5.

Zdarzenie sprzed poprzedniego dnia. Byłem w domu Cliffordów, zaopiekowałem się Michalem, oglądałem jak śpi. Do czego moja medyczna kariera mnie doprowadziła?

To wszystko wydaje się być dziwne, lecz uważam iż muszę do niego dotrzeć. W nienawiści niczego nie zdziałamy, choć ona sama stała się o wiele mniejsza niż na początku, jednak nadal nie jest to ten kontakt, do którego dążę.

Muszę znać powody, przez które chciał się poddać. Lecz czy to wszystko było mi potrzebne do jego leczenia? A może tylko do zaspokojenia mojej egoistycznej i ciekawskiej strony?

-Kolejny wykład został zapisany na przyszłą środę, informuję, żeby pan znowu nie chciał się wywinąć -z zamyślenia wyrwała mnie Jenna, która pojawiła się tuż obok mnie, z pliczkiem dokumentów w dłoniach. -Szkoła pełna dziewczyn, więc może się już pan przygotować psychicznie -wykrzywiła usta w grymasie, prawie upuszczając swoje dokumenty. Schyliłem się po jedną kartkę, która zdążyła jej się wyślizgnąć. -Uch, wiem że ostatnim razem nie wyszło najlepiej, ale czy moglibyśmy dziś razem zjeść? Jako kumple z pracy -powiedziała niezręcznie, powodując mój lekki uśmiech.

-Kumple z pracy, a nadal nie mówisz mi po imieniu -stwierdziłem, zerkając kątem okaz na zegarek.

-Dobrze, postaram się w końcu mówić Ci po imieniu, Luke -czułem że ledwo przeszło jej to przez gardło, ale w końcu jej się udało.

-Czyli skończyłaś z podrywaniem mnie? -uniosłem brwi, zerkając na jej boczny profil. Jenna lekko się zarumieniła, po czym pokiwała twierdząco głową.

-Mam na oku kogoś kto wykazuje mną jakiekolwiek zainteresowanie, więc tak, dałam sobie z tobą spokój, czuj się wolny -powiedziała dowcipnie wychodząc na zewnątrz z naszej kliniki, a ja prosto za nią. W końcu szliśmy na lunch. -Jak idzie Ci z tym nowym pacjentem? -zagaiła, poprawiając chwilowo swoje włosy.

-Cóż, można określić go jako moje wyzwanie. Jest dość... specyficzny -tak, to chyba było najlepsze określenie. Jednak jakbym się o nim nie wypowiadał, to nie oznaczało iż końcem świata były jego wizyty w klinice. Wcale nie, nawet lubiłem gdy się pojawiał, zresztą to ja sam pojechałem do jego domu, czyli nienawidzić to go nie mogę.

-Choć nazwał mnie dziwką, sprawia iż uśmiecham się kiedy go widzę, a on zaczął to odwzajemniać co jest niezwykłe... Jest na prawdę ciekawą osobą, a Ty masz szansę dowiedzieć się o nim jak najwięcej -poklepała moje ramię, zatrzymując się przy jakiejś budce. Och, hot-dogi. -Jestem tylko pielęgniarką, nie stać mnie na kilku gwiazdkowe restauracje -powiedziała dowcipnie, w między czasie szukając swojego portfela.

Hej, ja nawet nie chodziłem zbyt często do takich restauracji. Może i nie brakowało mi pieniędzy, lecz nie do końca lubiłem aż takie wygórowane życie. No dobra, może i mieszkałem w domu pokroju willi z basenem, ale jedzonko to co innego.

Lecz odstawmy to na razie na bok. Wolałbym wrócić myślami ponownie, do wczorajszego dnia. Gdy Michael zasnął, niedługo po tym zjawiła się jego matka. Gdy tylko mnie zobaczyła, oczywiście była uradowana, aż zaczyna mnie to przerażać. Opowiedziałem jej o chwilowym osłabieniu Michaela, pomijając część o tym dlaczego do nich przyjechałem, a na szczęście oto nie pytała...

Mówiąc o anemii znów coś ściskało mnie w sercu, a patrząc na jej twarz... Coraz częściej czułem się zbyt słaby i czuły. Fakt, zawsze jakoś przeżywałem przekazywanie złych wiadomości czy zgony pacjentów, jednak znacznie mniej niż teraz i wcale mi się to nie podobało.

W tej pracy trzeba być jak najsilniejszym psychicznie, inaczej już możesz szukać nowej roboty która ustabilizuje twoją strzaskaną psychikę.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top