Rozdział 30
🌼RAVEN'S POV🌼
- Ludzie, pobudka! - krzyczał Ashton o 8 nad ranem. Gdy nikt nie zareagował chłopak stanął w drzwiach pokoju gdzie spałam razem z Lukiem i zaczął uderzać w patelnię swoimi pałeczkami.
- Stary, daruj! - jęknął w moje włosy Hemmings i ostentacyjnie nakrył nasze głowy kołdrą.
Jednak Irwin dalej się nabijał więc wkurzona złapałam jedną z poduszek i cisnęłam nią w chłopaka. Ash uniknął pocisku i w dalszym ciągu uderzał w patelnię.
- Cicho bądź! - jakimś dziwnym trafem wszyscy śpiący jednym głosem wydarli się na Irwina.
- Dobra już, dobra. Chciałem tylko powiedzieć, że w koncu udało mi się znaleźć właściciela głosu z nagrania. - wyjaśnił Ashton, po czym wszyscy wyskoczyli z łóżek jak popażeni. Wszyscy, oprócz mnie.
Luke zauważył, że nie zareagowałam tak entuzjastycznie jak reszta, więc odpuścił sobie zasypanie Ashtona pytaniami i usiadł obok mnie.
- Co się dzieje? - spytał.
- Nic. Nie wiem, czy chce poznać nazwisko człowieka, przez którego tyle wycierpiałam. Wogole wydaje mi się, że to zły pomysł żebyście je poznali. - wyznałam opierając się o chłopaka.
- Dlaczego? - nie zrozumiał mnie.
- Bo... Boję się. O was. Gdy tylko dowiecie się kim jest ten człowiek zapałacie rządzą zemsty na nim. Znam was i wiem to. - odparłam spuszczając wzrok.
- Kochanie... Rey, spójrz na mnie. - gdy tego nie zrobiłam chłopak złapał delikatnie mój podbródek i uniósł tak, że patrzyłam mu w oczy.
- Nie musisz się o nas bać. Jesteśmy dorosli i umiemy o siebie zadbać. I mamy prawo i obowiązek zemścić się na tym człowieku. - powiedział.
Pokręciłam głową i spojrzałam w stronę stojących na korytarzu chłopaków. Cała trójka głośno dyskutowała. Ashton machał rękami, Micheal czekał niecierpliwie aż Irwin w koncu coś mu powie. Tylko Calum stał spokojnie i patrzył na chłopaka. I to właśnie o niego boję się najbardziej.
- Nie, Luke. Tego człowieka powinno się osadzić według prawa a nie waszych pobudek. - chłopak spojrzał na mnie z bólem w oczach.
- Mylisz się. Ta kanalia skrzywdziła cię zarówno fizycznie jak i psychicznie. Należy mu się kara, którą my mu wymierzymy. - Hemmings był nieugięty. Spojrzałam na niego błagalnie.
- Proszę cię, Luke. Nie róbcie tego. Prawda, skrzywdził mnie, ale ci ludzie są niebezpieczni i nieobliczalni. Mogą zrobić wszystko a wy nie będzie się tego spodziewać. Nie chcę was stracić. - ostatnie zdanie prawie wyszeptałam. Hemmings objął mnie.
- Nie stracisz nas. Zawsze przy tobie będziemy. - wyszeptał i zamilkł tuląc mnie.
Wiem, że nienawidzą tego człowieka za to, co mi zrobił, ale wszyscy ludzie którzy są przynajmniej w jakimś stopniu związani z Winstonem nie mogą być potulnymi barankami. Nikt kto ma styczność z Robertem Winstonem nie ma nawet prawa być innym niż on.
Jednym wyjątkiem jest Nick. Tylko on zdołał pozostać normalnym pod okiem swojego chorego ojca. Brakuje mi go. Bardzo. Tak samo Kate. Teraz przydałaby by sie tu bardziej niż zwykle. Gdyby nie ona i jej psychologiczne zdolności różnie by ze mną było. To ona podnosiła mnie na duchu i nie pozwala się poddać. Praktycznie dzieli niej dożyłam tej chwili.
- O czym myślisz? - spytał Luke.
- O Nick'u i Katherine. - odpowiedziałam. - Tęsknię za nimi. I za Nathanem.
- Wiem. Ale nawet nie wiemy gdzie oni są. Na pewno gdzieś się ukrywają. Nie możemy narażać ich jeszcze bardziej. - westchnął chłopak.
- Ale my ich nie narażamy, oni sami znajdują się na celowniku bo nam pomogli. Nie narazimy ich bardziej. Sami zdecydowali stanąć po naszej stronie i teraz, przez nas, muszą uciekać i ukrywać się tak jak my. - zaprotestowałam.
- Nie. To nie przez nas, mała. Sami zdecydowali. My nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Nie namawialiśmy ich do pomocy. Sami chcieli nam pomóc. Nie obwiniaj się o coś, czego nie zrobiłaś. To cie zniszczy. Musisz zrozumieć, że nie ty decydowałas za nich. Nikt za nich nie decydował. To był ich wybór. - chłopak mocniej mnie objął i złożyłem delikatny pocałunek na mojej głowie.
