Rozdział Czwarty: Nauka w parze

     Minął tylko dzień, zanim Michael i Charlie znów się odezwali. Tym razem to Michael zadzwonił do niej, co bardzo ją ucieszyło. Powiedział jej, że wciąż niepokoi go brak wystarczającego doświadczenia jako technik; potem wspomniał o ofercie, którą złożyła na kręgielni. Oboje zgodzili się spotkać u niej, gdzie dziewczyna pomoże mu nauczyć się podstaw podczas wspólnej nauki. Pomysł wydawał się przyjemny i wygodny dla obojga, a Michael był dumny, że zebrał się na odwagę, by do niej zadzwonić. Prawdę mówiąc, był nieco niechętny ponownemu zbliżeniu się do niej. Nadal prześladowały go myśli o ostatnich kilku rozmowach, zanim ich drogi na lata się rozeszły, o tych rozmowach krótko po śmierci Evana. Jeśli miał być szczery, wiedział, że spędzanie z nią czasu bardzo mu pomogło. Nie przypominał sobie sytuacji w ciągu ostatnich kilku lat, w której choć odrobinę odetchnął od stresującego życia.

     Charlie oparła się o ścianę swojego salonu, wypuszczając powietrze. Właśnie wpadła w szał sprzątania. Chciała, żeby jej mieszkanie wyglądało na tak nieskazitelne jak to tylko możliwe. Michael uważający ją za niechlujną był jedną z ostatnich rzeczy, których teraz pragnęła.

     — Dobra. — Wyprostowała się, wpychając odkurzacz do szafy. — To powinno wystarczyć. — Odgarnęła kosmyk włosów z oczu, po czym chwyciła butelkę wody i pociągnęła łyk. — To było o wiele cięższe, niż myślałam, ale... — rzuciła okiem na pokój zadowolona — wyszło całkiem nieźle. — Gdy to mówiła, rozległo się pukanie do drzwi.

     Natychmiast podbiegła i otworzyła je.

     — Hej, Mike. — Skrzyżowała ramiona. — Trochę się spóźniłeś.

     — A... tak, przepraszam. — Z zakłopotaniem potarł kark.

     — Nic nie szkodzi. — Odsunęła się, pozwalając mu wejść. — Dodatkowy czas właściwie dobrze mi posłużył. Miałem wystarczająco dużo czasu, aby dokończyć sprzątanie. — Napięta, szybko dodała: — Nie żebym robiła gruntowne porządki.

     — Mhm. — Michael skinął głową, rozglądając się. — Twoje mieszkanie wygląda ładnie. Na pewno lepiej niż moje.

     — Dzięki. — Zamknęła drzwi i podeszła do niego. — Wprowadziłam się tu jakiś tydzień temu. To jedyne przyzwoite mieszkanie, na jakie mnie było stać. Jest dość przestronne, ale ma tylko jedną sypialnię.

     — Hej, coś za coś. — Szturchnął ją. — W niektórych mieszkaniach sypialnia, salon i kuchnia znajdują się w tym samym pokoju.

     Zaśmiała się lekko.

     — W takim razie chyba mam szczęście. Proszę! Możemy się uczyć tutaj. — Poprowadziła go do stołu, który znajdował się niedaleko jej kuchni. Stał również przed małym balkonem przylegającym do jej mieszkania.

     Michael przez chwilę patrzył przez szklane drzwi.

     — Hmm. Masz ładny widok.

     — Tak, mam szczęście, że mam mieszkanie po tej stronie budynku. — Usiadła na krześle. — Balkony po drugiej stronie wychodzą na starą stację benzynową.

     — Aha. — Usiadł obok niej, jego niebieskie oczy zerknęły na rozłożone książki i zeszyty. — Więc od czego zaczynamy?

     — Od tego. — Podsunęła mu jedną z książek. — To są podstawy. Możemy przejść przez to razem, a potem przejść do rzeczy bardziej specyficznych dla animatroniki. Jak to brzmi?

     — Dobrze — powiedział Michał. — Ale teraz zaczynasz mówić jak poważny nauczyciel. — Posłał jej uśmieszek. — Powinienem się bać?

     — Tylko jeśli źle się zachowasz. — Pacnęła go palcem po nosie.

     — Phi. — Odtrącił jej rękę. — W porządku. A teraz, gdzie zaczynamy?

