11
Patrzyłem na Nathana, zastanawiając się nad każdym słowem, które opuściło jego usta. Nie darzyłem mężczyzny ani nikogo stąd zaufaniem, jednak z drugiej strony byłem mu wdzięczny za to, że starał się mi pomagać. Nawet jeśli na razie nie kończyło się to dla niego najlepiej.
- Mówiłem już, byłem na wyścigach - oznajmiłem, wzruszające ramionami. - Wygrałem motor w ostatnim, chłopak który przegrał zdenerwował się trochę i mnie uderzył. Zerwał mi szwy, ale mam już nowe i to by było na tyle - po raz kolejny streściłem mu przebieg wczorajszego wieczoru.
- Widzę, że jesteś bardzo wylewny, to chyba rodzinne - stwierdził sarkastycznie. - To teraz pozwól, ze zadam ci kilka pytań. To motocykl Grimshawa, prawda? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Ja... um, wydaję mi się, że tak - odpowiedziałem, słysząc znajome nazwisko.
Byłem zaskoczony pytaniem mężczyzny, ponieważ uważałem żeby nie użyć nazwiska żadnej z osób, które poznałem na wyścigach. Stwierdziłem jednak, że kłamanie w rozmowie z Nathanem nie miało sensu, ponieważ wiedział zdecydowanie więcej niż mu powiedziałem.
- A kto pożyczył ci motor na wyścig?
- Nie przedstawiał się - odparłem krótko.
- Szatyn, niebieskie oczy, niewysoki? - zaczął, na co niepewnie skinąłem głową. - Jestem przekonany, że to był Tomlinson. Z tego co pamiętam Lewis? Louis?
- Louis - potwierdziłem, otrzymując w odpowiedzi zadowolone spojrzenie.
- Myślę, że nie znałeś ich wcześniej - oznajmił, na co cicho przytaknąłem. - No cóż... nie jest to może najlepsze towarzystwo jakie mogłeś sobie znaleźć. Ale ten cały Styles, nie jest złym dzieciak. Ściga się, ale na twoje szczęście nie bawi się prochami, więc jeśli chcesz mogę zapisać cię do ich szkoły - odparł, po czym odłożył telefon i posłał mi wyczekujące spojrzenie.
- Ja... skąd ty wiesz to wszystko? - wydusiłam z siebie, starając się jakoś przyswoić wszystkie informacje, które mężczyzna dostarczył mi w błyskawicznym tempie.
- Lata praktyki młody. Mieszkam tu, więc wiem co się dzieje - odparł, wzruszając przy tym lekko ramionami.
- Gdzie ty pracujesz? - zapytałem, przyglądając mu się uważnie.
- U jej ojca - oznajmił, wskazując przy tym na Sam. - A dokładniej koordynuje wszystkie zlecenia, które otrzymują, zajmuje się finansami oraz pełnie funkcje całodobowego przyjaciela i doradcy wszystkich członków tej wspaniałej rodziny.
- Aron tez u niego pracuje? - zadałem kolejne pytanie, korzystając z okazji żeby choć trochę zaspokoić ciekawość.
- Dokładnie. Przez większość czasu w terenie, kiedyś był jednym z naszych najlepszych ludzi, jednak teraz dostaje większość zleceń w okolicy, bo jego głównym obowiązkiem jest zajmowanie się rodziną - wyjaśnił w skrócie.
- Dobrze, myślę, że jak na razie obu wystarczy wam przesłuchiwania się nawzajem. Matt musisz zjeść jakieś śniadanie, tak samo jak ty Nath - powiedziała Sam, na co razem z mężczyzną po drugiej stronie stołu prychnęliśmy cicho, wywołując tym u niej cichy chichot.
