Rozdział 6: Noc u Michaela

    Usta Michaela poruszały się do muzyki, która dudniła w jego starych słuchawkach, kiedy tańczył po swoim salonie, odkurzając. Oczywiście, przez niezdolność do wielozadaniowości, nie do końca odkurzał. Tańczył z odkurzaczem, praktycznie zapominając o czyszczeniu dywanu. Minęło trochę czasu, odkąd miał tak relaksującą i przyjemną noc tylko dla siebie, zwykle obowiązki domowe były nudne i męczące. Tylko ten jeden raz pomyślał, że mógłby urozmaicić je swoją ulubioną muzyką rockową. Wkrótce miał się przekonać, że to nie był najlepszy pomysł, a przez to prawie nie sprzątał.

    Muzykę miał podkręconą tak głośno, że w pierwszej chwili nie usłyszał gorączkowego pukania do drzwi ani dzwonka do drzwi. Ryk odkurzacza prawie go zagłuszył. Jednak dźwięk szybko do niego dotarł.

    — Hę? — Zdjął słuchawki z uszu. Pukanie rozległo się ponownie, uderzanie przyspieszyło w panicznej serii, po czym rozległ się wielokrotny dzwonek do drzwi.

    — Michael! — Zza drzwi dobiegł stłumiony głos. — Michael, jesteś tam? Ktoś mnie śledzi! Wpuść mnie! Proszę!

    — Charlie? — Michael zdjął słuchawki i rzucił byle gdzie. Nawet nie zadał sobie trudu, by wyłączyć którekolwiek z urządzeń, poszedł prosto do drzwi, odblokował je i otworzył gwałtownie. Przemoczona Charlie stała na zewnątrz, trzęsąc się mocno i patrząc na niego dużymi, zdesperowanymi oczami. — O rany boskie! — Delikatnie chwycił ją za ramię i wciągnął do środka. Kiedy zamknął za nimi drzwi, odwrócił się do niej. — Wszystko w porządku? Jesteś przemoczona do suchej nitki! Co się stało? Kto cię śledzi?

    — Ćśś! — uciszyła go. Podbiegła do jednego z jego okien i wyjrzała przez zasłony. Podszedł do niej, marszcząc brwi, i zajrzał jej przez ramię. W ciemności i deszczu ledwie widział samochód skradający się wzdłuż drogi. Przemknął obok domu, po czym przyspieszył i prawie natychmiast zniknął z pola widzenia.

    — Ten samochód jechał za tobą aż tutaj? — zapytał.

    — Tak — powiedziała, — i to naprawdę mnie przeraziło! Myślałam, że... cóż, że... ech! Nawet nie wiem! To było po prostu okropne! Jestem taka głupia! — Schowała głowę w dłoniach, jej włosy polokowane od deszczu opadły do przodu, gdy pochyliła się. — To by się nie wydarzyło, gdybym był wystarczająco dojrzała, by stawić czoła ojcu, gdybym na niego nie nakrzyczała! Co jest ze mną nie tak?

    — Hej, hej. — Michael wziął jej ręce i odsunął je od jej twarzy. — Przestań panikować. Jesteś już bezpieczna, tak? — Kiedy podniosła wzrok i napotkała jego oczy, posłał jej niespokojne spojrzenie, jego troska o nią praktycznie promieniowała z niego. — Co się stało?

    Dziewczyna westchnęła ciężko.

    — Próbowałam poprosić tatę by pozwolił mi pomóc, ale nie poszło dobrze. Musiał mnie zawieźć do pracy, ponieważ mój samochód jest w naprawie, więc nie miałam podwózki do domu. Nie chciałam stawić mu czoła, więc wyszłam sama.

    — Ale twoje mieszkanie jest po drugiej stronie miasta, nie w pobliżu pizzerii. — Michael skrzywił się.

    — Dokładnie — powiedziała. — To było głupie z mojej strony. Nie wiem, dlaczego w ogóle to zrobiłam.

    — Hmm. — Przechylił głowę. — Może porozmawiamy o tym więcej za minutę? Wyglądasz na przemarzniętą. Masz, e... — Rozejrzał się dookoła. — Usiądź na kanapie, przyniosę ci koc i zrobię ci herbaty czy coś.

    — Herbaty? — Na jej twarzy pojawił się uśmiech. — Wow, naprawdę jesteś Brytyjczykiem.

    — Och, zamknij się. — Zaśmiał się, prowadząc ją na swoją kanapę. Charlie usiadła, a on pospiesznie wyłączył muzykę i odkurzacz. Po odłożeniu go, pospieszył do swojego pokoju. Po chwili wrócił z puszystym, szarym kocem. — Proszę. — Owinął go ciasno wokół niej.

