Rozdział 24
RAVEN'S POV :
Wczorajsza noc była trudna... Połowę przepłakałam... Wydawało mi się, ze wyplakalam wszystkie łzy, ale okazało się że nie... Chłopacy przychodzili do mnie chyba co godzinę, ale ich próby pocieszenia były nadaremne... Chociażby próba Ashtona....
******Pięć godzin wcześniej.... ******
- Mała? Wszystko okej? - Ash usiadł obok mnie.
Nie odpowiedziałam tylko przytulilam się do przyjaciela i wybuchnelam jeszcze większym płaczem.
- Ej, będzie dobrze. Calum nie chciał żeby tak się stało. Musisz go zrozumiec, właśnie się dowiedział że jego marzenia mogą lec w gruzach, kierowały nim emocje, uwierz mi, że nie chciał cię skrzywdzic. On cię kocha ponad życie, za nic nie chciałby cię skrzywdzic...
- Ale to zrobił - przerwałam mu - i emocje go nie usprawiedliwiaja, gdyby chciał zdołał by się opanować.
- Wiem Rey, wiem. Ale czasami człowiek nie jest w stanie nad sobą panować. To często krzywdzi i jego, i jego bliskich. Calum naprawdę żałuję tego co zrobił, na pewno chce to jakoś naprawić ale musisz mu w tym pomóc, jeśli nie będziesz go do siebie dopuszczać, nie będzie wiedział jak wszystko naprawić. Jeśli odsuniesz go od siebie, za to co zrobił, to on się zalamie, nie wiesz co może zrobić gdy będzie załamany. Możliwe że nawet zrobi najgorsza z możliwych rzeczy...
Po słowach Ashtona zapadła cisza. Chłopak przytulił mnie mocno i został ze mną dopóki nie zasnęłam...
*****Teraźniejszość*****
Spałam może ze trzy, cztery godziny. Czułam się zmęczona. Oczy mnie bolały od ciągłego płakania, a głowa pulsowala bólem.
Przypomniały mi się słowa Ashtona.
Możliwe że zrobi najgorszą z możliwych rzeczy...
Czy miał wtedy na myśli samobójstwo? Słowo to przeszylo mnie strachem. Nie... Calum nie mógłby się zabić tylko dlatego że się pokłocilismy. Prawda?
Już sama nie wiedziałam co mam myśleć. Myśl o tym że Calum mógłby się zabić przerazala mnie. Może... powinnam mu wybaczyć? W końcu każde rodzeństwo się kłóci prawda?
Nie mogłabym go stracić. Nie przezylabym tego...
Spojrzałam na zegarek. 7.30. Było już późno więc nie zdążyłabym bo do szkoły na czas. Chyba że pójdę na drugą lekcje... Nie. Nie chcę mi się. Zostanę w domu. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Zakopalam się w pościeli i ułożyłam wygodnie, z zamiarem zaśnięcia i odespania zarwanej nocy.
Już, już prawie zasypialam gdy ktoś wbił mi na pokój i skoczył na łóżko.
- Pobudka! - krzyknął Clifford.
- Mikey zejdź ze mnie. Nie idę dzisiaj do szkoły. - powiedziałam próbując zrzucić z łóżka ciało chłopaka.
- A to niby dlaczego? - spytał wstając.
- Bo jestem zmęczona. Nie spałam całą noc. Proszę daj mi spać. - poprosilam.
- Dobra niech ci będzie. Tylko wstań przed obiadem. - zgodził się.
- Mhm. - burknelam tylko i wróciłam do spania...
***
Stałam na środku ulicy, wszędzie byli ludzie. Obok mnie stał wysoki chłopak. Był ubrany na czarno, a na głowie miał kaptur, przez co nie moglam zobaczyć jego twarzy. Wtedy odwrócił się do mnie a światło padające od latarni oświetlilo go. To był Calum.
- Kocham cię Raven. Zawsze kochałem. I nigdy nie przestanę. Tylko mi wybacz, proszę cię. - usłyszałam.
- Też cię kocham Calum, i wybaczam ci wszystko. - powiedziałam ale żaden dźwięk nie opuścił mojej krtani.
Na twarzy Caluma wymalowalo się zdziwienie i jakby ból.
- Kocham cię Raven, proszę wybacz mi. - powiedział blagalnym głosem.
- Wybaczam ci! - krzyknęłam ale na próżno. Czułam się jakby ktoś nasypal mi do ust piasku, który wszystko tłumil.
