Rozdział 25
RAVEN'S POV :
Dzisiaj mam pójść z Alanem na imprezę, do jakiegoś klubu. Nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się na to, ale trudno, nie mogę już zmienić przeszłości. Poza tym mogę się fajnie bawić no nie? Tylko jest jeden mały problem... Jak zwykle nie wiem co założyć. Myślałam nad czymś prowokującym, wyzywającym, ale Calum by mnie zabił, i nie chce narażać się na wzrok (i nie tylko) jakichś napaleńców.
Stałam przed szafą w rozkroku i z rękami na biodrach, i lustrowałam wzrokiem wszystkie ciuchy, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na imprezę. W końcu zauważyłam niebieski crop top z wycięciem na plecach, wiszący na wieszaku. Wyjełam go z szafy i rzuciłam na łóżko. Wyciągnęłam też białe, poszarpane shorty, czerwoną koszule w czarną kratę i czarne rajstopy.
Zadowolona wyszłam z pokoju i poszłam po buty. Otworzyłam szafkę i spojrzałam na nią z przerażeniem. Była pusta.
- Calum Thomas Hood! Luke Robert Hemmings! Ashton Fletcher Irwin! Michael Gordon Clifford! - krzyknęłam na cały dom, a po chwili dało się słyszeć ogromny hałas spowodowany nagłą reakcją wyżej wymienionych osobników. Po chwili cała czwórka pojawiła się na korytarzu.
- Raven, co się stało?! - Calum byl przestraszony, na co zachciało mi się śmiać, ale zachowałam wręcz śmiertelną powagę i zlustrowałam morderczym wzrokiem czwórkę mężczyzn.
- Gdzie są wszystkie moje buty? - spytałam z typowym dla mnie mordem w głosie, gdy chodziło o buty.
- Spokojnie. Wszystkie są na górze. - powiedział.
- Na górze? - spytałam głupio, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Byłaś kiedykolwiek w drugiej części korytarza? Tam gdzie są pokoje Asha i Mike'a? - spytał kpiąco Calum.
- Nieee. - celowo przedłużyłam ostatnią samogloske.
- No to chodź. - powiedział i ruszył w stronę korytarza. Zatrzymał się dopiero na końcu. Stanęłam obok i patrzyłam z niedowierzaniem.
Tam były schody...
- A-ale... Jak?... Hę? - nie wiedziałam co powiedzieć. Jak mogłam przeoczyć schody?!
- Chodź i już tak nie wytrzeszczaj oczu. - zaśmiał się Michael i pociągnął mnie na górę.
Clifford zaprowadził mnie na górę i pokazywał każde pomieszczenie. Okazało się, że nie wiedziałam o połowie pomieszczeń w tym mieszkaniu. Nie licząc standardowych pokoi, mamy także siłownię i studio nagraniowe. Najlepsze było na końcu. Było to największe pomieszczenie, czyli ogromna garderoba. Stanęłam jak wryta w progu pokoju. Wszędzie na ścianach były półki, niektóre pełne butów, a niektóre puste. Wszędzie były też lustra i światełka na suficie.
- Wow. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusic.
- To taki mały prezent od nas, na 18-te i zaraz 20-te urodziny. - no tak. Za kilka dni mam urodziny. - Trochę spóźniony, ale nie dawała mi spokoju myśl, że nic nie dostałaś, a znając twoją miłość do butów postanowiliśmy z chłopakami zrobić dla ciebie ten o to pokój. - wyjaśnił Calum.
- Dzięki chłopaki. Kocham was. - powiedziałam i przytuliłam się do całej czwórki.
- My ciebie też Rey. - zaśmiał się Michael.
- Ciebie nie kocham. - powiedziałam i założyłam ręce na piersiach.
- Oj no Rey. Jeszcze się gniewasz o te wczorajsze żelki? - spytał.
- Tak. - odparlam z powagą.
Cliffordowi nie dane było odpowiedzieć, bo z dołu dobiegł nas dzwonek do drzwi.
- To pewnie nasz gość. - powiedział Ashton i wyszedł z pokoju.
- Jaki gość? - spytałam zaciekawiona.
- Niespodzianka. - odparł Calum, a ja pokazalam mu język i zbiegłam na dół. Szybko pobiegłam do swojego pokoju i przebrałam się w coś... lepszego.
- Raven - usłyszałam wołanie Luke'a.
- Już idę! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju. Zatrzymałam się w połowie drogi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał, odwrócony do mnie tyłem, wysoki chłopak, w czarnej skórzanej kurtce. Znam te tatuaże... I te włosy... Ostrożnie podeszłam bliżej.
- Rey. O to druga część twojego prezentu urodzinowego. - powiedział uśmiechnięty Calum, a chłopak się odwrócił.
- Nie... To niemożliwe... Nie... To nie może być prawda... Ale.. Jak? - przede mną stał NAJPRAWDZIWSZY Andy Biersack. - O boże... To... naprawdę Andy czy mam zwidy? - spytałam nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
- Tak to ja. - zaśmiał się Andy i posłał mi jeden z tych swoich zniewalających uśmiechów, od którego prawie się rozpłynęłam.
- Boże to się dzieje naprawdę... - moje zdziwienie przekroczyło wszelkie granice.
- No idź i go przytul. Wszyscy wiemy, że tego chcesz. - zaśmiał się Irwin na co posłałam mu mordercze spojrzenie, ale, jednym słowem mówiąc, dosłownie rzuciłam się na Andiego.
- Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię! - krzyczałam jak jakaś psychofanka, którą WCALE nie jestem.
Andy objął mnie co musiało zabawnie wyglądać, bo z jego wzrostem a moim, sięgałam mu do pach. Zresztą każdy osobnik w tym pomieszczeniu jest ode mnie wyższy o co najmniej 20 centymetrów.
