Rozdział 23
*Rozdział dedykowany Caalho
*Tym razem sprawdzony rozdział!
********
****3 tygodnie później****
REVEN'S POV :
Trzy tygodnie... Dla niektórych to szmat czasu... Mi (czy "mnie"? A ciul tak też jest dobrze - dop. Autorki) trzy tygodnie minęły niczym mrugnięcie okiem. Na moje szczęście te 21 dni było spokojnych, nic się nie działo... No może nie licząc małych kłótni z bratem, bo nie chciał mnie puścić do szpitala. Twierdził że "spędzam w szpitalu za dużo czasu i jestem zmęczona". No co poradzę na to że tęsknię za przyjacielem. Tak... Ashton jeszcze się nie obudził a lekarze nie chcą go wybudzac bo to może mieć wpływ na jego stan. Z tego co wiem jeśli za tydzień sam się nie obudzi to zaryzykuja wybudzenie go.
Od dwóch tygodni chodzę do liceum w Londynie. Ludzie są tu całkiem spoko ale to nie to samo co w Australii. Zaprzyjaznilam się z dwoma dziewczynami : Rene i Clare. Są fajne i miło mi się z nimi gada ale taką przyjaźnią na całe życie nie można tego nazwać bo tak naprawdę nic o mnie nie wiedzą. Gdyby coś wiedziały to byłoby to niebezpieczne dla nich jak i dla mnie. Poznałam pewnego chłopaka... Nie to nic poważnego po prostu jesteśmy znajomymi. Lubię z nim przebywać, jest zabawny, szczery, ma poczucie humoru, jest wiecznym optymistą w przeciwieństwie do mnie bo mnie życie nauczyło że lepiej być realistą...
- Raven? Ziemia do Raven. - z za myślenia wyrwał mnie głos Reny.
- Emm. Co? - spytałam spoglądając na nią.
- Pytałam czy widziałaś Lloyda jak ściągnął koszulkę? - spojrzałam na nią głupio i przewróciłam oczami. A ona znowu o tym samym... Właśnie skończylyśmy lekcje i postanowiłysmy że pójdziemy popatrzeć jak chłopcy grają. W gruncie rzeczy przyszłam tu na prośbę Reny, która jest na zabój zakochana w jednym z chłopaków a dokładniej w kapitanie drużyny footballowej.
- Nie Ren nie widziałam, a ty skoro ci się tak podoba to idz i zagadaj do niego. - poradziłam a ona spojrzała na mnie przestraszona.
- Chyba żartujesz. On nawet nie wie o moim istnieniu. - powiedziała smutno i westchnęła.
- Co się będziesz nim przejmować? Przecież to snob i zadufany w sobie głupek. Znajdziesz sobie innego. - odparła jak zawsze szczera Clare, poprawiając swoje fioletowe włosy. A właśnie! Zapomniałam opisać wam moje dwie nowe przyjaciółki. Clare jest wysoką blondynką farbujaca włosy. Wydaje mi się ze polubili by się z Michael'em. Nie muszę mówić dlaczego bo to oczywiste. Ma specyficzny charakter i jest do bólu szczera. Chłopacy dla niej nie istnieją, widzi tylko swoje farby i słuchawki. Ale naprawdę można ją polubić, zresztą ja już chyba jestem przyzwyczajona do ludzi z dziwnym charakterem...
Rena jest jej totalnym przeciwieństwem. Jest cicha, strasznie kochliwa, i nie wierzy w siebie. Ma niskie samopoczucie i przez to jest trochę nieśmiała. Jest śliczna z resztą tak samo jak Clare ale ciągle narzeka że jest brzydka, gruba itp. Taki typ...
- Ej laski? Co to za ciacha które idą w naszą stronę? - spytała zaskoczona Clare. Z ciekawości odwróciłam się w stronę w która patrzyła farbowana i doznałam szoku. Nie, to niemożliwe...
W jednej sekundzie wstałam i rzucilam się biegiem w stronę czterech chłopaków.
- Ashton! - krzyknęłam i skoczyłam na loczka oplatajac go nogami.
