17

"S T A R C I E"

Dziewczyna niepewnie zaczęła podchodzić do dwójki nieznanych jej osób. Była uważna. W głowie miała myśl, że coś złego mogło się wydarzyć. Dookoła niej były płomienie i brała pod uwagę to, że blisko niej mogło coś wybuchnąć. Niebezpieczeństwo czaiło się w każdym rogu. Nie chciała źle skończyć po takiej akcji. Bała się szpitali i lekarzy. W dodatku musiałaby coś powiedzieć ludziom. Rodzice chcieliby wyjaśnień, a ona nie wiedziała jak miałaby to wszystko dźwignąć. Co powiedziałaby w szkole? Większość osób było ciekawskich i na pewno obok jej osoby nie przeszliby obojętnie.

Spider-Man słysząc kroki zbliżające się do niego, natychmiast założył strzępki swojej maski. Można powiedzieć, że zakrywała jedynie połowę jego okurzonej twarzy. Przez materiał maski dziewczyna nie potrafiła go rozpoznać. Nie wiedziała do kogo mogła go przypisać. Mimo to, miała wrażenie, że znała osobę kryjącą się pod maską. Również jej odczucie mogło wiązać się z tym, że parę razy miała już z nim bliższą styczność.

Bohater odwrócił się do niej, a ona w błyskawicznym tempie wyciągnęła niebieską strzałę i naciągnęła cięciwę. Celowała prosto w niego.

- Spokojnie. - Powiedział i podniósł ręce w geście poddania się. Był w miarę spokojny, ponieważ nie raz już spotkał Bright Girl. Dopóki nic jej nie zrobił, wiedział, że ona również się do niczego nie posunie.

- Co zamierzasz z nim zrobić? - Zapytała wskazując nogą bandytę, który leżał kilka metrów przed nią. Wiedziała, że popełniła błąd, ponieważ nie stała stabilnie. Gdyby ktoś się na nią rzucił, z łatwością by się przewróciła.

Chłopak jej nie odpowiedział. Chwycił mężczyznę i położył obok jakiś skrzyń. Przyczepił go do nich swoją pajęczyną. Po jego ruchach widać było, że był obolały, ale dziewczyna nie skomentowała tego w żaden sposób.

Bright Girl zauważyła kartkę, która leżała nieopodal. Bez zawahania poszła po nią. Gdy miała papier w dłoni, podeszła do bohatera i podała mu go. Chłopak wyciągnął z kieszeni flamaster i napisał coś na kartce dużymi literami. Jasnowłosa w tym czasie rozglądała się dookoła. Średnio ją obchodziło co chłopak bazgrał na papierze. Bardziej przejmowała się policją i FBI. Szukała potencjalnych zagrożeń. Czuła, że stąpała po niebezpiecznym terenie. Miała wrażenie, że zaraz coś wybuchnie. Po kilku sekundach dziewczyna spojrzała na twarz bandyty. Dopiero po pewnym czasie go rozpoznała. To był ojciec Liz. Była zarówno zszokowana jak i zestresowana. Przerażenie owładnęło jej ciałem.

- Chodźmy - Powiedział chłopak. Jego głos wyrwał dziewczynę z zamyślenia.

Niemal od razu nastolatkowie ruszyli w stronę miasta. Musieli się udać jak najdalej od miejsca walki. Bardzo szybko szli, ale nie przeszkadzało im to. Wiedzieli, że tak trzeba było postąpić. Byli zmęczeni, ale musieli dać z siebie wszystko. Chodzili bocznymi i ciemnymi zaułkami, żeby nikt ich nie widział. Po jakimś czasie weszli na dach budynku i zaczęli skakać od jednego do drugiego.

Droga Bright Girl nie dłużyła się wcale. Była tak zafascynowana Spider-Manem, że nie mogła się skupić na niczym innym. Była pod wrażeniem jego umiejętności. Ona mu nie dorównywała nawet do pięt. Był bohaterem co już świadczyło o tym, że był rangę wyżej od niej. Mniej istotnym faktem, który zafascynował dziewczynę było to, że Spider-Man miał inny kostium. W zasadzie skądś go kojarzyła, ale nie wiedziała skąd. Dopiero po jakimś czasie intensywnego myślenia zrozumiała, że to był jego pierwszy strój. Na początku w takim przebraniu walczył na ulicach Queens. Było to dawno, ale nie na tyle, żeby całkowicie zapomnieć.

Po kilkunastu minutach szybkiego chodu, Spider-Man się zatrzymał. Dziewczyna również to uczyniła. Po raz pierwszy poczuła, że grali w jednej drużynie i strzelali do tej samej bramki. Być może przez to, ze chłopak wzbudził w niej współczucie?

