Rozdział 17

* Rozdział nie sprawdzany!

POV LUKE :
Boje się... Nie o siebie, czy o swoje życie, ale o Rey. Z każdą kolejną chwilą wydaje mi się, że od zajścia z Clarkiem i Mc'Rogersem w galerii Raven coraz bardziej zamyka się w sobie, nie chce jeść, z nikim nie rozmawia, tylko leży na łóżku i patrzy przed siebie pustym wzrokiem. Próbowałem, i to kilkakrotnie, jak reszta, przekonać ją do zjedzenia czegoś, albo wyjścia na miasto. Ale ona tylko odpowiadała że nie jest głodna, albo że jest zmęczona. Nie wiemy co robić, ona dosłownie niknie w oczach z każdą godzina. Boimy się czy nie wpadnie w depresję, czy już w nią nie wpadła. Calum zaczyna szaleć z niepokoju o nią, a my nie wiemy jak pomóc przyjacielowi i dziewczynie. Próbowaliśmy się skontaktować z Nickiem, może zapomniał nam o czymś powiedzieć, o czymś istotnym, o czymś co mogło mieć wpływ na psychikę Raven. Niestety, pomimo usilnych starań Ashtona, ciągle nie ma z nim kontaktu. Mimo że ledwo go znam, to mam do niego zaufanie, gdyby nie był po naszej stronie to nie pomagał by Rey, nie opiekował się nią. Wydaje mi się ze nawiązała się między nimi silna więź.
- Luke? Luke! - usłyszałem wołanie Mike'a .
- Tu jestem! - krzyknąłem.
- I jak? Byłeś u niej? - spytał Clifford wchodząc do kuchni.
- Dzisiaj? Chyba już ze sto razy. A ona nic, tylko leży. - odparłem smutno.
- A jak Calum? - dopytywał się kolorowowłosy.
- Też nic. Nie wie co robić. Jest przygnębiony. Ale w przeciwieństwie do Rey jest kontaktowy (wiecie o co cho nie? - tzn ze rozmawia z nimi itp.- dop. Autorki).
- A ty jak się trzymasz? - pytanie Clifforda zdziwiło mnie.
- Dlaczego pytasz?
- Bo nie wyglądasz najlepiej. Chodzisz zamyślony i jakby nieobecny. - wyjaśnił chłopak.
- Kazdy z nas taki jest. Wiesz co jest najgorsze? Świadomość, świadomość, że nie wiemy jak im pomóc, jak sobie pomóc, choć byśmy nie wiadomo jak bardzo chcieli. - stwierdziłem.
- Wiem stary, wiem. Przez cały ten rok nic tylko próbowaliśmy pomoc. W końcu się udało, a teraz dalej nie wiemy co robić, co spowodowało stan Raven. - przyznał mi rację.
- No. Powiedz mi dlaczego nie możemy spokojnie żyć. Czemu do cholerny musieliśmy założyć ten jebany gang? - wiedziałem że znowu wywlekam na wierzch te sprawę ale ciągle nie mogę się pogodzić z tym co musiało spotkać akurat nas.
- Nie wiem tego. Ale wiem że musieliśmy to zrobić. Pamiętasz co było w papierach? Gdybyśmy ich nie zabrali i wtedy nie wyjechali nasze życie wyglądało by jeszcze inaczej i na pewno byłoby cięższe.
- Wiem ale gdybyśmy ich nie znaleźli moglibyśmy spokojnie żyć, nie musielibyśmy uciekać, bać się o siebie, nie musielibyśmy szukać Raven bo wogole nie zostałaby porwana...
- Niezupełnie Luke. - przerwał mi Clifford. - Pamiętasz co Rey mówiła? Miała zostać przekazana Winstonowi. Skąd wiesz czy wtedy też nie założylibyśmy gangu i jej nie szukali? Tak czy inaczej mielibyśmy życie inne niż reszta. Wydaje mi się ze takie jest już nasze przeznaczenie.