- Cześć mała. - zaśmiał się Irwin i objął mnie.
- Ty nie powinieneś być w szpitalu? Przecież...
- Spokojnie młoda. Wybudzilem się już dwa tygodnie temu a i tak musiałem jeszcze leżeć w szpitalu a dzisiaj mnie wypuścili i chciałem zrobić ci niespodziankę. I uprzedze twoje pytanie, udawalem że śpię gdy u mnie byłaś. - przerwał mi Ashton.
- Ty chuju! Wiesz jak ja cierpiałam? Tesknilam za tobą. - uderzylam go w głowę o przylgnelam do niego całym ciałem.
- Aww. Rey mnie kocha. - zaśmiał się. - Ja też tesknilem.
- Hej! My też tu jesteśmy! - zaśmiał się Clifford.
- Stul pysk Gordon, ciebie przez cały czas musiałam znosić. - rzucilam i zeszlam z Asha.
- Tylko nie Gordon Anastasia. - warknal uśmiechając się bo wiedział że nienawidzę swojego drugiego imienia, tak jak on. To taka nasza gra.
- Pysk Clifford. Chodźcie kogoś poznać. - powiedziałam i złapałam Ashtona za rękę ciągnąc go w stronę przyjaciółek, które przez cały czas patrzyly na mnie ze zdziwieniem.
- Chłopaki to są Rena i Clare. Dziewczyny to mój brat Calum i reszta która jest mniej ważna. - powiedziałam i pisnelam z bolu, bo ktoś jebnął mnie w głowę. - Dobra już dobra, reszta to Ashton, Luke i Michael.
- Hej! - krzyknelo całe zbiorowisko i zanioslo się śmiechem.
- Dobra dobra skoro już każdy się zna, to sorki dziewczyny ale stęskniłam się za przyjacielem i chciałabym trochę z nim pobyć. - przytulilam się do Ashtona a chłopak objął mnie.
- Spoko, nie ma sprawy. - odparła Clare patrząc na Clifforda.
- Jak słodko Hood. W końcu spotkałas się z chłopakiem. To prawdziwy czy mu zaplacilas? - usłyszałam drwine najgorszej szumowiny w szkole - Taylora Starka.
- Spierdalaj Stark. - rzuciłam i złapałam Caluma za rękę który już szedł w stronę chłopaka.
- A ci to kto? Twoi ochroniarze? - zadrwił ponownie i zaniósł się śmiechem, przybijajac piątkę swoim kumplom.
- Słuchaj gowniarzu. To nie twój interes kim jesteśmy i lepiej pilnuj swojej dupy bo ktoś może ci ja boleśnie obić. - warknął Clifford a Clare zwróciła głowę w jego stronę. Zaśmiałam się pod nosem i pociągęłam brata za rękę chcąc go zaciągnąć do domu ale stał jak wmurowany w ziemię.
- Calum. Chodź, szkoda na niego słów. On tak ma, to taki jebnięty na umyśle typ i tyle. - powiedziałam i tego pozalowalam. W przeciągu kilku sekund poczułam pieczenie na policzku. Wiedziałam co się stało bo Calum w jednym momencie rzucił się na Starka i zaczął się z nim bić. Oczywiście Tay nie miał szans z Calumem, no bo błagam was... Przecież to oczywiste...
Poczułam jak czyjeś ręce mnie obejmują.
- Zostaw mnie. - warknelam do Irwina który zaskoczony odsunął się.
Podeszłam do bijacych się i w pewnym momencie gdy odsuneli się od siebie weszłam pomiędzy nich.
- Raven co ty robisz? Muszę go załatwić. - powiedział z mordem w głosie a ja tylko odwróciłam się do niego plecami i patrząc zabijajacym wzrokiem na Starka, podciełam mu nogi.
- Ty szmato! Zachciało ci się walczyć? Załatwię cię jednym palcem. - warknął i stał na równe nogi.