Gdy już odkleiłam się od Andiego (z małą pomocą Luke'a), wszyscy usiedlismy w salonie. Zazwyczaj to ja robiłam żarcie ale chłopacy widząc że nie kontaktuje i nie spuszcze wzroku z idola sami coś przynieśli.
- Andy? Mogę ci zadać pytanie? - spytałam niepewnie.
- Pewnie. Pytaj o co chcesz. - odparł i ZNOWU uśmiechnął się w w ten idealny sposób.
- Nie powinieneś być teraz w trasie? W Australii? - spytałam.
- Mam chwilową przerwę, a na prośbę twojego brata przyleciałem tutaj. - wyjaśnił.
- Szkoda, że nie jestem teraz w Australii. Poszłabym na twój koncert, a tak? - westchnęłam.
- Ej, młoda. Przecież Andy może dla ciebie zaśpiewać tutaj. - powiedział Luke.
- Chyba cie pogięło. Przecież Andy nie będzie dla mnie śpiewał. - syknęłam z nadzieją że Hemmings zrozumie ukryty przekaz brzmiący : "zamknij się".
- Z chęcią dla ciebie zaśpiewam. - słowa Andiego zdziwiły mnie ale ucieszyłam się, i to bardzo. - Co chcesz usłyszeć?
- Skoro tak to może.... "We don't have to dance". Nie! "Beautiful pain", albo "They don't need to understand". Nie, jednak "We don't have to dance". - cała piątka zaczęła się śmiać, gdy zaczęłam wymieniać utwory Andiego.
- Okej. - powiedział i zaczął śpiewać :
Record scratch; Steve Miller Band
Tattooed necks and tattooed hands
Oh, how don't you drown in the rain storm?
Fresh regrets, vodka sweats
The sun is down and we're bound to get
Exhausted and so far from the shore
You're never gonna get it
I'm a hazard to myself
I'll break it to you easy
This is hell, this is hell
You're looking and whispering
You think I'm someone else
This is hell, yes.
Literal hell.
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to smile
We don't have to make friends
It's so nice to meet you,
Let's never meet again
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to dance
W połowie piosenki dołączyłam do niego :
Bottles smash, I raise my hand
How can you all even stand
And why is there joy in this poison?
Oh, faking smiles and confidence
Driving miles to capture this excitement
I can't take anymore, oh
You're never gonna get it
I'm a hazard to myself
I'll break it to you easy
This is hell, this is hell
You're looking and whispering
You think I'm someone else
This is hell, yes.
I am in hell.
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to smile
We don't have to make friends
It's so nice to meet you,
Let's never meet again
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to dance
Yeah yeah, yeah yeah
You're never gonna get it
I'm a hazard to myself
I'll break it to you easy
This is hell, this is hell
You're looking and whispering
You think I'm someone else
This is hell, yes.
Literal hell.
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to smile
We don't have to make friends
It's so nice to meet you,
Let's never meet again
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to dance
We don't have to talk
We don't have to talk
We don't have to dance
We don't have to talk, talk, talk
We don't have to dance
We don't have to talk, talk, talk, talk, talk, talk, talk, talk,
- Na żywo brzmisz jeszcze lepiej. - powiedziałam rozmarzona.
- Dzięki. Ty też masz śliczny głos. Widzę że to u was rodzinne. - zaśmiał się, a ja spuściłam zawstydzona głowę. Mój idol właśnie mnie skomplemetował!
- Dziękuję. - odparłam i podniosłam głowę, spotykając wzrok Luke'a. Chłopak uśmiechnął się i skinął głową na Andiego. Posłałam mu pytające spojrzenie. Hemmings powiedział bezgłośnie, poruszając ustami : "poproś go". Pokrecilam głową. Hemmings znowu kiwal głową a ja zaprzeczyłam energicznie.
- Rey? Co wy robicie? - spytał Calum i wszystkie oczy skierowały się na mnie i na Luke'a.
- Nic. Po prostu Raven chce poprosić o coś Andiego ale się wstydzi. - powiedział Luke zanim zdążyłam się odezwać. Czekaj! Co?! No zajebie go!
- Śmiało Rey. Możesz prosić o co chcesz. - błagam, niech on juz przestanie się uśmiechać, bo za chwilę zejdę przestanę oddychać i będą mieli problem.
- No okej... Mógłbyś... pokazać mi swoje... tatuaże? - spytałam a na policzki wpłynął mi rumieniec, przez co spuściłam oczy.
- Pewnie! Trzeba było od razu mówić. - zgodził się szatyn i wstał. Zdjął kurtkę, a moim oczom ukazały się jego liczne tatuaże. Zaczął zdejmować koszulkę gdy Calum zaprotestował:
- Andy, może będzie lepiej jeśli zostaniesz ubrany.
- Spokojnie braciszku, przecież go nie zgwałcę. - zaśmiałam się, a Calum wzruszył ramionami. Andy ściągnął koszulkę a ja zupełnie odleciałam. Jak zachipnotyzowana wpatrywałam się w jego tatuaże. Nawet nie wiedziałam kiedy moja ręką dotknęła jego tatuażu serca. Nim zrozumiałam co właśnie zrobiłam było już za późno. Raptownie odsunęłam rękę.
- Jejku Andy! Przepraszam cię za to! - zaczęłam go przepraszać. Luju, jaka ja jestem głupia...
- Rey, spokojnie. Nic się nie stało. - uspokoił mnie Andy.
- Nie chciałam, naprawdę. Nie wiem dlaczego to zrobilam. - zaczęłam gadać jak nakręcona i wodzić wszędzie oczami. - Nie myślałam co robię, po prostu...
- Uspokoj się Raven. Nic się nie stało. - Andy położył mi ręce na ramionach przez co przestałam nawijać i lekko się uspokoiłam.
- Raven? - spojrzałam na Luke'a, który razem z resztą zespołu, zwijał się ze śmiechu. - Pamiętasz, że marzyłaś o zdjęciu i autografie?