- Może masz rację. Chyba powinniśmy się pogodzić ze swoim losem i myśleć o przyszłości. - oznajmiłem i uśmiechnąłem się do Mike'a. Chłopak odwzajemnil uśmiech i pocieszająco poklepał mnie po plecach.
- Idę zamówić pizze chcesz też? - jejku, to jego uzależnienie od pizzy jest coraz gorsze. Byłem głodny więc przytaknalem i poszedłem do Ashtona. Chłopak jak zwykle siedział przed kompem. Tyle że tym razem miał wory pod oczami i przekrwione oczy.
- Hej stary. - przywitałem się ale chłopak nie reagował, tylko uparcie wpatrywał się w monitor. Podszedłem do niego i zacząłem nim potrząsać.
- Ashton! Stary ocknij się!
- Ehh... Co? - w końcu się odezwał i spojrzał na mnie tępym wzrokiem.
- Zasnąłeś z otwartymi oczami. - wyjaśniłem. ( tak. to👆jest możliwe - dop. Autorki)
- Aha.
- Spałeś wogole? - spytałem.
- Nie. Cała noc siedziałem przy kompie. - odpowiedział Irwin. On sobie zniszczy zdrowie przez te komputery.
- Stary, ty się słyszysz? Jak mogłeś nie spać? Co takiego ważnego robiłeś że nie poszedłeś się położyć? - spytałem już lekko zdenerwowany. Najstarszy a najglupszy...
- Próbowałem namierzyć rodziców Caluma i Raven, a dzięki nim Winstona ale musieli się dobrze zabezpieczyć, nic ich nie wykrywa. Namierzylem jakis sygnał ale jest tak dobrze zaszyfrowany że odblokowanie go zajmie mi wieki - odparł zrezygnowany. Nie dziwię mu się w sumie. Chce pomóc przyjacielowi i jak każdy z nas mieć spokój, którego zaznamy dopiero po zamknięciu Winstona.
- Rozumiem cię, ale Ash! Nie możesz niszczyć sobie zdrowia! Na razie jesteśmy bezpieczni! Czas nas nie goni. Nie mówię żebyś zaniechał działań ale nie zajmuj się tym po nocach. Proszę cię. Musisz nam pomóc. Pomoc Raven, Calumowi. - musiałem jakoś przemówić mu do rozsądku.
- Wiem stary... ale... ta sprawa nie daje mi spokoju. - wyznał Ash.
- Uwierz mi my nigdy nie będziemy mieli spokoju. - odparłem smutno. - Zejdź na dół. Michael zamówił pizze.
- Spoko. Zaraz zejdę. - oznajmił i wrócił wzrokiem do komputera.
Zszedlem na dół i usiadłem na kanapie. Musimy coś zrobić... Nikt nie wytrzyma dłużej tego... napięcia związanego z naszą sytuacja. Wszyscy mają już dość takiego życia...
Usłyszałem dzwonek do drzwi i krzyk Michaela :
- Ludzie! Żarcie przyszło!
No to ide do Rey... Znowu poszedłem na górę i stanąłem na przeciwko pokoju Raven. Pora spróbować jeszcze raz... Wszedłem do pokoju dziewczyny i usiadłem na skraju łóżka. Rey ciągle leżała i patrzyła się w ścianę naprzeciwko. Wolałbym wiedzieć co się dzieje teraz w jej głowie bo przynajmniej widziałbym jak jej pomóc.
- Raven? Zejdziesz na dół? Mike zamówił jedzenie. - spytałem.
- Nie. Nie jestem głodna. - oznajmila a ja wiedziałem że nic nie wskuram. Westchnąłem cicho i wyszedłem z pokoju. Zeszłem na dół i usiadł w salonie obok Caluma. Chłopak nie wyglądał za dobrze. Jego twarz zbladła i straciła swoją radość która udzielala się innym gdy tylko się uśmiechał. Trudno było na niego patrzeć gdy był smutny i targaly nim wewnętrzne przeżycia. Współczuję mu, bardzo przeżywa stan siostry zresztą jak każdy z nas...