- Może masz racje. - szepnęłam, ale Hemmings nie usłyszał moich słów które zostały zagłuszone przez krzyki chłopaków.
- Chodź. Czekają na nas. - powiedział Luke i wstał a ja razem z nim. Podeszliśmy do reszty.
- Uspokójcie się! - krzyknął Luke. - Zachowujecie sie jak dzieci.
- Dorosły się znalazł. - zakpił Mike, ale zamilkł, gdy spojrzałam na niego.
- Chodźmy do salonu. Ash wszystko nam powie i wtedy będziemy myśleć co robić. - rozkazał Hemmings ignorują zaczepkę chłopaka.
Wszyscy poszliśmy do salonu. Pomimo słów Luke'a ciągle miałam wątpliwości. Nie chciałam wiedzieć nic o człowieku który sprawił mi niewyobrażalny ból. Chciałam zapomnieć o nim i o tym wszystkim.
Usiadłam obok swojego chłopaka i Caluma.
- Dobra. Gadaj co znalazłeś. - niecierpliwił się Luke. Westchnęłam i położyłam głowę na jego ramieniu równocześnie biorąc za rękę brata, który uśmiechnął się do mnie.
Mój niepokój wzrastał z każdą chwilą.
- Niestety zidentyfikowanie głosu zajęło znacznie więcej czasu niż przewidywałem, ale w końcu się udało. - przerwał i spojrzał na nas. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Kiwnęłam głową żeby kontynuował chociaż nie byłam w pełni gotowa na poznanie tożsamości mojego oprawcy.
- Mężczyzna z nagrania - mówił dalej - to John Green, a właściwie John Howard Frost. W bazach danych istnieje jako prawa ręka Roberta Winstona, były przemytnik i najemca. Poszukiwany przez służby specjalne za nielegalny handel ludźmi i zamach na ważną osobistość. Prywatnie - dobrze zarabiający bankier. Były, bankier. Miał zone i dwójkę dzieci. Po wstąpieniu do gangu Winstona rozwiódł się z żoną, zerwał wszelkie kontakty z dziećmi i zmienił nazwisko. Miejsce pobytu - nieznane.
Wiem tylko że jest skazany na dożywocie za dotkliwą brutalność wobec niewolników i za sam handel nimi. - skończył. W pokoju zapanowała cisza. Każdy z nas spoglądał na Irwina, który jeszcze coś miał do powiedzenia. Wiedzieliśmy że to nie koniec. Ash wykonuje swoje zadania z wielką dokładnością i zaangażowaniem. To nie mogło być wszystko.
- Jest jeszcze coś. - dodał i poszperał w kieszeniach w poszukiwaniu czegoś. W międzyczasie kontynuował. - Poszperałem trochę w nieoficjalnych źródłach i innych takich i dowiedziałem się że, Green za czasów kiedy był jeszcze Frostem został oskarżony o... - przerwał i spojrzał na mnie. - O brutalny gwałt i morderstwo nad pięcioma dziewczynami w wieku od 15-stu do 21 lat. Każdy wiedział że był winny, ale wymigał się od kary dzięki swojej kasie i kontaktom.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet jak mam zareagować. Nie mogłam uwierzyć że nie byłam jedyna. To straszne. Green, Frost, wszystko jedno jak się nazywa, jest potworem.
Ashton przestał przeszukiwać kieszenie i wyciągnął małą, złożoną kartkę. Rozłożył ją i położył na stoliku przed nami. Pierwsza wzięłam kartkę. Były na niej jakieś liczby. Współrzędne. Luke wziął ode mnie świstek papieru.
- Co to za liczby? - spytałam patrząc na Ashtona.
- To - pokazał na kartkę - jest aktualne miejsce pobytu Greena. Udało mi się je zlokalizować, ale było trudno. I wiecie co? - pokręciłam głową. Reszta zrobiła to samo i wpatrywała się z niecierpliwością w Irwina. - Te współrzędne są takie same jak współrzędne przekazane nam przez Winstona. A to znaczy, że Green jest w tym samym miejscu, które mamy dzisiaj odwiedzić. - zakończył. W pokoju znów zapanowała cisza. Każdy analizował informacje przekazane przez chłopaka.
- To co robimy? - spytał Michael.
Nikt nie odpowiedział. Wszyscy byli w swoich światach i myśleli nad słowami Asha. Wszyscy, tylko nie ja. Od początku wiedziałam, że to zły pomysł żeby poznawać tożsamość tego potwora, a informacje o nim tylko utwierdziły mnie w przekonaniu że miałam rację.