★A★
Zaciągnąłem się papierosem, doskonale zdając sprawę, że dostanie mi się jeśli Sam albo Amber poczują ode mnie dym. Ponad dwa miesiące temu obie oznajmiły mi, że rzucam i od tego czasu po prostu wyrzucały wszystkie paczki papierosów, których chowanie nie wychodziło mi najlepiej. Na początku zdenerwowałem się trochę, twierdząc, że jak zwykle przesądzały, jednak starałem się też trochę ograniczyć palenie, skoro było to dla nich aż tak ważne. Sięgałem po papierosy sporadycznie, kiedy musiałem przemyśleć sobie coś dokładniej. Pomagały mi jakoś ogarnąć myśli, a znajome drapanie w gardle jakoś mnie uspokajało.
Wypuściłem dym spomiędzy ust, wpatrując się w ludzi, którzy powoli przechodzili obok mnie. Siedziałem na jednej z niewygodnych ławeczek w niedużym parku oddalony o kilka ulic od mojego domu. Kiedy postanowiłem tu przyjść miałem nadzieję, że całe to obcowanie z naturą i spokojnie spacerujący ludzie w jakiś sposób pomogą mi się to uspokoić, jednak z każdą osobą, która mnie mijała miałem ochotę wrócić do domu, żeby kolejny raz przyłożyć Nathanowi, dzięki czemu poczułbym się odrobinę lepiej.
Od samego początku nie podobał mi się jego świetny pomysł zastosowania jakiś psychologicznych zagrywek, które jakimś cudem miały mu pomóc dotrzeć do Matthewa. Obiecałem nie ingerować w to, jednak nie wspominał mi wtedy, że jego genialny pomysł zawierał krycie wybryków chłopaka.
Oczywiście dla nich obu byłoby to świetnym rozwiązaniem. Ja jak zawsze byłbym tym złym, Matt robiłby wszystko na co miałby ochotę, a Nathan wcieliłby się w rolę jego kumpla, u którego "śpi" za każdym razem kiedy wymyka się z domu. Nie przeszkadzałoby mi to nawet tak bardzo, jeśli obaj byliby w stanie zapewnić mi, że Mattowi nic się nie stanie.
Moje rozmyślenia zostały przerwane, kiedy jakaś wielka kula czarnego futra spróbowała wskoczyć mi na kolana. Skończyło się na tym, że spadłem z ławki, a zadowolony z siebie rottweiler położył się na mnie radośnie merdając ogonem.
- Roksie mówiłem ci tyle razy, żebyś nie skakała na obcych, czego ten idiota cię uczy - usłyszałem zrezygnowany głos, który brzmiał całkiem znajomo.
Mężczyzna złapał psa za obroże, po czym ściągnął go ze mnie. Jęknąłem cicho podnosząc się z ziemi i otrzepując ubrania.
- Aron nawet nie wiesz jak się cieszę, że to tylko ty - powiedział mężczyzna z wyraźną ulgą, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.
Mój wzrok zatrzymał się na dobrze mi znanym niebieskookim blondynie, który delikatnie ciągnął za ucho swojego rottweilera. Ethan posłał mi przepraszający uśmiech, po czym puścił obrożę Roksie siadając na ławce.
- Też się cieszę, że cię widzę - prychnęłam rozbawiony. - Musisz ją tego oduczyć. Jestem już do tego trochę przyzwyczajony, ale jeśli skacze na nieznajomych to może się dla was źle skończyć.
- To wszystko wina Rusha. Uczy ją żeby skakała na jakieś przypadkowe dziewczyny, a on wtedy pomaga im wstać i umawia się z większością z nich - tłumaczy, śledząc wzrokiem Roksie, która właśnie bawiła się znalezioną piłką.
