Rozdział 18
* Rozdział (znowu) nie sprawdzany!
POV RAVEN :
Nareszcie! Nareszcie siedzę w samolocie i wracam do domu, do Sydney. Od ponad roku nie marzyłam o niczym innym tylko o powrocie do Australii z bratem i chłopakami, powrocie do rodziny. Ale przecież ja już praktycznie nie mam rodziny, oczywiście jeśli nie liczyć Caluma i chłopaków, no bo przecież rodzice pracują dla naszego największego wroga więc raczej można ich usunąć z grona rodziny. Wiem że jestem brutalna ale taka jest prawda. Oni nas zdradzili! Swoje dzieci! Poza tym po tym co chcieli, nie, po tym co mi, nam zrobili nie zasługują na nasz szacunek.
- Rey? - moje rozmyślania zostały przerwane przez głos Caluma.
- Emm... co?
- Już jesteśmy w Sydney! - krzyknął na cały samolot Ashton a ja walnelam się z otwartej dłoni w czoło gdy inni ludzie zaczęli się na niego dziwnie patrzeć.
- Stul pysk Irwin i pomóż mi zdjąć bagaże podręczne. - opieprzył go Cal.
- A co? Sam nie dasz rady Hood? - spytał loczek.
- Pff... Oczywiście że dam radę ale nie zamierzam nosić twoich bagaży. - mówiąc to mój brat ściągnął z góry torbę Asha i rzucił nią w niego. Chłopak złapał ja jedna ręką i uśmiechnął się triumfalnie do Caluma.
- Dobra ogarnijcie się i chodźcie. - wtrącił się Mike.
Wstałam z fotela, wzięłam swoją torbe i wyszłam za chłopakami z samolotu.
- Jak dziwnie jest wychodzić z samolotu i nie słyszeć pisku fanek na wasz widok. - stwierdziłam a chłopaki mi przytakneli.
Poszliśmy po resztę bagaży, gdy telefon Ashtona zadzwonił.
- Tak?... Ok... Dzięki stary... Cześć. - rozmowa Irwina nie trwała zbyt długo i ograniczała się do paru słów...
- Kto to był? - spytał Luke.
- Bob. Dzwonił że auto jest na miejscu i czeka na nas na parkingu. - wyjaśnił i skierował się do wyjścia. Gdy wyszliśmy na parking zobaczyliśmy chyba z tysiąc samochodów.
- Eeee...Ash? Jak ty chcesz znaleźć spośród tych wszystkich aut nasze? - spytałam.
- Normalnie. Moje autko jest wyjątkowe więc z łatwością je znajdę.
- odparł z uśmiechem na ustach. Po chwili staliśmy przed czarnym Audi R8 V10 Coupe. Pewnie sie zastanawiacie skąd wiem że to akurat ten model. Cóż... Tak się dzieje gdy się żyje i mieszka z czterema chłopakami.
Z auta wysiadł, jak przypuszczam Bob. Był to blondyn średniego wzrostu ale i tak był wyższy ode mnie... Przywitał się z chłopakami, mrugnal do mnie i odszedł gdzieś nie mówiąc ani słowa.
Obeszlam cały samochód dookoła ale nie zauważyłam nic co wskazywało by na to że jest Ashtona, oczywiście nie licząc tego że jest najdroższe z wszystkich aut na tym parkingu. Wtedy mój wzrok padł na tablicę rejestracyjną... Wybuchnelam głośnym śmiechem na co reszta patrzyła na mnie niezrozumiale.
Gdy w końcu się opanowałam, oparłam się o Caluma i biorąc głęboki oddech spytałam z niedowierzaniem :
- Ashton? Serio?
- No co przecież to normalne. - uznał Irwin na co podniosłam do góry brew. - Napis "King Ashton" na tablicy rejestracyjnej uważasz za normalny? - spytałam kpiaco a gdy reszta zajarzyła o co chodzi cały parking rozbrzmiał śmiechem trójki chłopaków. Ja tylko stałam i patrzyłam się na Ashtona wzrokiem mówiącym "Mowilam ze mam rację". On tylko coś wymamrotal i wsiadł do samochodu. Gdy już wszyscy się uspokoili wsiedlismy do samochodu a Irwin odpalił auto i wyjechał z parkingu.
- Ash?
- Co? - burknął ciągle obrażony.
