Rozdział 28

* Kocham piosenkę w mediach okej?

RAVEN'S POV :
"Kurde, Calum mnie zabije. Jest już późno, rozładował mi sie telefon, a on z chłopakami pewnie już zdązyli zawiadomić wszystkie służby specjalne w kraju".

Szłam szybkim krokiem w kierunku wieżowca. Na moje szczęscie było go już widac. Zadarłam głowe i próbowałam dojrzeć okna naszego mieszkania. We wszystkich pokojach paliły sie swiatła. "To nie dobrze". Spuściłam wzrok niżej. W mieszkaniu pod naszym cos sie działo. Niestety nie mogłam dojrzeć co, bo bylam za daleko a wiezowiec zbyt wysoko. Wytężyłam wzrok, ale na próżno. Spojrzalam na zegarek. 8.36. "Cholera. Cholera. Cholera". Przyspieszyłam i prawie zaczęłam biec. Wpadłam do holu i ignorując recepcjoniste wbiegłam do windy i wcisnelam guzik z numerem pietra. Gdy winda zatrzymala sie wybieglam z niej i stanelam przed drzwiami mieszkania. Unormowałam oddech i weszłam do środka.

- Hej! Już wróciłam! - krzyknelam niepewnie. Zdjelam buty i nim zdążyłam zdjąć kurtkę ktoś objął mnie mocno.

- Jezu, Rey. Jak dobrze że nic ci nie jest. - usłyszałam pełny ulgi głos Luke'a.

- Czemu miałoby mi coś być? Po prostu zasiedziałyśmy się z dziewczynami. - odparłam nie rozumiejąc o co mu chodzi.

Luke puścił mnie. Potarł ręką kark a następnie przeczesal włosy. Popatrzył na mnie ponuro i złapał za rękę ciągnąc do salonu. W pokoju siedzieli już Ash, Mike i Calum. Nie było Arz i Bry więc musiało coś się stać. Coś poważnego. Calum wstał i podszedł do mnie. Objął mnie a ja po raz kolejny nie wiedziałam o co chodzi. Jednak bez słowa objęłam brata.
Kiedy Cal mnie puścił usiadłam na kanapie pomiędzy nim a Michaelem.

- Powiecie mi w końcu co się dzieje? - spytałam patrząc ma każdego z chłopaków. Następne słowa wypowiedziane przez Caluma zmrozily mi krew w żyłach.

- Zaczęło się. - nie musiał tłumaczyć. Wszystko zrozumiałam. Az za dobrze. Chociaż te słowa nie są do końca prawdą. Tak naprawdę nasz koszmar trwał, trwania i będzie trwał. Mieliśmy tylko chwilę spokoju ale i tak nie byliśmy naprawdę bezpieczni. Tak samo ten facet, który podawał się za nauczyciela tak naprawdę mnie śledził. Jest pionkiem Winstona. Bezdusznym sługą. Pomiotem.

- C-co teraz? - głos mi drżal. Ręce zaczęły drżec. Zrobiło mi się zimno. Luke klęknął przede mną i położył ręce na moich kolanach.

- Najlepsze co możemy zrobić to zostać na miejscu, nie wychodzić i uważać... - przerwał mu dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Caluma. Kiwnal głową pocieszająco i wstał. Wyszedł z pokoju. Luke wstał i usiadł na jego miejscu. Potarłam ramiona, żeby zignorować gesia skórkę. Widząc to Luke objął mnie ramieniem a ja oparlam się o niego. Po chwili Calum wrócił do pokoju niosąc w rękach jakieś pudełko. Położył je na stoliku. Zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w przedmiot leżący na stole. Ciszę przerwał w końcu Ashton.

- Dobra. Otwórzmy to. - powiedział i sięgnął po pudełko. Zanim reszta zdążyła krzyknąć "NIE!", Ash otworzył je i wyjął srebrną płytę. Coś było na niej napisane.

- Pójdę po laptopa, plik na płycie może mieć wirusa albo inne dziadostwo. - rzekł i wyszedł zostawiając płytę. Calum wziął ją i przeczytał napis.

- "Przegrana to koniec. Wasz koniec jest bliski". - tekst był przerażający ale po Winstonie można się było spodziewać czegoś takiego.

Po chwili Ash wrócił do pokoju z laptopem. Włączył go i wprowadził płytę. Chwilę coś robił po czym otworzył plik. Było to nagranie audio.

- "Witajcie. Mniemam że dostaliście paczkę od Pana Winstona. - usłyszeliśmy głos. Wiedziałam czyj to głos.

- Wyłącz to! Wyłącz! - zaczęłam krzyczeć gdy przed oczami pojawiły mi się obrazy z przeszłości. - Wyłącz to!

Zakryłam uszy rękoma pociągnęlam nogi pod brodę i zaczęłam płakać równocześnie kręciłam głową i kiwałam się.

- Rey?! Mała, co się stało? - Calum usiadł obok mnie i objął a ja płakałam dalej.

Wszystko wróciło. Wszystkie koszmary. Cały ból. Próbowałam zapomnieć, udało się. Teraz wszystko wróciło. Odzylo. Wypala wewnątrz mnie palaca dziurę która z każdą sekunda się powiększa. Nie było niczego. Tylko ból, cierpienie. Wydawało mi się że wszystko mnie opuściło, że już nigdy więcej nie będę musiała tego przeżywać. Odczuwać na nowo. Na nowo przez to przechodzić.