- No tak! Jak mogłam zapomnieć?! - krzyknęłam i ku zdziwieniu całego towarzystwa wybiegłam z pokoju i jak burza wpadłam do siebie. Zaczęłam przewalać cały pokój w poszukiwaniu tej jednej jedynej i najważniejszej rzeczy, płyty Andiego - The Shadow Side. Płyta leżała w szufladzie komody pod sterta papierów do szkoły. Wyciągnęłam ją, złapałam pierwszy lepszy marker i równie szybko jak wbieglam, wybiegłam z pokoju i wróciłam do chłopaków.
Usiadłam z powrotem obok Biersacka i z uśmiechem na twarzy spojrzałam na niego.
- Mogę twój autograf? - spytałam całkowicie zapominając o szale emocji i moim wcześniejszym onieśmieleniu.
- Pewnie. - odparł i podpisał mi płytę.
- Dzięki. - odparłam zapatrzona w autograf Biersacka.
W pewnym momencie w pomieszczeniu rozległ sie dźwięk czyjegoś telefonu. Andy wyciągnął telefon i sprawdził kto dzwoni.
- Przepraszam was na chwilę. Muszę odebrać. - powiedział i wyszedł z pokoju.
- I jak siostra? Zadowolona? - spytał z uśmiechem Calum.
- Jeszcze się pytasz?! Czuję się zajebiscie! - krzyknęłam na co cała czwórka się zaśmiała.
Po chwili Andy wrócił do salonu.
- Przepraszam was, Juliet dzwoniła, że mam wracać do hotelu, bo za godzinę mam koncert charytatywny. - powiedział chłopak.
Cal, Luke, Ashton i Michael usmiechneli się smutno ale ja zamiast być przygnębiona od razu spojrzałam na nich głupio i skoczyłam na równe nogi.
- Juliet tu jest?! - spytałam z mocą. A Andy spojrzał na mojego brata, który pokrecil głową.
- Nie. Tylko...- pff...myśli że jestem głupia...
- Andy. Nie jestem głupia. Wiem że Juliet jest w Londynie. - chłopak spojrzał na mnie jakby chciał przejrzeć co zamierzam zrobić.
- Rey, spokojnie. Andy nie posądza cię o głupotę tylko... - kolejny... normalnie masakra z nimi...
- Tylko boi się się że jakimś cudem zrobię coś Juliet? - spojrzałam na wszystkich unosząc jedną brew. - Boże... Co ja z wami mam... Nigdy nie powiedziałam nawet jednego złego słowa na Juliet. Uwielbiam ją! Ma śliczny głos i tworzycie śliczna parę. - ostatnie zdanie skierowałam do Andiego, który posłał mi szeroki uśmiech.
- Sorki siostra. - burknal Cal, a ja przewróciłam oczami.
- A ty, Andy. Jak musisz to leć. To i tak cud, że przede mną stoisz. - zaśmiałam się.
- To dobrze, że lubisz Juliet. Spotkałem się już z wieloma dziewczynami które chciały wręcz zamordowac Juliet. - chłopak uśmiechnął się smutno.
- Uwierz mi. Chłopaki wiedzą coś o tym. - zaśmiałam się.
- Wierzę. Dobra wracam do Jul. Fajnie było cię poznać Rey. - powiedział Andy i przytulił mnie na pożegnanie.
- Dziękuję, że zgodziłes się na przyjście tu. - także go objęłam.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się do mnie i pożegnał z chłopakami poczym wyszedł.
Westchnęłam przeciągle, by część emocji ze mnie uleciała i przytuliłam się do brata.
- Dziękuję braciszku. - powiedziałam, na co Cal się zaśmiał.
- Nie ma za co, ale to był pomysł Luke'a i Ashtona. - spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale podeszłam do chłopaków i przytuliłam ich.
- Dzięki chłopaki. - powtórzyłam.
- Dla ciebie wszystko, młoda. - odparł Ash i potargał mi włosy.
- Musiałeś?! - krzyknęłam naburmuszona.
- Tak. - oznajmił i uśmiechnął się do mnie.
- I co się szczerzysz? - spytałam.
- A tak bez powodu. - odpowiedział.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na zegarek. Dochodziła 16.00. Westchnęłam. Mam jeszcze sporo czasu. Co ja mam robić?
Powlekłam się do pokoju i położyłam na łóżku głośno wzdychajac.
- Nudzi ci się, co? - usłyszałam Luke'a.
- Nie. - podniosłam sie na lokciach i spojrzałam na Hemmingsa. - Jestem zajęta bardzo zajmującym czas i ciekawym patrzeniem w sufit.
- Właśnie widzę. - zaśmiał się, ale za chwilę sposępniał. - Będziemy mieli nowych współlokatorow, a raczej współlokatorki.
- Że co?! - podniosłam głos. Co oni znowu wymyślili?
- Niestety. Nasz manager wymyślił sobie że będziemy z Ashem w fikcyjnych związkach. - wyjaśnił.
- Chyba się na to nie zgodzicie? - spytałam.
- Nie mamy wyjścia. - westchnął. - Jedna przyjeżdża o 18 a druga jutro.
- To ja wychodzę. Nie będę siedzieć w domu z jakąś laską, która będzie udawać dziewczyne mojego przyjaciela. - rzuciłam i wyciągnęłam spod łózka torbę i zaczęłam wrzucać do niej ciuchy na imprezę.
- Rey, spokojnie. Mogą się okazać całkiem fajne. Nie nastawiaj się negatywnie. - powiedział Luke.
- Sam w to nie wierzysz więc nie myśl że ja uwierzę. - zasunęłam torbę i rzuciłam ją Hemmingsowi. Chłopak złapał ją jedną ręką.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam pisać SMS-a.
Do : Farbowana menda 😘
Mogę do ciebie wpaść na kilka godzin?
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź Clare.