- Mam tylko jedno pytanie. Skąd pomysł na taki napis? - gdy się o to spytałam chłopaki zaczęli się dusić ze śmiechu a Ashton zignorował moje pytanie i skupił się na kierowaniu.
- No, Ashton. Nie obrażaj sie, my tylko sie z ciebie nabijamy. - pocieszylam go ale tylko coś burknął.
- Noo Ashton. Eh.. Co mam zrobić żebyś przestał się boczyc? - spytałam niechętnie. Gdy Irwin usłyszał pytanie jego twarz rozjaśnił uśmiech jak gdyby tylko na to czekał. O nie...
- Hm... Pomyślmy... Masz pocałować Hemmo! Ała! - Luke, Calum i ja równocześnie uderzylismy go w łeb przez co musiało go zabolec.
- Nie zapominaj się Irwin. - ostrzegł Cal a ja walnelam go w rękę. - Ała. - udał że go zabolało i zaczął masować rękę.
- No Rey! Obiecałaś. - przypomniał Ash a ja westchnęłam przeciagle, pochyliłam się do przodu i cmoknelam w policzek, siedzącego na fotelu pasażera, Hemmingsa.
Do końca drogi siedzieliśmy cicho tylko Ashton uśmiechał się jak pojebany. Ciągle nie wiem z czego się tak cieszył.
Zostawiliśmy Mike'a pod jego domem i pojechaliśmy na nasze osiedle. Praktycznie wszyscy mieszkaliśmy na tym samym osiedlu oprócz Clifforda który mieszkał na osiedlu obok. Ashton zaparkowal auto a naszym podjeździe i zgasil silnik. Wysiedlismy z Calumem z auta i pożegnaliśmy się z resztą. I tak za chwilę wszyscy zleca się do nas do domu... Cal wyciągnął z bagażnika walizki i po pięcio minutowym szukaniu kluczy otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
Jezu... Już nawet zapomniałam jak wygląda nasz dom... No cóż, większość czasu przez ostatnie parę lat spędziliśmy w LA albo jeździliśmy w trasy a potem to porwanie i wogole...
Dobrze było w końcu wrócić na stare śmieci. Zostawiłam bagaże w przedsionku i pobiegłam do salonu. Wszystko było takie jakie zostawiliśmy dwa? chyba tak, dwa lata temu... Jejku... Tyle czasu nie byłam w domu... Wybiegłam z salonu i pognałam po schodach na piętro. Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Pamiętam że uwielbialam w nim spać, chyba nic się nie zmieniło bo dalej było przyjemnie miękkie i poczułam się lekko znużona ale zaraz się otrząsnęłam i usiadłam rozglądając się wokoło. Nic się nie zmieniło... Ściany dalej były miętowo-fioletowe, na podłodze przy łóżku leżał biały pechowy dywan. Meble stały na swoim miejscu a wszystkie moje rzeczy znajdowały się tam gdzie zawsze. Wstałam i podeszłam do szafy otwierają ją. Na półkach i wieszakach dalej leżały ciuchy które zostawiłam ostatnim razem. Tera już pewnie wszystkie są za małe...
- Tesknilas za domem prawda? - usłyszałam za sobą głos brata.
- Tak. Bardzo. - odparlam.
- Ja też. - przyznał Calum.
Podeszłam do brata i objęłam go wtulając się w niego i mówiąc :
- Chciałabym żeby wszystko było tak jak dawniej. Żebyśmy nie musieli się bać o to co będzie jutro. Żebyśmy mogli normalnie żyć.
Calum objął mnie. i powiedział :
- Już nie długo siostra, obiecuję ci że wkrótce wszystko wróci do normy.
- Mam nadzieję. - szepnęłam i odsunelam się od brata.
Ponownie rozejrzalam się po pokoju i zauważyłam że brakuje w nim jednej rzeczy.
- Calum? Nie widziałeś mojej fishki? - spytałam.
- Nie a co?
- Nic. Wydawało mi się że zostawiłam ja w pokoju ale możliwe że zabrałam ja ze sobą do LA i tam zostawiłam. - wyjaśniłam.
- Aha. Może poszukaj gdzie indziej. - zaproponował Cal.
- Później to zrobię. Masz wiadomości od chłopaków? - nie żebym tesknila czy coś, po prostu wiem że i tak jeszcze tu dzisiaj przyjdą.