- Mała? Co się stało? - głos Caluma dochodził jakby z głębi. Był przytłumiony.

Wszystko przez ten cholerny głos. Ten facet jest winny wszystkiego, przez co przeszłam, wszystkiego przez co cierpiałam, płakałam. Nie mogłam żyć. Normalnie funkcjonować. A sprawcą jest jeden facet. Kolejny zwykły, bezduszny pionek w rękach potwora."

Nagle ogarnęła mnie ciemność i odpłynęłam w nicość...

***
Kiedy się ocknęłam był już środek nocy. Chlopacy siedzieli i intensywnie nad czymś myśleli. Gdy zauważyli że się ocknęłam szybko zebrali się wokół mnie. Michael pomógł mi usiąść a Calum podał mi szklankę z wodą i żelazo. "No tak. Zapomnialam wziąć". Popilam tabletke i oddałam szklankę bratu.

- Mała, co się stało? Czemu zareagowałaś tak histerycznie? - dopytywał Ashton.

- To on. - szepnęłam. Przez chwilę nie wiedzieli o czym mówię ale zrozumieli. Zobaczyłam to po furii w oczach Caluma, zaciśniętych pięściach Luke'a, zaciśniętych ustach Michaela i napiętych do granic możliwości mięśniach Asha. Nie umieją ukrywać emocji. Chociaż może przebywam z nimi już tak długo że widzę rzeczy, których inni nie zauważają.

- Ash? Możesz coś zrobić? - pierwszy odezwał się Calum.

- Po ostatnim razie, w czasie pracy z Interpolem ściągnąłem z ich serwerów różne dane mogące się nam przydać i specjalne programy. W tym program rozpoznający głos. Myślę że to powinno się udać. - odparł automatycznie.

- Jak długo to potrwa? - spytałam cicho. Calum ochłonął i usiadł przy mnie.

- Około 7 godzin. - wyjaśnił. Kiwnęłam tylko głową i oparłam się o ramię brata.

- Zostawmy to na jutro. Każdy z nas jest zmęczony i potrzebuje snu. Jutro dokończymy słuchanie płyty i... jakoś to ogarniemy. - powiedział Michael. Ash niezbyt chętnie na to przystał ale ostatecznie poszedł do siebie. Zrobiłam to samo. Byłam zbyt wyczerpana żeby dalej siedzieć i wymyślać najgorsze scenariusze naszej przyszłości.

***
"Do rana. Byle tylko wytrzymać do rana". Spojrzałam na zegarek. 3.00. "Jeszcze tylko cztery godziny. Dam radę".

Odkąd położyłam się spać nie zmrużyłam oka ani na chwilę. Gdy tylko zamknęłam oczy pojawiała się Ta twarz a w uszach dźwięczał Ten głos. Nie mogłam tak spać. To było zbyt przerażające. Zbyt bolesne. Dlatego nie spałam. Żeby wspomnienia nie wracały przynajmniej we snie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Odrzuciłam kołdrę na koniec łóżka. Przeciągnęłam się i opuściłam nogi na podłogę. Moje stopy ogarnął przyjemny chłód. Wstałam, wyszłam z pokoju i po cichu przemknęłam przez korytarz do salonu. Usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę. Spojrzałam w niebo. Było bezchmurne i usiane gwiazdami. Z boku na miasto spoglądał księżyc, jak na złość była pełnia. Wygląd księżyca przypominał uśmiechnięta twarz. Spojrzałam w drugą stronę. Tam samotnie świeciła "nasza" gwiazda. Czułam się tak jakby to ona spoglądała na mnie, a nie ja na nią. Jakby samym swoim migotaniem chciała poprawić mi humor i dać nadzieję na lepsze jutro. Tyle że lepsze jutro nie nadejdzie dopóki Winston i jego banda nie wylądują za kratkami. A na to się nie zanosi...

- Nie możesz spac? - usłyszałam za sobą głos Luke'a.

Kiwnelam tylko głową nie odwracając się. Chłopak podszedł do mnie i usiadł na drugim końcu parapetu. Przyglądał mi się. Nie było w tym nic dziwnego. Chociaż gdyby ktoś parę lat temu powiedział mi, że będę się przyjaźnic z Hemmingsem bez żadnych kłótni, wyzwisk ipt. to kazała bym mu iść się leczyć. A tu proszę. Siedzimy na przeciwko siebie w ciszy, bez jakichkolwiek wrogich uczuc. Nigdy nie sądziłam że przy Luke'u będę się czuła tak bezpiecznie jak przy Calumie. Cal to mój brat a Luke to przyjaciel, chociaż ostatnio coś się zmieniło. W jego zachowaniu. Jakoś bardziej się o mnie martwi. Jak nie on po prostu. Może to przez to, że przeczuwal że coś się wydarzy. Może po prostu boi się że gdy coś mi się stanie Calum się zalamie a on straci zarówno mnie jak i przyjaciela.

- Wiesz. - zwróciłam się do niego. - Parę tygodni temu powiedziałabym ci ze się boję. Boję się o siebie i o was. Teraz boję się tylko o was. Mnie nie może spotkać nic gorszego ale jeśli bym was straciła to... - głos mi zadrżał. - Nie przeżyła bym tego. To była by zbyt wielka strata i zbyt wielki ból. Calum to mój rodz.. brat. A was traktuje jak rodzinę. Nie mogłabym bez was żyć.