Od : Farbowana menda 😘
Pewnie. Czekam z zelkami.
Zaśmiałam się i schowałam telefon.
- Jak coś będę u Clare a potem idę na imprezę, ale powinnam wrócić zanim pójdę. - poinformowałam Luke'a.
- No dobra. Tylko uważaj na siebie. - poprosił i rzucił mi torbę.
- No pewnie blondynko. - chłopak skrzywil się na swoje przewisko a ja zaśmiałam się.
Przeszłam obok Luke'a i wyszłam z pokoju.
- Ludzie! Wychodzę! Z pytaniami do blondynki! - krzyknęłam i wyszłam z mieszkania.
***
Siedem godzin u Clare dobrze mi zrobiło. Farbowana zaprosiła też Rene więc siedziałysmy we trójkę i zajadalyśmy się żelkami słuchając narzekań Reny jaka to ona brzydka itp. Nie obyło się też bez westchnień Reny nad Lloydem. Zmęczona ale i szczęśliwa wróciłam do mieszkania.
W środku panowała grobowa cisza, która mnie zaniepokoiła. Ostrożnie weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. Cała czwórka chłopaków siedziała i skanowała wzrokiem siedzącą na przeciwko nich wysoką blondynke w brązowej skórzanej kurtce, czarnych dzinsach i koturnach.
- Eee... Cześć? - spojrzałam pytająco na chłopaków żeby wyjaśnili mi o co tu chodzi.
- Raven. Poznaj moją dziewczynę, Bryanne Holly. - powiedział Ashton wskazując na dziewczynę.
- Cześć, miło cię... - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Daruj sobie. - rzuciłam oschle i poszłam na górę do swojego ulubionego pokoju zmienić buty na imprezę. Zdecydowałam się na czarne koturny.
Zeszłam na dół i udałam się do siebie żeby ubrać ciuchy. Jako że na dworze było już zimno, postanowiłam wziąć też czarną ramoneskę. Wyszłam z pokoju.
- Wychodzę z Alanem! Nie wiem kiedy wrócę! - krzyknełam i wyszłam.
***
Stanęłam przed drzwiami mieszkania chłopaka i zadzwoniłam. Po chwili otworzyła mi Alicja.
- O! Hej Raven. Coś się stało? - spytała.
- Hej, Ali. Nie, przyszłam do Alana. - odparłam.
- Zaraz go zawołam. Wejdź. - wpuściła mnie do środka. - Alan! Raven przyszła!
- Ide! - odkrzyknął chłopak i po chwili stał obok mnie. - Idziemy?
- Tak. - odparłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
- A gdzie idziecie? - spytała Ali.
- Nie musisz wiedzieć. - oznajmił sucho Alan.
- Na imprezę. - odpowiedziałam za chłopaka.
- Uważaj na niego. I na siebie. - poprosiła Ali. Kiwnęłam tylko głową i wyszłam z mieszkania za Alanem.
Wsiedlismy do windy i zjechalismy na parter w zupełnej ciszy. Na zewnątrz przed drzwiami wieżowca stał czarny Mercedes. Alan otworzył mi drzwi i zamknął je gdy wsiadłam. Sam zajął miejsce kierowcy.
- Wyglądasz w tym zajebiscie. - powiedział patrząc na mnie.
- Emm... Dzięki. - odparłam i odwróciłam głowę do okna. Szatyn wjechał na ruchliwa pomimo późnej godziny ulicy i nie odzywał się. Spogladałam na pogrążony w mroku świat i zastanawiałam się gdzie Alan mnie wywiezie. Gdy skręcił w boczną uliczkę, odwróciłam się do niego.
- Zaczynam sądzić, że ta impreza to tylko przykrywka a ty chcesz mnie gdzieś wywieźć, zabić i zakopać. - powiedziałam.
- No kurde! Wydało się. Masz rację, chce cie zabić dlatego że jesteś tak cholernie seksowna. - oznajmił.
- Wiedziałam że nie mogę ci ufać. - zaśmiałam się. Szatyn uniósł kąciki ust ale już się nie odezwał.
Po chwili Alan zatrzymał auto pod jakimś budynkiem na którym wisiał szyld z nieczytelna nazwą, jak sądzę, klubu. Chłopak wysiadł z auta, a ja zrobiłam to samo. Stanęłam na chodniku i poczułam coś dziwnego w brzuchu. Wydawało mi się że zaraz zwymiotuje ale zignorowałam to. Po chwili zaczęła boleć mnie głowa i zrobiło mi się ciepło, pomimo chłodu panującego na zewnątrz. Następnie oczy spowiła mi ciemność a ja osunęłam się w bezdenna przepaść...
*~~~~~~~~~*
CALUM' POV :
Od ponad godziny razem z chłopakami siedzę i wpatruje się w siedzącą przed nami dziewczynę. Wczoraj Luke wszystko nam wyjaśnił. Nie jestem z tego zadowolony ale cieszę się że nie padło na mnie. Dziewczyna wydaje się być miła, chociaż pozory mogą mylić.
W pewnej chwili usłyszeliśmy głos otwierania drzwi a chwilę później w progu salonu stanęła Rey. Spojrzała na nas pytająco ale wszyscy milczeli.
- Eee.. Cześć? - Raven nie wiedziała jak się zachować, ale Ash wystarczająco wyjaśnił sprawę.
- Raven. Poznaj moją dziewczynę, Bryanne Holly. - oznajmił Irwin niezbyt zadowolonym głosem.
- Cześć. Miło mi cię... - zaczęła Bryn ale moja siostra jej przerwała.
- Daruj sobie. - rzuciła oschle i gdzieś poszła.
W pokoju dalej zapanowała grobowa cisza. Spojrzałem na chłopaków. Ashton patrzył na swoją "dziewczynę", Luke gapil sie w czubki swoich butów a Michael z zainteresowaniem oglądał swój telefon. Bry była spieta i patrzyła w coś na podłodze.
