie wiem dlaczego był otwarty w Wigilię ale nie zastanawiałem się nad tym tylko wszedłem do środka.
- Proszę zapakować dla mnie najładniejszy z pierscionkow zaręczynowych. Nie wazne ile będzie kosztował. - rozkazalem zanim facet stojący za lada zdążył spytać czego szukam.
- Proszę. - mężczyzna podał mi czerwone pudełko w kształcie serca i zażądał pieniędzy. Dałem mu wszystko co miałem w portfelu i wybiegłem ze sklepu. Pieniądze nie są dla mnie ważne. Ale Rey tak.
Wsiadlem do auta i wróciłem do domu.
Wszedłem do środka i usłyszałem :
- Raven. Nie płacz. Wychowałam go i wiem że wróci. Kocha cię jak nikogo innego. Jestem pewna że nie zostawił by cie teraz. Na pewno cieszy się że będzie ojcem tylko jestem nie wie. Będzie dobrze, zobaczysz. - schowalem się za ścianą i czekałem.
Ona naprawdę mnie kocha. Wiem że to co nas łączy nie jest zwyczajne. Wiele razy mówiłem jej jak bardzo ją kocham ale widać nie wystarczająco jest o tym przekonana skoro myślała że mógłbym ją zostawić w takim momencie. Teraz? Gdy ona spodziewa się dziecka a ja jestem ojcem? Musiałbym być skończonym egoistą..
Tak jak mój ojciec... Ale udowodnie jej że jest dla mnie wszystkim i nie mógłbym bez niej żyć.
Miałem wejść do pokoju gdy zauważyłem że do Rey podchodzą Irwin i Clifford.
- Raven. Zastrzegam sobie, że to ja będę chrzestnym. - zaczął pierwszy.
- Eee co?! Oczywiście że to ja będę chrzestnym! - zaoponowal kolorowowłosy.
- Ty na chrzestnego?! Hahah zabawne! Ty to dziecko zdemoralizujesz i nic więcej. - zaśmiał się Irwin.
- A ty niby nie?! - spytał Mike.
Raven zaczęła się śmiać a ja uśmiechnąłem się na jej piskliwy śmiech.
- Spokojnie każdy z was będzie chrzestnym. - powiedziała.
- To dobrze. A jeśli Luke nie wróci...
- To osobiście go znajdziemy i postawimy do pionu. - dokończył za Michaela Ashton.
Wyszedłem z cienia i powiedziałem :
- Nie będziecie musieli.
Dziewczyna odwróciła się i złapała mnie za szyję oplatając nogami moje biodra.
- Myślałam że nie wrócisz. - szepnęła i rozplakala się. Objąłem ją mocno i odparłem :
- Jak mogłbym cię zostawić? Przecież będziemy mieć małego człowieka.
Zaśmiała się przez łzy i mocniej do mnie przywarła.
- Gdzie byłeś? - spytała.
- Musiałem coś załatwić. No bo skoro będziemy mieć dziecko to musimy... - przerwałem postawiłem ja na ziemi i kleknalem przede nią. Wyciągnąłem z kieszeni czerwone pudełko i otworzyłem je przed dziewczyną pytając :
- Raven Hood. Czy zostaniesz moją żoną?
- Tak! - krzyknęła bez chwili wahania i klekajac pocałowała mnie. Objąłem ją i wstałem z kleczek. Kreciłem nią w powietrzu nie przestajac całować. Przez tą chwilę, która wydawała się trwać wieki, ni wiedziałem nic po za nią. Czułem tylko jej usta na swoich i bicie jej serca. Słyszałem tylko jej oddech. Nic więcej nie istniało. Byliśmy tylko ja i ona. Na zawsze razem...
HEJKA NAKLEJKA MISKI!
TU HAPPYGIRLS105!
Wiem że już była w tym rozdziale notka ode mnie ale to z okazji świąt a ta jest standardowa. Mam nadzieję że się wam podobał mój special. Dodaje go dzisiaj ponieważ wiem że później nie będziecie mieli czasu na czytanie, przez przygotowania do świąt, sprzątanie i itp. Ten rozdział jest trochę z innej beczki bo jak widać Luke oświadczył się Rey a ona spodziewa się dziecka więc... LadyPariss11 prosiła mnie o rozdzial z LUVEN (tak to ship Luke'a i Raven) i o to jest! Mam dzieję że ci podobał ale jeśli nie to przepraszam ale nie umiem pisać przeslodzonych fragmentów. Aha! I to na początku to nie ja pisałam okej? 😂😂pewne osoby znają mnie w realu i jak to przeczytają to ja chyba z domu nie wyjdę przez długi czas, ale i tak jestem chora więc... Tak... Jestem chora, niestety. Módlcie się żebym wyzdrowiala do świąt bo idk co zrobie jeśli na świętach będę chora. Jeszcze raz wesołych świąt i dziękuję za pomoc 1700 wyświetleń!
I przy okazji chcę was zachęcić do czytania mojego drugiego ff o Ashtonie 👇
Na razie nie jest jakieś bardzo popularne ale wierzę że jeszcze bd. Tak ja było i jest z tym ff. No bo przecież na początku nawet chciałam zawiesić albo usunąć to FANFICTION a tu proszę! Za chwile będzie 2k wyświetleń. Mam nadzieję że też wam się spodoba tak jak to.
PAPATKI MISKI!
* Rozdział ma 2902 słowa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top