Wstałam i wyszłam. Towarzyszyły mi krzyki chłopaków, które olewałam. Poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku. Wszystko się we mnie gotowało. Ze złości, rozpaczy, bólu, przerażenia. Ogarnięta furia złapałam lampę stojącą na szafce nocnej i z krzykiem rozbiłam ją o ścianę. Opadłam na kolana i zaniosłam się płaczem. Nie mogłam zrozumieć jak można być takim potworem i skrzywdzić tyle osób. To tak bardzo bolało. Było mi żal tamtych dziewczyn. Odczuwałam ich ból chociaż nigdy ich nie poznałam.
Od środka rozsadzał mnie mój własny ból. Wspomnienia wracały falami i potęgowały całą moją złość, cały ból, rozpacz. Przed oczami przewijały mi się obrazy z przeszłości.
Ktoś objął mnie i tulił. Nie musiałam nawet spoglądać kto to był. Ramionami Luke'a ostatnio tak często mnie obejmowały, że wiedziałam że to on.
- Dlaczego?... Luke, dlaczego?... One były młode. Miały przed sobą cały życie. - łkałam. - A ten potwór wszystko im zabrał. Przecież niektóre z nich to były jeszcze dzieci. Dzieci! Rozumiesz to?! On gwałcił i zabijał dzieci! - gniotłam w rękach koszule chłopaka wylewając morze łez.
- Kochanie, nie płacz. Proszę cię. - Luke tulił mnie i mówił w moje włosy. Mowilam mu! Mówiłam, że nie chce nic wiedzieć!
- Nie mogę pojąć dlaczego. Dlaczego, to spotkało mnie. A co jeśli mnie też w końcu by zabił? Skończyła bym zakopana gdzieś w lesie i nigdy byście mnie nie znaleźli! - płakałam coraz bardziej a moim ciałem co chwilę wstrząsał szloch.
- Ćśś... Już, spokojnie. Mała. Nic takiego się nie stało i nie stanie. Też mi szkoda tych dziewczyn, ale nie powinnaś o nich myśleć. Zachowujesz się jakbyś to ty była wszystkiemu winna. A nie jesteś. - Hemmings głaskał mnie po plecach.
- Nie rozumiesz! One cierpiały tak jak ja. Miały takiego pecha że trafiły w łapy Greena. Chciałabym tego tak nie przeżywac, ale nie mogę. Naprawdę nie mogę. Nie mam już sił. Nie mam juz sił. - łkałam a łzy skapywały z mojego podbródka i wsiąkały w mokrą już koszulkę chłopaka, ale on nic sobie z tego nie robił tylko dalej mnie tulił.
- Ćśś... Mała, nie płacz. Proszę cię. - głos Luke'a był coraz bardziej przygnębiony.
Nie chciałam przestawać. Chciałam płakać aż skończą mi się łzy i razem z nimi zniknie cały ból.
***
- Przepraszam, Rey. Powinienem cię posłuchać i uszanować to, że nie chcesz nic wiedzieć o tym człowieku. Przepraszam. - leżelismy na łóżku przytuleni do siebie. Płakałam jeszcze przez najbliższy pół godziny, ale w końcu się uspokoiłam.
- To nie twoja wina. Sama zdecydowałam się wysłuchać informacji Asha. Mogłam nie iść albo wyjść w trakcie ale zostałam. I prawdę mówiąc teraz nie żałuję. Dobrze się stało. - powiedziałam bawiąc się palcami chłopaka. - Chodź. Reszta pewnie się niepokoi i trzeba posprzątać tą lampę.
Wyswobodziłam się z uścisku Hemmingsa i wstałam uważając by nie pokaleczyc bosych stóp o odłamki szkła, które rozprysnęły po podłodze w okolicach łóżka. Ukucnęłam i wyciągnęłam spod łóżka klapki. W tym czasie Hemmings także zwlókł się z łóżka i popatrzył na rozbitą lampę.
- Musimy to posprzątać. - stwierdził. - Ale najpierw pójdziemy coś zjeść.
Złapał mnie za rękę i klucząc między odłamkami szkła wyszliśmy z pokoju.
W kuchni czekała już na nas reszta chłopaków.
- Wszystko w porządku? - spytał Calum.
- Tak. Miałam tylko mały napad złości. - uściśliłam zachowując szczegóły dla siebie.
- Mały? Rozbiłaś lampę o ścianę. To nie był mały napad złości. - uderzyłam Hemmingsa z łokcia w żebra na co się skulił. - Ej!
- To miała być tajemnica. - syknęłam.
- Trzeba było mówić. - rzucił Luke rozmasowując obolały bok.
Pokazałam mu język i usiadłam przy stole czekając na jedzenie.
- Gdzie śniadanie? - spytałam gdy przede mną wciąż był pusty blat stołu.
- Jeszcze nie zdążyliśmy zrobić. - Michael potarł kark. Przewróciłam oczami.
- To co robiliście? - spojrzałam na całą trójkę przenikliwym wzrokiem.
- Ustalaliśmy plan. - wypalił Ash i oberwał od pozostałej dwójki. No cóż. Od zawsze wiadomo, że Irwin nie umie trzymać języka za zębami.