- Wychodzę z Alanem! Nie wiem kiedy wrócę! - dobiegł nas głos Rey a po chwili dziewczyna przeszła korytarzem i wyszła.
Nie wiedząc co robić zacząłem bawić się swoim medalikiem. Powietrze w pomieszczeniu było tak gęste, że można by je było kroić nożem. Nie powiem, sytuacja była na maksa niezręczna. Ash i Luke raczej nie palali radością na ich nowe "związki". Chociaż na ich miejscu też bym się nie cieszył.
- Słuchajcie. - Bryn wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. - Mnie też nie podoba się to co wymyślił Modest. Nie mam najmniejszej ochoty na udawanie związków, bez urazy Ashton. Ale nie mam wyjścia. Dopóki mam umowę z nimi, maja nade mną władze. Może nie dosłownie, ale jednak. Wy jesteście w tej samej sytuacji co ja. Jestem pewna że nie zgodzili byście się na to dobrowolnie, więc Modest was zmusil. Capital Records z wami zerwał a oni stracili dużo kasy. Dlatego kazali wam udawać związki. Oni nie patrzą na innych tylko na swoje korzyści. Kierują się chęcią zysku. Niczym więcej.
W duszy przyznałem jej rację. Modest nie chce nas wyciągnąć z tej afery, tylko na niej zyskać. Zarobić na nas.
- Nie sądzę żeby ta ich gra zbyt długo potrwała. - kontynuowała. - Dlatego wydaje mi się ze najrozsadniej będzie zgodzić się na ich plan. W krótce i tak wszystko wyjdzie na jaw, a oni na tym stracą. I to dużo. - zakończyła i spojrzała na nas.
- Bryanna ma rację. Jeśli się nie zgodzimy, będziemy mieli jeszcze więcej problemów. - poparł ją Luke.
- Też tak sądzę. Może to mnie nie dotyczy, przynajmniej na razie, ale mamy wystarczająco kłopotów, nie tylko z Capital Records, żebyśmy dokladali kolejne. - dodałem niechętnie.
- Dobra. Skoro już wszystko omowilismy to... - zaczął Ashton, ale przerwał mu wielki huk otwieranych drzwi. Wszyscy wstali jak na komendę łącznie z Bry. Ashton instynktownie stanął przed dziewczyną. Gdy już wszyscy obstawiali najczarniejsze scenariusze do mieszkania wbiegł Alan z Raven na rękach. Natychmiastowo wbiło mnie w podłogę.
- Coś ty jej zrobił?! - krzyknął Michael biorąc ją od niego i kładąc na kanapie.
- Nic! Straciła przytomność tuż przed budynkiem klubu. - wyjaśnił przerażony chłopak.
- Dobra spokojnie nic się nie stało, a ona zaraz się obudzi. - chyba tylko Bry zachowała zimną krew, gdy reszta próbowała cucic mi siostrę i łącznie ze mną mordować wzrokiem Alana. - Calum. - odwróciłem głowę w stronę dziewczyny. - Wyprowadz stąd tego chłopaka. Tylko nic mu nie zrob. Ashton. Podnieś jej nogi do góry a ty Luke leć po kompres albo mokry ręcznik. - natychmiastowo wszyscy zrobili co kazała.
Złapałem za kurtke Alana i wyprowadziłem go za drzwi starając się nie połamac mu kości. Gdy wróciłem do pokoju wszyscy stali wokół Rey.
- Jeszcze się nie obudziła? - spytałem przerażony.
- Nie. Jest na coś chora? - spytała Bryn.
- Nie. Tak. - powiedzieliśmy równo z Ashtonem. Spojrzałem na niego pytająco, bo z tego co wiem to Rey jest zdrowa.
- Ma anemie. Ostatnio miała robione w szkole badania kontrolne i pielęgniarka dzwoniła, ale ciebie nie było w domu więc ja odebrałem i wszystko mi przekazała. Powinna brać żelazo ale zapomniałem o tym przez tą całą sytuację. - wyjaśnił a ja spiorunowalem go wzrokiem.
- To na pewno przez anemie. Będziecie musieli pojechać z nią na badanie krwi żeby to potwierdzić ale teraz musimy dac jej żelazo. Macie gdzieś w domu tabletki z żelazem? - spytała a wszyscy pokrecili głową.
- A nie bierze jakichś tabletek po okresie? - ponownie spytała.
- Z tego co wiem to nie. - odparłem a dziewczyna pokrecila głową ze zrezygnowaniem. - Będziecie musieli pójść do apteki.
Nagle mnie olśnilo i bez słowa wyjaśnienia wybiegłem z mieszkania. Żeby było szybciej zbieglem po schodach a po chwili stałem pod mieszkaniem nr 114. Zadzwoniłem a gdy nikt nie odpowiadał zacząłem raz po raz naciskać dzwonek. W końcu drzwi otworzyła Ali. Miała na sobie niebieski szlafrok i patrzyła na mnie morderczo. No tak idioto! Przecież jest już noc!
- Co się stało że budzisz mnie w środku nocy? - spytała zaspanym głosem.
- Błagam powiedz ze masz w domu tabletki z żelazem. - spojrzałem na nią błagalnie.
- Pewnie ze mam, a po co ci? - spytała wypuszczając mnie do środka.
- Czyli Alan ci nie powiedział. Rey straciła przytomność przed klubem i potrzebuje żelaza bo ma anemie. - wyjaśniłem a na jej twarzy pojawił się szok.
- Mam żelazo, zaraz ci przyniosę. Ale Alana nie ma w domu, myślałam że są jeszcze na imprezie. - wyjaśniła Ali.
- Co? Byłem przekonany że wrócił do domu. - stwierdziłem ale sądząc po minie dziewczyny, raczej byłem w błędzie.