- Wiem, Rey. Czuję to samo. Gdybym stracił ciebie albo któregoś z chłopaków to byłby koszmar. Nie mógłbym żyć ze świadomością że was nie ma. Jesteśmy razem od zawsze i nie chce by cokolwiek to zmieniło. - Luke cały czas na mnie patrzył. Zmieniłam pozycje spuszczajac nogi na ziemię i opierając się plecami o szybę. Hemmings zrobił to samo i przesunął się do mnie.

- Wiesz co jest najzabawniejsze? - spytał, a ja potrząsnęłam głową. - To, że parę lat temu skakaliśmy sobie do oczu a dzisiaj nawet nie jesteśmy w nastroju na żarty. - uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. - Pamiętam jak nie raz doprowadzałem cię do płaczu a później obrywałem od Caluma albo któregoś z chłopaków. A w końcu i tak mi się odwdzięczałaś. - zaśmiał się pod nosem na co uderzyłam go w ramię.

Na chwilę zapanowała cisza. Taka normalna cisza. Bez żadnego skrępowania czy napięcia. Mogłam siedzieć godzinami w takiej ciszy chociaż by po to by samej się wyciszyć i poczuć więź z drugą osobą.

Oparłam głowę o ramię Luke'a. Chłopak przyciągnął mnie bliżej i objął ramieniem.

- Luke? Zaśpiewasz mi coś? - spytałam patrząc na niego przez rzęsy.

- Pewnie. Co chcesz usłyszeć - spytał.

- Broken Home. - odparłam. Chłopak kiwnął głową i zaczął śpiewać.

They would yell, they would scream, they were fighting it out
She would hope, she would pray, she was waiting it out
Holding onto a dream
While she watches these walls fall down
Sharp words like knives, they were cutting her down
Shattered glass like the past, it's a memory now
Holding onto a dream
Whiles she watches these walls fall down

Hey mom, hey dad
When did this end?
Where did you lose your happiness?
I'm here alone inside of this broken home
Who's right, who's wrong
Who really cares?
The fall, the blame, the pain's still there
I'm here alone inside of this broken home, this broken home...

Cichy głos chłopaka rozbrzmiewał w pokoju wypełniając wszechobecną ciszę. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie ze jestem w Sydney. W domu. W swoim pustym pokoju. Nawet nie zauważylam kiedy zasnęłam oparta o chłopaka, z którym kiedyś toczyłam nieustające wojny...

***
Obudziłam się w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek. 8.00. O dziwo byłam wyspana jak na spanie tylko przez pięć godzin. Chciałam się przekręcić ale coś obejmowało mnie w pasie i nie chciało puścić. Spojrzałam na intruza kątem oka i ujrzałam Hemmingsa. Dźgnęłam go palcem w policzek, ale chłopak tylko coś mruknął przez sen i mocniej mnie objął. Zirytowana potrzasnelam nim ale skutek był zerowy.

- Hemmings, pobudka! - krzyknęłam wkurzona.

- Co jest? - zapytał mrugając oczami. Ziewnął szeroko i chciał się przeciągnąć, kiedy zauważył swoją rękę oplatającą mnie wokół talii. - Aaa.. To.

Szybko zabrał kończyne i usiadł na łóżku. Patrzył na mnie z dziwnym uśmiechem na twarzy. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale on tylko wzruszył ramionami i ogarnął ręką swoje włosy.

- Tak w ogóle, to co ty tu robisz? Nie przypominam sobie żebym zapraszała cię do łóżka. - rzuciłam na co Hemmings się zaśmiał, a ja po chwili ogarnęłam co powiedziałam i strzeliłam facepalma.

- W nocy chciałaś żebym ci coś zaśpiewał i w trakcie zasnęłaś. - to akurat pamiętałam. - Kiedy zasnęłaś zaniosłem cię do pokoju ale musiało coś ci się śnić bo trzymałas kurczowo moje ramie i nie chciałaś puścić. Nie chciałem cię budzić więc położyłem się z tobą. - wyjaśnił.

- Emm... No.. Ten.. Dzięki. Nawet nie pamiętam co mi się śniło. - odparłam i spojrzałam kątem oka na Luke'a. Znowu lustrował mnie wzrokiem. Zignorowałam to i odwróciłam się do niego plecami. Po chwili łóżko ugięło się pod ciężarem chłopaka, który usiadł obok mnie.

- Raven? - łypnął na mnie. - Wiesz, że będziemy musieli dokończyć słuchanie nagrania? - spytał niepewnie. Na samo wspomnienie głosu na płycie przeszedł mnie dreszcz co nie umknęło uwadze blondyna, który objął mnie ramieniem. Oparłam się głową o niego i westchnęłam cicho.

- Wiem. I boję się tego co na niej będzie. Gdybym nie musiała tego słuchać to zniszczyła bym płytę i dodatkowo jej szczątki spaliła. Ale musimy odsłuchać wiadomość. Musimy. - może jeśli wmówie sobie ze robie to w słusznej sprawie to uwierzę w to i zdołam zignorować wracające wspomnienia. Jednak nie będzie to takie proste. Niestety.

- Też się boję. Ale nie mamy wyjścia. Na tej płycie może być coś co może nam się przydać, albo nam pomóc. Chodź. - wstał i pociągnął mnie za rękę powodując to ze również wstałam. - Obudzimy resztę,zjemy śniadanie i dopiero wtedy zajmiemy się sprawą płyty.

Luke uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. A przynajmniej próbował, bo w jego oczach czaił się niepokój i niepewność. Jednak nie chciałam sprawić chłopakowi zawodu więc udałam że nic nie zauważylam i również się uśmiechnęłam...