Po chwili Calum odwrócił się i zniknął w tłumie. Pobiegłam za nim ale mrowisko ludzi spowalnialo mnie. Gdy w końcu go złapałam on jakby rozplynal się w powietrzu po czym zmaterializowal się z powrotem parę metrów przede mną. Zaczęłam znowu za nim biec a gdy do niego dobieglam sytuacja się powtórzyla,tyle że teraz byli sami. Staliśmy na jakiejś polanie. Nigdzie żywe duszy. Popatrzyłam na brata i przerazilam się. Stał nad przepaścią. Chciałam do niego podejść ale nie mogłam się ruszyć. Moje nogi jakby wrosly w ziemię.
- Proszę cię wybacz mi. - usłyszałam blagalne słowa brata.
- Wybaczam ci. Wszystko ci wybaczam! - nie moglam sie odezwać, nie ważne jak bardzo bym chciała coś powiedzieć, i tak żadne słowo nie opuściło by moich ust.
Calum podniósł rękę do twarzy i otarł łzę spływającą mu po policzku. Szepnął "kocham cię siostra", po czym odwrócił się i spadł w przepaść.
- Calum! - mój krzyk rozdarł ciszę.
Rzuciłam się ku brzegowi, uświadamiając sobie ze właśnie krzyknęłam.
Zabaczylam tylko jak ciało brata znika w odmetach wody, rozbijajac się o skały.
Z rozpaczy, albo Bóg wie czego rzuciłam się za nim...
***
Gwałtownie usiadłam na łóżku. Byłam zlana potem. Ktoś wbiegł do pokoju.
- Siostra co się dzieje? Dlaczego krzyczałas? - usłyszałam spanikowany głos brata, po czym zdałam sobie sprawę że to wszystko tylko mi się przyśniło.
Przytulilam się do Caluma i starałam się powstrzymać łzy. Nie mogłabym go stracić. Choćby nie wiem jak bardzo mnie skrzywdzil, to nie mogłabym go stracić. Nie mogłabym żyć bez niego.
- Calum przepraszam cię. Nie powinnam tak mówić. Przepraszam. Proszę nie zostawiaj mnie. - nie mogąc opanować łez, otarlam je ręką i przylgnelam mocniej do brata.
- Nie masz za co przepraszać, to ja powinienem cię przeprosić, za wszystko, za to że cię skrzywdzilem, za to że wplatalem cię w to wszystko. - powiedział obejmując mnie.
- Obiecaj że nigdy mnie nie zostawisz. Nie chcę zostać sama. Nie zostawiaj mnie, nigdy. - poprosiłam szlochajac.
- Hej. Nigdy bym cię nie zostawił, nie mógłbym. To by mnie zabiło. Nie zostaniesz sama. Zawsze przy tobie będę. Ja i chłopaki. Mogę ci to obiecać. - oznajmił.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez długi czas. Dobrze było znowu wiedzieć że ma się kogoś obok siebie. Gdy krzyczałam na Caluma, czułam się tak jakbym go straciła.
- Chodź na obiad. Będziemy mieli gości około 14. - powiedział Cal, po czym wstał i łapiac mnie za rękę zaczął ciągnąć do kuchni.
- Poczekaj muszę się ogarnąć skoro ma ktoś przyjść. - oznajmiłam a chłopak skinął głową i wyszedł.
Jedno spojrzenie na zegarek uświadomiło mnie ze mam tylko nie całą godzinę na ogarnięcie się. Szybko otworzyłam szafę wyciągnęłam z niej czarne shorty, szmaragdowo-zieloną chustę i białe conversy. Zabrałam z półki obok toaletki szczotkę, puder, tusz i korektor, zabrałam to wszystko ze sobą i poszłam do łazienki.
W try miga założyłam shorty, chustę owinelam wokół bioder i zawiazalam jej końce na szyji tak, ze powstała bluzka bez pleców, po czym zrobiłam makijaż, rozczesalam włosy i spryskalam je suchym szamponem.
Wrzuciłam zdjęte ciuchy do pralki i wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju, zabrałam telefon i udałam się do kuchni.
Gdy tylko weszłam wszystkie pary oczu zwróciły się ku mnie.
- No co? - spytałam siadając na swoim miejscu.
- Nic, tylko... - zaczął Luke.
- Nie za dużo odsłania ta bluzka? - spytał Calum.
- Ludzie! - wyrzuciłam ręce do góry. - To nawet nie jest bluzka tylko chusta. I nie nie odsłania za dużo. Wogole to kto ma do nas przyjść?