- I co? - spytał smutno.
- Tak jak było. Ciągle mówi że nie jestem głodna. - odparłem równie smutno.
- Nie wiem co robić. Myślałem że wszystko w końcu będzie dobrze.... A teraz zamknęła się w sobie i nie chce nawet ze mną rozmawiać... Nie wiem co robić, jak jej pomóc... - powtarzał w kółko Calum.
- Spokojnie stary. Damy radę. Jak zawsze. Znajdziemy rozwiązanie uwierz mi. - pocieszał go Mike.
- Właśnie Calum. Siedzimy w tym razem od ilu?... od prawie 9 lat! Spędziliśmy razem całe życie. Jesteśmy rodziną i nic tego zmieni, twoje problemy są naszymi problemami. Znasz nas, nigdy nie zostawilismy cię samego w takiej sytuacji i nie zostawimy teraz, możesz całkowicie na nas polegać. - Ashton poparł Mike'a. Ja sam nie wiedziałem co mógłbym więcej powiedzieć więc tylko uśmiechnąłem się do Hooda.
- Dobra chłopaki. Musimy coś zjeść a potem pomyślimy co robić. - oznajmił Mike patrząc się z uwielbieniem na pizze. Ta jego miłość mnie bawi.
Ale w sumie każdy z nas ma jakąś "miłość". Mike ma pizze, Ash komputery, ja motory i sportowe samochody a Cal, w sumie on "kocha"  to co my razem wzięci. Jednak tal najbardziej to kocha Raven. To nie podlega dyskusji. Każdy z nas ja kocha ale Calum darzy ja miłością nieskończoną, największa, nic nie sprawi że coś się zmieni. Naprawdę chcę pomoc i przyjacielowi i Rey ale już nie wiem co robić. Nie mam pomysłu jak im pomóc. Gdybym tylko wiedział co spowodowało stan Raven...

POV RAVEN :
Życie... Po co ono komu jest? Sprawia tylko że człowiek cały czas ma pod górkę, musi cierpieć. Jeśli wydarzy się coś dobrego, szczęście nigdy nie trwa długo, bo później musi nastąpić coś co przyniesie że sobą ból. Tak samo jest ze mną. Moje życie nigdy nie będzie do końca szczęśliwe, zawsze będę musiała cierpieć, zawsze spotkam na swojej drodze jakieś problemy. Gdybym wiedziała że istnienie jest takie trudne i pełne przeciwności losu wolałbym nie istnieć. Miałabym spokój, nie musiałbym się męczyć, borykać z tyloma problemami.
Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś że zazdrości mi mojego idealnego życia, kochającego brata, talentu, wtedy bym się z nią zgodziła ale teraz sytuacja diametralnie się zmieniła.

Od dwóch dni leżę w łóżku i nie wstaje... No bo poco? Przecież nie będę skakać ze szczęścia gdy nie mam do tego powodu. Wręcz przeciwnie, mam powód do leżenia w łóżku. Jestem przygnebiona, przestraszona, targana uczuciami, przybita tym wszystkim...wspomnieniami, obecną sytuacja.