***
- Dobra. Czas to zrobić. Wszyscy gotowi? - spytał Ashton patrząc na każdego z osobna.

Siedzieliśmy w salonie. Na stoliku stał laptop z włączonym nagraniem. Lada moment mieliśmy poznać treść tego nagrania. Bałam się. Bardzo. Ale ta płyta, samo nagranie było ważne i musiałam je odsłuchać.

Wszyscy kiwnęli głowami. Ash uniósł dłoń i wycelował palcem wskazującym w przycisk z napisem ENTER. Chwilę się zawahał i puścił nagranie.

- "Witajcie. Mniemam że dostaliście paczkę od Pana Winstona. Mniemam również że wiecie, że Pan wrócił do gry. Dlatego nagrał dla was te wiadomość. Nie będzie ona raczej przyjemna, ale to już wasz problem. A teraz przejdźmy do rzeczy". - chwila przerwy po czym głos rozbrzmiał na nowo. - "Panie Hood. Panie Hemmings. Panie Irwin. Panie Clifford. Panno Hood. Przez wasze wybryki w przeszłości i ciągłe uciekanie od sprawiedliwości jaką chce i ma prawo wam ją wymierzyć Pan, jest on zmuszony do posunięcia się do ostateczności. Poprzednie zamieszki to był pikuś w porównaniu z tym co nadejdzie. Nie będzie taryfy ulgowej. Albo oddacie Panu to, co należy do niego, albo przyplacicie życiem wasze błędy. Pan jest konsekwentny, nie daruje wam niczego ani nie wybaczy. Jego gniew może tylko wezbrać na sile. Macie tydzień na dostarczenie Panu jego własności. Dodatkowe szczegóły przyjdą w kolejnym prezencie. Macie tydzień. Jeśli się spóźnicie to będzie wasz koniec. Wasz i bliskich wam osób. Jeśli nie wiecie o kogo chodzi to was oświece. - znowu chwila przerwy. Alicja Rogers. - Calum wciągnął z sykiem powietrze i zacisnął pięści. - Grace Fenty. Mówią wam coś te nazwiska? Oczywiście, że tak. Pamiętajcie. Macie tydzień i ani dnia dłużej. I jeszcze jedno. Pan Winston zawsze wszystko wie. Nie zdołacie sie przed nim ukryć. Pan wszystko widzi więc nie radzę robić żadnych sztuczek. Oddacie własność Pana po dobroci to wszyscy będą cali i zdrowi. Tylko od was zależy jak to się skończy."...

CALUM'S POV :
Wpatrywałem się w ekranu telefonu. Na wyświetlaczu widniał numer Alicji. Po odsłuchaniu nagrania wyszedłem z mieszkania i poszedłem pod jej drzwi. Jednak coś nie pozwoliło mi zadzwonić. Stałem tam chyba z dziesięć minut, ale w końcu wróciłem do mieszkania. Od tego czasu siedzę i gapie się w telefon.
Myślałem, że nie będę musiał jej mówić w co się wpakowałem, że mimo wszystko będzie bezpieczna, że Winston się o niej nie dowie. Ale się dowiedział...

A ta dziewczyna, Grace? Nie znam jej, ale najwyraźniej któryś z chłopaków ma taki sam dylemat jak ja, bo ta dziewczyna również została wplątana w to bagno z naszego powodu. Nie wiem skąd Winston dowiedział się o Ali i tej Grace. Mimo wszystko wiem teraz, że ten człowiek, potwór, jest zdolny do wszystkiego. Jedyne co mnie cieszy to to, że nie zdążył dowiedzieć się o Arzaylei i Bryn. Wtedy mielibyśmy większy problem. Na szczęście dziewczyny w porę się zbuntowały przeciwko Modestowi i po prostu odeszły, że tak to ujme.

Chociaż może popełniliśmy błąd. Może ja i któryś z chłopaków nie powinniśmy byli związywac się z dziewczynami. Jednak wydaje mi się że tego nie dało by się uniknąć. Każdy z nas wtedy miał poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Próbowaliśmy normalnie żyć bo łudziliśmy się, że wróciliśmy do normalnego życia. Tak naprawdę cały czas kręcimy się w koło. Cały czas jest spokój, ucieczka, spokój, ucieczka i tak dalej. Nic się nie zmienia. Oprócz naszego miejsca zamieszkania.

Co myśmy myśleli gdy zakładalismy zespół? Że najgroźniejszy gangster w Australii jeśli nie na świecie zapomni o tym co zrobiliśmy? Że będziemy mogli bez przeszkód koncertowac po świecie? Byliśmy głupi. Ja byłem głupi. Gdybym wtedy nie wlazl do gabinetu ojca, gdybym nie grzebal w biurku, gdybym nie wysunął ostatniej szuflady, gdyby spod niej nie wypadły dokumenty, może wtedy dalej siedzieliśmy w domu, w Sydney. A tak? Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, żeby zabrać te papiery i ukryć. Nawet nie wiem czy one dalej tam są.