    — Dzięki — powiedziała, dość niezręcznie odwracając wzrok. — Przepraszam, to musi wydawać się takie nagłe. Po prostu zdałam sobie sprawę, że jestem blisko twojego domu i wiedziałam, że mi pomożesz.

    — Oczywiście, że tak. — Odsunął się od niej. — Możesz zostać tak długo, jak chcesz. A! — Pstryknął palcami. — Pójdę teraz zrobić ci tę herbatę! Zostań tu. — Pobiegł do kuchni, gdzie chwycił czajniczek, napełnił go wodą i pozwolił mu się zagotować na kuchence. Kiedy garnek zaczął gwizdać, podniósł go i nalał gorącej wody do dwóch kubków. — Czy pasuje ci miętowa? — zawołał do drugiego pokoju.

    — Tak! — zawołała. Z zadowolonym skinieniem głowy wyjął odpowiednie torebki z herbatą i włożył je do wody. Pomieszał trochę, zaniósł kubki do salonu, gdzie nadal siedziała Charlie, wpatrując się w telewizor z niesamowicie rozbawionym wyrazem twarzy.

    — Nie wiedziałam, że lubisz opery mydlane. — Wskazała na ekran, na którym przypadkowo zatrzymał "The Immortal and Restless".

    — O nie. — Roześmiał się, pospiesznie odstawiając kubki. Chwycił pilota i wyłączył telewizor. — Tak, ym... zwykle ich nie oglądam, po prostu ym... przypadkowo zainteresowałem się jednym. Więc tak, tak... eee... tak było.

    Charlie zachichotała, biorąc kubek z herbatą, który Mike jej podał.

    — Gdybym nie znała cię lepiej, powiedziałabym, że jesteś zawstydzony.

    — A weź. — Przewrócił oczami i usiadł obok niej. — Naśmiewaj się ze mnie, ile chcesz. Osobiście uważam, że interakcje Vlada i Clary są wciągające. Nie mogę przestać oglądać.

    — W porządku. Myślę, że mogę zobaczyć, jak ktoś by to zrobił. — Wzięła łyk herbaty. — To jednak trochę banalne, naprawdę nie moja sprawa.

    — Ech. — Wzruszył ramionami. – Rozumiem. Smakuje ci herbata?

    — Hm? Och, tak, jest dobra. — Wtuliła się w koc, trzymając ciepły kubek blisko siebie. — Nie piję zbyt często herbaty. Zgaduję, że ty pijasz?

    — Ej, to, że jestem Brytyjczykiem, nie znaczy, że kocham herbatę — powiedział, udając urażonego. — Jestem zaskoczony, że próbujesz mnie obrazić, Charlie.

    Uśmiechnęła się zalotnie.

    — Ale jednak ją lubisz, prawda?

    — Dobrze, dobrze, tak, lubię. — Zaśmiał się krótko. Po wypiciu krótkiego łyka, zapytał:— Więc chcesz porozmawiać trochę więcej o tym, co się stało? Często byłaś przy mnie w przeszłości, a nawet teraz. Więc wiesz, może nie jestem najlepszy w pocieszaniu, ale potrafię słuchać. — Posłał jej uśmiech. — Bardzo mi na tobie zależy. Jesteś dobrą przyjaciółką, Charlotte. Nawet moją najlepszą przyjaciółką.

    — Ach, to miłe. — Odwzajemniła uśmiech, jej oczy zrobiły się cieplejsze, wcale nie spanikowane, jak były zaledwie kilka minut wcześniej. — Jak za dawnych czasów, co? — Ciepły wyraz twarzy zniknął, gdy spojrzała na swoje dłonie, które mocno trzymały jej kubek. — W każdym razie, tak jak powiedziałam, mój ojciec i ja pokłóciliśmy się. Zgodził się pomóc ci z animatronikami, ale gdy tylko wspomniałam, żeby nauczył mnie tego wszystkiego, odmówił, traktował mnie, jakbym nie była na to wystarczająco dojrzała. Nakrzyczałam na niego, z czego sam się sobie dziwię. — Potrząsnęła głową. — Teraz wydaje się to takie głupie, ale jednocześnie nie. To chronienie mnie jest denerwujące.

    — Hmm. — Michał skinął głową. — Musi być ciężko.

    — Jest ciężko. — Przesunęła palcem po brzegu kubka. — Wiedziałem, że droga powrotna do domu była długa, prawdopodobnie zajęłaby mi około godziny, ale wtedy po prostu mnie to nie obchodziło. Kiedy szłam, zrobiło się ciemniej i zaczął padać deszcz, a potem ten przerażający samochód zaczął mnie śledzić. Powinieneś był to zobaczyć! Znajdował się tuż przy krawężniku i jechał bardzo wolno. — Mocniej ścisnęła kubek z herbatą. — To doświadczenie naprawdę mnie przeraziło. Tak się cieszę, że znalazłam się w pobliżu twojego domu, nie jestem pewna, co by się stało.