- Jaki plan? - wtrącił się Luke siadając obok mnie.
- Plan działania. - wyjaśnił Calum.
- I jak on wygląda? - zniecierpliwiłam się.
Chłopaki spojrzeli po sobie, ale gdy napotkali mój wzrok postanowili wszystko wyśpiewać.
- Ustaliliśmy, że pod wieczór ja i Ashton pojedziemy do miejsca gdzie przebywa Green i które wskazał nam Winston. Ty, Luke i Michael zostaniecie w mieszkaniu. Pojedziemy nocą, żeby być mniej widoczni. Rozejrzymy się wokół i jeśli nikogo nie będzie wejdę do środka...
- Nie. - zaprotestowałam przerywając Calumowi. - To zbyt niebezpieczne.
- Spokojnie siostra. Ash będzie mnie ubezpieczał nadzorując monitoring. - uspokoił mnie brat. Uspokoił to za dużo powiedziane.
- Dobra i co dalej? - spytał Luke.
- Umieścimy w różnych miejscach nasze kamery, żeby móc ich obserwować przez cały czas. Jeśli plan się powiedzie to będziemy mogli spokojnie spać. - dokończył Ash.
- A co jeśli spotkacie Green'a? Albo Winstona? - spytałam.
- Wtedy sie nimi zajmiemy. - odparł tajemniczo Michael.
- Okej. To dobry plan, ale to ja powinienem jechać. Ash będzie potrzebny tu na miejscu w razie gdyby nas zauważyli. Poza tym może mi wszystko wytłumaczyć i będę mógł cię ubezpieczac równie dobrze jak on. - słowa Hemmings wmurowały mnie w krzesło jeszcze nadziej niż cały ten plan.
- Co ty na to, Ash? - spytał chłopaka Calum.
- Luke ma rację. Ale wolałbym nie być tu potrzebny i żeby plan się powiódł. Po śniadaniu wszystko ci wytłumaczę. - zwrócił się do chłopaka, a mnie zmrozilo krew w żyłach. Próbowałam nie dać po sobie poznać jakie uczucia wywołał we mnie cały ten plan i deklaracja mojego chłopaka, dlatego siedziałam cicho.
- Ej, mała co jest? - szepnął do mnie Luke gdy reszta była zajęta kłóceniem się o to, kto ma robić śniadanie.
- Nic, po prostu jestem głodna. - odparłam i uśmiechnęłam się żeby zatuszować swoje zdenerwowanie.
- Zaraz zrobię śniadanie, bo tamci nigdy nie dojdą do porozumienia. - zaśmiał się i wstał.
***
- I jak? Umiesz juz wszystko? - Luke wszedł do pokoju po prawie pięcio-godzinnej "nauce" z Ashem.
- Tak. Powiem ci, że to wcale nie jest takie trudne jak się wydaje. - odparł i usiadł obok mnie.
Zamknęłam czytana książkę i odłożyłam ją na półkę. Hemmings wykorzystując moją zmianę pozycji położył się prostopadle do mnie z głową na moim brzuchu. Od niechcenia zaczęłam bawić się jego włosami.
- Wiesz, że to ryzykowne? - spytałam.
- Wiem, ale bez ryzyka nie ma zabawy. - zażartował, ale mi nie było do śmiechu.
- Mówię poważnie, Luke. To ryzykowne i niebezpieczne. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli was złapią? Albo coś wam się stanie? - nieświadomie zaczęłam ciągnąć chłopaka za włosy. Luke złapał moją rękę i podniósł się tak, że patrzył mi w oczy.
- Wszystko pójdzie dobrze, zobaczysz. Nie pierwszy raz robimy takie rzeczy.
- Długa historia - dodał gdy miałam zapytać co jeszcze robili.
- Ale tu nie o chodzi o to czy robiliście to czy nie. Możecie robić sto takich akcji i każda się uda, ale sto pierwsza może skończyć się klęską. Nie wiesz co się stanie. A może stać się wszystko. Nie przeżyła bym jeśli Calumowi, tobie, albo któremus z chłopaków coś się stało. - wyjawiłam chłopakowi swoje obawy.
- Rey. Musisz w nas uwierzyć. Myśl pozytywnie. Wszystko się uda a my wrócimy cali i zdrowi, tak? - łatwo mu było mówić. Przytaknęłam i przytuliłam się do niego.
Chłopak objął mnie mocno i pocałował w głowę.
- Luke. Ash cię szuka. - do pokoju wparował Michael. - Chce jeszcze wszystko powtórzyć czy coś.
- Dobra. Powiedz mu ze zaraz przyjdę. - odparł Hemmings nie wypuszczając mnie z objęć.
Clifford wyszedł.
- Idź. Szkoda czasu. - powiedziałam do chłopaka próbując uwolnić się z uścisku. Nie żeby było mi źle, ale wolałabym żeby Luke był dobrze przygotowany do "misji". A nawet lepiej niż dobrze.
