9.

Atmosfera była dość dziwna. Już dawno takiej nie doświadczyłem.

Siedzieliśmy w ciszy, oglądając film, który włączyłem na złagodzenie sytuacji. Już wtedy gdy go objąłem, połowa napięcia, spadła. Czułem się z tym dobrze iż nie przeszedłem obojętnie. Wykazałem jakikolwiek, ludzki odruch.

-Nudy -westchnął, czarnowłosy, przyglądając mi się z nadąsaną miną. Kolejny wyraz twarzy, który widziałem u niego pierwszy raz.

-Mogę włączyć coś innego -odparłem, chcąc sięgnąć po pilot, jednak Michael zatrzymał mnie swoją dłonią. 

-Nie trzeba, będę się już zbierał, jednak jakbyś mógł mnie odwieźć -skinąłem głową, w głębi serca, będąc odrobinę zawiedzionym.

-Pewnie -wysiliłem się na uśmiech, wstając z miejsca. Zawsze w takich sytuacjach zastanawiałem się czy moje towarzystwo jest aż tak nudne i przytłaczające. Może to przez ten film? Znów nie wiedziałem jaki błąd popełniłem.



 W drodze do jego domu, nie odezwaliśmy się do siebie, ani słowem. Czasami spoglądałem na niego kątem oka. Uważnie przypatrzyłem się jego bocznemu, profilowi. Z tej perspektywy jego nos wyglądał dość...Uroczo. Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu był ładny.

Przez całą podróż, zastanawiałem się o czym teraz myśli, co siedzi w jego głowie. Sam już nie wiedziałem jaki jest jego stan psychiczny. Czy na prawdę pragnie zniknąć, a może to jedynie gadanina do której sam nie jest przekonany. 

Gdy po niedługim czasie dotarliśmy na miejsce, czekałem aż wyjdzie, lub rzuci krótkie pożegnanie. Nie liczyłem na nic więcej, żaden rozlewny monolog, o tym jak mu pomogłem lub pogorszyłem jego dzień, choć to drugie nawet mogło się wydarzyć. 

Widząc iż nadal nie opuścił mojego wozu, zwróciłem się twarzą w jego stronę. Patrząc na obrażenia które dziś uzyskał, bałem się reakcji Pani Clifford. Z pewnością się załamie. 

-Dziękuję -szepnął ze spuszczoną głową, a ja prawie prychnąłem, lecz dopiero po chwili całkowicie dotarło do mnie owe słowo. -Nie oczekuj, że teraz zacznę wymieniać rzeczy za które jestem Ci wdzięczny, po prostu dziękuję -cicho się zaśmiałem. Stary Michael wrócił.

Myśląc iż już wychodzi, ponownie popatrzyłem przed siebie, lecz wtedy poczułem delikatny dotyk na moich policzku. Niepewnie popatrzyłem w bok. Wtedy stało się coś, o czym nawet bym nie pomyślał iż może się wydarzyć.

Sarkastyczny, ale także skrywający w sobie pewne ciepło, chłopak, który od początku zdawał się pałać do mnie ogromną nienawiścią. Ten sam chłopak, właśnie delikatnie ucałował moje usta. Było to tak delikatne iż jedynie jego dolna warga, lekko zetknęła się z moją górną, jednak tak niewiele wystarczyło, abym całkowicie zamarł.

Po tym geście, z lekkimi rumieńcami na twarzy, opuścił w końcu mój samochód.

Ten gnojek miał czelność zrobić mi coś takiego, a potem tak po prostu wyjść. 






Jutro czekał mnie kolejny ciężki dzień, w tym dość skomplikowana operacja, która wymagała dużego skupienia. Jak na razie byłem strasznie rozkojarzony, aż z ledwością dotarłem do domu. Na szczęście obyło się bez wypadku, jednak w mojej głowie każda myśl dobijała do siebie, powodując wielki karambol, który mogłem spowodować na jezdni. 

Za dużo myśli jak na jeden dzień. Zbyt dużo uczuć i emocji, do których nie byłem przyzwyczajony. 