- Tak. Luke dzwonił i mówił że przyjadą za godzinę i wezmą ze sobą pizze. - widząc moja skrzywiona mine zaśmiał się i dodał. - Spokojnie, o tobie też pomyśli. Przywioza ci jakąś sałatkę z owoców zrobiona przez mamę Ashtona, a Luke weźmie z domu spaghetti. Więc nie umrzesz z głodu.
- Choć tyle dobrze. - stwierdziłam i usiadłam z powrotem na łóżku.
- Cal?
- Tak Raven?
- A co z moją szkołą? - spytałam.
- Już się tym zająłem. Rozmawiałem z dyrektorem liceum i powiedział że musisz wrócić się do drugiej klasy zeby zaliczyć rok a później zdać maturę. Inaczej nie puszczą cię na studia. - oznajmił.
- Aha. Czyli muszę się wybrać na zakupy. - stwierdziłam.
- No. Tym bardziej że rok szkolny zaczyna się już za tydzień.
- Że co?! - naprawde mam tylko tydzień wolnego?
- Niestety siostra. - rzucił Calum i wyszedł.
- Niestety siostra. - przedrzeźniłam go.
- Słyszałem! - zawołał z pokoju obok Cal.
- O to chodziło! - odkrzyknęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Czyli mam godzinę spokoju zanim przez dom znowu przejdzie tornado męskiego testosteronu...
POV LUKE :
Jak dobrze znowu być w domu, siedzieć w starych czterech ścianach swojego pokoju, moc przynajmniej w jakiejś części poczuć się normalnie, mieć świadomość że wszystko jest po staremu choć w jakiejś części. Wiedziałem że w końcu tu wrócimy ale nie spodziewałem się że będzie to możliwe yak szybko. No bo jak mieliśmy wrócić do miejsca gdzie wszyscy nas znają? Bylibyśmy na widoku i każdy z szajki Winstona miałby nas podanych na talerzu, dosłownie, wystarczyłoby żeby zaplanowali pułapkę i już po nas. W sumie gdy siedzieliśmy w samolocie zastanawiałem się czy dobrze robimy wracając ale teraz już nie mam wątpliwości.
- Luke! Spaghetti gotowe! - usłyszałem wołanie mamy. ( musiałam gdzieś dorzucić do opowiadania moja teściową 😉 - dop Autorki). Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Gdy pojawiłem się w kuchni wylądowałem w uścisku matki.
- Mamo.
- Przepraszam cię Luke ale bardzo za tobą tesknilam. Nie było cię w domu prawie dwa lata! - wyjaśniła ciągle trzymając mnie w ramionach.
- Ja też tesknilem mamo. - odparłem.
- Dobra. Już. Chodź jeść. - rozkazała i puściła mnie.
- Mamo? Mógłbym wziąć trochę dla Caluma i Raven? - spytałem nawijajac na widelec makaron.
- Oczywiście. Michael pewnie weźmie pizze i ratujesz Raven? - spytała śmiejąc się.
- Tak. Rozmawiałem z chłopakami przed chwilą i nie jestem jedyny który ratuje Rey, Ash zamierza wziąć sałatkę z owoców. - wyjaśniłem.
- Ciągle nie rozumiem jak można jeść tylko pizze. - zaśmiała się i zaczęła pakować jedzenie.
Zjadłem i odstawiajac talerz do zlewu spytałem mamy czy widziała klucze od mojego auta.
- Powinny leżeć na komodzie w przedpokoju, tam gdzie je zostawiłeś ostatnio. Nikt ich nie ruszał, chociaż Ben próbował "pożyczyć" twój samochód. - wyjaśniła.
Ah tak? Nasz kochany Ben Hemminngs próbował zabrać mi auto? Niech no ja go tylko spotkam...
Mama chyba zauważyła że zapalałem radością na wieść o tym że starszy brat chciał zabrać mi auto, bo zaśmiała się i czochrając mi moje idealnie postawione na żelu włosy (musiałam... 😂 - dop. Autorki), powiedziała :
- Spokojnie twoje auto jak stało tak stoi w garażu.
- Mamo musiałaś? - spytałem poprawiając włosy.
Gdy w końcu doprowadziłem je do poprzedniego stanu zabrałem jedzenie i żegnajac się z mamą wziąłem z komody klucze i poszedłem do garażu. Zadowolony wsiadłem do swojego autka i westchnąłem przeciagle opierając się o oparcie fotela.