- Ale ja nie chcę. - odpowiedział.
- Luke. - warknęłam. - Wiem, że już wszystko umiesz ale nie zaszkodzi jeszcze raz powtórzyć. Idź.
- Dobra, już dobra idę. - puścił mnie. - Ale już się nie martw, okej?
- Niczego nie obiecuje. - odparłam i pocałowałam go żeby uniknąć jego kolejnych słów. - Idź.
Chłopak wyszedł, a ja zostałam sama. Wzięłam z półki książkę i kontynuowałam czytanie.
***
- Musicie jechać? - jęknęłam.
- Wiesz, że tak. - odparł Calum i wyciągnął w moją stronę ręce. Objęłam go mocno.
- Ale ja nie chcę, żebyście jechali. - powiedziałam.
- Zachowujesz się jak dziecko. - stwierdził. - Nic nam się nie stanie. Wrócimy, zobaczysz.
Kiwnęłam głową i puściłam brata. Podeszłam do Luke'a ze spuszczoną głową.
- Ej, myszko. Głowa do góry. Obiecuję że wrócimy. Wszystko będzie dobrze. - przytulił mnie. Objęłam go równie mocno jak brata.
- Łatwo ci mówić. Obiecaj mi, że będziecie ostrożni i że będziesz uważał. - poprosiłam.
- Obiecuję.
- I że będziesz uważał na Caluma. - szepnęłam.
- Zawsze. - odparł. Podniósł palcami mój podbródek i pocałował mnie. Oddałam pocałunek starając się nie rozpłakać. Tak bardzo się o nich boję.
- Dobra gołąbeczki, czas na nas. - jeszcze raz objęłam brata i wyszli.
Zostałam sama z Ashtonem i Michaelem. Drugi z nich objął mnie.
- Nie martw się mała. Mają jeszcze dużo do zrobienia żeby umierać w tym momencie.
- Toś mnie pocieszył. - odparłam z ironią w głosie.
- No wiem. - uśmiechnął się głupio i zaciągnął mnie do pokoju. Ash siedział przed telewizorem.
- Co oglądamy? - spytałam.
- A co chcesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Uśmiechnęłam się szeroko a Irwin pożałował swoich słów.
- Obejrzymy "X-men : Ostatni bastion" - zdecydowałam i usadowiłam się między chłopakami a w międzyczasie Ash puścił film...
🌼LUKE'S POV🌼
- Zdajesz sobie sprawę z tego w co się pakujemy? - spytał Calum gdy siedzieliśmy już w aucie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiałem się chociaż w głębi duszy zżerał mnie niepokój.
Bałem się, że coś pójdzie nie tak, mimo że zapewniałem Rey, że wszystko będzie okej. Ale nie wiedziałem tego na sto procent.
- Na pewnie dasz sobie radę z tą całą informatyką? - zadał kolejne pytanie.
Popatrzyłem na niego. Denerwował się. Ściskał kierownicę, brwi miał ściągnięte a usta zacisnął w jedną kreskę.
- Tak, Calum. Wszystko wiem i poprowadzę cię równie dobre jak Ash. Nie masz się czym przejmować. - odparłem.
- Nie mam się przejmować? Serio, Luke? Przecież sam w to nie wierzysz. - prychnął. - Gdzie teraz?
Spojrzałem na ekran laptopa trzymanego na kolanach.
- Jedź prosto, na następnym skrzyżowaniu skręć w prawo i za dwieście metrów skręć w lewo na zjazd na autostradę. - poinstruowałem kolegę.
Chłopak skupił się na drodze, a ja przejrzałem jeszcze raz trasę. Jedziemy już 10 kilometrów. Przez następne 10 jedziemy autostradą, później zjeżdżamy na główną drogę. Przejeżdżamy 15 km i zjeżdżamy na drogę prowadząco za miasto. A później zostanie nam 25 kilometrów na dojechanie do celu.
- Jesteś pewny że dobrze jedziemy? - spytał Calum, a ja przewróciłem oczami.
- Tak, Cal. Dobrze jedziemy. - jego niepewność zaczyna mnie denerwować.
- Masz glocka? - zadał kolejne pytanie.
- Mam, jednego za paskiem a drugiego w torbie na tylnym siedzeniu. Obydwa naładowane. W torbie są zapasowe naboje. - odparłem.
- Ja mam jednego. I nóż sprężynowy. Na wszelki wypadek. - poinformował.
- Powinno wystarczyć. Chociaż mam nadzieję, że nie będziemy musieli ich używać. - Calum kiwnął głową na znak, że się ze mną zgadza.
***
- Jesteśmy. - poinformował mnie Calum.
Westchnąłem i sięgnąłem do tyłu po torbę sportową. Położyłem ją na kolanach i wyciągnąłem z niej dwie kamizelki kuloodporne. Podałem jedną przyjacielowi, a sam założyłem drugą. Na wszelki wypadek.