    — Mhm. — Michael spuścił wzrok. — Ja też nie.

    — Musiałam wyglądać dość żałośnie, pojawiając się tak w twoich progach, co? — Charlie roześmiała się, było to wyraźnie wymuszone. — Możliwe spanikowałam bardziej, niż powinnam.

    — Nie. Oczywiście, że nie — powiedział. — Ta sytuacja była naprawdę straszna, Charlie, i cieszę się, że do mnie przyszłaś. — Sięgnął i wziął jedną z jej dłoni z kubka, po czym trzymał ją mocno, patrząc jej w oczy. — Cieszę się, że wszystko w porządku. Jeśli kiedykolwiek znajdziesz się w niebezpieczeństwie lub będziesz potrzebować pomocy, albo po prostu, nie wiem, będziesz potrzebować kogoś, na kim możesz się oprzeć, przyjdź do mnie. Mogę być zły, zmęczony i zraniony psychicznie, i przyznaję, nie zawsze jestem najlepszą osobą w sąsiedztwie, ale zawsze będę tu dla ciebie. Zależy mi na tobie, na wszystkich moich przyjaciołach... to znaczy, kiedy ich miałem. — Przełknął ciężko, niechciane myśli wpełzły do jego umysłu. — Kiedyś byłem palantem. Po prostu okropnym, zgorzkniałym i niegrzecznym nastolatkiem, który końcowo zabił... — wykrztusił przy następnym słowie, prawie łzawiąc się na samą myśl o tym incydencie. — Nie odsunę się znów od ciebie. — Uśmiechnął się półgębkiem. — Okej?

    Charlie patrzyła na niego przez chwilę, mrugając kilkakrotnie.

    — Michael, ja... ja... wow, to... wow. — Zaśmiała się dość zdezorientowana. — I powiedziałeś, że nie jesteś dobry w pocieszaniu! Michael, to prawdopodobnie najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca przemowa, jaką kiedykolwiek od ciebie słyszałam. Nie wiedziałam, że trzymasz w sobie tyle wspaniałych rzeczy. Po prostu nie spodziewałam się tego, ponieważ wiesz, nie zawsze jesteś specjalnie emocjonalny. — Uśmiechnęła się do niego. — Bardzo mi się to spodobało. Dziękuję. — Ku jego zmieszaniu jej brązowe oczy były lekko zamglone od łez. — Naprawdę, dziękuję. To wiele znaczy.

    — Och, ym... — Jego uśmiech się poszerzył. — Nie ma za co. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak udało mi się to powiedzieć ani skąd to się w ogóle wzięło, ale każde słowo było prawdą. — Przechylił głowę. — Hmm. Może noc sprawia, że jestem poetycki i emocjonalny?

    — W takim razie powinnam częściej przychodzić w nocy — powiedziała, chichocząc.

    Michael spiął się, czując, jak jego policzki lekko się rozgrzewają.

    — Ach, ym... może nie, to byłoby trochę dziwne.

    Potrząsnęła głową, a jej chichot narastał.

    — Żartowałem, Mike.

    — O. — Odchrząknął. — No jasne, wiedziałem o tym. — Po tych słowach zapadła lekka cisza.

    Również odchrząkując, Charlie delikatnie zabrała jej rękę z jego dłoni i wbiła wzrok w swoją herbatę. 

    — W każdym razie, mimo że sytuacja przed tym była okropna, to jest naprawdę fajnie.

    — Tak — powiedział, wciąż na nią patrząc. — Naprawdę fajnie, prawda? — Oderwał od niej wzrok i dalej popijał herbatę. Oboje prowadzili lżejszą rozmowę przez kilka następnych minut, kiedy skończyli swoje napoje, a Charlie próbowała się rozgrzać. Po wypiciu ostatniego łyka herbaty powiedział: — Cóż, robi się późno. — Jakby na dowód jego racji, zegar w pokoju wybił godzinę jedenastą, zaledwie godzinę przed północą. — Mogę cię teraz odwieźć do domu.

    — Tak, byłoby miło — powiedziała. — Bo chyba że... — Zmarszczyła brwi, sięgając pod koc i macając dookoła. — Lepiej upewnię się, że mam moje... czekaj. O nie. — Wyciągnęła rękę i przybiła facepalma. — Choroba! Zostawiłam w restauracji klucze do mojego mieszkania. Na pewno jest już zamknięte.

    — Aj. — Michael bawił się swoim kubkiem. — No, nie jest dobrze.