- Dziewczyna którą wczoraj poznałem i jej brat. Podobno jej rodzice mają jakieś spotkanie biznesowe u siebie w mieszkaniu a oni muszą się ewakuowac więc zaprosiłem ich do nas. - wyjaśnił Calum jak gdyby nigdy nic jedząc spaghetti.
- Dziewczyna mówisz? - spytałam poruszając dwuznacznie brwiami na co wszyscy oprócz Caluma wybucheli śmiechem.
- To tylko znajoma. Poza tym znam ją od wczoraj. - wyjaśnił.
- Tak tak. Akurat ci uwierzę. - prychnelam i zaczęłam jeść.
W momencie gdy skończyliśmy jeść ktoś zadzwonił do drzwi. Cała nasza piątka rzuciła się ku drzwiom ale ja byłam najszybsza. W progu stała dość wysoka dziewczyna o czerwonych włosach. Była szczupła. Miała na sobie czarne dżinsy z dziurami, białą bluzkę z AC/DC i czarną ramoneskę. Wyglądała na dwadzieścia parę lat. Obok niej stał o prawie głowę wyższy chłopak o brązowych włosach, postawionych na żel ale w lekkim nieładzie.Był ubrany w czarne dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Czarny to chyba ich ulubiony kolor. Obcisla koszulka opinala jego umiesniony brzuch i ramiona. Jednym słowem był cholernie sexy. Chyba był w moim wieku albo trochę starszy.
- Hej! Jestem Alicja ale mów mi Ali, a to mój młodszy brat Alan. - przywitała się czerwonowlosa.
Na słowo młodszy jej brat prychnal ale za bardzo nie zwróciłam na to uwagi.
- Cześć. Jestem Raven. Mojego brata już chyba znasz a reszta to... reszta. - znowu użyłam starego sposobu na wkurzenie ich. Jednak ciągle za to obrywałam ale dzisiaj stało się coś innego.
- Nie zwracajcie uwagi na to dziecko. Ona tak zawsze. Jestem Ashton. - rzekł Irwin.
- Ja ci dam dziecko Irwin. - warknęłam.
- Spokojnie mała. Wogole to jestem Luke a ten niebieski to Michael. - powiedział.
- A spierdalaj. - odwróciłam się i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie z takim wdziękiem że aż sama się zdziwiłam i wyciągnęłam telefon.
Całe towarzystwo weszło do pokoju chwilę po mnie. Ali też usiadła na kanapie, a Calum obok niej. Alan usiadł koło mnie, co mnie zdziwiło. Luke zajął jeden z foteli i uporczywie wpatrywał się w Alana. Ashton zajął drugi fotel a Michael usiadł na końcu kanapy.
- Napijecie się czegoś? - spytałam przerywając ciszę.
- Z chęcią. Poproszę herbatę. - odezwała się Ali.
- Macie piwo? - spytał Alan.
- Głupie pytanie. Mieszkam z czwórką pojebow, to byłaby tragedia gdyby nie było u nas piwa. - zironizowałam.
- Raven? - spojrzałam na Ashtona. - Wiesz co chcemy, nie? - uśmiechnęłam się krzywo i wstałam.
- Pomogę ci. - usłyszałam Alana. Jego słowa zdziwiły mnie ale nie skomentowałam ich tylko ruszyłam w stronę kuchni, czując na swoich nagich plecach palący wzrok chłopaka.
Weszłam na wyspę kuchenną i nastawilam wodę na herbatę.
- W lodówce jest piwo. Jest was pięciu więc powinno wystarczyć. - oznajmiłam Alanowi po czym wyciągnęłam z szafki dwa kubki.
- Mhm. - burknal tylko i wyciągnął piwo i wyszedł z kuchni.
Wrócił po paru sekundach i opierając się o ścianę zaczął śledzić moje ruchy.
- Masz jakiś problem? - spytałam zirytowana.
- Nie. Dlaczego? - spytał z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Bo gapisz się na mnie, jak bym była jakaś nienormalna. - wyjaśniłam.
- Po prostu masz świetne nogi i nie mogę oderwać od nich oczu. - skompletował mnie, a ja nie wiedziałam co zrobić.
- Zanieś cukierniczke i łyżeczki na stół. - podałam mu szklane naczynie i sztućce, wlalam wodę do kubków, wrzuciłam do nich torebki z herbatą i zabrałam je do salonu.
Postawiłam jeden kubek na stoliku na przeciwko Ali i drugi dla siebie.