Calum również założył kamizelkę i naciągnąl na nią czarną bluzę z kapturem. Obydwoje mieliśmy takie same, żeby napastnicy nie mogli nas rozróżnić. Musimy zachować wszelkie środki ostrożności dlatego też zatrzymaliśmy się dwa kilometry przed docelowym miejscem. Resztę trasy przejdziemy pieszo.
- Dobra. Znasz plan. Idziemy pomiędzy drzewami. Gdy dotrzemy ty się chowasz a ja wchodzę do środka. Hasło bezpieczeństwa brzmi : Pizza. - zaśmiałem się pomimo powagi sytuacji. - Gdy tylko coś zacznie się dziać używasz hasła i wycofujesz do auta i tam na mnie czekasz. Broni używamy tylko w ostateczności.
Przytaknąłem i podałem mu bezprzewodową słuchawkę. Drugą taką samą włożyłem do ucha. Słuchawki byle ze sobą połączone więc spokojnie mogliśmy się komunikować.
- Aha. Jeśli nie wrócę po godzinie od wejścia do środka masz się wycofać i choćby nie wiem co wracać beze mnie, zrozumiano? - przytaknąłem żeby go uspokoić chociaż nawet przez myśl mi nie przeszło żeby go zostawiać.
- Dobra. Jestem gotowy. Działamy? - spytałem. Chłopak skinął głową i wysiadł równocześnie zakładając na głowę kaptur. Zrobiłem to samo, położyłem torbę na ziemi i wyciągnąłem z kieszeni czarne okulary. Zasłoniłem nimi oczy. Calum również założył okulary i spojrzał przez nie na las. Nigdzie było żywego ducha, nie licząc nas, i było cicho jak makiem zasial. Czyli jednej słowem była cisza przed burzą. Wielką burzą. Niebo było zachmurzone przez co noc wydawała się jeszcze ciemniejsza.
- Wiesz, że możemy się jeszcze wycofać? - spytał Calum.
- Wiem, ale tego nie chcę. - uśmiechnąłem się cwano i wyciągnąłem glocka zza paska spodni. Odblokowałem broń i przeładowałem. Schowałem pistolet z powrotem za pasek i podniosłem torbę.
Z boku usłyszałem odgłos odbezpieczanej broni. Cal schował pistolet i sięgnął do nogawki spodni. Pociągnął ją i zza cholewy buta wyciągnął nóż. Podrzucił go i zręcznie złapał po czym schował nóż z powrotem do buta. Brakuje mu jeszcze sztyletu jak za starych czasów. Osobiście preferuję glocki ale Calum zdecydowanie woli posługiwać się bronią białą, co nie znaczy że źle strzela.
- Dobra. To ruszamy. - zakomenderował chłopak i ruszył przed siebie.
***
Kluczyliśmy między drzwiami, zastygając w ruchu na każdy najcichszy szelest. Byliśmy już prawie na miejscu. Przed nami majaczył już szary budynek. Miejsce pobytu Greena. Mam nadzieję że Ash się nie pomylił i facet tam będzie. Co ja plotę? Oczywiście, że będzie, bo Ash nigdy się nie myli. Az żałuję, że nie możemy wpaść do środka jak burza i rozniesc wszystko w drobny pył, a Greena, delikatnie mówiąc, zajebac do nieprzytomności i zabrać ze sobą. Ale jeszcze przyjdzie na to czas. Nawet nie jesteśmy pewni czy on tam jest. Czy ktoś wogole tam jest.
Calum pokazał mi na migi, żebym się zatrzymał. Po chwili usłyszeliśmy warkot silnika. Szybko schowalismy się za drzewami, gdy pod budynek zajechał czarny pickup. Wytężyłem wzrok, ale z tej odległości nie mogłem zobaczyć kto wysiadł z auta. A był to tylko jeden mężczyzna. Staliśmy z Calumem ukryci za pniami drzew i czekaliśmy. Po paru minutach ten sam mężczyzna wyszedł z budynku i wsiadł do auta i odjechał. Spojrzałem na Caluma. Chłopak ruszył przed siebie więc zrobiłem to samo.
- Luke? Słyszysz mnie? Odbiór. - usłyszałem w słuchawce głos Hooda.
- Głośno i wyraźnie. Odbiór. - odpowiedziałem naciskając guzik na słuchawce.
- Za dwieście metrów schowaj się a ja wejdę do środka. Pamiętasz plan. Odbiór. - spojrzałem przed siebie i oszacowałem odległość.
- Przyjąłem. Bez odbioru. - odparłem. Ścisnąłem mocniej torbę i wpatrywałem przed sobą idealnej kryjówki jak i punktu obserwacyjnego. Gdy dotarliśmy na skraj lasu po lewej stronie zobaczyłem rozłożysty dąb którego pień był przełamany na pół przez co byłbym tam dobrze ukryty i mógłbym spokojnie obserwować okolice.