     — Na tej stronie. — Charlie przekartkował książkę, po czym wskazał na pierwszy akapit. — Pamiętaj, żeby robić notatki. W każdym razie przydałby mi się kurs przypominający.

     — Dobra. — Wyciągnął jeden z notatników. — Zaczynaj, panno Charlotte.

     Zaśmiała się i przewróciła oczami.

     — W porządku.

     Natychmiast rozpoczęła się ich nauka. Przeczytali większość książki, co zajęło im trochę czasu, ale samo studiowanie okazało się lekkie i zaskakująco przyjemne. Obaj znów zaczęli zachowywać się jak starzy przyjaciele, jakby tych kilka lat braku kontaktu nie istniało. Charlie cieszyła się, że chociaż raz zobaczyła Michaela tak wesołego. Odkąd go poznała, zauważyła, że zawsze wyglądał na ponurego, zmęczonego lub zrzędliwego... a może wszystkie trzy rzeczy na raz. W tym czasie jednak mogła zobaczyć trochę jego szczęśliwszej strony.

     Ten dobry czas jednak na krótko przybrał zły obrót, kiedy doszli do szczególnie trudnego tematu i Michael poczuł się wyraźnie sfrustrowany. Nabazgrał coś w swoim notatniku, mrucząc do siebie ze złością.

     — Wszystko w porządku, po prostu spróbuj jeszcze raz. — Poklepała go po ramieniu. — Ja też z tym walczyłem, ale dasz radę.

     — Ha. No pewnie. — Patrzył pomiędzy książką a papierem. Po krótkim nabazgraniu czegoś, nabazgrał to wściekle.

     Charlie skrzywił się.

     — Mike...

     — Ugh! — Rzucił długopis. — Wiesz co? Po prostu zajmijmy się tym jutro, mam dość.

     Zmarszczyła brwi mocniej.

     — Nie poddawaj się tak łatwo. Po prostu nie robisz tego dobrze. — Sięgnęła po jego notatnik. — To, co powinieneś robić, to...

     — Nie możesz wyłączyć postawy nauczyciela na jakąś minutę? – warknął, odpychając jej rękę od swojej pracy.

     Cofnęła się i rozejrzała.

     — Chciałam tylko pomóc, nie musisz na mnie krzyczeć.

     — Co? — Napiął się. — Nie krzyczałem! Byłem po prostu... byłem... nieważne. — Wstał od stołu. — Możemy kontynuować później. Robi się późno, naprawdę powinienem...

     — Czekaj! — Charlie zerwała się na równe nogi i złapała go za ramię. — Jesteśmy niepoważni. Naprawdę, oboje jesteśmy. Skąd w ogóle wzięła się ta kłótnia? — Zaśmiała się półgębkiem. — Zachowujemy się jak dzieci.

     Michael odprężył się, przenosząc wzrok na jej. Śmiejąc się ze zmęczenia, spuścił wzrok.

     — Tak. Przypomina mi to kłótnie, które mieliśmy, gdy byliśmy młodsi.

     — Mhm, zwykle przez to, że nie chcesz czegoś zrobić – powiedziała.

     — A ty mnie do tego zmuszasz.

     — Tak.

     — Głównie dlatego, że byłem ponurym zrzędą.

     — Prawda. — Wzruszyła ramionami. — Wciąż tak się czasami zachowujesz.

     Posłał jej rozbawione spojrzenie.

     — Wow. Zraniłaś mnie.

     — Tak, wyglądasz na totalnie urażonego. — Na jej ustach pojawił się uśmiech; zmienił się w wyraz troski. — Jeśli jesteś sfrustrowany, prawdopodobnie powinieneś skończyć. Możemy kontynuować później.

     — Tak byłoby chyba najlepiej — powiedział. — Nie chciałem na ciebie warczeć, Charlie. Czasami po prostu jestem sfrustrowany lub zły, a potem... cóż... znasz mnie. — Wzruszył ramionami, po czym otwarcie ziewnął. — Przyznam, że jestem trochę zmęczony.

     — Sypiasz teraz wystarczająco dużo? — zapytała.

     — Ech. — Odwrócił wzrok. — Teraz i indziej.

     — Hmm. — Podeszła do kanapy i usiadła, Michael zrobił to samo. — Wiesz, radziłeś sobie naprawdę świetnie, zanim dotarliśmy do trudnej części.