Zamachnal się ręką ale zablokowałam jego cios, odwróciłam się i lapiac go za dłoń i łokieć przerzucilam go sobie nad głową tak że uderzył plecami w ziemię. Nim zdołal się otrząsnąć z szoku wywołanego moim czynem obróciłam go na brzuch i siadając mu na plecach wykreciłam mu rękę pod nienaturalnym kontem. Chłopak zawył z bólu i próbował się uwolnić ale każdy jego ruch powodował większy ból więc dał sobie spokój.
- Jak widać jesteś tylko mocny w gębie bo ta szmata właśnie skopała ci tyłek w kilka minut. - zadrwiłam i puściłam go. Gdy odwrócił się mordując mnie wzrokiem i masując obolalą rękę, splunęłam mu w twarz. Podeszłam do dziewczyn ignorując zdziwione miny chłopaków i podniosłam torbę z ziemię.
- Michael Clifford. Numer podeślę ci sms'em. - szepnęłam do Clare i ruszyłam w stronę ruchliwej ulicy Londynu.
- Jeszcze tego pożałujesz! - krzyknął za mną Taylor a ja nie odwracając się pokazalam mu kciuk w górę. Pokazanie środkowego palca byłoby zbyt oczywiste.
- Raven? - Calum i reszta patrzyli na mnie jak na kosmite.
- Co? - spytałam.
- Co... to było? - dokończył Luke.
Jego mina wyrazala wszystko.
- Nic. Od naszego przyjazdu chodzę na kurs samoobrony. W końcu muszę jakoś sobie radzić nie? - powiedziałam jakby to było oczywiste i stanęłam w miejscu patrząc na nich.
Wszyscy byli zdziwieni ale Calum chyba najbardziej.
- Co się tak patrzysz Hood? - spytałam.
- Już nie mogę patrzeć na swoją siostre Hood? - to taka nasza gra.
- Znowu zaczynasz Hood? - prychnęłam i stanęłam na przeciwko brata patrząc mu w oczy.
- Sama zaczęłaś Hood. - czyli tak chce się bawić...
- W końcu to twoje nazwisko Hood.
- Twoje także Hood. - odparł szczerzac do mnie swoje wybielane kły.
- Skończ Hood. - poprosiłam.
- Skończę gdy będę chciał Hood. - zaśmiał się i zwichrzył mi włosy.
- A spierdalaj Hood. - warknełam i poprawiłam włosy. Założyłam ręce na piersi i ruszyłam w stronę naszego wieżowca. Na szczęście był tuż za rogiem ulicy.
- Nie obrażaj się Hood. - poprosił a ja uśmiechnęłam się pod nosem i szłam dalej.
- Raven Anastasia Hood. Zatrzymaj się. - jeśli myśli że zatrzymam się tylko dlatego że użył mojego drugiego imienia to się pomylil.
Zamiast się zatrzymać, odwróciłam się, rzuciłam torbę Hemmingsowi i zaczęłam uciekać. Biegłam przed siebie starając się trzymać wyrównany oddech. Po paru minutach wpadłam do naszego wieżowca i wpadłam do otwierającej się właśnie windy. Z zza zamykających się drzwi zobaczyłam wbiegajacego do budynku Cala, na moje szczęście i jego nieszczęście drzwi windy zamknęły mu się tuż przed nosem.
Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze, ostrożnie wyjrzalam na korytarz i nikogo nie zauważając wyszłam z windy i ruszyłam w stronę naszego apartamentu.
Nim dotarłam do drzwi ktoś złapał mnie w pasie i podniósł z ziemi.
Ostatecznie wylądowałam na plecach brata.
- Calum Thomas Hood! Postaw mnie i to już. - warknęłam bijąc go po plecach.
- Nope. - ah tak? Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Postaw mnie! Albo zacznę krzyczeć! - zagroziłam.
- Przecież już krzyczysz. - zauważył i stanął przed drzwiami naszego mieszkania czekając na resztę.
- Ash pomóż mi! - krzyknęłam gdy loczek w końcu dotarł na górę.
- Sorry młoda sama się o to prosiłaś. - powiedział tylko i otworzył drzwi mieszkania.