Uważając żeby nie hałasować, ukrywając sie za drzewami, ruszyłem w stronę swojej "kryjówki".
- Luke? Odbiór. - znowu usłyszałem Cala.
- Znalazłem kryjówke. Możesz działać. Odbiór. - odpowiedziałem.
- Dobra. Ruszam. Bez odbioru. - szybko rzuciłem torbę na ziemię i kucnąłem siadając na ziemi.
Spojrzałem na budynek. Cal był już blisko więc wyciągnąłem z torby laptopa Asha i uruchomiłem odpowiedni program. Natychmiast na ekranie pojawił mi się rozkład pomieszczeń w budynku i kilka czerwonych kropek. Te kropki to byli ludzie. Ashton skonfigurował kamery w budynku tak, że nie było widać Caluma przez cały ten czas a ja spokojnie mogłem prowadzić Cala dzięki temu że kamery te dało się tak ustawić że oni widzieli normalnie a ja widziałem kropki. Nie ogarniam czemu tak, ale jak widać sprawdza się to więc nie mam obaw.
Po chwili na ekranie pojawiła się też biała kropka. Calum wszedł do budynku. Zacząłem działać.
- Cal. Przed sobą masz dwójkę ludzi. Ukryj się w pomieszczeniu po prawej. - powiedziałem do słuchawki.
Biała kropka przemieściła się do wskazanego miejsca.
- Możesz wychodzić. Idź przed siebie aż dotrzesz do rozwidlenia. - szybko zmieniłem obraz kamery tak żeby pokazywała rozwidlenie i okoliczne pomieszczenia.
Z prawego korytarza nadciągal jeden człowiek. Wróciłem do poprzedniego obrazu. Kolejny człowiek szedł prosto na Caluma.
- Stary. Mamy problem. Dwójka idzie na ciebie. - spojrzałem z powrotem. - Chwila. Jeden wszedł gdzieś. Dojdź do końca i skręć w lewo. - znowu zmieniłem kamerę. Na szczęście było czysto. Przyleciałem wzrokiem cały ekran. Bylo to dogodne miejsce na ukrycie kamery.
- Cal. Musisz ukryć w tym korytarzu kamerę.
- Mam tu tylko zwykły kwiatek. - odpowiedział.
- Podejdź do miejsca w którym stoi. - biała kropka przesunęła się. - Może być. Podłącz kamerę i wracaj do wyjścia.
Spojrzałem na zegarek minęło dopiero dziesięć minut. A musieliśmy jeszcze załatwić drugie skrzydło. Wróciłem wzrokiem na ekran.
- Teren czysty. Możesz wychodzić. - powiedziałem. Po chwili z ekranu zniknęła biała kropka.
Spojrzałem na budynek. Po chwili zobaczyłem Caluma który przesuwał się wzdłuż ściany w stronę drugiego skrzydła. Wróciłam wzrokiem na ekran laptopa. Szybko wprowadziłem odpowiednie dane i przed oczami ukazał mi się plan drugiego skrzydła. Cholera. Zakląłem widząc czerwone kropki. Było ich znaczenie wiecej niż w poprzednim skrzydle a to źle wróży.
- Calum. Musimy się wycofać. W drugim skrzydle jest zazdrosny dużo ludzi. - powiedziałem do słuchawki.
- Nie. Dam radę. Kieruj mną tak żebym natknął się na jak najmniej ludzi. Ja się nimi zajmę. - usłyszałem odpowiedź i westchnąłem.
- Okej. - odparłem i znowu całą swoją uwagę skierowałem na ekran laptopa.
Po nie całych trzech minutach na ekranie pojawiła się biała kropka. Prześledziłem wszystkie kamery.
Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
- Cal. Przejdź do końca korytarza i na środku ukryj kamerkę. - zakomenderowałem zadowolony z tego ze tak łatwo nam poszło.
Jednak za szybko się ucieszyłem. Calum stał na środku korytarza a z prawej nadciągali ludzie.
- Cal. Z prawej masz dwoje ludzi. Schowaj się... - przerwałem. - Pomieszczenie po lewej. Szybko.
Obserwowałem ekran ze skupieniem. Nie dobrze. Zagrażająca nam dwójka skręcila w korytarz w którym ukrył się Cal.
Fack! - zaklałem.
- Calum! Musisz uciekać. Idą w twoją stronę. Wiej! - mówiłem cały czas obserwując ekran. - Cal! Calum odezwij się! Musisz uciekać. Słyszysz?! Cal!
Z ekranu zniknęły dwie czerwone kropki. Calum przesuwal się coraz bliżej wyjścia. Za nim biegla jedna osoba. Zmieniłem kamerę. Z innych korytarzy i pomieszczen zbiegali się inni. Wróciłem do poprzedniego ekranu. Calum zniknął. Spojrzałem na budynek. Chłopak wybiegł stamtąd i machal na mnie zebym uciekał. Schowałem laptopa do torby i rzuciłem się biegiem w stronę auta.