     — No nie wiem. — Westchnął ciężko. — Czasami martwię się, że tak nie jest. A jeśli nie uda mi się tego załatwić, Charlie? Mogę stracić kolejną pracę, nawet jeśli mnie zatrudnia mój ojciec.

     Charlie przechyliła głowę.

     — Ostatnim razem, gdy wspomniałeś o pracy, zachowywałeś się, jakbyś nie był pewien, czy tego chcesz. Teraz wyglądasz na zdesperowanego. Dlaczego?

     — Och, ymm... — odchrząknął. — To nic. Chodzi o to, że tylko... — urwał, jego wzrok przemykał po pokoju. Dla Charlie wyglądało to tak, jakby w milczeniu nad czymś się zastanawiał. Może zastanawiał się, czy powiedzieć jej to, co zamierzał powiedzieć?

     — Że tylko co? — powiedziała.

     Wzdychając raz jeszcze, Michael przejechał dłonią po twarzy.

     — Tak jak ci mówiłem, mój ojciec zaproponował mi tę pracę. Ale nie powiedziałem ci, że... no, wspomniał... — jego wyraz twarzy pociemniał — o Elizabeth.

     — Twojej siostrze? — powiedziała Charlie. — Okej. Co ona ma wspólnego z pracą?

     — Nie mam pojęcia. — Potrząsnął głową. — Ale z ust taty brzmiało to tak, że jakbym tam pracował, może po prostu dowiem się, co się z nią stało.

     — Coś się jej stało? — Poczuła, jak jej serce zabiło mocniej. Dobrze pamiętała Elizabeth; właściwie pamiętała całe rodzeństwo Michaela. To były kochane dzieciaki. Elizabeth, choć czasami psotna i trochę roztrzepana, była słodka i troskliwa. Była jedną z niewielu osób, poza samą Charlie, które wydobywały z Michaela to, co najlepsze.

     Na twarzy Michaela pojawił się grymas bólu.

     — Tak.

     Charlie położył dłoń na jego ramieniu.

     — Odeszła, prawda?

     Przełknął ślinę, spuszczając wzrok.

     — Tak.

     — Przykro mi — jej głos złagodniał. — Co się stało?

     — W tym problem... nie wiem. — Michael trzymał głowę spuszczoną. — P-po... śmierci Evana, Elizabeth i ja, ym... no... ja... ja przez chwilę próbowałem być lepszym bratem. Znowu się dogadywaliśmy, było wspaniale. — Przełknął ciężko, wyraźnie prowadząc wewnętrzną walkę. Serce Charlie bolało, kiedy zauważyła, że w jego głosie słychać było łkanie. — T-to trwało bardzo krótko. Nie chciałem się z tym wszystkim pogodzić i... i byłem zraniony, zły i niepewny, co robić przez tak długi czas, kiedy zerwałem z tobą kontakt. Po prostu nie mogłem wyrzucić z głowy tego, co zrobiłem. — Zacisnął pięści, oddychając drżąco. — Około rok przed moją wyprowadzką, mój ojciec zabrał Elizabeth na otwarcie swojego najnowszego lokalu. Nie poszedłem. Do domu wrócił tylko ojciec; Elizabeth nie było.

     — Przez tygodnie pytałem, co się z nią stało, ale nigdy mi nie powiedział. Wiedziałem tylko, że zniknęła. — Zacisnął powieki, oddychając powoli. — I nigdy więcej jej nie widziałem. Muszę się dowiedzieć, co się stało, Charlie. Muszę się dowiedzieć, dlaczego moja młodsza siostra po prostu... zniknęła. Dlatego potrzebuję tej pracy. Nie mogę zawieść. To nie do zniesienia, że mój ojciec nie chce mi powiedzieć, co się stało.

     Charlie skinęła głową, myśli o własnym ojcu i podobnej sytuacji przebiegły jej przez głowę. Odgarnęła je i pogłaskała uspokajająco ramię Michaela.

     — Przepraszam. Domyśliłam się co nieco, że coś się stało, odkąd ty i twój ojciec nie wspomnieliście o niej, a ja nigdy nie zauważyłem jej kręcącej się w pobliżu. — Pochyliła się do przodu, próbując zobaczyć jego twarz. — Wszystko w porządku?

     Odchrząknął i podniósł głowę, wycierając coś z policzka.

     — Wszystko gra. Dobrze jest.

     Zamrugała.

     — Płakałeś?