Pod prysznicem jednak znów myślałem. Wypijając jedną lampkę wina na uspokojenie, moje myśli atakowały mnie jeszcze bardziej. Wtulając się w poduszkę, aby zakończyć ten dzień, każda myśl wbijała się w mój umysł. Myślałem o wszystkim co wydarzyło się w ciągu tego dnia. Począwszy od pobicia Michaela i drobnej kłótni, skończywszy na pocałunku, w który nadal nie mogę uwierzyć iż na prawdę miał miejsce.

Przez to wszystko, jedna lampka wina, przerodziła się w całą butelkę, a moje samopoczucie było jeszcze gorsze.

















      ***

-Choć jesteś przystojny, dziś wyglądasz okropnie -stwierdziła Jenna, gdy tylko mnie ujrzała. To określenie było bardzo trafne, ponieważ tak samo się czułem. Moja głowa pulsowała, a oczy co chwilę się przymykały. Dawno nie miewałem tak dziwnej nocy. Być może przesadzałem. Na pewno przesadzałem. W cholerę przesadzałem. Mazgaiłem się, upijałem i panikowałem. Ciągle o nim myślałem, o wszystkim co mi powiedział, kończąc na pocałunku. Zastanawiałem się kiedy moje nastawienie tak szybko się zmieniło. Nadal pamiętam swoją pierwszą reakcję, gdy go ujrzałem. Nie należała do zbyt pozytywnych. Irytował mnie, jednak gdzieś daleko w moim umyśle fascynował, jednak nie chciałem dopuścić do siebie tych myśli.

-Hemmings! -Do moich uszu dotarł głos Jenny, aż postanowiłem otrząsnąć się z swych myśli. -Co się dziś z tobą dzieje? -zapytała z przejęciem, kładąc przede mną, kubek z gorącą kawą. Ta kobieta wiedziała czego mi trzeba.

-Wybacz, nie spałem za dobrze -odparłem przecierając oczy, jednak od razu zaprzestałem tej czynności, gdy zobaczyłem jej dziwny wyraz twarzy. -Coś nie tak?

-Nie wiem, ale wydaje mi się dość niepokojący fakt iż ktoś aktualnie stoi za tobą, a ty nie masz o tym zielonego pojęcia -powiedziała, a ja od razu odwróciłem się za siebie, kompletnie nie wiedząc kogo mogę się spodziewać.

Szeroki uśmiech, złote loki oraz okrągłe okulary na nosie.

-Ashton! -nagle dostałem zastrzyku energii, gdy ujrzałem przed sobą swojego dobrego przyjaciela. Słynny Ashton Irwin, który uciekł do Los Angeles, rozwijać swoją medyczną karierę. To również ten sam Człowiek któremu nadaję miano lepszego chirurga niż ja.

-Myślałem że już mnie dziś nie zauważysz -zaśmiał się przyciągając mnie do siebie. Mocno mnie przytulił, aż zabrakło mi powietrza. -A teraz możesz prawić mi komplementy, jak to wyprzystojniałem -odsunął mnie od siebie, po czym przybrał narcystyczną pozę.

Dokładnie mu się przyjrzałem, następnie dotykając jego sflaczałych mięśni. 

-Licho, chłopie -przyznałem, otrzymując jego karcące spojrzenie.

-Powinienem Cię ukarać, jednak aktualnie jestem zbyt szczęśliwy! A poczekaj tylko na pamiąteczki! -dodał radośnie, prędko znikając z mojego gabinetu. Spojrzałem kątem oka na rozbawioną Jenne.

Irwin był taki od zawsze i za to go uwielbiałem. Potrafił naładować człowieka pozytywną energią, nawet jeśli wcześniej był jego wrakiem. 

Nadal czekała mnie długa operacja, więc zastrzyk energii był w tej chwili niezbędny.

Przed tym powinienem zdążyć na badania z Michaelem. Na samą myśl robiło mi się zimno. Choć byłem dorosłym facetem, strasznie bałem się spotkania z nastolatkiem. A wszystko za sprawą wczorajszego dnia...