Wróciłam do kuchni i otworzyłam szafkę ze słodyczami, i wyciągnęłam ciastka. Wzięłam talerz, wysypałam ciastka i zaniosłam do pokoju. W salonie chłopcy już włączyli telewizor i oglądali wyścigi samochodowe. Jak to u nas bywa, każdy miał innego faworyta i zaczęły się zakłady. Calum założył się z Ali. Luke z Michael'em, Ashton ze mną, a ja z Alanem. Jak na złość wygrał Alan. Chłopak uśmiechnął się do mnie cwano i kiwnal głową na drzwi wejściowe.
- Idziemy się przejść. Zaraz wrócimy. - powiedziałam i wstałam równocześnie z Alanem po czym wyszłam z nim z mieszkania.
Zjechaliśmy w ciszy windą i wyszliśmy z budynku. Szłam przed siebie ignorując wzrok Alana, i innych napaleńcow, skierowany na moje plecy. Nagle szatyn złapał mnie za rękę i zaciągnął w zaułek jednej z ulic. Otaczające zaułek budynki były tak wysokie że zaslanialy słońce, dlatego ulica była ciemna.
Alan oparł mniej o ścianę i uśmiechnął się cwaniacko.
- Wygrałem zakład Hood. Coś mi się należy. - powiedział i oparł swoje dłonie na ścianie za mną, tak że, znalazłam się w pułapce.
- Słucham? Czego chcesz? - spytałam.
- Hmm... Chciałbym cie mieć, ale to mogę zdobyć sam... - jaki pewny siebie.... - Pójdziesz jutro ze mną na imprezę o 22. - odparł.
- Dobra. Co mam założyć? - spytałam.
- Jak najmniej. - uśmiechnął się łobuzersko i odsunął się ode mnie. - Chcesz się przejść?
Kiwnelam głową i wyszłam za chłopakiem na ulicę.
Nie powiem, chłopak jest mega pewny siebie i wie o tym że może zdobyć każdą dziewczyne... No bo błagam was, niczego mu nie brakuje. Nie zdziwiłabym się gdyby zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Osobiście nie lubie takich ludzi ale co mi do tego? To jego życie i jego sprawa.
- Gdzie chodzisz do szkoły? Nie widziałam cię w mojej. - spytałam.
- Skończyłem rok temu. - czyli jest rok młodszy ode mnie, nie licząc tego ze ja "kibluje" rok.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Nikt się ze odzywał. Nie miałam za bardzo nic do powodzenia, wogole go nie znam wiec nie wiedziałam o czym miałabym z nim rozmawiał.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział Alan.
Jego słowa zdziwily mnie ale podziękowałam cicho.
- Długo mieszkasz w Londynie z siostrą? - spytałam.
- Tak, od urodzenia. - odpowiedział, krótko i zwięźle.
Przyspieszylam wyprzedzając go i stanęłam na przeciwko niego zagradzajac mu drogę. Założyłam ręce na piersi i popatrzyłam mu w oczy, musiałam wyciągnąć szyję ale jednak.
- Dobra. Teraz na serio. Powiedz dlaczego chcesz żebym poszła jutro z tobą do klubu? Mogłeś zarządać wszystkiego, dlaczego akurat to? - spytałam i swoją postawą pokazalam mu ze rządam odpowiedzi.
- Chcę się zabawić, a ty mi w tym pomożesz. - odparł. Musiałam mu przyznać... Nie jest zbyt rozmowny. Ale trudno.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i sprawdzałam skrzynkę z wiadomościami.
Dostałam sms'a od Caluma :
"Wracajcie do domu."
- Wracamy. - powiedziałam i ignorując grymas Alana odwróciłam się na piecie i ruszyłam w stronę naszego apartamentu.
***
Weszliśmy do mieszkania w chwili gdy Ali wstawala z kanapy.
- Alan. Dobrze że jesteś. Mama dzwoniła, że możemy wracać. - powiedziała. W jej głosie wyczułam jakby rozczarowanie. Wydawało mi się że nie cieszy się na powrót do siebie.
- Mhm. - burknal tylko chłopak i włożył mi coś do kieszeni shortow co nie umknęło uwadze Luke'a swidrujacego Alana wzrokiem.
W sumie nie wiem o co mu chodziło. Ledwo go znam a Luke zachowuje się jakbyśmy byli parą co najmniej.
- Dzięki za przygarniecie nas na tą chwilę. Cześć. - powiedziała Ali i wyszła, gromiac wzrokiem brata, na co ten przewrócił oczami.
Alan puścił mi oczko i wyszedł za siostrą zamykając drzwi.
Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia chłopaków, poszłam do siebie i usiadłam na łóżku. Wyciągnęłam z kieszeni małą kartkę. Otworzyłam ją. Czarnym długopisem było napisane "Zadzwoń." a pod spodem numer.