- Pff... I ja za tobą tesknilam. - burknełam i ponowiłam próby uwolnienia się z rąk brata.
- I tak wiem że mnie kochasz. - zaśmiał się Irwin i wszedł do środka a Calum za nim.
- Calum postaw mnie do cholery! - krzyknęłam.
- Na pewno tego chcesz? - spytał.
- Tak kurwa. Nie drażnij mnie. - warknęłam.
- Okej sama chciałaś. - powiedział poczym ściągnął mnie ze swoich pleców i po prostu puścił a ja uderzyłam tyłkiem o podłogę.
- Debilu! Miałeś mnie postawić a nie rzucić na podłogę! - wydarłam sie wstając na nogi.
- Trudno się mówi. - powiedział tylko i uśmiechnął się do mnie.
- Idiota. - prychnęłam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. W pewnym momencie coś mi się przypomniało więc stanęłam w miejscu.
- Luke Robert Hemmings! - krzyknęłam chcąc znaleźć blondyna.
- Luke poszedł do sklepu, bo lodówka pusta. - wyjaśnił Michael wchodząc do mieszkania.
- On ma moją torbę. - zaskomlałam jak pies.
- Spokojnie młoda ja ją mam. - powiedział i wyciągnął zza pleców moja torbę. Wzięłam ją od niego i udałam się do pokoju.
- Co się mówi?! - krzyknął za mną Clifford.
- A spierdalaj! - odkrzyknęłam i zamknęłam drzwi pokoju.
- Zero kultury u tej młodzieży. - usłyszałam jeszcze słowa Mike'a.
Rzuciłam torbę na pufe i zdejmując buty położyłam się na łóżku.
***
Wpatrywałam się w sufit chyba z pół godziny, próbując chociaż przez chwilę o niczym nie myśleć, gdy do pokoju wszedł Calum.
- Chodź na obiad. - powiedział i wyszedł.
Co mu się stało? Nigdy nie był taki oschły... Może znowu chodzi o Winstona?
Szybko wstałam i wyszłam z pokoju kierując się w stronę kuchni. Gdy weszłam wszyscy siedzieli jak struci nic nie mówiąc.
- Stało się coś? - spytałam siadając na swoim miejscu.
- Włącz telewizor to się dowiesz. - powiedział Luke a ja automatycznie wstałam i poszłam do salonu i włączyłam tv.
Na ekranie pojawiła się kobieta stojąca z mikrofonem przed budynkiem Capital Records.
- Nasi informatorzy donoszą że Capital Records zerwali umowę z zespołem 5 Seconds of Summer z powodu przerwania przez niego trasy. Dzięki CR czwórka chłopaków wybiła się na czołowe miejsca na listach przebojów w wielu krajach. Czy zerwanie umowy oznacza upadek zespołu? - słowa prezenterki wstrząsnely mną do głębi.
Ale jak to? Przecież nie mogli zerwać umowy....
Wyłączyłam telewizor i wróciłam do kuchni. Usiadłam przy stole i przytulilam się do brata. Przez 10 minut jeśli więcej w pomieszczeniu panowała grobowa cisza.
- Czyli to koniec naszej kariery. - stwierdził Calum poczym wstał i wyszedł z kuchni. Luke już wstał żeby za nim pójść ale złapałam go za rękę.
- Ja pójdę. - powiedziałam a blondyn kiwnal głową i z powrotem usiadł przy stole.
Wyszłam z kuchni i poszłam do pokój brata. Calum siedział na łóżku. Głowę schował w dłoniach a palcami próbował wyrywać włosy co mu nie wyjdzie bo próbowałam wielokrotnie i ani razu mi się to nie udało.
- Calum. - zrobiłam krok w stronę brata.
- Zostaw mnie. - powiedział nie patrząc na mnie.
- Calum chcę...
- Wyjdź Raven, chce zostać sam. - jego głos stał się glosniejszy.
- Ale ja chce tylko...
- Wyjdź do cholery! - krzyknął.
Jego słowa sprawiły że cofnelam się do tyłu. Popatrzyłam na niego z bólem w oczach i wyszłam z pokoju zostawiając go samego.... Tak jak chciał...