- Musisz jej powiedzieć. - usłyszałem głos siostry. Raven stała w progu. Spojrzałem na nią. Przez ostatnie lata bardzo się zmieniła. Nie jest już tą samą Rey co parę lat temu. Tamta Rey tryskała energia, była pełna życia. Dzisiaj stara się sprawiać wrażenie szczęśliwej. Chociaż teraz nie musi już niczego udawać. Wiem, że życie, a raczej nasza sytuacja, ciężko jej doświadczyły wiec nie zdziwił bym się gdyby zamknęła się w sobie. Jednak ona stara się być silna, przynajmniej na zewnątrz. Ale za dobrze ją znam by sądzić że to opanowanie i zwodniczy spokój są prawdziwe. Ona po prostu wie, że nie może nic poradzić na to co nas czeka. Mimo wszystko stara się zachować normalność. I za to ją podziwiam

Zablokowałem telefonu i położyłem się na łóżku. Wpatrywałem się w biały sufit próbując znaleźć w nim rozwiązanie naszej sytuacji.

- Widzę że jest dla ciebie ważna i boisz się, że ją stracisz, ale nikt nie lubi być oklamywany. - Raven weszła do pokoju i usiadła obok mnie. - Teraz będziemy bezpieczniejsza jeśli dowie się prawdy. Nie zaprzeczysz temu.

- Masz rację, ale ona nie wybaczy mi kłamstwa. Nawet takiego dla jej bezpieczeństwa. - odparłem.

- Wiem. Ale nie możesz dalej jej oklamywać. Teraz liczy się każdy dzień, każda godzina, minuta a nawet sekunda. Nasz czas jest bezcenny, a ty tracisz go zwlekając z powiedzeniem swoje dziewczynie prawdy. - już miałem zaprzeczyć ale nie dała dojść mi do słowa. - Nie zaprzeczaj nawet.

- Łatwo ci mówić. - prychnąłem.

- Znasz tą Grace? - spytała Raven kładąc się.

- Nie. To dziwne że Winston o niej wiedział a my nie. - zaśmiałem się na co Rey tylko się uśmiechnęła.

Podniosłem się i spojrzałem z ukosa na siostrę. Rey zamknęła oczy, a ręce założyła pod głowę.
Siegnąłem po telefon. Odblokowałem ekran i wszedłem w wiadomości.

DO : Ali ❤️🤗
Możemy się spotkać?

Wiem, że mieszkamy blisko siebie. Nawet bardzo. Ale wolałabym odbyć tą rozmowę w jakimś innym miejscu.

OD : Ali ❤️🤗
Pewnie. Gdzie i kiedy?

DO : Ali ❤️🤗
Za piętnaście minut w kafejce na przeciwko?

OD : Ali ❤️🤗
Okej. Do zobaczenia.

Schowalem telefon i wstałem. Rey chyba zasnęła bo nie poruszyła się ani razu. Wyjąłem koc z szafy i przykryłem ją nim. Wyszedłem z pokoju i podszedłem do salonu. W pomieszczeniu siedział Ashton, który uporczywie wpatrywał się w ekran swojego laptopa. Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył, że usiadłem obok niego. Ocknął się dopiero jak się odezwałem.

- Grace? - spytałem krótko. Blondyn kiwnął głową.

- Boje się. Czuję, że wiele nas łączy i nie chcę tego zaprzepascić. - wyznał.

- Rozumiem cię, Ash. Ale musisz jej powiedzieć prawdę. Niewiedza jest dla niej teraz największym niebezpieczeństwem. - powtórzyłem słowa siostry starając się w nie uwierzyć.

- Wiem. Będę musiał jej powiedzieć o wszystkim, ale nie mam na to sił. - chłopak był załamany. Widać, że darzył Grace wielkim uczuciem. Nie poznałem jej, ale czuję, że zarówno ona jak i Ash mają wielkie szczęście, że siebie mają.

- Zastanow się jeszcze. Ja muszę lecieć. - powiedziałem i wstałem.

- Gdzie idziesz? - spytał Irwin podnosząc na mnie wzrok.

- Wyznać prawdę. - westchnąłem i zostawiłem przyjaciela wychodząc z mieszkania.

***
Siedziałem na przeciwko Alicji dobre piętnaście minut. Od przyjścia dziewczyny nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Ali milczała wpatrując się we mnie a ja nerwowo bawiłem się palcami unikając jej wzroku. W pewnym momencie dziewczyna złapała mnie za rękę.

- Calum. Co się dzieje? Od mojego przyjścia nawet na mnie nie spojrzałes. - powiedziała gladzac opuszkami palców moją dłoń.

- Oklamalem cię. - wypaliłem podnosząc na nią wzrok. Na twarzy dziewczyny odmalował się szok. Jednak po chwili opanowała się i zobojętniała. Zabolało mnie to.

- W jakiej sprawie? - spytała chłodno.

Nabrałem powietrza po czymś wyjaśniłem jej wszystko. Z najdrobniejszymi szczegółami. Zasługiwała na prawdę. Całą prawdę.

Gdy skończyłem zapadło milczenie. Niezręczna cisza jeszcze bardziej mniej denerwowała. Spojrzałem na Ali. Jej twarz była bez wyrazu.

- Wyjaśniłes mi wszystko tylko dlatego że ten psychopata się o mnie dowiedział? - spytała. Kiwnąłem niepewnie głową. - Czyli gdyby nie to nagranie dalej żyła bym w kłamstwie? - kolejne pytanie było dla mnie jak obelga. Nie odpowiedziałem. - Tak myślałam. I co? Myślałeś, że tak po prostu ci wybacze? Jesteś żenujący.

Dziewczyna wstała. Spanikowany złapałem ją za rękę. Odwróciła się w moją stronę. Jej oczy wyrażały wszystko co czuła. Rozczarowaniem. Ból. Gniew.