Pewnie ma setki takich kartek przy sobie, na wypadek gdyby zobaczył swoją nową zdobycz...
Zapisałam numer w telefonie, po czym go wyłączyłam. Rzuciłam telefon na fotel stojący w kącie i położyłam się na łóżku. Nie chcialo mi się spać, więc włączyłam radio, podłaczyłam do niego słuchawki i muzyką starałam się zagluszyc wewnętrzny głos którymi mówił mi że znajomość z Alanem nie wróży nic dobrego....
LUKE'S POV :
Siedzieliśmy we czwórkę w kuchni, gdy z pokoju Raven dobiegł nas przeraźliwy krzyk. Wszyscy zerwali się z miejsc jak na komendę.
- Ide do niej. - powiedział Calum i pobiegł do pokoju siostry.
Parę godzin temu Michael u niej był. Podobno zachowywała się w miarę normalnie, poza tym że była zmęczona. Mam nadzieję że w końcu pogodza się z Calumem.
Po dłuższej chwili Hood wrócił do nas. Był tak jakby szczęśliwy a w jego oczach można było dostrzec ulgę. Czyli się pogodzili. Nikt z nas o nic nie pytał. Nie musieliśmy.
- Chłopaki. Około 14 będziemy mieli gości. - powiedział Calum siadając przy stole.
Kiwnalem głową i wstałem. Podszedłem do kuchenki i dokonczylem robienie spaghetti. Nałożyłem jedzenie na talerze i postawiłem przed każdym. Po chwilę do kuchni weszła Raven. Od razu wszystkie pary oczu odwróciły się w jej stronę. Miała na sobie shorty i coś bluzko-podobnego odsłaniającego jej plecy. Usiadła na swoim miejscu posylając nam pytające spojrzenie.
- No co? - spytała.
- Nic, tylko... - zacząłem ale Calum mi przerwał.
- Nie za dużo odsłania ta bluzka? - spytał.
- Ludzie! - wyrzuciła ręce do góry. - To nawet nie jest bluzka tylko chusta. I nie nie odsłania za dużo. Wogole to kto ma do nas przyjść?
- Dziewczyna którą wczoraj poznałem i jej brat. Podobno jej rodzice mają jakieś spotkanie biznesowe u siebie w mieszkaniu a oni muszą się ewakuowac więc zaprosiłem ich do nas. - wyjaśnił Calum.
- Dziewczyna mówisz? - spytała Raven poruszając dwuznacznie brwiami na co wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Calum siedział i usiłował nas ignorować.
- To tylko znajoma. Poza tym znam ją od wczoraj. - sprostował Hood.
- Tak tak. Akurat ci uwierzę. - prychnela Rey i zaczęła jeść.
***
Gdy zjedliśmy, pozbierałem talerze, włożyłem je do zmywarki i włączyłem ją. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wszyscy pobiegli do drzwi, ale to Raven je otworzyła. W progu stała czerwonowłosa dziewczyna, na oko była w moim wieku. Obok niej stał chłopak. Nie zrobił na mnie dobrego pierwszego wrażenia ale pozory mogą mylić. Był może o dwa, trzy lata młodszy ode mnie. Jego wzrok automatycznie skupili się na osobie Raven, co jeszcze bardziej mi się nie spodobało. Nie chcę wyjść na zazdrosnika bo nic mnie z nią nie łączy oprócz przyjaźni, ale ten chłopak nie jest odpowiednia partią dla niej. Nie żebym wybierał jej chłopaka tylko... nie on, każdy ale nie on. Nie chcę żeby cierpiała przez niego, i każdego innego.
- Hej! Jestem Alicja ale mów mi Ali, a to mój młodszy brat Alan. - przywitała się dziewczyna.
Mojej uwadze nie umknęło prychniecie... jak mu tam było?... Alana. Standard...
- Cześć. Jestem Raven. Mojego brata już chyba znasz a reszta to... reszta. - jak zwykle Rey wyrwała się pierwsza, i jak zwykle "reszte" celowo olała.
- Nie zwracajcie uwagi na to dziecko. Ona tak zawsze. Jestem Ashton. - przygadał jej Irwin.
- Ja ci dam dziecko Irwin. - warknęła.
- Spokojnie mała. Wogole to jestem Luke a ten niebieski to Michael. - powiedziałem przedstawiając i siebie i Clifforda.
- A spierdalaj. - dziewczyna odwróciła się i poszła do pokoju.
Weszliśmy chwilę po niej. Każdy usiadł. Na chwilę zapadła niezreczna cisza, którą przerwała Raven.