Nie wróciłam do kuchni ale poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Płakałam z bezsilności, z naszej beznadziejnej sytuacji, z wszystkiego co od paru tygodni próbowałam w sobie tłumic...
LUKE'S POV :
Calum wyszedł z kuchni dosłownie przed sekunda. Wstałem z zamiarem pójścia za nim ale ktoś złapał mnie za rękę.
- Ja pójdę. - usłyszałem Raven więc kiwnąłem głową i usiadłem przy stole.
Spojrzałem na chłopaków. Każdy z nich wyglądał tak samo i pewnie czuł się podobnie do mnie.
Jak oni mogli zerwać nasza umowę? Przecież stracą w ciul kasy. My stracimy reputację i sławę. To będzie koniec zespołu 5 Seconds of summer...
- Wyjdź do cholery! - usłyszeliśmy krzyk Caluma.
Spojrzałem z przestrachem na chłopaków. Każdy z nich był wstrasniety tym że Calum krzyknął na Raven. Nigdy mu się to nie zdarzało.
- Pójdę do niego. - powiedziałem i wstałem od stołu wychodzącej z kuchni.
Wszedłem do pokoju Hooda. Chłopak siedział przy łóżku i... płakał? Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakał, chyba wtedy gdy odzyskał Rey.
Usiadłem obok niego. Jak zwykle chciałem go pocieszyć.
- Calum. Co się z tobą dzieje? - spytałem.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko raptownie przesunął się do mnie i przytulił. Zdziwiło mnie to ale objałem go bo wiedziałem że tego potrzebuje.
- Ja nie chcę tak żyć Luke... Mam dość... Jestem porażką... Wszystkich zawodze... Nawet teraz.... Wszystko spieprzyłem... Spieprzyłem wam życie... Spieprzyłem swoje życie.... Życie Raven... To wszystko przeze mnie... Teraz nie mamy kontraktu, sponsora... To koniec naszej kariery... Naszych marzeń... - Calum wylewal z siebie morze łez równocześnie z poczuciem winy.
- Calum, ogarnij się w końcu i przestań obwiniac. Ciągle pocieszanie cię robi się nudne. Wiem że każdy czasami potrzebuje pocieszenia ale twoje zachowanie jest chore. Nie patrz tak na mnie bo mówię prawdę. - dodałem gdy spojrzał na mnie z żalem. - Nikt z nas cię nie obwinia a ty tylko niszczysz sobie psychikę, i przy okazji niszczysz psychikę Raven. Ona widzi co się z tobą dzieje a dosłownie przed chwilą na nią nakrzyczałeś. Twoje zachowanie źle na nią wpływa. A chyba nie chcesz żeby cierpiała. - chłopak pokręcił głową. - To ogarnij się, przepros ją i pogodz się ze swoim losem bo go nie zmienisz. Ciul z kontraktem i Capitol Records, wytwórnie się o nas biją, sponsorów znajdziemy wszędzie. Poradzimy sobie, jak zawsze.
Calum kiwnal głową i wstał. Ruszył w stronę wyjścia ale zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił się w moją stronę.
- Dzięki Luke. Za wszystko. - powiedział i wyszedł z pokoju.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i wstałem. Może powinienem zostać psychologiem...?
Wróciłem do kuchni i usiadłem przy stole.
- Co z nim? - spytał Michael.
- Cały czas się obwinia. Ale pomożemy mu. Raven mu pomoże, tak jak kiedyś on jej. Będzie dobrze. - odparlem opierając się o ścianę.
- Zostaw mnie! Nie słyszałeś?! Wyjdź! - usłyszeliśmy krzyki Raven.
- Chyba jednak nie będzie. - westchnął Ashton.
Po chwili zobaczyliśmy Caluma który przemknal korytarzem nawet na nas nie patrząc a sekundę później usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych.
- Zwariuje z nimi. Widać że są rodzeństwem. - ironia w słowach Michaela sprawiła że się uśmiechnąłem.