Nie zważając na hałas gnałem przed siebie. Gdzieś z tyłu dało się słyszeć czyjeś krzyki. Dobiegłem do samochodu, jednym sprawnym ruchem wyjąłem spod koła kluczyki i wsiadłem do środka. Odpaliłem i czekałem. Po chwili obok pojawił się Cal. Opuściłem szybę.
- Stary, co ty robisz? Wsiadaj i spadamy. - powiedziałem. Chłopak obejrzał się na las.
- Daj mi pistolet. Odwróce ich uwagę a ty wracaj do reszty. - jego słowa zdziwiły mnie.
- Nie. - odparłem twardo. - Wsiadaj. Zdążymy uciec razem. Cal. Rey mnie zabije jeśli cię tu zostawię.
- Daj mi broń i jedź. Poradzę sobie. - wyciągnął rękę. Z oddali było już słychać krzyki. Zdenerwowany wyciągnąłem broń i podałem chłopakowi. Nie było czasu na kłótnie.
- Uważaj na siebie. - poprosiłem i zasnąłem szybę. Chłopak oddalił się biegiem a ja wrzuciłem wsteczny bieg. Odjechałem kawałek i driftem zawróciłem. Dodałem gazu i pognałem przed siebie modląc się żeby Cal zdołał im uciec i żeby Raven mnie nie zabiła.
***
Zaparkowałem czarne bmw w garażu podziemnym naszego wieżowca i wysiadłem. Zamknąłem samochód i wsiadłem do windy. Po głowie cały czas kołatała mi się jedna myśl - że źle zrobiłem. Mogłem zmusić Cala żeby wsiadł do tego cholernego auta i wrócić ze mną. A tak nawet nie wiem co się z nim dzieje. Wyjechałem na ostatnie piętro i po chwili wahania wyszedłem na korytarz. Podszedłem do drzwi mieszkania i nacisnąłem klamkę. Zamknięte. Zapukałem. Dosłownie po kilku sekundach drzwi stanęły otworem i zobaczyłem w nich Raven. Na początku na jej twarzy widniał uśmiech ale po chwili jej mina zrzedła.
- L-luke? Gdzie j-jest Calum? - spytała. Ręce zaczęły jej drżeć.
Wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi. Dziewczyna patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach. Kątem oka zobaczyłem Ashtona i Michaela. Podszedłem do Rey i objąłem ją. Wyrwała się.
- Luke, do cholery! Powiedz mi gdzie jest mój brat!? - zaczęła krzyczeć.
- Został tam. - odparłem nie patrząc na nią.
- Jak to został? - cofnęła się. - Zostawiłeś go?
- Tak. Nakryli nas. Musiał uciekać. Powiedział że odwróci ich uwagę. Mówiłem mu żeby jechał....
- Zamknij się! - przerwała mi. - Zostawiłeś go tam! Samego! Słyszysz?! Zostawiłeś go na pastwę losu! - z jej oczy zaczęły płynąć łzy.
Dziewczyna podeszła do mnie i zaczęła bić mnie po torsie swoimi małymi pięściami. Cofałem się z każdym jej uderzeniem. W końcu złapałem ją za nadgarstki i zamknąłem w uścisku. Uspokoiła się.
- Zostawiłeś go. Zostawiłeś. - szlochała. - Nienawidzę cię. Nienawidzę cię Luke'u Hemmingsie! - wykrzyczała wyrywając się i uciekła.
Nie patrzyłem na chłopaków. Nie miałem odwagi spojrzeć im w oczy. Minąłem ich bez słowa i poszedłem na górę. Zamknąłem się w studiu i osunąłem się na podłogę.
Rey miała rację. Zostawiłem go chociaż mieliśmy szansę uciec obydwoje. Ale zostawiłem go. Raven mi tego nie wybaczy. Ja sobie tego nie wybaczę. Ale nie mogę już nic zrobić. Jedyne co mi zostało to modlić się żeby wrócił cały i zdrowy...
##
Helloł!
Sorczi że musieliście tak długo czekać ale no, wena nie wybiera. No i.... Chciałam zobaczyć czy dociągniecie do 5k a tu proszę! Jest ponad 5,1 k! Kocham was za to i jestem mega wdzięczna.
Wgl ostatnio naszła mnie taka wena że aż się sama zdziwiłam. @ może potwierdzić. Więc cieszcie się puki możecie.
W tym momencie możecie mnie zaczął osadzac o to że chce zabić Caluma. Proszę bardzo, wyżyjcie się a ja będę czytać wasze komentarze i śmiać się, bo jestem wredna osóbką.
Ale, ale...
Spokojnie Cal przeżyje... Chyba.
A brak jego perspektywy w rozdziale jest celowy, a dlaczego dowiecie się w następnym.
Postaram się dodać kolejny jeszcze przed 4 września ale nic nie obiecuje także no.
To chyba tyle.
Bye!
P.S. Rozdział ma 4644 słówa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top