**63**

Wysiadam z auta, zostawiając go na gazie. Biegnę ile sił w nogach w stronę żółtej taśmy, która wyznacza mi drogę. Przechodzę pod spodem, idę w stronę budynku. Nagle ktoś mnie zauważa. Krzyczy coś, ale nie zwracam uwagi. Najważniejsze jest jego życie. Słyszę karetkę, coraz bliżej. Dopiero przyjechała. Jestem coraz bliżej drzwi. Łapię za klamkę, wtedy ktoś odciąga mnie z dwóch stron od tyłu. Wyrywam się, jednak jeden z nich łapie mnie za nadgarstek. Dostaje o demnie pięścią w twarz. Upada. Zauważam lekarzy, z noszami na nich zielonowłosy chłopak.

-Miki!

Odwraca głowę w moją stronę, czytam z ruchu jego warg.

„Oni tu są. Kocham cię, będzie dobrze Lulu"

Zabierają go do karetki a mnie ktoś łapie. Mówi coś do mnie. Przez łzy i mój krzyk, orientuję się że to Derek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top