- Napijecie się czegoś? - spytała.
- Z chęcią. Poproszę herbatę. - powiedziała Ali.
- Macie piwo? - odezwał się Alan.
- Głupie pytanie. Mieszkam z czwórką pojebow, to byłaby tragedia gdyby nie było u nas piwa. - zironizowała Raven.
- Raven? - odezwał się Ashton. - Wiesz co chcemy, nie? - Hood uśmiechnęła się krzywo.
- Pomogę ci. - usłyszeliśmy Alana. Rey nie odezwała się tylko wyszła do kuchni.
Po chwili Alan przyniósł piwo i z obojętna miną postawił je na stole wracając do kuchni. Chwilę później znów wrócił do pokoju a z nim Rey.
Później nie działo się nic szczególnego, oprócz małych zakładów. W pewnym momencie Rey i Alan gdzieś wyszli. Nie spodobało mi się to. Nie mam do niego zaufania. Chciałbym jej o tym powiedzieć ale się zdenerwuje. Poza tym sama powinna wiedzieć kto jest dla niej odpowiedni. Przecież nie będę jej mówić jak ma żyć. W końcu jest dorosła.
Po pewnym czasie Alan i Raven wrócili i rodzeństwo wyszło...
***
Reszta dnia minęła normalnie. Każdy był zajęty czymś innym. Ashton jak zwykle siedział przy kompie, Michael grał na konsoli, Calum poszedł do sklepu, Raven siedziała zamknięta w pokoju a ja szczerze mówiąc się nudziłem. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Krazylem po mieszkaniu i próbowałem znaleźć sobie jakieś zajęcie ale nic nie przykulo mojej uwagi wystarczająco by się tym zając. Próbowałem wszystkiego ale czas i tak dluzyl mi się niemiłosiernie.
Siedziałem właśnie u siebie gdy leżący na półce telefon zaczął wibrować. Uniosłem się na łokciach i wziąłem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Manager. To nie wróży nic dobrego... Odetchnąłem i odebrałem.
- Cześć Luke. Dobrze ze odebrałeś. Słyszałeś? - spytał.
- Trudno by było nie słyszeć. - stwierdziłem. - O co chodzi?
- Dzwonie żeby wam przekazać, że nie musicie się niczym przejmować, ja się wszystkim zajmę. Wy musicie tylko przestać robić kłopoty. - jego głos nie brzmiał przyjemnie, ale jestem do tego przyzwyczajony.
- No ok. Coś jeszcze? - byłem już lekko znudzony tą rozmową.
- Tak. - odparł, na co przewróciłem oczami. - Musimy zrobić koło was szum i jakoś odwrócić uwagę mediów od całej tej sprawy z Capital Records.
- Jak niby chcesz to zrobić? - spytałem.
- Postanowiliśmy, że będziesz udawał związek z nie jaką Arzayleą Rodriguez. Ale najpierw zwiażemy Ashtona z Bryanną Holly, która niby pozna cię z Arzayleą. Chyba nie muszę ci tłumaczyć że musicie to zrobić? - spytał.
- Tak kurwa musisz mi to wytłumaczyć. Nie będę udawał jakiegoś związku z dziewczyną, której nawet nie znam! - zacząłem krzyczeć na gościa. - My nie jesteśmy niczyja własnością!
- Nie prawda. Dopóki macie umowę z nami, to my decydujemy o was. - powiedział. - Powiedz o wszystkim Ashtonowi. Aha! Bryanna przyjedzie do was jutro, a Arzaylea pojutrze. I pamiętaj. Najpierw Brashton, a potem Larzaylea. - dodał i rozlaczyl się.
Rzuciłem telefon na drugi koniec pokoju. Wstałem ze złością i zacząłem w kółko krążyć po pokoju. Moje myśli ciągle obracaly się wokół całej tej sprawy z tymi dziewczynami. Jak oni mogą myśleć że zgodzimy się na jakieś udawanie związków! Przecież my nawet nie znamy tych dziewczyn! Nie rozumiem dlaczego oni roszcza sobie prawa do kierowania naszym życiem. To my jesteśmy gwiazdami a oni mają nam pomagać. Może głupie było odwołanie trasy i nie powiedzenie ani słowa, ale nie mieliśmy wyjścia. Poza tym to dziwne, że minęły dwa lata a oni dopiero teraz zerwali umowę. Gdyby nie to, to nikt by się nami nie interesował. Moglibyśmy robić co chcemy. A tak Capital Records nas rzuciło i tyle. Nagle musimy robić rzeczy których nie chcemy. Naszym marzeniem nie było udawanie związków tylko granie, przekazywanie naszej muzyki światu. Nie marzylismy o gównoburzy z powodu tego, że nie mamy już kontraktu, tylko o tym by móc robić to co kochamy. A oni każą nam udawać związki. To i tak nic nie da. W wywiadach nie będą pytać tylko o te dziewczyny, ale o wszystko inne też. O trasie. O zerwaniu kontraktu. O tym, co się z nami działo przez te dwa lata. Nie uciekniemy od pytań. Media są wścibskie i nic na to nie poradzimy.
