*38*
-Mieliśmy iść na wagary, a ty mnie tu przywiozłeś
-Jesteśmy na wagarach
Właśnie stoimy na jednej z ulic San Francisco, pod jakimś domem.
-Po co przejechaliśmy te 617 km i prawie 6 h spędziliśmy w aucie?
-O tak o
-A na serio? I co to za dom?
-Wszystko w swoim czasie
-A co z wyjaśnianiem?
-Nie musimy tego robić zapomnijmy, co ty na to?
-Jasne - rzuciłam od niechcenia
Miałam na sobie krótkie spodentki, crop top i trampki. Bo oczywiście czarnowłosy nie uprzedził mnie że zabiera mnie poza miasto. A na dodatek że tu bedzie tak wiało, przez co jest zimno.
-Podnieść ręce do góry
Zrobiłam to o cos prosił, Michael założył na mnie swoją bluze i został w koszuli oraz kurtce. Po chwili przytulił mnie od tyłu i oparł nas o maskę samochodu.
-Dziekuje -mruknęłam cicho i dostałam buziaka w policzek
Po około 15 minutach z domu wyszedł jakiś chłopak. Blondyn, z jaśniejszymi włosami od Lukeya. I rownie niebieskimi oczyma, wzrostem przypominajacy mojego smerfa. Gdy schodził po schodach, zapinał pasek od spodni.
-Hej Clif
-Hej Horan
-Wchodźcie, troche zaspałem sorki
-Zadomowiłeś mi sie tutaj -zaśmiał się
Weszliśmy do domu szłam cicho za nimi.
-Właśnie Lucy to Niall
-Niall to
-Lucy Hale, podobna do Dereka
-Znasz go?
-Tak, przyjaźnie się z Harrym byli tu razem kiedyś
-Czyj jest ten dom Mike?
-Mój
-Ja mam samolot za niedługo, do zobaczenia następnym razem
-Pa
-O co tu chodzi?
-Chciałbym przedstawić ci moją historię
-Czekaj, co?
-Prawdziwą wersje wydarzeń
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top