- Pójdę do niej. Teraz potrzebuje mnie. - powiedział Ash i wyszedł z pomieszczenia.
- Co teraz zrobimy? - spytał Clifford.
- Nie wiem Mike. Nie wiem. Idę się położyć. Rodzina Hood mnie wykancza. - stwierdziłem. Michael kiwnal głową więc wyszedłem z kuchni i poszedłem do siebie.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i podłączyłem go do leżących na szafce nocnej słuchawek. Włożyłem słuchawki do uszu, puściłem "Don't Cry - Gun's&Roses" i położyłem się na łóżku...
CALUM'S POV :
Wszedłem do pokoju siostry. Rey leżała na łóżku i płakała. Gdy ją zobaczyłem coś scisnęło mnie w klatce piersiowej. Coś, a dokładniej ból, rósł z każdą chwilą patrzenia na to jak skrzywdzilem swoją jedyną małą siostrzyczke.
Podeszlem do łóżka i usiadłem na nim. Rey podniosła się a ból jaki zobaczyłem w jej oczach spowodował że tylko bardziej wzrósł mój ból a poczucie wyrządzenia jej niewyobrażalnie wielkiej krzywdy pogłębialo moje poczucie winy.
- Rey. Chciałem cię przeprosić. Nie wiem co się ze mną stało. Nie chciałem na ciebie krzyczeć...
- Nie chciałeś, ale to zrobiłeś. - przerwała mi.
- Wiem... Przepraszam to nie miało się zdarzyć... To emocje mną kierowały...
- Emocje? Calum czy ty siebie słyszysz? Nigdy na mnie nie krzyczałes, nawet gdy kierowały tobą emocje. Nigdy. Rozumiesz? Nigdy. A dzisiaj? A nie czekaj przecież zawsze musi być ten pierwszy raz nie? - spytała z ironią w głosie a jej oczy znowu się zaszklily.
- Rey... Ja naprawdę nie chciałem... Przepraszam... Wybacz mi proszę. Nie chcę stracić naszej więzi. - powiedziałem patrząc na nią blagalnie.
- Chyba właśnie ją straciłeś. - oznajmiła a jej słowa przerazily mnie.
- Siostra, proszę cię, nie mów tak. - poprosiłem łamiacym się głosem.
- Wyjdź. - rozkazala.
- Raven...
- Zostaw mnie! Nie słyszałeś?! Wyjdź! - krzyknęła więc wstałem powoli i wyszedłem z jej pokoju. Nie wróciłem do chłopaków tylko bez słowa wyszedłem z mieszkania.
***
Chodziłem bez celu po Londynie, starając się jakoś ogarnąć myśli. Na próżno... Ciagle targaly mną wyrzuty sumienia i niewyobrażalny ból po stracie siostry.
Nie zwracałem uwagi na przechodzących obok i gapiacych się na mnie ludzi. Nie wiem czemu wzbudzałem ich zainteresowanie. Może dlatego że na głowie miałem kaptur a na nosie ciemne okulary i szedłem przed siebie nie zwracając uwagi na ludzi których potracalem. Mam gdzieś co o mnie myślą...
W pewnym momencie znowu na kogoś wpadłem.
- Hej! Uważaj jak łazisz! - krzyknęła dziewczyna.
Spojrzałem na nią. Była średniego wzrostu, miała czerwone włosy i patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić, chociaż nic jej nie zrobiłem.
- Sorry. - burknalem i odwróciłem się idąc dalej nie wiadomo gdzie.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?! - krzyknęła za mną dziewczyna.
Nie reagowałem na jej krzyki tylko szedłem przed siebie. Po chwili ni stąd ni z owąd wyrosła przede mną i stanęła na środku chodnika nie dając mi przejść.
- Chyba cie przeprosiłem nie? - warknąłem. Dziewczyna zaczęła mnie irytować.
- Wiem ale to nie były zbyt grzeczne przeprosiny. - stwierdziła zgryźliwie.
- Przepraszam okej? Nie mam nastroju i tyle. - ponownie ją przeprosiłem starając się by moje słowa zabrzmialy szczerze.