- Porozmawiajmy. - poprosiłem. Ali zaśmiała się ironicznie co zbiło mnie z tropu.

- Nie mamy o czym rozmawiać. Okalamałes mnie. - warknęła.

- Dla twojego bezpieczeństwa. - dopowiedziałem.

- Co nie zmienia faktu, że to zrobiłeś. - podsumowała. - Żegnaj Calum.

Wyszarpnęła rękę i wyszła. Tak po prostu. Zostawiając mnie samego. Osłupiałego. Załamanego. Wściekłego.
Walnąłem pięścią w stolik i nie zważając na gromiące spojrzenia innych klientów wyszedłem.

***
Czemu wszystko musiało się tak potoczyc? Czemu spotkało to nas? Czym sobie na to zasłużylismy? Czemu? Czemu przez własną głupotę straciłem jedną z najważniejszych osób w moim życiu? Ali była dla mnie wszystkim czego mi brakowało. Uzupełniała mnie. Świetnie się dogadywaliśmy, dobrze czuliśmy się w swoim towarzyskie. A teraz wszystko wzięto w łeb. Wszystko się skończyło bo popełniłem jeden głupi błąd. Pozwoliłem sobie na luz. Uwierzyłem że wszystko się skończyło i mogę wrócić do normalnego życia. I przez to straciłem ją.

Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Po drodze wyżyłem się na kilku ścianach więc moje dłonie pulsowały bólem i spływały krwią. Nic nie robiłem. Starałem się zagłuszuć bólem fizycznym ból psychiczny. Jednak nic to nie dawało. Moje serce ciągle rozrywał ból po stracie i gniew na samego siebie.

- I jak... - usłyszałem głos siostry. Jak zwykle stała w progu. Urwała zdanie gdy zobaczyła że siedzę na podłodze. Przesunęła po mnie wzrokiem, a gdy jej spojrzenie zatrzymało się na moich pokaleczonych dłoniach na jej twarzy odmalowało się przerażenie. - Boże, Cal.

Nie mówiąc nic więcej pobiegła gdzieś. Po chwili wróciła z apteczka w ręce. Klęknęła przede mną i złapała delikatnie moje dłonie. Zaczęła dezynfekować rany co chwilę podnosząc wzrok na moją twarz. Gdy skończyła owijac moje dłonie bandażami, które według mnie były zbędne, bez słowa przytuliła mnie. Objąłem ją mocno i rozpłakałem się. Nie mogłem udawać przed siostrą silnego. Jej spojrzenie i tak wszystkiego by się dowiedziało. Dlatego postanowiłem nie udawać tylko pozwoliłem łzom popłynąć.

Trwaliśmy w milczeniu. Rey cierpliwie znosiła moje nieustanne szlochy, a ja nie potrafiłem przestać. Chciałem żeby to wszystko ze mnie uszło. Żeby została tylko pustka.

- Wiem, że to boli, ale nie miałeś innego wyjścia. - powiedziała cicho Raven. - Musisz postawić się na miejscu Alicji. Zrozumieć ją. Dowiedziała się, że ją oklamales, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Musisz dać jej czas. Niech to wszystko przemyśli. Możliwe, że działała pod wpływem impulsu. Daj jej czas, Cal. -

Opanowałem się i puściłem ją. Może i ma rację, ale nie widziałem, żeby Ali działała pod wpływem impulsu kiedy się ze mną żegnała. Wręcz przeciwnie, byłą do bólu opanowana i chłodna. Jakbym przestał dla niej istnieć. To samo powiedziałem siostrze.

- Tak bardzo mi przykro, Cal. Ale musisz uzbroić się w cierpliwość, w końcu będzie lepiej zobaczysz. - próbowała mnie pocieszyć.

- Dzięki, ale straciłem już nadzieję. - odparłem i wstałem. Rey zrobiła to samo. Widać było, że bardzo się mną przejęła więc żeby nie dokładać jej zmartwienie uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem w pokoju...

LUKE'S POV :
Kurwa. Czemu to wszystko tak się potoczyło? Czemu choć raz nie mogliśmy mieć świętego spokoju? Dlaczego akurat my musimy tak żyć? Dlaczego nas to spotkało? Wiem, że się powtarzam, ale ciągle nie mogę tego zrozumieć. Czuję się jak dziecko, które co chwilę o coś pyta, ale rodzice nie mają czasu ani ochoty mu odpowiadać.

Siedziałem u siebie. Bo gdzie indziej? Wszyscy pozamykali się w swoich pokojach. Od rana rozmawialiśmy tylko czasami, i to nie wszyscy. Nie chcieliśmy siedzieć wszyscy razem. O czym byśmy rozmawiali? O tym wszystkim? Przecież tu nawet nie ma o czym gadać. Jesteśmy w kropce. Tylko Raven stara się funkcjonować normalnie. Ta dziewczyna jest niesamowita. Nie wiem czy to przez to że tyle przeszła czy po prostu pogodziła się z tym wszystkim, ale to niesamowite, że potrafi zachować normalność. Każda inną dziewczyna popadła by w histerię, albo załamała się psychiczne. Od zawsze wiedziałem, że Rey jest wyjątkowa.