    — Nie. — Ona westchnęła. — Wygląda na to, że będę musiała zadzwonić do mojego... — Urwała na dźwięk grzmotu. Gdy tylko zabrzmiał, światła w pokoju zamigotały i zgasły. Odkąd pojawiła się Charlie, Michael prawie nie zauważył burzy, był zbyt pochłonięty ich rozmową, by zauważyć ciągłe grzmoty i dźwięk deszczu uderzającego o dach. Teraz spójrzcie, do czego to doprowadziło. Brak zasilania.

    — Super. — Z siłą odstawił kubek na stolik obok kanapy. — Tylko tego nam było trzeba.

    — Cóż — powiedziała — przynajmniej jest noc, zgaszone światła nie będą miały większego znaczenia. — Zmarszczyła brwi. — Ale to również oznacza, że linie telefoniczne są wyłączone, nie możemy zadzwonić do mojego taty ani nic. To nie tak, że byłabym w stanie zmusić się do rozmowy z nim.

    — Hmm. — powiedział. — Więc co robimy?

    — Ym... — Odwróciła wzrok, nerwowo bawiąc się włosami. — Zostałabym bym tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko. Wiesz, jeśli masz pokój gościnny i jeśli bym ci nie przeszkadzała.

    — O nie, wcale mi nie przeszkadzasz. — Potrząsnął głową. — I ja mam gościnną sypialnię. W zamyśleniu postukał się w brodę. — Właściwie możesz nawet rozłożyć swoje ubrania do wyschnięcia. Nie sądzę, żebym miał jakieś ubrania, które by na ciebie pasowały, ale mógłbym dać ci koszulkę lub coś w tym stylu. O, i mam parę spodni od piżamy, które są na mnie o wiele za małe. Ciągle zapominam je oddać. Jestem taki głupi. — Posłał jej kuszące spojrzenie.

    Zachichotała.

    — Dobra, dzięki. Myślisz, że twoja pralka i suszarka nadal działają?

    — Prawdopodobnie nie — powiedział — ale zawsze możesz spróbować. — Wstał, wziął od niej pusty kubek i sięgnął po swój. — Idę spać za kilka minut. Czuj się jak u siebie w domu.

    — Dziękuję. — Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, gdy szedł w stronę kuchni. Podążyła za nim, mówiąc: — Jesteś wspaniałym przyjacielem, Mike. Nawet nie spotykamy się znów przez więcej niż kilka tygodni, a ja już czuję, że znów jesteśmy blisko. Chyba niektóre przyjaźnie właśnie takie są, co? Nie rozmawiamy ze sobą od dłuższego czasu, ale kiedy spotykamy się ponownie, coś po prostu klika i rozmawiamy i zachowujemy się tak, jakby te lata rozłąki nigdy nie istniały.

    — Mhm, zdecydowanie. — Postawił kubki do zlewu. — Mogę pokazać ci resztę domu. Nie jest zbyt duży, tylko moja sypialnia, łazienka, pokój gościnny i garderoba, która służy również jako pralnia. Proszę, pokażę ci. — Wyprowadził ją na zewnątrz i korytarzem obok salonu. — Oto łazienka. — Wskazał na to. — A to pralnia. Wskazał kolejne drzwi. — A po drugiej stronie korytarza... — poprowadził ją — jest moja sypialnia i pokój, w którym przenocujesz. — Pokazał jej dwoje drzwi, naprzeciwko siebie. Otworzył pokój gościnny i wszedł do środka. Podążyła za nim, rozglądając się dookoła.

    — Hm. Przytulnie. — Skinęła głową. — Jeszcze raz dziękuję.

    — Ech, nie ma problemu. — Wymknął się z pokoju. — Daj mi tylko minutę. — Zostawił ją na chwilę, po czym wrócił z ubraniami, o których jej mówił i podał je jej. — Em... mam nadzieję, że chociaż trochę pasują.

    — Będą pasować. — Wzięła ubrania. — Dziękuję.

    — Och, przestań mi dziękować. — Uderzył ją w nos, co spotkało się z konsternacją, ale wywołało to u niej również chichot.

    — No dobrze, głupolu — powiedziała.

    — Okej. — Ruszył w stronę drzwi, machając jej. — Dobranoc, Charlie.

    — Dobranoc, Mike. — Odmachała, uśmiechając się. Zamykając za sobą drzwi, Michael zatrzymał się na chwilę na zewnątrz i wypuścił powietrze. Z delikatnym uśmiechem wszedł do swojego pokoju. Kto by pomyślał, że takie niebezpieczeństwo i burza mogą jeszcze bardziej wzmocnić ich przyjaźń?

~~~~~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top