Z każdą sekunda siedzenia we własnym aucie byłem coraz bardziej przekonany o tym że jeszcze może być tak jak dawniej. Przeszliśmy już bardzo wiele, zasługujemy na spokój. Wiem że to dopiero początek końca, wszystko wraca do normy ale minie jeszcze sporo czasu zanim Winston w końcu trafi za kratki a my będziemy mogli spokojnie żyć. Czasami zastanawiam się co by było gdybyśmy się nie poznali z chłopakami. Nie chodzi o to, ze któregos obwiniam o to przez co teraz przechodzimy, po prostu chciałbym żyć normalnie, mieć dziewczynę, grać w fife całymi dniami, wydurniać się z chłopakami, drażnić Rey... Jednak ciągle wierzę w to jeszcze będziemy tak żyć. Podobno nadzieja umiera ostatnia.
Włożyłem klucz do stacjki i odpaliłem samochód. Wyjechałem z garażu. W sumie nie wiem dlaczego wziąłem auto bo do Hood'ów mam jakieś 500 metrów ale tesknilem za swoim autem. W LA jeździliśmy różnymi samochodami ale to nie to samo co jeździć własnym. Spojrzałem na zegarek. U Caluma miałem być za pół godziny więc postanowiłem że pojezdze trochę po okolicy a później zostawię auto pod domem i pójdę do Cala na nogach. Zadowolony ze swojego planu objechałem osiedle trzy razy i zaparkowalem auto na podjeździe pod domem. Wysiadłem, zamknąłem auto i wszedłem do domu zostawiając klucze i poszedłem do siebie poszukać swoich vansów.
Po pięciu minutach poszukiwań wyszedłem z domu. Szukając butów moje myśli wróciły do sytuacji w aucie. Teraz też nie mogłem przestać o tym myśleć. No bo jak?
Gdy Ashton kazał Raven mnie pocałować myślałem że go udusze gołymi rękami. Wiedziałem że to zaplanował wcześniej. Zbyt szybko wymyślił jej zadanie jak na takiego przygłupa. Ale chyba wystarczająco mu się dostało bo podczas rozmowy na skayp'ie Irwin usłyszał parę słów od Hooda. Należało mu się, sam bym mu coś powiedział ale i tak nic by to nie dało. I wyszło by na to że to było dla mnie niezręczne. Bo było. Gdy Rey nachyliła się i cmoknęła mnie policzek modliłem się tylko o to by na moje policzki nie wpłynął róż. To było naprawdę niezręczne ale z drugiej strony całkiem przyjemne. Ten "pocałunek" nie był zwyczajny, był... delikatny niczym lekki powiew wiatru, był wyjątkowy. Był... nie zobowiązyjący nie wyrażał żadnych uczuć, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale przede wszystkim był wyjątkowy. Miałem dziesiątki dziewczyn ale żaden pocałunek nie wywołał we mnie takich uczuć...
- Luke! - moje rozmyślania przerwał głos Ashtona. Odwróciłem się i zobaczyłem zmachanego blondyna biegnącego w moją stronę. Gdy zatrzymał się obok mnie i w końcu złapał tchu spytał :
- O czym tak myślałeś? Wołam cię od pięciu minut a ty nie reagujesz.
- O niczym ważnym. Mam dla ciebie radę, powinieneś popracować nad kondycją Ash. - zaśmiałem się i poklepalem go po plecach. Chłopak tylko coś burknal w odpowiedzi. Przez resztę drogi do domu Hooda milczelismy...
HEJKA NAKLEJKA MISKI!
TU HAPPYGIRLS105!
To znowu ja! Wiem że rozdział miał być szybciej, błagam nie bijcie, ale nie miałam czasu na pisanie. W zasadzie ciągle nie mam czasu, bo powinnam teraz siedzieć i uczyć się referatów na wosa ale bardzo chciałam dodać kolejny rozdział specjalnie dla was. Uwielbiam was naprawdę. Ta książka ma już ponad 1430 odsłon! Bardzo wam za to dziękuję! Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo z czasem jest u mnie krucho. Ciągle tylko nauka, szkoła, zadania i znowu nauka... Już nie mam na nic sił. A jeszcze nie wiedzieć czemu zgłosiłam się do SKC (szkolnego kółka Caritasu), konkursu literackiego i olimpiady z religii... Nie chwale się ani nic tylko raczej narzekam na swoją głupotę... Dobra już was nie zanudzam swoimi problemami.
PAPATKI MISKI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top