Nastolatkowie znajdowali się na dachu jakiejś wierzy. Spider-Man usiadł po turecku na skraju murku. Zrobił to tak pewnie, że dziewczyna spojrzała się na niego ze strachem. Wiedziała, że się nie bał. To on był na 169,3 metrowej budowli w Waszyngtonie, a ona spadała z windy. Ta sytuacja wiele wyjaśniała.

Lilith z jego postury wywnioskowała, że był zmęczony walką. Wiedziała jak takie bitwy potrafiły wykończyć człowieka zarówno psychicznie jak i fizycznie, a sam fakt, że on bił się z metalowym monstrum wprawiał ją w zachwyt. Nie wyobrażała sobie jaki ból musiał czuć. W pewnym stopniu była z niego dumna. Zasłużył na tytuł bohatera.

Bright Girl usiadła nieco dalej od niego oraz od wewnętrznej strony dachu. Nie zrobiła tego tak pewnie jak on. Jej nogi dotykały dachu budynku, a nie zwisały bezwładnie w przepaść. Głowę musiała skierować w stronę, w którą patrzył chłopak.

- Jak się czujesz? - Zapytała jedwabistym głosem. Musiała przerwać tę niezręczną ciszę.

- Mogło być lepiej. - Powiedział. Nie miał pojęcia jak to wszystko się skończy. Mógł zginąć, ale przeżył. Miał nadzieję, że nikt przez niego nie ucierpiał.

Między nimi znowu zapadła cisza. Nastolatka postanowiła ją przerwać.

- Skądś cię kojarzę. - Powiedziała Bright Girl marszcząc oczy. Uważnie patrzyła się prosto w jego twarz. Oczy nadal miał zasłonięte. Jedynie widziała jego czoło, część ust i policzek. Po tych częściach nie potrafiła go rozpoznać.

Chłopak się zląkł, ale nie dał po sobie tego poznać. Musiał być twardy.

- Ja ciebie również.

Te słowa były niczym cios, które przeszyły powietrze jak sztylet. Dziewczyna postanowiła nie drążyć dłużej tego tematu.

- Znałeś tego mężczyznę? - Zapytała z lekkim zawahaniem. Musiała mieć pewność, że nie oszalała i w jakimś stopniu znała Spider-Mana.

- W ostatnim czasie zdążyłem go poznać. - Skrzywił się.

Bright Girl szybko zabiło serce. Chłopak był jej bliższy niż myślała.

- Ja również go znałam. - Powiedziała po czym wstała. Nie mogła lekceważyć tego, że chłopak ją kojarzył. W dodatku, było już późno i musiała wracać. Było coś koło 4 lub może nawet 5 w nocy. - Do zobaczenia wkrótce.


Lilith kolejny raz tego dnia była na skraju płaczu. Liz wraz z matką były w szkole. To był jej pierwszy i ostatni raz od czasu balu, w którym przyszła do liceum - to właśnie ta myśl bolała najbardziej. Dziewczyna wzięła swoje dokumenty, ponieważ musiała się wyprowadzić. Lilith rozumiała to, ale strata przyjaciółki bardzo ją bolała. Nie wyobrażała sobie kolejnych szkolnych dni bez niej. Liz była jak ogień, a Lilith jak lód. Przeciwieństwa, które się wzajemnie przyciągały.

Po chwili Betty przytuliła się do Liz, a raczej się na nią rzuciła. Lilith nie wytrzymała z tych wszystkich emocji i również ją przytuliła. Łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Potrzebowała czasu, żeby pozbierać się po tej stracie. Wiedziała, że bez ciemnowłosej nic już nie będzie takie samo jak przedtem.

- Liz! - Krzyknął Peter i zaczął biec w kierunku wywoływanej dziewczyny.

- Będę tęsknić. - powiedziała Betty w ramionach przyjaciółek. Lilith nie była w stanie niczego powiedzieć. Żal jaki czuła był nie do opisania.

- Cześć.

Betty wraz z białowłosą zostawiły Liz samą z Peterem. Stały obok i przyglądały się im

- Przepraszam.

- Za co tym razem? - Liz starała się nie wybuchnąć. - Za bal? To było beznadziejne.

- Chodzi mi o twojego tatę. Jeśli mogę pomóc...

- Wyjeżdżamy do Oregonu. - Przewróciła oczami. - Mama mówi, że tam jest ładnie. Tata nie chciał żebyśmy były tu podczas procesu. Żegnaj Peter. - Dodała po chwili. - Obyś poradził sobie z tym co cię gnębi.

Liz odeszła. Już nigdy jej nie zobaczą.

~ Koniec części I


"Życie rzadko kiedy bywa sprawiedliwe."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top