- Widzę właśnie. Jesteś przybity i wszystko masz gdzieś. Dręczy cię poczucie winy więc odpada rzucenie przez dziewczyne ale stawiam na kłótnie z rodziną albo z przyjaciółmi. Chcesz wszystko naprawić i sprawić by wszystko było tak jak dawniej ale nie wiesz jak to zrobić. - zaskoczyły mnie jej słowa.
Jak mogła mnie tak rozszyfrować? Przecież nawet mnie nie zna...
- Skąd... skad tyle o mnie... wiesz? - spytałem.
- Obserwacja. Widzę jak się zachowujesz. - wyjaśniła uśmiechając się lekko. - Spieszę się do domu, przepraszam.
- Może cię odprowadze? - spytałem a dziewczyna kiwnela lekko głową.
- Zapomniałam się przedstawić. Alicja. - powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę.
- Calum. - przedstawiłem się i uscisnalem jej rękę.
- Powiedz Alicjo, często obserwujesz ludzi? - zagailem rozmowę.
- Tylko nie Alicjo. Mów na mnie Ali. - poprosiła. - I tak. Nie wiem dlaczego ale potrafię opisać człowieka i to z czym się boryka na podstawie jego zachowania, mimiki twarzy, tonu głosu. Jestem dosyć specyficzna.
- To prawdziwy dar. Możesz dzięki temu pomagać ludziom. - oznajmilem.
- Jak mam pomagać ludziom skoro nie potrafię pomoc sobie? - szepnęła cicho.
Miałem ją zapytać czemu tak uważa ale stwierdziłem, że gdyby sama chciała, to by mi powiedziała.
- To tutaj. - oznajmiła Alicja.
Staliśmy pod moim wieżowcem.
- To jakiś dziwny zbieg okoliczności ale też tu mieszkam. - zaśmiałem się.
Czekaj... Naprawdę się zaśmiałem? To dziwne ale ta dziewczyna jakoś dobrze na mnie wpływa.
- Naprawdę? Mieszkam na 11 pod numerem 114. - oznajmiła.
- Ja razem z przyjaciółmi i siostrą - na wspomnienie siostry głos mi się załamał co nie uszlo uwadze Ali - na 12 pod numerem 118.
Ali uśmiechnęła się i weszła do budynku a ja za nią. Wsiedliśmy do windy i każde z nas nacisnelo guzik z numerem swojego piętra.
Staliśmy w ciszy, dopóki winda nie zatrzymała się na piętrze Alicji.
Dziewczyna wyszła z windy i odwróciła się w moją stronę.
- Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać. - powiedziała zanim drzwi się zamknęły.
Słowa czerwonowłosej trochę mnie zdziwiły ale i po trochu ucieszyły. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wyszedłem z windy. Podeszłem pod drzwi naszego pokoju i po chwili wahania wszedłem do środka....
*****
HEJKA NAKLEJKA MISKI!
ANONIMOWA ZNOWU JEST Z WAMI!
Dodałam! Wiem że późno ale plany się pozmieniały i fabuła też więc trochę mi zeszło ale to też i wina Wattpada bo usunął mi połowę rozdzialu i nie miałam jak jej przywróci bo mi nie zapisało. Ale ważne że dodałam. A no i to z Ashtonem jest możliwe, bo takiej jednej dziewczynie z którą byłam w tamtym roku na rekolekcjach, brat też tak zrobił. Ogólnie oni są bardzo zzyci a ja z tą dziewczyną bardzo się polubilysmy, a ona mi i tym opowiedziała, i ostatnio sobie to przypomniałam i wykorzystałam to w ff. I tak pytałam ją o zgodę.
Nie wiem kiedy będzie następny ale tak jak zwykle postaram się dodać jak najszybciej.
Mam dla was pewne info. Jak widać pojawiła się nowa postać którą na razie owieje tajemnicą ale na pewno zmieni ona życie naszych bohaterów...
PAPATKI MISKI!
Ps. Rozdział ma 3441 słów!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top