- Czyli byłbym narażony na randkę z Rushem, huh? - zapytałem otrzymując w odpowiedzi rozbawione prychnięcie.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy obserwując jak rottweiler biega w pobliżu, aż w końcu grzecznie przytruchtał do nas i ułożył się przy nodze swojego pana. Byłem zaskoczony, że Ethan tak po prostu siedział sobie w parku, pozwalając Roksie na bieganie ile tylko sobie zamarzyła. Zwykle był bardzo zapracowany i miał czas na krótkie przebieżki rano i wieczorem, a na dłuższe spacery wysyłał Rusha. Obaj po skończeniu szkoły wpadli na pomysł założenia klubu, który jakimś cudem zmienił się w kasyno, przyciągające tłumy. Ethan zajmował się prawie cała dokumentacją i organizacji wszystkich działań, dlatego przez większość czasu był naprawdę zapracowany. Jego przyjaciel natomiast głównie pilnowaniem ważniejszych zakładów oraz medialną stroną ich biznesu. W ten sposób praktycznie całe dnie spędzał w ich wspólnym apartamencie, a praca zajmowała mu jedynie kilka godzin wieczorem.
- Co słychać w wielkim świecie biznesu? - zapytałem, wyrywając tym samym blondyna z zamyślenia.
- Ja uh... tak jakby pokłóciłem się z Rushem - westchnął cicho, wciąż wpatrując się przed siebie. - Stwierdził, że nie traktuje go poważnie i nie chce pozwolić mu bardziej angażować się w sprawy związane z kasynem. Próbowałem mu wytłumaczyć, że wcale tak nie jest, a on wtedy oznajmił, że pewnie jeszcze mu nie ufam i dlatego boje się powierzyć mi jakieś odpowiedzialniejsze zadania, niż to co robi do tej pory. Później wyszedł z domu i pojechał sobie gdzieś, a ja nie potrafiłem być tam bez niego.
- Woah stary, współczuje - mruknalem, drapiąc się niezręcznie po karku. - Chciałbym ci jakoś pomoc, ale... - nie skończyłem bo przerwał mi jego głośny śmiech.
- Żartowałem - wysapał, ocierając łzy z kącików oczu. - Ten idiota założył się ze mną, że wytrzyma dwie godziny stojąc w stawie bez koszulki, wiec muszę pilnować żeby nie próbował oszukiwać - wyjaśnił, wskazując przy tym na postać w oddalonym od nas zbiorniku wodnym, w który wpatrywał się przez cały ten czas. - Ale to całkiem miłe, że tak się tym przejąłeś - zagruchał, szczypiący przy tym delikatnie jeden z moich policzków.
- Spierdalaj - prychnąłem, odtrącając jego rękę, jednak nie byłem w stanie powstrzymać lekkiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta.
- A ty czemu siedziałeś tu taki przybity? Tylko nie próbuj mi wmawiać, że na ciebie tez ktoś się obraził - zagadnął, posyłając mi rozbawiony uśmiech.
- To trochę dłuższa historia i nie jestem przyzwyczajony, żeby mówić o niej na trzeźwo - westchnąłem, markotniejąc na samo wspomnienie powodu mojego przyjścia do parku.
- Może to nawet lepiej. Widzę, że straż miejska zgarnia naszego geniusza, wiec kiedy skończą zapraszam do nas - oznajmił, przyglądając się jak dwaj mężczyźni w mundurach rozmawiają z Rushem, który odciągając się wychodzi z niewielkiego stawu. - Dalej Aron, ja stawiam - dodał, widząc moje wahanie.
Przez chwilę przyglądałem mu się uważnie, jednak w końcu wstałem, głośno przy tym wzdychając. Nie ukrywam, że od początku tej rozmowy byłem przekonany, że skończy się ona na paru głębszych.
~~~~~~~~
No wiec witam wszystkich po tej dosyć długiej nieobecności. Tęskniliście troszeczkę🧸?
Powiedzmy, że to będzie taki malutki prezent ode mnie z okazji mikołajek. Postaram się wstawiać rozdziały w miarę regularnie, ale przez szkole będą raczej w weekendy (nie ma jakichś większych zmian we wcześniejszych rozdziałach nie licząc tego, że Matt ma heterochromie i ma jedno oko zielone a drugie niebieskie, poza tym raczej nic ważnego)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top