Z powrotem usiadłem na łóżku i starałem się jakoś ogarnąć to, co się porobiło...
CALUM'S POV :
Dzisiejszy dzień można uznać za dobry, a nawet świetny. Najbardziej ucieszyło mnie pogodzenie się z Raven. Kiedy usłyszałem jej krzyk, coś się ze mną stało. Nie umiem tego nazwać, ale nie podobało mi się to. Nie lubię gdy Rey płacze, a szczególnie gdy jej łzy są z mojego powodu. Od małego chciałem sprawić, by Rey miała szczęśliwe dzieciństwo. By nic złego się jej nie działo. I udało mi się to. Ale teraz, gdy już dorosła, naraziłem ją na niebezpieczeństwo tylko i wyłącznie z wlasnej głupoty. Gdy Winston ją porwał, myślałem że tego nie przeżyje. Pomagała mi tylko myśl o tym że z każdym kolejnym dniem ona jest u niego a ja musiałem ją odzyskać. Potem to jej wyznanie.. Te wszystkie krzywdy, które wyrządził jej Winston... Następnie wypadek Ashtona... To wszystko z jego winy... Przez niego wszyscy cierpią... To Winston jest wszystkiemu winny...
Stałem na przeciwko półek ze słodyczami w pobliskim supermarkecie. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy przechodzili koło mnie i zastanawiali się czy jestem zdrowy. Już dawno nauczyłem się ignorować ludzi, którzy nie mają pojęcia przez co przechodzę. Oni nic nie wiedza i lepiej dla nich by nic nie wiedzieli. Momentami zazdroszczę im tej nieświadomości, ale może lepiej być świadomym niebezpieczeństwa, które może ci grozić niż nie spodziewać się niczego.
Wziąłem dwie paczki żelkow dla Raven, chipsy i coca cole. Włożyłem to do koszyka i ruszyłem w stronę kasy. Zapłaciłem za zakupy i wyszedłem ze sklepu. Pogoda była ładna jak na Londyn. Ruszyłem w stronę naszego wieżowca. Szedłem przed siebie, gdy po drugiej stronie ulicy dostrzegłem jakiś ruch. To raczej normalne bo na ulicy było dość dużo ludzi. Ale moją uwagę przykula ciemna postać, która szła przed siebie szybko. W pewnym momencie się odwróciła i rozpoznałem brata Alicji - Alana.
Chłopak miał na głowie kaptur, a na nosie okulary. Rozglądal się wokół a w pewnym momencie wszedł w jeden z zaulkow i tyle go widziałem.
Dziwne... Nie zachowywał się normalnie... Ciekawe czy Ali wie... Pewnie nie..
Zobaczenie Alana spowodowało że zacząłem myśleć o Ali. Gdy dzisiaj rano ją zobaczyłem wydawała się być smutna ale gdy mnie zauważyła rozpromieniła się. Zupełnie jakby mój widok ją ucieszył. Chcę się dowiedzieć dlaczego była smutna, ale gdy z nią rozmawiałem, rano i po południu, nie okazywała tego. Ciągle chodzą mi po głowie jej słowa przy naszym pierwszym spotkaniu. " Jak mam pomagać ludziom skoro nie potrafię pomoc sobie?" Nie rozumiem co miała wtedy na myśli. Wydaje się być szczęśliwa dziewczyna ale coś jest nie tak, a ja muszę się dowiedzieć co. Dzięki niej odzyskałem nadzieję na pogodzenie się z Rey, a dzisiaj się z nią pogodziłem. Ona mi pomogła, więc teraz ja muszę jej pomóc. Polubiłem ją. Naprawdę ją polubiłem. Nie wiem czy to dobrze, bo narażam ja na niebezpieczeństwo, ale na razie jesteśmy bezpieczni. Poza tym ona nic nie wie, a ja nic jej nie powiem. Dla jej bezpieczeństwa. Nie chciałbym żeby coś jej się stało z mojego powodu. Gdy dzisiaj do nas przyszła, poczułem coś dziwnego. Nie umiem tego opisać ale to coś jakby radość z tego że spedzam z nią czas. To dziwny zbieg okoliczności ale mamy ze sobą wiele wspólnego. Lubię z nią być bo czuje się przy niej lepiej, mimo że znamy się dopiero dwa dni.