     — Naprawdę nie można mnie winić. — Spojrzał w inną stronę. — To wszystko... wciąż mnie prześladuje. Myślę, że pomogłoby zamknięcie sprawy przynajmniej jednej śmierci mojego rodzeństwa.

     Uścisnęła go z boku.

     — Nie martw się. Dajesz radę, Mike.

     — O, dzięki. — Przez chwilę objął ją od tyłu, raczej sztywno, pomyślała. I tak się z tego cieszyła.

     Odsuwając się, powiedziała:

     — Więc nie masz pojęcia, jak twoja praca ma pomóc dowiedzieć się, co stało się z Elizabeth?

     — No. — Potrząsnął głową. — Ojciec nie był bardzo konkretny, ale myślę, że jeśli to miejsce było jednym z ostatnich miejsc, w których widziano ją żywą, to muszą tam być jakieś wskazówki, coś takiego.

     — Dobre myślenie — powiedziała Charlie.

     — Tak, po prostu nienawidzę tego, że to mój tata ze wszystkich ludzi... — Słowa Michaela wyblakły. Z westchnieniem zamilkł.

     Charlie przechyliła głowę, myśląc o tych wszystkich chwilach, kiedy Michael wspominał o Williamie.

     — Mike — zaczęła dość ostrożnie — co sądzisz o swoim ojcu?

     — Co masz na myśli?

     — Dokładnie to, co powiedziałam. Co do niego czujesz?

     — Och. Ja... nie za bardzo go lubię. — Jego wyraz twarzy pociemniał. — W ogóle.

     — Myślę, że zawsze był trochę dziwny – powiedziała. — Jakiś dokładny powód?

     — To skomplikowane — powiedział. — On po prostu nigdy nie był dobrym ojcem, wiesz? Ciągle zaniedbywał naszą trójkę. No i trochę mnie źle traktował. — Wbił wzrok w podłogę. — Nie mamy najlepszych relacji.

     Jej zmarszczka pogłębiła się.

     — Och. — Przełknęła ciężko. – Tak mi przykro. Ale mam nadzieję, że tak naprawdę cię nie wykorzystał albo...

     — Nieważne. — Michael machnął ręką na własne słowa. — Nie czuję się teraz tak zirytowany. Spróbujmy przebrnąć przez ten rozdział książki i będziemy mogli skończyć naszą nocną sesję.

     Zawahała się, zanim szybko zmusiła się do porzucenia tematu Williama.

    — Jesteś pewien? — powiedziała. — Nie musimy.

    — Jestem pewien. — Podniósł się na nogi. — Prawdę mówiąc, mmm... powiedzenie ci tego wszystkiego w pewnym sensie zniosło ze mnie ciężar. Czuję się o wiele lepiej. — Odchrząknął. — Tak myślę.

    Charlie zatrzymał się na chwilę. Z uśmiechem również wstała.

    — Dobrze. Otwieranie się, mówienie, jak się czujesz i co się dzieje, zawsze pomaga. Wiem o tym lepiej niż ktokolwiek inny.

    — Hmm — powiedział. — Więc może powinnaś otwarcie porozmawiać z tatą i powiedzieć mu, co myślisz o tym, że jest taki opiekuńczy. Zasługujesz na pracę, zasługujesz na szacunek i traktowanie jak dorosła kobieta.

    — Och. — Odgarnęła kosmyk włosów. — Tak, hmm... chyba się nad tym zastanowię. Miło z twojej strony, że to powiedziałeś. — Dotknęła brody, nowa myśl zaświtała jej w głowie. — Wiesz, nie ma nikogo lepszego, kto mógłby cię nauczyć animatroniki niż mój ojciec. Zawsze możemy go w pewnym momencie zapytać, może dać ci praktyczne doświadczenie z animatronikami.

    — Nie, nie. — Michał machnął ręką. — Nie chcę wciągać w to twojego ojca. Na razie zostawmy to naszym sesjom naukowym.

    — Dobra. — Kiwając głową, Charlie wróciła do stołu. — Gotowy, by ponownie zająć się tym trudnym tematem?

    — O tak. — Usiadł obok niej. — Jedziemy z tym wszystkim, nauczaj.

    — No okej. — Roześmiała się, posyłając mu rozbawione spojrzenie. — Jeszcze zrobię z ciebie dobrego ucznia.

    — W to nie wątpię. — Michael sam się zaśmiał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top