- Jezu. Ja z nim nie wytrzymam. Na pewno wrócił do klubu. Ojciec go zabije jeśli znowu wróci pijany. - jękneła Alicja.
- Spokojnie. Jak tylko Raven się obudzi to pojadę po niego. Nie wiesz jak się nazywa ten klub? - spytałem. W sumie nie wiem czemu powiedziałem że sprowadze tego gowniarza do domu, bo nie mam na to najmniejszej ochoty, ale nie chciałem żeby Ali się przez niego denerwowała.
- "Abyss" czy jakoś tak. Wiem tylko że jest we wschodniej części Londynu. Dziękuję że to dla mnie robisz. - odparła i przytulila się do mnie. Zaskoczyła mnie tym ale także ja objalem.
- Nie masz za co dziękować. To ja ci dziękuję, ratujesz życie mojej siostrze. - wyznałem. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i lekko uśmiechnęła po czym zniknęła w głębi mieszkania. Po chwili wróciła niosąc z ręku pudełko z tabletkami.
- Zostały tylko cztery ale powinny wystarczyć. - powiedziała podając mi pudełko.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - powiedziałem i nie czekając na odpowiedź dziewczyny pobiegłem z powrotem do mieszkania.
Gdy pojawiłem się w salonie Rey jeszcze leżała na kanapie.
- Gdzieś ty był? Siostra ci tu leży nieprzytomna a ty znikasz. - zignorowalem słowa Michaela i podałem tabletki Bryn.
- Sa tylko cztery ale powinny wystarczyć dopóki nie kupimy nowych. - powiedziałem.
- Skąd je wytrzasnąłeś? Wszystkie apteki są już po zamykane. - spytał Luke.
- Alicja miała. Gdyby nie ona musielibyśmy jechać do szpitala żeby jej podali żelazo. -odparłem.
- Michael przynieś wodę. Calum usiądź przy niej i położ jej głowę na swoich kolanach. - zrobiłem co kazała Bryanna i usiadłem obok siostry. Widząc jak Bry wszystko ogarnia nie bałem się o Rey tak jak gdybyśmy byli tylko we czwórkę z chłopakami.
Po chwili Michael wrócił ze szklanka wody. Podał ją Bryn ale ona pokrecila głową.
- Luke. Otwórz jej delikatnie usta, Ashton podaj jej tabletkę a ty Michael wlej jej wody do buzi. Calum. Gdy już chłopaki skończą delikatnie odchylisz jej głowę. - rozkazała, a wszyscy zrobili tak jak mówiła. - Teraz musimy poczekać aż tabletka zacznie działać. Jeśli się nie obudzi to po czterech godzinach podamy jej kolejną.
- Dzięki Bryn. Gdyby nie ty to nie wiem co byśmy zrobili. - podziękowałem blondynce na co ta uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. Często spotkałam się z takimi sytuacjami więc to normalka. - oznajmiła.
- Pewnie jesteś zmęczona. - stwierdził Ashton. - Chodź pokaże ci pokój.
Bryn kiwnela głową i wyszła razem z Irwinem po drodze zabierając stojącą pod ścianą walizkę.
- Chłopaki. Obiecałem Alicji że pojadę po Alana jak Rey się obudzi, ale nie wiemy kiedy się obudzi, więc pojadę teraz. - powiedziałem. Luke tylko kiwnal głową więc wyszedłem.
***
Stałem pod budynkiem klubu. Ze środka dobiegała głośna muzyka i nawet w aucie dało się czuć odor alkoholu. Pod drzwiami stała kolejka ludzi. Westchnąłem i wysiadłem z auta. Wszedłem do środka bez żadnego problemu. Natychmiast porwał mnie tłum ludzi. Kiedy przedarlem się przez nich w rękach miałem pełno karteczek z numerami od rozpalonych lasek, które zmiąłem i cisnąłem na podłogę. Przy barze zobaczyłem znajoma czarną kurtkę. Złapałem Alana za rękaw kurtki i nie zważając na jego protesty wyprowadzilem go z klubu. Posadziłem go na miejscu pasażera a sam usiadłem przed kierownicą. Już miałem odpalać gdy z boku dobiegł mnie bełkot chłopaka.
- Aa.. cco.. z... mm.. autem? - westchnąłem i przeszukałem jego kurtkę w poszukiwaniu kluczy. Gdy je znalazłem wysiadłem i zamknąłem auto. Po czym ruszyłem wzdłuż chodnika szukając auta chłopaka. Po paru minutach udało mi się znaleźć czarnego Mercedesa. Otworzyłem drzwi i wsiadłem. Odpaliłem i wyjechałem na ulicę. Zaparkowalem kawałek dalej pod jakimś blokiem. Zawsze bezpieczeniej tutaj niż pod klubem. Zamknąłem auto, zabrałem kluczyki i wróciłem do swojego samochodu.
***
Gdy wróciłem do mieszkania, uprzednio zostawiając Alana z Ali, była już 3 nad ranem.
Raven dalej leżała bez ruchu na kanapie.
- Dalej nic? - spytałem.
- Nie. Ale właśnie podalismy jej drugą tabletke. Jeśli się nie obudzi to pojedziemy na pogotowie. - oznajmił Mike.
- Mhm. - odparłem i usiadłem na fotel.
- Calum idź się połóż. Jesteś zmęczony. - poradził Ash.
- A wy? - spytałem.
- Spokojnie, damy sobie radę. Idź spać a jak Rey się ocknie to cie obudzimy. - oznajmił Irwin więc kiwnąłem tylko głową i poszedłem do swojego pokoju.
***
Spałem może ze dwie godziny, gdy Michael mnie obudził.
- Obudziła się? - zerwałem się szybko z łóżka.
- Tak. Ale zasnęła. Jutro jedziemy na badania. Jeśli teraz zemdlala i ledwo się obudziła to co będzie następnym razem? Lepiej nie ryzykować. - oznajmił Clifford a ja przyznałem mu rację. - Śpij, jest jeszcze wcześnie. My tez idziemy się położyć.