Nic nie jem... Po prostu nie czuje głodu. Zaczynam myśleć, że zapadłam w stan hibernacji, o ile to możliwe. Czuję że moje funkcje życiowe chyba się obniżyły jak u jakichś zwierząt czy coś. Chciałabym żeby to wszystko się skończyło, żeby Winstona zamknęli, żebym mogła wymazać z pamięci wszystkie źle wspomnienia, żebym mogła w końcu spokojnie żyć. Mam dość ciągłego uciekania, ukrywania się, strachu, wszystkiego. Ale żebym mogła o tym zapomnieć Winston musi trafić za kratki albo dać nam spokoj. Ale to jest nie możliwe. Jak on to powiedział? Dobrze wiesz o tym że masz coś co należy do mnie... Nie wiem o czym mówił ale musze się tego dowiedzieć. Może... może Calum wcale tego nie ma, może ma to ktoś inny a Winston bezpodstawnie oskarża chłopaków? No Raven ogarnij dupe i działaj! Sama widziałaś ile bólu sprawia chłopakom twoja bezczynność!  Tak. Widziałam. Widziałam ból w oczach Luke'a gdy był u mnie ostatnio. Widziałam cierpienie na twarzy brata. Widziałam... Widziałam i mam świadomość że to przeze mnie, przez moje zamknięcie się w sobie spowodowane nawrotem wspomnień. Musisz zapomnieć o przeszłości Rey! Teraz liczy się przyszłość! Mój wewnętrzny głos miał rację. Musiałam się ogarnąć i zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło. Zdecydowana, wstałam powoli i zaczęłam się rozciągać. Nie mogę leżeć bezczynnie i uzalac się nad sobą. Skończyłam z płaczem, strachem, i wogole tym wszystkim, raz na zawsze. Muszę wziąść się w garść i pomoc bratu i reszcie. Pewna o tym że jestem silniejsza niż się wydaje podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej świeże ciuchy, ręcznik i poszłam do łazienki. Po godzinnym siedzeniu w łazience, zeszłam na dół, czysta, ogarnięta i pomalowana. Skierowałam się prosto do kuchni, bo brzuch bolał mnie z głodu. Jak mogłam być tak głupia i nic nie jeść?!  Weszłam do kuchni i zobaczyłam chłopaków siedzących Pr stole. Na mój widok wszyscy zamilkli i otworzyli ze zdumienia oczy. Calum wstał i podszedł do mnie.
- Oh siostra... Co się z tobą działo? Dlaczego byłaś taka... taka nieobecna? - spytał.
- Wiesz Cal.... musiałam coś przemyśleć, zastanowić się nad sobą, nad swoim życiem. Ostatnio tyle się działo, że po prostu nie wytrzymałam napięcia. Musiałam odpocząć od wszystkiego. Ale już mi minęło. - odpowiedziałam i przytulilam się do brata. Chłopak odwzajemnil uścisk i uśmiechnął się do mnie.
- Zjesz coś? - spytał mnie Luke.
- Mhm. Wszystko, jestem bardzo głodna. - oznajmiłam.
- Okej. No to chłopaki zakasamy rękawy i robimy żarcie dla Rey! - krzyknął Luke a Ashton pobladl i zaczął powoli wychodzić (czyt. uciekać) z kuchni. Jednak Hemmo go zauważył :
- Irwin! Wracaj do kuchni!
- Zaklinam cię Luke'u Robertsie Hemmingsie. Zgiń. Przepadnij. - mamrotał Ashton.
- Tak. Tak. Też cię kocham. A teraz robimy tak : my robimy żarcie a ty Rey idziesz do salonu i czekasz na jedzenie. -  zarządził Luke a ja niechętnie wyszłam. Włączyłam tv i skakałam po kanałach dopóki coś mnie nie zainteresowało. Po dwóch godzinach, podczas których z kuchni było słuchać krzyki chłopaków, stała przede mną miska jakiejś bliżej nie określonej zupy.
- Eee... Mike? Co to jest? - spytałam, nie pewnie patrząc na naczynie z zielonym czymś w środku.
- Jak to określili nasi szefowie kuchni, pan Hemminngs i pan Hood, pierwsze danie to zupa-krem z groszku, dymki i mięty. - oznajmił.
- Aha... - hę? Oni to zrobili?