Byłem już pod wieżowcem, gdy z drzwi wybiegła Alicja. Była zdenerwowana i zaniepokojona. Prawie na mnie wpadła ale w ostatniej chwili się zatrzymała.
- O. Hej Calum. Widziałeś może Alana? - spytałam lekko drżącym głosem.
- Tak. Widziałem go na mieście. - odparlem. Nie chciałem jej niepokoić więc nie powiedziałem o dziwnym zachowaniu chłopaka.
- To dobrze. Jezu, rodzice go zabija jak nie wróci. - zaczęła histeryzować więc przygarnąłem ją do siebie i przytuliłem. Mój gest zaskoczył Ali ale po chwili się uspokoiła.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Alanowi nic nie jest i na pewno wróci zaraz do domu. - powiedziałem.
- Mam nadzieję. - odparła cicho. - Muszę wracać. Część.
Ali zniknęła w budynku nim zdołałem cokolwiek powiedzieć. Zaskoczyło mnie to. Teraz wiem na sto procent że coś jest nie tak. Muszę się tylko dowiedzieć co... A najlepszym sposobem będzie wypytanie Alana...
***
Wróciłem do mieszkania. Zakupy postawiłem a stole i poszedłem do Raven. Dziewczyna siedziała u siebie w pokoju i czytała coś. Oparlem się o framuge drzwi i stałem tak przez chwilę po czym zapukalem. Rey natychmiast odwróciła głowę i uśmiechnęła się na mój widok.
- Hej Cal. Kupiłeś żelki? - spytała a ja przewrociłem oczami.
- Tak. Kupiłem. - odparlem a dziewczyna rzuciła się biegiem do drzwi z błyskiem w oczach.
Zaśmiałem się i złapałem ją w progu. Wszedłem do pokoju i rzuciłem ją na łóżko.
- Ej! - spojrzała na mnie ze złością, a po chwili zaczęła się śmiać.
- Musimy porozmawiać chwilę. - powiedziałem siadając na brzegu łóżka. Rey posłała mi pytające spojrzenie i usiadła obok mnie.
- O co chodzi? - spytała.
- Chodzi o Ali. Spotkałem ją przed chwilą przed budynkiem. Była zdenerwowana bo Alan zniknął. Widziałem go na mieście i zachowywał się dziwnie. Ali niepokoila się o niego, mówiła coś o rodzicach, i w pewnym momencie wróciła do siebie. Wiem że coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć co. - wyjaśniłem po krotce.
- Aha. Alan nic nie mówił. Wogole był mało rozmowny. Ale jutro idę z nim na imprezę i może się czegoś dowiem. - powiedziała.
- Wolałbym żebyś się z nim nie zadawała. - oznajmiłem na co przewróciła oczami.
- Calum. Jestem już dorosła. Umiem o siebie zadbać. - przytuliła mnie. - Nie martw się tak o mnie.
- Jesteś moją siostrzyczką, muszę się o ciebie martwić. - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
- Oj no wiem. Pójdę jutro na imprezę i spróbuję wyciągnąć coś z Alana. A ty się już tak nie przejmuj Ali, Alanem i mną tylko odpocznij w końcu. Zrób coś dla siebie. - poprosiła.
- Okej. Jutro. Dzisiaj jeszcze trochę się pomartwie. - zaśmiałem się.
- Mogę już iść po żelki? - spojrzała na mnie blagalnie.
- Tak. Leć po żelki. - znowu się zaśmiałem gdy Rey szczęśliwa wybiegła z pokoju.
Po chwili z kuchni dobiegły mnie krzyki dziewczyny.
- Ty chuju! To były moje żelki! Calum! Michael zjadł mi żelki! - westchnąłem i wyszedłem z pokoju siostry.
Jak ja ich kocham...
HEJKA NAKLEJKA MISKI!
PANI HEMMINGS WITA!
No to mamy kolejny rozdział. Niestety znowu nie sprawdzany, bo KTOŚ mnie poganiał i nie mógł doczekać się aż dodam rozdzial. Ale obiecuję że kiedyś poprawie wszystkie rozdziały.. Ten ma 4487 słow, więc zaszalalam. Dzisiaj się nie rozpisuje tylko dodam jeszcze, że nie wiem kiedy kolejny dodam.
PAPATKI MISKI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top