Zmęczony ciągłym wpatrywaniem się w sufit wstałem i wyszedłem z pokoju. W mieszkaniu panowała cisza. Poszedłem do kuchni i nalałem sobie wody do szklanki. Od śniadania nic nie jadem, ale niestety bylem głodny. Poza tym i tak nic bym nie przełknął.
Mój żołądek i tak jest za bardzo ściśnięty przez nerwy. Wszystko się spieprzyło. Dosłownie wszystko. Szczególnie między Calem a Alicją. Rey mi powiedziała. Współczuję mu. Bardzo. Widziałem ile Ali dla niego znaczyła. Nie dziwię się, że stracił nadzieję. Mimo wszystko wierzę, że Ali mu wybaczy. Jeśli go kocha to wybaczy. Przynajmniej mam taką nadzieję.

- Jadłes coś? - Raven weszła do kuchni. Usiadła na blacie i spojrzała na mnie.

- Nie. - odparłem. Rey podkręciła głową.

- Jak z dziećmi. Wszyscy ciągle tylko myślą. A z myślenia nie wyżyjecie. - dziewczyna westchnęła i wyciągnęła z lodówki naleśniki. Włączyła mikrofalówkę i podgrzała je. Gdy podawała mi talerz zauważyła moje pytające spojrzenie.

-Zamowiłam je jakąś godzinę temu. Cal i Mike już jedli. Jedz a ja idę do Asha. - poleciła i wyszła. Kurde jak ja ją podziwiam. Mimo wszystko ma jeszcze siłę zajmować się nami. To chore, że my jesteśmy w rozsypce, a ona zdaje się być normalna.

- Musisz jej powiedzieć. - usłyszałem głos Mike'a.

- Ale co? - nie zrozumiałem.

- Nie udawaj, że nie wiesz. Musisz jej wyznać co czujesz. - już miałem zaprotestować, ale Clifford nie dał mi dojść do słowa. - Widzę jak na nią patrzysz. Powiedz jej nim będzie za późno. Nie wiesz co może się stać. Musisz jej powiedzieć. - chłopak stanął na przeciwko mnie.

- Nie dasz mi spokoju, prawda? - spytałem kończąc jedzenie.
Chłopak podkręcił głową. Westchnąłem.

- Co z tego, że jej powiem? Ona nic do mnie nie czuje. Traktuje mnie jak brata. - stwierdziłem odkładając talerz.

- A ja sądzę co innego. Wiesz, że Rey w pewnych sprawach umiejętnie maskuje uczucia. Tak jest w tym wypadku. Pogadaj z nią, dobrze ci radzę. - Michael wyszedł z kuchni.

Kurde teraz przez niego mam nowu problem. Może on ma rację. Może powinienem jej powiedzieć. Rey naprawdę jest niesamowita. Tak samo niesamowite było uczucie gdyby obudziłem się obok niej. Może niech było to zamierzonego, ale czułem się szczęśliwy będąc przy niej. Od dawna wiem, że Raven mi się podoba, ale jakoś nie było okazji żeby jej powiedzieć. Albo była okazja ale ja nie miałem odwagi.

- Luke? - w kuchni znowu pojawiła się Rey. - Wiesz może co u Bry i Arz? Słyszałam, że się zbuntowały.

- Tak. Właśnie miałem do nich dzwonić. - powiedziałem i wstałem wyciągając telefon. Wybrałem numer Arz i wyszedłem z kuchni.
Rodriguez odebrała po trzecim sygnale.

- Hej, Luke. - przywitała się.

- Hej, Arz. I jak tam wasz bunt? - spytałem.

- Całkiem nieźle. Przed chwilą podpisałam umowę z jednym z czasopism gdzie będę modelką, a Bry na razie odpoczywa. - zaśmiała się.

- Gratuluję. Przekażę Rey. Na pewno będzie kupować wszystkie magazyny z tobą. - zażartowałem.

- Szybciej by je spaliła niż kupiła. - roześmiała się, a ja jej zawtorowałem.

- A u was wszystko w porządku? - zapytała dziewczyna.

Na chwilę zapadła cisza. Za bardzo nie wiedziałem co jej odpowiedzieć.

- Luke?

- Emm... Tak. Wszystko okej. - odparłem po chwili wahania.

- To dobrze. Przepraszam, ale muszę już kończyć. Cieszę się, że zadzwoniłeś. Do usłyszenia Luke. - pożegnała sie.

- Pozdrów Bry. - dodałem jeszcze i rozłączyłem się.

Gdy wróciłem do kuchni, Rey siedziała przy stole i jadła płatki z mlekiem. Byłem tak zakręcony, że nawet nie zapytałem jej czy jadła coś. I właśnie je. Głupie płatki.

- I co u nich? - spytała.

- Wszystkie w porządku. Arz dostała pracę, a Bry odpoczywa. - streściłem rozmowę.

- To fajnie. W końcu mają spokój. - stwierdziła. Usiadłem na przeciwko niej. - Luke? Wiesz, że będziemy musieliśmy to omówić? To wszystko? - spytała podnosząc na mnie wzrok.

- Wiem. I lepiej zrobić to szybciej niż później. - odparłem. Rey pokiwała głową i wstała. Nie skończyła jeść, ale bez słówka wyszła z kuchni. Gdy wróciła do pomieszczenia weszli za niska Ashton, Calum, i Michael.

Wszyscy u się do na swoich miejscacji zapłacić cisza. Długa i nieznośna.
W koncu przerwał ją Nike.

- Dobra, ludzie. Musimy pogadać. Nie uciekniemy od tego chowając się w pokojach. - powiedział.

- Mike ma rację. Musimy omówić co zrobimy. - dodał Ash.

- Nie możemy nic zrobić. Musimy siedzieć zamknięci w czterech ścianach, bo tu będziemy bezpieczni. - stwierdził Calum.