-Luke, łap! -niestety za późno się zorientowałem, a breloczek rzucony przez Irwina, trafił w moją twarz. -Niezdarny jak zawsze -stwierdził, klepiąc mnie po ramieniu. -Słyszałem że czeka Cię za chwilę operacja -obróciłem w dłoniach breloczek, po czym skinąłem głową. -Będę obserwować mistrza przy pracy, z górnego miejsca -powiedział z szerokim uśmiechem, tym razem klepiąc mnie po plecach. Ashton zawsze mnie wspierał i przy wszystkich wychwalał. Jego słowa czasami były dla mnie ważniejsze niż niejednej wysoko postawionej, szychy.

Tym bardziej będę się stresował, gdy będzie oglądać mnie podczas operacji. Nie wyobrażam sobie zawieść jego oczekiwań.

Nie mogłem zawieść nikogo. Nie chciałem być taki jak moi rodzice, którzy zawiedli mnie bardziej niż mogło by im się wydawać.

Może dlatego byłem taki dla Michaela. Nie chciałem zawieść jego oraz pani Clifford. Nigdy nie wiem co dokładnie mną kieruje.











***

Godziny sunęły jak oszalałe, a moje poddenerwowanie coraz bardziej wzrastało. Michael nie pojawił się na dzisiejszych badaniach. Także telefon Michaela jak i jego matki milczały, nawet nie można było się z nimi połączyć. Do operacji pozostawało coraz mniej czasu. Musiałem się przygotowywać i niestety porzucić dzisiejsze spotkanie, nawet jeśli nagle się zjawi. Nie mogłem tak ryzykować.

Na sali czekał na mnie człowiek potrzebujący przeszczepu serca. Dookoła stołu reszta lekarzy która jak zawsze na mnie liczyła i wyjątkowo, na górnym miejscu, znajdował się Ashton, który z szerokim uśmiechem pokazywał kciuki w górę.


Podczas operacji doznałem okrutnej wizji. Osoba która leżała przede mną na stole operacyjnym, zamieniła się w Michaela. Widziałem jego przerażone oczy, które powoli się przymykały przez podawaną narkozę. Za nim jednak zdążył odpłynąć, jego dłoń uczepiła się mojego odzienia. Szarpała mnie, a oczy znów były szeroko otwarte. W mojej głowie huczało, oddech stawał się szybszy, serce łomotało tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi. 

Krople potu spływały po mych plecach. Dłonie drżały. 

Michael nadal mnie szarpał, wbijając we mnie pełen paniki, wzrok.

-Panie Hemmings, panie Hemmings, proszę pana! -w końcu ocknąłem się z amoku, szeroko otwartymi oczami, przyglądając się osobą, które obdarzały mnie swoim przerażonym spojrzeniem, a na stole operacyjnym znów ujrzałem pacjenta, który z pewnością nie był Michaelem. -Czy wszystko w porządku? -zapytał jeden z lekarzy, a ja powoli skinąłem głową.

-Luke, dasz radę? -u mojego boku pojawiła się zmartwiona Jenna. -Nie wyglądasz najlepiej -stwierdziła, a ja mogłem przyznać iż tak samo się czułem, jednak nie mogłem zrezygnować.

Spoglądając w górę, widziałem Ashtona. Także wyglądał na zmartwionego, lecz uniosłem swój kciuk w górę, dając mu do zrozumienia iż już jest w porządku.

Uświadomiłem sobie w jak okropnej sytuacji się znajduję. Po tym co pojawiło się w mojej głowie, boję się dalej leczyć Michaela. Jego pocałunek totalnie zawrócił mi w głowie. Co jeśli moje uczucia wzrosną? Jak poradzę sobie podczas operacji, jeśli taka będzie konieczna. Prawnie nawet nie mógłbym go zoperować, jeśli łączą nas jakiekolwiek więzi, jednak nikt nie musiałby o tym wiedzieć. 

Moim zadaniem jest uratowanie jego życia, jednak co jeśli nie dam rady... Nigdy sobie tego nie wybaczę.

Nigdy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top