Kiwnąłem głową i poczekalem aż Micheal wyjdzie. Gdy drzwi zamknęły się za chłopakiem westchnąłem i położyłem się. Już po wszystkim... Położyłem się i po chwili zasnąłem...
*~~~~~~~~~*
LUKE'S POV :
Wszyscy poszli się położyć i na pewno już śpią. Tylko ja nie mogę zasnąć. Przez to wszystko, przez przyjazd Bry, omdlenie Rey, jestem tak nabuzowany emocjami że wogole nie odczuwam potrzeby snu. Za dużo się działo. Zamiast zmęczenia czuje adrenalinę, która buzuje mi w żyłach i nie pozwala oddać się spoczynkowi. Nie dość że martwię się o Raven to na dodatek dochodzi przyjazd Arzaylei czy jak tam jej było. Bryanna wydaje się być spoko, ale kto wie jaka będzie Arz. Już samo jej imię nie wróży nic dobrego. Ashton dobrze trafił z Bry, będą do siebie pasować nawet mimo to, że nie bardzo mają ochotę na chodzenie ze sobą. Sam nie mam najmniejszej ochoty na związek z Arz. Nasza sytuacja, która ciągle nie jest stabilna i w każdej chwili może ulec zmianie, nie pozwala nam na zawieranie znajomości, a co dopiero związków. A oni, dosłownie, wrzucają nam na chatę dwie dziewczyny i każą z nimi chodzić. To wszystko jest... chore.
Spojrzałem na zegarek stojący na półce. 5.30. Westchnąłem. Nie wytrzymam do 8.00., ciągle przewracając się na łóżku. Zamknąłem oczy i starałem się zasnąć. Gdy wydawało mi się ze minęła wieczność otworzyłem oczy i znowu spojrzałem na zegarek. 5.45.
Stlumilem jęk i usiadłem na łóżku. Omiotłem wzrokiem pokój dopóki moje spojrzenie nie zatrzymało się na gitarze akustycznej opartej o ścianę naprzeciwko łóżka. Wstałem i wziąłem instrument. Po czym, najciszej jak się dało, wyszedłem z pokoju, przeszłem przez salon do drugiego korytarza i na palcach wszedłem po schodach na piętro. Otworzyłem drzwi do studia i wszedłem do środka. Na szczęście pomieszczenie było dźwiękoszczelne więc mogłem halasowac do woli a i tak nikt by mnie nie usłyszał. Usiadłem na jednym z krzeseł i zagrałem pierwszy lepszy dźwięk. Muzyka zawsze zajmowała mi czas, więc miałem nadzieję że będzie tak i tym razem. Postanowiłem że zagram naszą piosenkę. Padło na "Jet Black Heart".
Gdy skończyłem ogarnęło mnie dziwne uczucie radości. Gra na gitarze pozwala mi się odprężyć, zapomnieć o problemach. Gdy gram przenoszę się w inny świat, do którego nikt nie ma dostępu. Mimo woli uśmiechnąłem się i zacząłem grać kolejną piosenkę, "Vapor". Skończyło się na tym że zagrałem wszystkie piosenki z naszej płyty. Gdy skończyłem była już 7.15. Uśmiechnąłem się i zszedłem na parter. Wróciłem do siebie i odstawiłem gitarę na miejsce. Przebrałem się w czyste ciuchy i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Skończywszy poszedłem do kuchni i zacząłem robić kawę.
- Ty też nie spales? - usłyszałem pytanie Asha.
- Mhm. Siedziałem w studiu. - odparłem.
- Ja przeglądałem internet. Nie uwierzysz ale ludzie już myślą że Bry chodzi z którymś z nas, bo, cytuję, "Weszła do wieżowca w którym mieszkają chlopacy z 5SoS. Naoczny świadek widział jak wchodzi do ich mieszkania z walizka". Masakra. Jeszcze nic się nie wydarzyło a już coś podejrzewają. - westchnął Ashton siadając przy stole.
Rozlałem kawę do dwóch kubków i postawiłem je na stole, siadając na swoim miejscu.
- Nic na to nie poradzimy. - oznajmiłem. Irwin tylko kiwnął głową. Nagle usłyszeliśmy ogromny hałas. Jak na komendę zerwalismy się i pierwsze gdzie zajrzelismy to pokój Raven. Dziewczyna leżała na podłodze obok łóżka błądząc oczami po pokoju. Próbowała się podnieść ale próżno.
- Nie ruszaj się Rey. - Ash pierwszy się przy niej znalazł i podniósł ją z podłogi kładąc na łóżku.
Wybiegłem z pokoju. Wpadłem do łazienki wziąłem pierwszy lepszy ręcznik i zamoczylem go w wodzie po czym wycisnąłem i wróciłem biegiem do pokoju Raven. Dziewczyna leżała na łóżku z ręką na głowie. Usiadłem z drugiej strony łóżka, delikatnie zabrałem rękę z jej głowy i położyłem recznik.
- Luke, idź po Bryn. - rozkazał Ashton. Szybko wstałem i wybiegłem z pokoju. Będąc prawie przed drzwiami pokoju Bryanny zatrzymałem się raptownie, bo z pokoju wybiegła Bryn i prawie na mnie wpadła.
- Luke? Co się stało? Usłyszałam hałas, a potem ktoś biegał korytarzem. - spytała blomdynka.
- Rey próbowała wstać ale najwyraźniej nie dała rady bo znaleźlismy ją z Ashem na podłodze. - wyjaśniłem.
- Jest słaba i nie wie co się stało ale to normalne, z czasem jej przejdzie. Ide do nich a ty idz po tabletki z żelazem i wodę. - nie mówiąc nic pobieglem do kuchni. Nalalem wody do szklanki i wziąłem stojące na blacie pudełko z tabletkami. Wróciłem do pokoju gdzie zebrało się całe zbiorowisko łącznie z Calumem i Michaelem. Podałem Bry pudełko i szklankę z wodą. Bry szybko podała ją Rey.