- No jedz jedz. To nie gryzie a wyszło nam całkiem nieźle. Smacznego! - zawołał jeszcze i wrócił do kuchni a ja nie pewnie sięgnęłam po łyżkę i spróbowałam zielonwgo kremu. Ło kurwa! W życiu nie jadłam nic równie dobrego i równocześnie zdrowego! Chyba częściej będę sobie robić takie "głodówki". Zjadłam wszystko w try miga i czekałam na ciąg dalszy. Po chwili stał przede mną talerz. Zarejestrowałam tylko że jest na nim jakiś makaron i zielone coś i jakieś mięso, ale kelner, tym razem Ashton, uświadomił mnie o zawartości stojącego przede mną talerza :
- Następnym daniem przygotowanym przez naszych jakże wybitnych szefów kuchni jest dorsz w panierce z białego sezamu, na makaronie z brokulami. Życzę smacznego.
Myślałam, że wybuchne śmiechem widząc jego poważną minę ale zdołałam się opanować. Loczek wyszedł a ja zaczęłam pałaszować danie. I znowu... Ło kurwa... Jak nie cierpię ryb to w takiej odsłonie mogę zjeść każdą. Szybko zjadłam i biorąc talerz udałam się do kuchni. W pewnym momencie drogę zastąpił mi Ashton.
- Wstęp tylko dla personelu. - oznajmił.
- Hę? Przecież jesteśmy w mieszkaniu a nie w jakiejś restauracji.
- Wiem wiem ale tak jest zabawniej. I nie mogę cię wpuścić do kuchni bo Luke przygotowuje dla ciebie niespodziankę. - wyjaśnił a ja przewróciłam oczami na jego dziecięcy entuzjazm i wróciłam do salonu.
- I jak pani smakowało? - po chwili usłyszałam głos brata.
- Calum... Błagam przestańcie... To się robi nudne. A jeśli chodzi o jedzenie to było zajebiste.
- Haha ok. Cieszę się że ci smakowało bo robiliśmy to pierwszy raz i baliśmy się czy wyjdzie.
- Oj wyszło, wyszło i to wyśmienicie.
- To dobrze. Wiemy że zdrowo się odzywiasz, a przynajmniej próbujesz, więc zrobiliśmy coś zdrowego. - rzuciłam mu groźne spojrzenie gdy wtrącił to swoje "próbujesz" na co zaśmiał się i zmierzwił mi włosy.
- Niespodzianka idzie! - krzyknął z kuchni Mike a po chwili w salonie pojawił się właściciel głosu, loczek a za nimi Luke niosący coś na pod srebrnym kloszem. Blondyn pojawił to przede mną i zamaszystym gestem podniósł pokrywę a moim oczom ukalazala się szarlotka.
- Taa daam! - krzyknął Hemmo.
- Kocham was. Jak ja dawno nie jadłam szarlotki.  - no nie spodziewałam się że zrobią moje ulubione ciasto.
- Postanowiliśmy że raz możesz sobie odpuścić dietę. - oznajmił Ashton.
- Za szarlotke zrobię wszystko, nawet zrezygnuję z diety. - oświadczyłam.
- No to jemy! - zakomenderował Calum i zaczął kroić ciasto. Po chwili każdy siedział na kanapie z talerzem szarlotki w ręku i jadł...

HEJKA NAKLEJKA MISKI!
TU HAPPYGIRLS105!
No. Już myślałam, że się nie wyrobię do końca tygodnia a tu proszę, zdążyłam. Znowu trochę nudniejszy rozdział ale wkrótce akcja znowu nabierze tempa i wyjaśni się wiele spraw. Obiecuję wam to, ale nic nie zdradzę, możecie pisać w komach czy wiecie co być może wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Ciągle jestem podjarana tymi, teraz już ponad 1,2 k wyświetleniami. Nigdy nawet nie marzyłam o tym a tu proszę ponad 1k wyświetleń a nie mam jeszcze nawet połowy rozdziałów. Nie wiem i tak dokładnie będzie rozdziałów ale na razie możecie być spokojni, nie kończę książki na 20 rozdziałach, na pewno będzie ich dużo dużo więcej.
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział ale postaram się jak najszybciej. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję i do następnego!
PAPATKI MISKI!

Ps. Rozdział ma 2377 słów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top