- A co z Ali i Grace? - na wspomnienie Alicji Calum się spiął, ale musiałem zadać to pytanie.

- Co co? Nic. Na razie są bezpieczne i niech tak zostanie. - stwierdził Hood chcąc jak najszybciej skończyć ten temat.

- Ludzie, ogarnijcie się! To nie koniec świata! - Raven nie wytrzymała. - To nagranie to nic! To były tylko pogróżki! Nic, czym moglibyśmy się przejmować tak bardzo! A wy, co? Zachowujecie sie jakby zaraz świat miał spłonąć! Jeszcze nie wiemy nic pewnego. Ludzie! Ile razy Winston nam groził? Wiele razy. I co? Większość to były tylko puste słowa! Zrozumcie to w końcu! Jesteśmy rodziną! A rodziny nikt ani nic nie rozdzieli! - spojrzałem znacząco na Clifforda, który tylko wzruszył ramionami.

- Masz rację, siostra. Zachowujemy się jak dzieci. Musimy po prostu myśleć logicznie. Na razie Winston przysłał tylko nagranie. Nie mamy co panikowac. - Calum trochę oprzytomniał, jak zresztą każdy z nas.

- Może nie mamy co panikować ale nie możemy też lekceważyć Winstona. Musimy mieć się na baczność. I przede mną uważać na dziewczyny. - dodał Ashton.

- Ash dobrze mówi. Ale musimy też uważać na siebie. W gruncie rzeczy to Rey jest tu najważniejsza, bo raz już ją wykorzystał przeciwko nam i może zrobić to drugi raz. - przypomniałem.

- Może, ale tego nie zrobi. Nie jestem tą samą Rey co parę lat temu. Nie dam się łatwo. - powiedziała Rey. - A teraz mam dla was propozycję. - wszyscy spojrzeli na nią pytająco. - Zapomnimy na chwile o całej sprawie i obejrzymy film. - uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Uwielbiam ją. Naprawdę, uwielbiam.

- Jestem za! - zawołał Ash.

- Ja też. - zgodził się Calum.

- A co mi szkodzi? - zaśmiał się Michael.

- Dobra. To co oglądamy. - Rey uśmiechnęła się cwano i wiedziałem, że niepotrzebnie zadałem to pytanie.

- Obejrzymy "The Bronze"*! - krzyknęła szczęśliwa.

- Nieee. Znowu Sebastian**? Czy ty nawet teraz musisz go kochać? - jęknął Ashton.

- Tak. - odparła stanowczo dziewczyna. - Ja nigdy nie przestanę go kochać.

- Niech ci będzie. - loczek się poddał, a ja zaśmiałem się widząc szczęśliwa minę Raven.

- To chodźmy. Na co czekacie? - spytała i pobiegła do pokoju.

Wstaliśmy z uśmiechami na ustach i wyszliśmy z kuchni. Nie mogę uwierzyć, że w parę minut Rey zdołała poprawić nastrój. Przez te parę minut naprawdę poczułem się jakbym znowu był w domu i nie brał udziału w tym całym gównie.

***
Film skończył się, a my zaczęliśmy sprzątać. W czasie seansu Ash zrobił popcorn i jego część walała się teraz po podłodze. Gdy już ogarnelismy pokój Ash i Cal poszli do siebie. Rey także poszła do pokoju. Też miałem zamiar to zrobić ale Mike mnie zatrzymał.

- Powiedz jej. Teraz. - powiedział i poszedł do siebie. Zostałem sam w pustym pokoju. Minęło parę minut zanim zebrałem się na odwagę i poszedłem do Rey.

Dziewczyna leżała na łóżku i czytała książkę. Stanąłem w progu i czekałem aż mnie zauważy. Nie trwało to zbyt długo.

- Co jest? - spytała zamykając książkę i siadając na łóżku.

- Nic. Tylko... Muszę ci coś powiedzieć. - zacząłem wchodząc do pokoju i siadając na przeciwieństwie niej.

- O co chodzi?

- Ja... Ugh... - słowa nie chciały przejść mi przez gardło.

Rey chciała coś powiedzieć, ale nim zdążyła otworzyć usta pocałowałem ją. Na początku była w szoku, ale odwzajemnila pocałunek.

Gdy oderwaliśmy się od siebie spojrzałem w jej oczy.

- Kocham cię, Hood. - wyznałem.

- Ja ciebie też, Hemmings. - odparła i ponowne złączyła nasze usta....

~~~~~~~~~

* polecam film bb.

** Sebastian Stan


HEJKA!
Cholercia, w koncu skończyłam rozdział. Jak widać zepsułam jeden ship (nie bijcie mnie), ale powstał nowy a drugi w koncu się spełnił. Szczerze? Nie wiem czy podoba się wam ta ostatnia scena, ale musiałam w końcu zrobić Luven. No, po prostu musiałam. Co tu więcej pisać?

Aha! Jesteście mega! Normalnie kocham was! Ta książka ma już ponad 4k wyświetleń! Jesteście wielcy! Po prostu zawał ze szczęścia! Kocham was! Oby tak dalej.

Nie wiem kiedy pojawi się kolejny, zresztą jak zwykle, ale mogę wam obiecać, że kolejny pojawi się jeszcze w lipcu ( w co ja się wpakowałam?). Jeszcze raz wielkie dzięki za 4k wyświetleń!
PAPATKI!

PS. Rozdział ma 5343 słowa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top