- Musi tak przez chwilę leżeć, żeby wróciła jej świadomość. Potem ktoś musi jej pomóc. Nie wiemy jaki jest poziom żelaza w jej krwi, tabletki na pewno pomogły ale to za mala dawka. Nie wiemy kiedy znowu może stracić przytomność więc lepiej uważać. - wyjaśniła Bryanna. - A teraz wyjazd z pokoju. Zostaje tylko Calum.
Wszyscy posłusznie wyszli i poszli do kuchni. Bry i ja zaczęliśmy robić śniadanie. Gdy usiedlismy do stołu w kuchni pojawiła się Rey podpierana przez Caluma. Usiedli na swoich miejscach a Rey uśmiechnęła się do wszystkich.
- Bry. - dziewczyna zwróciła się do blondynki. - Dziękuję ci. Calum mi powiedzial jak mi wczoraj pomogłas. Naprawdę dziękuję ci, za wszystko. Może zbyt szybko cię oceniłam, dlatego też przepraszam cię że na początku byłam taka niemiła.
Raven naprawdę było przykro. Było widać po niej ze głupio się czuła i było jej wstyd za wcześniejsze zachowanie. Ale Bry zaśmiała się i objęła Raven.
- Jest okej Rey. Nie masz się czym przejmować. - brunetka uśmiechnęła się Bry i zaczęła jeść a wszyscy zrobili to samo.
***
- Jedziemy wszyscy? - spytała Rey patrząc na nas blagalnie. I tak cud że zdołalismy ją przekonać do pojechania na badania. Gdy się dowiedziała że będą ja kłóć, i to igłą zaczęła panikowac. Chociaż panika to może za słaby rzeczownik. Lepiej pasowałaby histeria.
- Przepraszam młoda ale ja i Bry musimy iść na miasto i narobić szumu. - westchnął Ashton i podszedł do dziewczyny. - Dasz radę. Chłopaki przy tobie będą. Jesteś Raven Hood! Zawsze dajesz radę.
- Ej jest okej. Idźcie narobić szumu, tylko porządnie! - zaśmiała się.
- No pewnie! Ashton Irwin wszystko robi porządnie! - powiedział na co wszyscy buchneli śmiechem, a Ash zastanawial się o co nam chodzi.
- Dobra idźcie a my chodźmy bo chce już mieć to z głowy. - westchnęła Rey. Podszedłem do niej i objałem po czym wyszliśmy z mieszkania.
***
- I co? Strasznie było? - spytałem gdy blada Raven wyszła z pokoju.
- Tak. Ta baba nie ma serca! Wiesz jak mnie teraz ręką boli?! - zaczęła krzyczeć celowo odwracając glowe w stronę gabinetu i zwracając na siebie uwagę innych ludzi. Calum szybko stanal obok niej i zamknął jej usta reka. Dziewczyna spojrzała na niego groźnie. Calum uśmiechnął się i wziął rękę z jej twarzy.
- Rey? Dasz radę sama wrócić do domu? My pójdziemy po wyniki i skomsultujemy je z jakimś lekarzem. - Calum spojrzał na nią z troska.
- Pewnie ze tak. Dobrze się czuje. Naprawdę. Wrócę sama. - zapewniła dziewczyna.
- Okej to idziemy po wyniki a ty wróć prosto do domu. - polecił Calum.
***
Wyszliśmy z gabinetu lekarza. Nasze przypuszczenia się potwierdziły. Rey ma zaawansowana anemie. Doktor wypisał receptę na żelazo i Michael poszedł je kupić. Ja i Cal wróciliśmy do domu. Przed drzwiami naszego mieszkania stała blondynka w szortach, bluzce odsłaniającej brzuch i koturnach. Obok niej stały trzy walizki. Błagam. Żeby to nie była Arz.
Dziewczyna zauważyła nas i na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Hej. - już nie lubie jej głosu. - Jestem Arz. Dobrze ze w końcu przyszliscie, jakas szmata tu była i dosłownie zamknęła mi drzwi przed nosem. - zaskomlała a we mnie się zagotowalo.
- Ta szmata to moja siostra. - warknal Calum a Arz skrzywila sie ale zaraz odzyskala rezon.
- Pomożecie mi z walizkami? - spytała a ja przewrocilem oczami i wziąłem dwie walizki. Calum otworzył drzwi.
- Daj jej pokój na górze. - szepnął mi na ucho Hood. Kiwnalem niezauważalnie głową i poszedłem na górę.
Otworzyłem pierwsze drzwi i postawiłem walizki pod ścianą tlumiac chęć wrzucenia ich.
- To twój pokój. - powiedziałem i wyszedłem bez słowa.
Ta dziewczyna mi się nie podoba. Jest sztuczna i ten makijaż... To będzie ciężki związek...
HEJKA NAKLEJKA MISKI!
TU PANI HEMMINGS!
Wróciłam! Dlugo mnie nie było ale w końcu jestem. Rozdział jest mega długi ale to dlatego że mnie nie było i nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Jak widzicie pojawił się Andy. Moja miłość namber tu! Musiałam dodać piosenkę po prostu musiałam. Jest także wzmianka i Juliet, którą także uwielbiam. Jest i Bry która może na dłużej u nas zawita. Arz mogę pominąć bo i tak będzie można powiedzieć czarnym charakterem. No i jak widać Rey straciła przytomność i ma anemie. Ci co mnie znają na żywo wiedzą dlaczego tak zrobiłam. A! No i mam pytanie do anonimowego odbiorcy który wie że mówię o nim : Juz wiesz kto jest Farbowaną mendą? 😂 😂 To tyle.
BYE MISKI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top